Acustica Audio Gainstation, czyli pierwsza liga żużla

07.12.2020  | Marcin Staniszewski
Acustica Audio Gainstation, czyli pierwsza liga żużla

Mam obsesję na punkcie przesterów i nie czuję potrzeby posiadania kolejnych, czy to w formie sprzętowej, czy też programowej. Jednak dla Gainstation znajdzie się wolne miejsce w folderze, gdyż to zawodnik wagi najcięższej.

Pierwsze wrażenie nie było jednak najlepsze, bo spece od marketingu kierują tę wtyczkę, głównie do młodzieży, którą już dawno nie jestem. Kosmiczny interfejs i ciągłe nawiązania w presetach do przesterowanej stopy z 808 to nie moja bajka, podobnie jak świat trapowych klisz. No ale firmujący wtyczkę Mike Dean sroce spod ogona nie wypadł, więc dla sportu postanowiłem spróbować. W końcu mówimy o człowieku, który maczał swoje palce i uszy w nagraniach takich gigantów, jak: 2Pac, Kanye West, Scarface, Drake czy Jay-Z.

Od razu uwaga - Gainstation, nie jest kopią klasycznego urządzenia firmy SPL, o tej samej nazwie. Gainstation nie jest w ogóle bezpośrednią kopią konkretnego urządzenia, a raczej amalgamatem kilku różnych przedwzmacniaczy, które amerykański producent darzy wielką sympatią. To w wersji Gainstation, czyli w opcji pełnej wtyczki. Jest jeszcze jej mniejszy brat "Boost" - tańszy jednopokrętłowiec z podstawową opcją korekcji. I tu uwaga - przy zakupie dużej wersji użytkownik nie dostaje automatycznie mniejszej wersji w pakiecie, jak to było do tej pory. To dwie osobne wtyczki z osobnymi cenami.

Zacznijmy jednak od Gainstation. Do czynienia mamy z wielozadaniowym potworem, którego głównym przeznaczeniem jest saturowanie i przesterowywanie sygnału. Można go używać z powodzeniem na szynie master, ale też i na indywidualnych ścieżkach. Po lewej stronie mamy ogromne pokrętło służące do wzmacniania sygnału wejściowego w zakresie +24/-24 db (po drugiej stronie znajduje się odpowiadające mu pokrętło wyjściowe), a tuż obok sekcję czterech preampów. Składa się ona z pokrętła, którym decydujemy o głębokości saturacji, oraz czterech przycisków tuż pod nim, pozwalających na wybór jednego z czterech modeli preampów. Producent nie podaje żadnych wytycznych, ale słychać, że są one uszeregowane od najbardziej jedwabistego ("M") po najbardziej najeżony jasnymi harmonicznymi ("E") i wszystko pośrodku ("I" oraz "K"). Zgadza się - nazwy preampów to kupy tworzą imię "MIKE"... Podobnie jak nazwy czterech clipperów dostępnych na dole po prawej stronie.

Tu z kolei mamy (surprise, surprise), clippery "D", "E", "A" oraz "N" - rozmieszczone na takiej samej zasadzie - od najłagodniejszego, po najbardziej agresywny. Oprócz tego na górze interfejsu mamy prostą, acz niezwykle jedwabistą i efektywną sekcję korekcji wyjętą z korektora Pultec z lat 70. Można podbić półkowo dół przy 60 i 100 Hz oraz górę od 3 Khz i 10 Khz - w obu przypadkach zakres regulacji wynosi 10 db. Jakby tego było mało na dole po lewej stronie mamy równie prostą i równie efektywną sekcję poszerzania stereofonicznego, działającego na zasadzie podbicia sygnału "SIDE". W centrum pyszni się również czteropozycyjny przełącznik służący do zmiany routingu poszczególnych sekcji, co ma niebanalny wpływ na ostateczne brzmienie.

Zacznijmy od soundu - brzmi to doskonale, na poziomie moich ulubionych wtyczek w rodzaju Kaya, Decapitator czy VSM-3, ale o rewolucji mowy nie ma. Jeśli chodzi o scenariusze typu dobarwianie basu, wokali czy grupy perkusyjnej konkurencja poradzi sobie równie dobrze. Co innego jeśli mówimy o agresywnych przesterach szarpiących mięso grabiami. Tutaj Gainstation naprawdę błyszczy i o ile konkurencja może sypać piachem po oczach, to Gainstation wali po nich żużlem z karabinu maszynowego. Jeśli więc kręcą was ultra przesterowane stopy z 808 i bas bzyczący niczym końska krowa w sierpniu, to nie ma się nad czym zastanawiać - żywe, zwarte, pełne brzmienia jak z najlepszych gratów sprzętowych typu Culture Vulture albo rackowy SansAmp. Podoba mi się że mimo drastycznego przesterowania dół nie traci za dużo ciała, a nawet jeśli traci, to na podorędziu czeka wspomniana elegancka i masywna podbitka Pulteckiem. Nie będę tu się rozwodził nad poszczególnymi odcieniami clippera, bo i tak wszystko zależy od obrabianego materiału, ale napiszę tylko, że kombinacja sekcji preampów i clipperów daje naprawdę ogromną paletę porównywalną do klasycznego Decapitatora firmy Soundtoys.

A skoro o Soundtoys mowa, to mniejszy braciszek Gainstation, czyli Boost, przypomina mi z kolei Devil-Loca. Tu też mamy minimum parametrów, bo tylko dwa, i maksimum agresji. Rzecz składa się z clippera "D" (czyli tego najmniej agresywnego) oraz z tej samej sekcji EQ tylko zafiksowanej na 60 Hz na dole i na 10 Khz na górze. Im bardziej w prawo duże czarne pokrętło, tym więcej dołu, góry i zniekształceń harmonicznych, co czyni to narzędzie idealnym kandydatem na szybkie i skuteczne przybrudzanie w trybie równoległym. A propos - to jedyna rzecz jakiej mi tu brakuje - przy tego typu efektach pokrętło "MIX" wydaje się czymś naturalnym w dzisiejszych czasach. Niestety zabrakło go w obydwu wtyczkach. Mają też one spory apetyt na CPU, co nie dziwi w przypadku wtyczek firmy Acustica, choć trzeba przyznać, że Boost zużywa o połowę mniej zasobów niż Gainstation, więc w wielu sytuacjach można znieść ten słodki ciężar. Tym bardziej, że w przypadku Gainstation, istnieje opcja wyłączenia każdej z pięciu sekcji. No ale mogę przymknąć oko, na te niedogodności, biorąc pod uwagę naprawdę sążniste i najeżone prądem brzmienie. Aż miło w zębach chrzęści!

Więcej informacji TUTAJ.

Star icon
Produkty miesiąca
Sennheiser MD 421 Kompakt
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó