SYNY - Nie ma dobrej muzyki bez ryzyka

29.04.2015 
SYNY - Nie ma dobrej muzyki bez ryzyka fot. Rafał Kolsut

SYNY łączą eksperymentalne podejście do produkcji i bezkompromisowość tekstów z charakterystycznym hip-hopowym pulsem. Ucięliśmy sobie pogawędkę z Robertem Piernikowskim i Przemysławem Jankowiakiem (1988) o tym w jaki sposób powstał ich pierwszy wspólny album pt. "Orient".

Nie przesadzimy chyba mówiąc, że Wasz album Orient spolaryzował środowisko muzyczne w Polsce - przynajmniej to zajmujące się muzyką alternatywną. Czy opinie, które się pojawiają, zarówno te pozytywne, jak i te negatywne, mają dla Was jakieś znaczenie?

1988: Nie mają żadnego znaczenia dla mnie jako twórcy, jedynie potęgują znaczenie tytułu płyty. Na początku się trochę zagotowałem, bo przywarła do nas łatka „hipsterów”, opinia, że ironizujemy i że wręcz nabijamy się z hip-hopu, czego po prostu nie potrafię zrozumieć. Po czasie stwierdziłem, że nie ma się czym przejmować - przecież robię swoje, a weryfikują to zawsze i tak słuchacze, w których inteligencję wierzę. Na koncertach jest dobry odzew, a ja jakoś nie czuję się nieswojo z tym materiałem. Wręcz przeciwnie, czuję się doskonale, więc nie mam powodu, by się irytować, nawet z perspektywy czasu doceniam całą dyskusję na nasz temat. Wygląda na to, że zrobiliśmy coś świeżego, co namieszało ludziom w głowach. Dużo rozbieżnych opinii pojawiło się po publikacji klipu Stoję. Jest on surowy, prosty w formie i dość wulgarny, wyjęty z kontekstu całej płyty może być niezłą pułapką na cieniasów, jest mocnym filtrem.

PIERNIKOWSKI: Cała ta awantura to jakby epizod wyjęty żywcem z naszych niektórych utworów. Dyskusje na temat, czy to jest muzyka, czy to jest hip-hop czy nie, przelatują gdzieś koło nas. To jak czytanie komentarzy pod artykułami w różnych serwisach internetowych.

W wielu dyskusjach na temat Waszej muzyki pojawia się pytanie o to, jak dużo w SYNACH jest kreacji? Czy jest to projekt, który możemy stawiać obok płyt Quasimoto?

PIERNIKOWSKI: A czy Wu-Tang Clan pochodzili z Shaolin? Zależy, co masz na myśli, mówiąc „kreacja”. Jeśli masz na myśli udawanie kogoś, kim się nie jest, to SYNÓW to nie dotyczy. Z kolei wymyślanie postaci, która wypowiada twoje albo czyjeś myśli, to coś, bez czego nie powstałaby literatura albo kino. Wyobrażacie sobie film, w którym reżyser gra zawsze siebie jeden do jeden? Wystarczy odrobina abstrakcyjnego myślenia, żeby wyczaić, że w tekstach, które piszę, to nie zawsze ja - tylko postacie, dzięki którym mogę pokazać, co myślę albo jak widzę świat. Żałosne jest to, że w ogóle trzeba tłumaczyć takie rzeczy...

Może warto byłoby się zastanowić, z czego to wynika. Kiedyś Tyler, The Creator pytany o tekst utworu Yonkers, w którym prowadzi wewnętrzny dialog na temat samobójstwa również odpowiadał, że nikt nie zadaje tego typu pytań Quentinowi Tarantino. Coś w tym jest, że naturalnie utożsamiamy wokalistę z tekstem, który prezentuje.

PIERNIKOWSKI: Jest mało orientu. No przecież wiadomo, że trzeba słuchać, rozkminiać i się orientować. Bez rozkminy nie ma orientu synowskiego.

Robert, nie zapisujesz swoich tekstów na kartkach, tylko nagrywasz je prosto z głowy. Czy można powiedzieć, że jest to rodzaj freestyle'u?

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

PIERNIKOWSKI: Po prostu staję przed mikrofonem i nagrywam. Pracując nad SYNAMI nauczyłem się tego, żeby jechać od razu na czysto. Nie mam już podejść na brudno, bo wiem, że nie powtórzę pierwszego strzału. Pierwsze podejście jest najszczersze, a im dłużej coś poprawiam, tym bardziej oddalam się od tego, co chciałem powiedzieć. Nie jest to freestyle, to raczej pisanie do mikrofonu...

