GForce Oberheim OB-E v2 - słodki uścisk tłuściocha
Tom Oberheim to jeden z trzech muszkieterów syntezy obok Roberta Mooga i Dave’a Smitha. Właśnie ukazała się nowa wersja cyfrowej emulacji legendarnego ośmiogłosowca Oberheima - OB-E v2. Dobrych informacji jest wiele, ale najważniejsza jest taka, że OB-E w końcu dostępny jest także na PC. No i że powstał on w ścisłej współpracy z legendarnym konstruktorem, który po raz pierwszy zdecydował się firmować syntezator programowy swoim nazwiskiem.
"Tłuste brzmienie" to jedno z tych określeń, które są tyle soczyste, co nic nie znaczące. No bo co to naprawdę znaczy? Pewnie to, co dana osoba ma w głowie, czyli cokolwiek. Dla mnie "tłuste brzmienie" oznacza dużo dolnego środka i dużo harmonicznych. Do tego szerokie stereo. To jest dla mnie "tłusty sound". Jeśli chodzi o syntezatory, to synonimem tłustego soundu jest dla mnie brzmienie instrumentów autorstwa Toma Oberheima. Wolę je nawet bardziej od klasycznego brzmienia Mooga. Jakiś czas temu zakochałem się w OB-6 - sprzętowym instrumencie, będącym wynikiem współpracy Dave’a Smitha i Toma Oberheima, ale po premierze OB-E, mój portfel nie będzie lżejszy o 14 tys. które trzeba wyłożyć za OB-6, a jedynie o 150 funtów - bo tyle kosztuje obecnie nowa, ulepszona wersja OB-E. A to dlatego, że OB-E v2, jest chyba najlepiej brzmiącym soft synthem jaki słyszałem i przestałem widzieć sens inwestowania ("inwestowania" hehe) w sprzętowego grata.
Ale po kolei. W oryginale jest to istne monstrum składające się z ośmiu niezależnych głosów - każdy z własną sekcją oscylatorów, filtrów i obwiedni. W praktyce oznaczało to 16 oscylatorów, tyle samo obwiedni ADR oraz 8 charakterystycznych filtrów. Oznaczało to też możliwość programowania naprawdę skomplikowanych, wielowarstwowych barw, choć nie było proste, gdyż każdy głos trzeba było obsługiwać indywidualnie… No ale brzmieniowo nie można już "tłuściej". Bombastyczne brzmienie tego instrumentu brało się właśnie z różnic pomiędzy poszczególnymi głosami. Ten oryginalny charakter udało się zachować w OB-E do tego stopnia, że Tom Oberheim po raz pierwszy zdecydował się na firmowanie swoim nazwiska programowego syntezatora. I nie jest to tylko marketingowy zabieg. Ten instrument naprawdę brzmi TAK dobrze.
Nie będę opisywał całej struktury tego instrumentu, ale skupię się głównie na nowych funkcjach. Gwoli przypomnienia ogólnej charakterystyki - podobnie jak w oryginale do dyspozycji mamy osiem osobnych sekcji. Każda wyposażona w dwa oscylatory (plus jeden jako modulator), dwie obwiednie, filtr oraz LFO i prostą matrycę modulacji z poziomu parametru "Velocity". Każdą z sekcji można ustawiać indywidualnie, ale można też kliknąć ikonkę "Group" i wtedy mamy kontrolę nad konkretnym parametrem we wszystkich głosach, co często znacznie przyspiesza pracę (jest też opcja "Offset" pozwalająca na zmianę wszystkich parametrów z zachowaniem proporcjonalnych różnic). Nie znaczy to, że automatycznie pozbawiamy się korzyści płynących z owej nielinearności każdego z głosów (zwanych też SEM-ami). Od tego mamy parametry "Detune" oraz "Vintage" pozwalające na bardzo precyzyjne określenie, jak bardzo rozchwiane mają być wszystkie głosy (jest też opcja selektywnego wykluczania poszczególnych głosów z grupy za pomocą funkcji "Lock"). Ustawienia każdego z głosów można kopiować i przeklejać do innego Można je indywidualnie aktywować i wyłączać. Sercem brzmieniowym jest oczywiście charakterystyczny filtr, a właściwie osiem płynnie przestrajanych filtrów - po jeden na każdy SEM. Jest też prosty mikser i sprytny sekwencer. Mamy opcję wszelkiej możliwej żonglerki głosami - od polifonicznego grania, poprzez dzieloną klawiaturę (połowa głosów w dolnej części i połowa w górnej) i sekwencyjne odgrywanie kolejnych głosów z udziałem sekwencera.
Nowa wersja wzbogaciła się również o pięknie brzmiący pogłos. To rzadkość, bo pokładowe reverby w syntezatorach najczęściej brzmią co najwyżej znośnie. Tu jest naprawdę dobrze i po raz pierwszy nie wyłączam odruchowo tej sekcji. Pogłos znajdziemy, tam gdzie jest delay, czyli w lewej dolnej części interfejsu, tuż obok sekwencera. Wyposażono go w filtry, prostą modulację i pięć bardzo sensownych presetów. Świetnym pomysłem jest też możliwość wyboru aplikacji pogłosu do różnych grup SEM-ów. Można zwilżyć nim tylko pierwsze cztery głosy, kolejne cztery, albo wszystkie jednocześnie. Ma to ogromny sens, szczególnie gdy dzielimy klawiaturę i chcemy grać suchym basem w lewej ręce i skąpanym w pogłosie leadem w prawej.
Ulepszono też sekwencer. Przede wszystkim, podobnie jak sekcje głosów, dorobił się on przycisku "Zoom" co znacznie ułatwia pracę. Dodatkowo można też kontrolować zmianę skal za pomocą komunikatów CC, co poszerza grywalność tego instrumentu i pozwala na swobodniejszą improwizację podczas komponowania. Nie można też nie wspomnieć o nowym trybie "Drum", w którym każdy głos zamienia się w niezależny instrument perkusyjny. Aktywacja i deaktywacja tego trybu odbywa się poprzez wciśnięcie skrótu klawiszowego "Alt+D". Kolejne głosy perkusyjne przypisano po kolei w górę chromatycznie zaczynając od C-2.
Last, but not least - OB-E jest dość łaskawy, jeśli chodzi o zasoby komputera. Spodziewałem się sporej kary związanej z jakością brzmienia, tymczasem wskaźnik zużycia procesora w Abletonie rzadko przekraczał 20 procent. Dla porównania emulacja Oberheima, bx_oberhausen autorstwa Plugin Alliance zużywała mniej więcej jedną trzecią więcej mocy. Jeśli więc lubicie to brzmienia oraz dodatkowo kochacie swoją księgową, to jak dla mnie to jest klasyczne "win-win situation".
Więcej informacji TUTAJ
polecane