Ableton Live 10
Od premiery ostatniej wersji Live minęły już cztery lata. Najwyższy czas więc zaprezentować coś nowego i wyprasować kilka fałd, które nie ułatwiały życia użytkownikom. Oczywiście nigdy nie można zadowolić wszystkich, ale trzeba przyznać, że berlińska ekipa zrobiła naprawdę wiele, żeby utrzymać pozycję lidera na rynku.
Zmiany dotyczą niemal każdego obszaru – poczynając od nowych instrumentów i efektów, poprzez usprawnienia w edycji i automatyce, po zintegrowane wewnętrznie środowisko Max for Live w standardzie, głębszą integrację Pusha i masę małych usprawnień na poziomie grafiki czy obsługi przeglądarki.
Efekty i instrument
Oczywiście najbardziej seksowne są nowe efekty (cztery) oraz instrument (jeden). Niby skromnie, ale w tym przypadku jakość zdecydowanie rekompensuje ilość. Nowy syntezator Wavetable, zgodnie z nazwą, jest syntezatorem wavetable o bardzo charakternym, cyfrowym rodowodzie, oferując pakiet fal zaczerpniętych z najróżniejszych syntezatorów, a do tego modelowane analogowe filtry o doskonałym brzmieniu. Jedyny minus, to dość pokaźny apetyt na zasoby komputera, ale na razie używam wczesnej wersji beta, więc pewnie będą jeszcze wprowadzane jakieś optymalizacje.
Do arsenału efektów dołączył też bardzo apetyczny delay w postaci wtyczki Echo, składającej hołd klasycznym urządzeniom tego typu – i to zarówno analogowym, jak i cyfrowym. Jest też kompresor wyspecjalizowany w przetwarzaniu sygnału bębnów (Drum Buss) oraz nowy efekt gitarowy Pedal. Ten ostatni brzmi wyjątkowo dobrze i nadaje się nie tylko do gitary, ale też do obróbki wokali, perkusji czy syntezatorów, oferując trzy różne algorytmy (distortion, fuzz i overdrive). Cieszą też takie drobiazgi, jak np. udoskonalona wtyczka Utility z opcją monofonizacji basu.
Edycja i miks
Z mojego punktu widzenia, o wiele ważniejsze są jednak usprawnienia w ergonomii pracy, bo akurat efektów i instrumentów wszyscy mamy za dużo, ale jakoś klikać się ich nie chce... Dlatego z wielką radością przyjąłem takie usprawnienia jak analizator widma w EQ8, wskaźnik redukcji sygnału w kompresorze, czy nuty MIDI zawarte w danym klipie, wyświetlane bezpośrednio na ekranie Pusha (zgadza się – nie trzeba nawet patrzeć na monitor komputera). A skoro o Pushu mowa, to usprawniono też pracę z sekwencerem (możliwość jednoczesnego używania sekwencera i grania padami w czasie rzeczywistym). Jest też kilka nowych przydatnych skrótów.
Dużo ulepszeń pojawiło się w obszarze miksowania. Przede wszystkim teraz można tworzyć „grupy w grupach”, co znacznie ułatwia zapanowanie nad wielościeżkowymi nagraniami instrumentów. Znacznie łatwiej zapanować też nad automatyką, no i w końcu doczekaliśmy się funkcji Split Stereo Panning – nie trzeba już wrzucać specjalnej wtyczki za każdym razem, gdy chcemy ustawić sygnał stereo w panoramie (wcześniej panorama dostępna była tylko w opcji Balance). Na uwagę zasługuje też przesuwanie materiału audio w ramach klipu (lepiej późno, niż wcale) oraz możliwość edycji wielu klipów MIDI naraz. Co prawda opcja ta dostępna jest już od dawna pod postacią zewnętrznej wtyczki firmy Isotonik (Multiclip Editor), ale w Live 10 zaimplementowano tę funkcjonalność w bardzo elegancki sposób.
A skoro w temacie MIDI jesteśmy, to wyjątkowo cieszy mnie funkcja MIDI Chase. Każdy kto komponował muzykę opartą na długich akordach, wie jaka to męka, gdy trzeba wskazywać myszką początek akordu za każdy razem, gdy chce się odsłuchać jakąkolwiek jego część. Live 10 rozwiązuje ten problem. Bez względu na to, w którym momencie trwania nuty odpalicie program, wszystkie akordy zabrzmią tak, jak powinny.
Capture
To jest coś, na co czekał zapewne każdy songwriter. Zapewne znacie ten scenariusz. Gracie na klawiaturze MIDI i nagle dociera do Was, że właśnie stworzyliście riff swojego życia. Jednak żeby go zapisać, trzeba ustalić właściwe tempo projektu, odpalić metronom oraz właściwy klip. Niby tylko kilka ruchów, ale jakże znienawidzonych i rozbijających koncentrację. W tym momencie okazuje się, że riff, owszem jest, ale z kompletnie innym feelingiem, którego często nie można już odtworzyć. Od tego już tylko krok do używek, złego towarzystwa i złamanej kariery.
Capture omija te wszystkie kłody. Teraz nagrywanie MIDI odbywa się cały czas w tle. Wystarczy tylko, że dana ścieżka MIDI jest uzbrojona. Live „słucha” tego, co gramy, i jeśli spodoba nam się to, co właśnie stworzyliśmy, wystarczy kliknąć ikonkę Capture (mały kwadracik obok ikony automatyki u góry). Wtedy program automatycznie tworzy nowy klip MIDI i dostosowuje tempo projektu do powstałego riffu, tym samym zachowując cały boski feeling. Jest nawet możliwość overdubbingu – trzeba tylko ponownie kliknąć ikonę Capture jeśli dogrywka jest warta zachowania. W ten sposób muzyk może się poświęcić całkowicie komponowaniu, zapominając o metronomie i koszmarach nagrywania. Nie wspominając o tym, że komendę Capture można również egzekwować z poziomu Pusha za pomocą skrótu Rec + New.
Inne, też ciekawe
Z pomniejszych, acz miłych udogodnień – w końcu można eksportować pliki w formacie MP3. Program zyskał również odświeżoną szatę graficzną i wszystko zdaje się być bardziej wyraźne i łatwiejsze do odczytania, co ma znaczenie szczególnie w przypadku wtyczek Abletona, które są zamknięte w sztywnych ramach natywnego interfejsu, nie grzeszącego rozmiarami. Odświeżono również sekcję wyszukiwarki, wyposażając ją m.in. w zaawansowaną sekcję tagowania Collections, znacznie ułatwiającą szybkie dotarcie do ulubiony sampli czy wtyczek.
Do pełnego szczęścia brakuje mi tylko skrótu klawiszowego (albo możliwości kontrolowania poprzez komunikaty MIDI), pozwalającego na chowanie i pokazywanie okna danej wtyczki. Teraz co prawda jest skrót, ale działa on na pół gwizdka (trzeba wskazać dany plugin myszką, co powoduje, że cała operacja mija się z celem).
Nowa wersja programu będzie dostępna w pierwszym kwartale 2018 roku. Jeśli ktoś zdecyduje się teraz na zakup Ableton Live 9 Suite w cenie 2.099 zł, wówczas otrzyma wersję 10 za darmo z chwilą, gdy tylko pojawi się ona na rynku.
polecane