Jak dogadujecie się między sobą w tym projekcie?

1988: Kochamy się jak bracia. Jak trzeba to martwimy się o siebie, a jak się spotykamy, to się mocno uśmiechamy. Wychowaliśmy się w tym samym rejonie Polski, ja na wakacje jeździłem do Świnoujścia, do kuzyna, który siedział mocno w rapie, rolkach, graffiti, zbierał magazyn „Ślizg” i miał wszystkie płyty. Specyfika tego miasta mocno odcisnęła piętno na mojej edukacji mentalnej, to też może działać jak magnes, który nas do siebie zbliżył. Nie ustalamy planów, nie robimy w zasadzie w ogóle prób, jedynie przed samymi koncertami. Pewnego razu, jak Robert przyjechał do mnie na kilka dni w celu „posiedzenia nad muzyką”, to spędziliśmy 90% czasu na łażeniu po mieście, plaży i graniu w kosza.

PIERNIKOWSKI: Zauważyłem jedno: nasze rzeczy dzieją się same. Dobrze się uzupełniamy. Mamy do siebie pełne zaufanie. Większości rzeczy związanych z muzyką nie musimy nawet omawiać, a wychodzi to jakbyśmy wszystko zaplanowali. Jest dobra czujka.

1988 - „Zacząłem produkować bity jak fabryka. Robert został nimi zalany i zaczął nagrywać do nich zwrotki” (fot. Rafał Kolsut)

Pomimo tego dobrego kontaktu ponoć trochę to trwało, zanim stworzyliście niedawno opublikowany materiał.

1988: Kilka lat temu wymieniliśmy parę maili, że dobrze by było współpracować. Zaprosiłem Roberta na jedno nagranie, ale nic z tego nie wyszło. Korespondencja się ciągnęła, chłopaki mi raz załatwili jakiś koncert w Poznaniu, wtedy też poznaliśmy się osobiście. Później były plany, żebym grał w Napszykłat, ale pracuję cały czas na etacie i wtedy nie wyobrażałem sobie, by grać tyle koncertów co oni. Ale z Robertem swobodnie ciągnęliśmy temat współpracy, który ostatecznie się wykrystalizował. Początkowo kombinowaliśmy na różne sposoby, ale nas to nie satysfakcjonowało. Na chwilę przerwaliśmy, a ja szybko wróciłem do tematu i zacząłem produkować bity jak fabryka. Robert został nimi zalany i zaczął nagrywać do nich zwrotki. Nie było już potrzeby produkcji przez niego kolejnych bitów, więc zupełnie spontanicznie wyklarował się duet MC/producent. Obecnie nie do końca ma to pokrycie w ostatecznym efekcie, bo Robert też umoczył palce w produkcji: dograł syntezatory, pocisnął dubowe motywy, montował wokale i niejako też odpowiada za aranż całości. W dodatku utwór Diesel jest 100% jego, o czym zapomnieliśmy napisać na płycie.

PIERNIKOWSKI: Długo nosiliśmy się ze wspólnym projektem. Trochę razem pograliśmy i szybko doszliśmy do wniosku, że musimy się mocno uprościć. To chyba była wspólna potrzeba jakiejś osobistej redefinicji każdego z nas. Długo bujaliśmy się, wymieniając się zajawkami, inspiracjami – od początku wiedzieliśmy, czego chcemy i jak ma to wyglądać. 88 zasypał mnie bitami, pętlami, jakby miał ADHD. Ja sobie najczęściej te jego pętle układałem w utwory pod wokal, dodawałem w ostatniej chwili swoje synthy i finalnie miksowałem. Ten podział na MC i producenta to rzecz pozorna, bo aranżacje numerów, miks, finalne brzmienie całości, czyli generalnie produkcja, to nasza wspólna praca.

SYNY określane są często jako post lub avant hip-hop, czyli style będące alternatywą dla głównego nurtu hip-hopu. Jednak mamy wrażenie, że w Waszej muzyce pobrzmiewają echa takiej klasyki jak pierwsze płyty Wu-Tang Clanu czy nawet przywoływanego już Quasimoto wraz z innymi artystami z wytwórni Stones Throw.

1988: Nie używamy tych przedrostków, na mnie hip-hop miał największy wpływ, a to, że zacząłem eksperymentować wynika tylko i wyłącznie ze specyfiki tej muzyki. Pierwsze rapowe płyty miały w sobie więcej eksperymentu niż te, które są teraz. Wtedy eksperyment wynikał ze szczerej zajawki, a teraz jest to chyba tylko moda i moim zdaniem wychodzi to kiepsko, wszystko się skomercjalizowało. Moda na trapy, dubstepy, cykacze. Ja się odcinam, już wolę siedzieć w starociach. Co nie znaczy, że nie wychodzą dobre rzeczy, ale trzeba odsiewać. Jeśli pytasz już o konkrety, to tak, dla mnie pierwsze rzeczy, które wychodziły spod ręki Wutangów są w zasadzie kluczowe, Madlib i jego podejście do produkcji to równie mocny punkt, MF Doom jest dla mnie jedną z ikon. Ale równie ważne są dla mnie np. nagrania Gangstarra czy DAS EFX, czyli mocna klasyka.

PIERNIKOWSKI: 88 i ja zaczynaliśmy od hip-hopu w ogóle. Robiąc SYNY odwołaliśmy się do swoich początków. Szczerze mamy w dupie, jak ktoś nas nazywa i czy kwalifikujemy się np. do encyklopedii polskiego rapu. Jeśli zrobić sobie taką SYNY ORIENT wyklejankę w zeszycie, to przyklejam tam: Wu-Tang, Gangstarr, J Dilla, MF Doom, Madlib, NAS, WYP3, Molesta, Lee "Scratch" Perry, King Tubby i Sinead O’Connor.

W jednym z wywiadów Robert zapytany o hip-hop mówił właśnie o tym, że zbyt szybko stał się klasyką. Czy jest to Wasz główny zarzut do odbiorców i twórców tego gatunku?

1988: To jest właśnie to, o czym mowa była przed chwilą. Hip-hop za szybko się skomercjalizował, zdziadział i cieniasy poszły na łatwiznę. Wszyscy zaczęli wałkować te same motywy, bo każdy bał się ryzyka, że to nie zażre, a hajs leci. A dobrej muzyki nie ma bez ryzyka.

PIERNIKOWSKI: Brakuje odwagi. Wszyscy się na siebie patrzą, boją się zachować dziwnie, bo chłopaki będą się śmiały. Trochę takie podwórko. Patrz na rap w latach dziewięćdziesiątych: ile freaków, odpaleńców, ile stylów.

Rzeczywiście dzisiaj hip-hop stał się bardzo jednolitym gatunkiem, ale z drugiej strony to nie znaczy, że nie pojawia się nic wartego uwagi. Czy jakieś zjawiska na scenie muzyki alternatywnej szczególnie zwróciły Waszą uwagę?

1988: Dlaczego mówimy o muzyce alternatywnej? Nie uznaję tego podziału, po prostu się tym nie posługuję. Dla mnie muzyka to muzyka, mogę posłuchać Rihanny i znaleźć w niej coś interesującego, choć oczywiście rozumiem, że chodzi o ten boczny nurt. Ale co w takim razie do niego zaliczyć? Załóżmy hip-hop, którego słucham, był i jest raczej poza tym nurtem, więc wolę się wypowiedzieć na temat muzyki ogólnie. Generalnie bywa ze mną różnie, raczej coś się po prostu do mnie przykleja niż sam specjalnie po to sięgam. Nie eksploruję tak mocno nowości, lubię za to grzebać w pewnej tematyce przez dłuższy czas, przez dziesiątki lat powstało tyle dobrej muzyki, że nie trzeba słuchać nowości, żeby odkryć coś nowego. Ostatnio szczególnie mocno eksploruję dub i ta fascynacja odbiła się na produkcjach, również na SYNACH. Robert też ostatnio mocno wszedł w dub. Śmiejemy się, że ja to King Tubby, a on Lee Perry - nawet trochę podobni jesteśmy. Dub jako muzyka, kultura i dub jako sposób produkcji jest dla mnie obecnie największą inspiracją, którą przetwarzam we własny sposób. Wydaje mi się, że tak zupełnie bezpośrednio nikt w hip-hopie tego nie potraktował. Surowe bity plus prosty dub - w tę stronę to idzie.

PIERNIKOWSKI: Jaram się pierwotnym dubem. Szukam nowości tak samo jak staroci, a chronologia zostaje gdzieś na drugim planie. Jaramy się raczej tymi samymi rzeczami. Zauważyłem, że mamy podobnego czuja na ten pozamuzyczny pierwiastek, który muzyce nadaje szczególnej wartości. Nazwijmy to sercem.

Co rozumiecie przez dubowy sposób produkcji? Jak to wygląda w praktyce?

PIERNIKOWSKI: Mikser, delay, reverb...

1988: W SYNACH nie chodzi tylko o sposób produkcji, ale również o ducha dubu. Ostatnio rozmawialiśmy na ten temat, że na słonecznej Jamajce, takiej postrzeganej jako barwna, egzotyczna kraina, tonąca w oparach marihuany, jest tyle cierpkości i mroku, który wyczuwam ewidentnie w nagraniach dubowych. Jeśli chodzi o sam sposób produkcji, to Robert powiedział w zasadzie wszystko w tym temacie.

Kiedyś mówiąc o hip-hopie miało się na myśli muzykę samplowaną – była to jedna z jego podstawowych cech. Z tego, co wiemy, warstwa muzyczna SYNÓW powstała głównie na syntezatorach.

1988: Sampling na Oriencie ograniczył się do partii bębnów i kilku elementów, reszta to syntezatory. W zasadzie działa to w ten sam sposób, bo syntezatory są niejako samplowane i przetwarzane w kolejnych etapach. A niekiedy oczywiście zgrywane na żywca z łapy. Nie ma znaczenia, z czego powstaje muzyka, ważne, żeby był tam pierwiastek ciebie. Udało mi się uzyskać pewną „samplowość” brzmienia. Mimo że są same syntezatory, to brzmi to jak sample. W utworze Babcia można sobie spróbować wyobrazić, z czego może być ten sampel. Podoba mi się to.

PIERNIKOWSKI: SYNY samplują głównie siebie.

Opowiedzcie o swoich wcześniejszych projektach. Robert był częścią zespołu Napszykłat, który grał koncerty m.in. w Barcelonie czy Nowym Jorku. Gdzieś spotkałem się z opinią, że Twoja twórczość jest bardziej doceniana za granicą niż tutaj. Czy rzeczywiście tak to odczuwasz? Czy z SYNAMI jest podobnie?

PIERNIKOWSKI: No tak, pobujałem się trochę z Napszykłat, ale też solo tu i tam. W Czechach i na Słowacji pisze się, że Napszykłat jest już zespołem legendarnym. Nie wiem, czy jesteśmy tam bardziej doceniani, ale zauważyłem, że gdzie indziej nikt nie ma tak silnej potrzeby debaty nad tym, czy jest to hip-hop czy nie. Nikt nie zastanawia się, jak to nazwać i jak to ugryźć. Spotkałem się raczej z większą koncentracją na samej muzyce niż jej kategoryzowaniu. Nie robię jednak z tego problemu, znam nasze realia i sam jestem ich częścią. Robię swoje. SYNY jak dotąd były raz zagranicą i skończyło się to aresztem, zobaczymy jak to będzie dalej...

1988: Ja do tej pory grałem solo jako Etamski, nagrałem trzy płyty, współpracowałem z grupą Kristen, z którą nagrałem płytę Western Lands, choć nie jako oficjalny członek zespołu. Grywałem z perkusistą Pawłem Szpurą w duecie RAW, ostatnio także z dziewczynami z Enchanted Hunters. Nasz projekt nazwaliśmy Stella, ma potencjał i chciałbym to rozwinąć. Wszystko zweryfikuje czas. Obecnie gram solo jako 1988 i pracuję nad nową płytą.

Jak zmieniały się Wasze preferencje sprzętowe?

1988: Jako dzieciak siedziałem w komputerach, ale zawsze marzyłem, żeby robić tylko na sprzęcie, cisnąć w pady MPC. Na początku w zasadzie pracowałem na wyśmiewanym Fruity Loopsie - na nim powstała moja pierwsza wydana płyta Zabrudzony Garnitur (wyd. Qulturap 2008). To była dobra nauka. Dowiedziałem się, na czym polega kompresor, EQ, jak dobrze korzystać z pogłosów, a program był oparty na typowym sekwencerze.

Dzisiaj też korzystasz z komputera?

1988: Komputera w produkcji pozbyłem się niemal od razu, jak tylko wpadła mi w łapy MPC-tka. Komputer ma za dużo możliwości, można niepotrzebnie popaść w skomplikowaną sieć połączeń, zapętlić się i wtedy za bardzo zastanawiasz się nad techniką i tracisz ducha tworzenia. Nienawidzę myszki w pracy przy muzyce. Chcę, żeby akcja od razu powodowała konkretny efekt, a to mi zapewnia MPC. Oczywiście, można sobie ograniczyć software, zamknąć oczy na niektóre udogodnienia, ale po co, skoro MPC robi to za Ciebie i do tego ma swój specyficzny, bardzo wygodny workflow. Wszystkie ograniczenia samplera doskonale sobie przyswoiłem i nie sprawiają mi problemów. Wręcz przeciwnie - doceniam je, są dla mnie zaletą. Na MPC nagrywam ślady syntezatorów, sample i wszystko odbywa się niemal od ręki, nie wyobrażam sobie innego sposobu działania. Jedynie efekt finalny jest z reguły zgrywany do komputera lub na taśmę. Staram się wykorzystać maksimum z samplera, w ruchu są wszystkie wejścia i wyjścia, tak więc bardzo ważny jest dobry mikser, którego rolę doceniłem stosunkowo późno. Obecnie pracuję nad rozwinięciem solidnego dubowego setupu. W kreowaniu brzmienia bazuję głównie na syntezatorach DSI Evolver i Roland Juno-106. Evolver jest kompaktowym monstrum, jest idealny do eksperymentowania z dźwiękiem, modelowania, do tego ma dość charakterystyczne brzmienie, które mi na maksa odpowiada. Dopełnieniem i nie wiem, czy nie najważniejszym obecnie elementem, jest Juno-106. To w zasadzie przeciwieństwo Evolvera, bo jest mało skomplikowany. Siadasz, grasz i to brzmi pięknie, uzupełnia się z brzmieniem Evolvera. Kolejnym etapem są pogłosy, delaye i efekty takie jak np. Ring Modulator. Unikam za to jak ognia współczesnych cyfrowych gadżetów, na których można wykręcić efekciarskie gówienka i w pewnym momencie grają za ciebie. Wolę surowiznę i prostotę.

1988 - „Jeśli kogoś zainteresowała nasza płyta, to na pewno warto sprawdzić koncert, który jest jej bardzo ważnym dopełnieniem” (fot. Michal Vasil)

Robert, jak wygląda to w Twoim przypadku?

PIERNIKOWSKI: Słucham muzyki dość naiwnie, tzn. nie zastanawiam się raczej, na czym jest robiona. Wrażenie wywołują we mnie efekty, a nie narzędzia. Wiem, że zrobiłbym dobrą muzę na wszystkim. Na początku cisnąłem bity na Amidze w programie Digiton – prymitywne jednośladowe narzędzie, potem je zgrywałem na kasety. Później wkręciłem się w stare samplery Yamaha SU i Boss Dr Sample. Dalej pojawił się Ableton Live, z którego się jednak wycofałem, bo oferował mi za wiele niepotrzebnych rzeczy. Używam go obecnie do nagrywania. W tym samym czasie wpadł mi w ręce Evolver, przez który wkręciłem się w syntezę. Innym razem z wycieczki do Ameryki przywiozłem magnetofon Tascam Portastudio 424 i MPC, dzięki czemu znowu wróciłem do kaset i samplera. Obecnie na stole mam podstawowe narzędzia: MPC, mikser, Tascam 424, Delay, sprężynowy reverb i syntezatory Evolver, Waldorf i Korg POLY800.

W Waszych produkcjach, zarówno solowych jak i w tych wspólnych, słychać charakterystyczny szum. Gdzieś mówiliście, że jest to szum morza, które jest Wam bliskie. Jak w praktyce osiągnęliście taki efekt?

1988: To się ma, nie robię tego na siłę i to chyba czuć. To wrosło we mnie, od samych początków nie mogłem sobie wyobrazić muzyki bez pewnej dozy nieczystości. Nic w naturze nie jest przejrzyste w stu procentach, nie wierzę w HD i krystaliczną cyfrową jakość - dla mnie to oszustwo. Jeśli pytasz o kwestie techniczne - na pokładach syntezatorów jest szum, na taśmach jest szum, na winylach jest szum, no i mieszkam nad morzem, wychodzę na dwór to szumi, a jak jest sztorm to szumi mi w oknach. To moje naturalne środowisko.

PIERNIKOWSKI: Wszystko szumi, wystarczy tego nie wycinać.

Jakie są Wasze najbliższe plany?

1988: SYNY teraz uruchamiają tryb koncertowy, więc na pewno będzie można nas usłyszeć na żywo w różnych miejscach. Jeśli kogoś zainteresowała płyta, to na pewno warto sprawdzić koncert, który jest jej bardzo ważnym dopełnieniem. Ja będę jednocześnie pracował nad muzyką do filmu animowanego Karoliny Głusiec oraz nad solowym albumem. Pozamuzycznie - choć nie do końca - będę się starał ciągnąć bagaż krytyczny, jakim jest prowadzenie labelu Latarnia.

PIERNIKOWSKI: SYNY mają koncertowy potencjał - chcemy dużo jeździć. Poza SYNAMI pracuję teraz nad swoim solowym materiałem. Premiera po wakacjach.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
maj 2015
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó