Ableton Live 11 - mega update!
Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji! Podobnie jak nikt nie spodziewał się nowej wersji Abletona Live 11, jako że na "dziesiątkę" czekaliśmy przecież ładnych parę lat. Tym bardziej, że najnowsza wersja niesie ze sobą tyle usprawnień i zmian, że starczyłoby na dwa apdejty.
Zacznijmy jak w dobrym thrillerze - od trzęsienia ziemi. Otóż w końcu jest - wymodlony, wyproszony comping. Oznacza to, że jak w każdym cywiizowanym, DAW-ie, również w Livie można teraz nagrywać wiele wersji danego podejścia w ramach pojedynczej ścieżki w oknie Arrangement, tak by potem skompilować finalną, idealną wersję. W dodatku opcja ta została zaimplementowana w naprawdę elegancki sposób. Wystarczy zaznaczyć daną ścieżkę w pętli, jak zawsze uzbroić ścieżkę i po prostu nagrywać ile dusza zapragnie. Potem klikamy prawym na nagłówek ścieżki i wybieramy opcję "Show Take Lanes" (albo Ctrl+Alt+U) i naszym oczom ukazują się wszystkie podejścia jedno pod drugim. Teraz wystarczy odpalić narzędzie rysika "Draw Mode" ("B") i zaznaczyć które fragmenty z poszczególnych wersji nas interesują. Wszystko układa się elegancko w nadrzędnej ścieżce. Co więcej, można doprecyzować wybór manipulując krawędziami wybranych fragmentów. Jakby tego było mało, na poszczególne wersje można przeciągać również materiał audio z innych ścieżek oraz z wyszukiwarki co sprawia, że funkcja ta wykracza daleko poza zwyczajowy comping umożliwiając np. bardzo kreatywne, wielowarstwowe mash-upy.
Kolejną rzeczą, która strasznie utrudniała edycję nagrań wielościeżkowych był brak możliwości linkowania ścieżek. Szczęśliwie i ten przykry etap mamy za sobą. Oto bowiem wystarczy zaznaczyć z "Shiftem" dane ścieżki w Arrangement View, kliknąć prawym na jednej z nich i zaznaczyć opcję "Link Tracks" by móc cieszyć się dobrodziejstwami płynącymi z przenoszenia, kopiowania, cięcia i zakładania fade'ow na wielu ścieżkach jednocześnie. Co za ulga...
Kolejną nowością jest wsparcie dla protokołu MPE, który w konkurencyjnym Bitwigu hula już nie od dziś. Teraz i użytkownicy Live'a mają dostęp do bezbolesnej obsługi tego zaawansowanego protokołu MIDI, pozwalającego na niezależną kontrolę każdego głosu (stąd skrót MIDI Polyphonic Expression). Oznacza to, że każda nuta w akordzie może mieć swój własny zestaw parametrów: "Pressure", "Slide" i "Pitchbend" kontrolowany w czasie rzeczywistym bądź z poziomu clipu. Sam protokół nie byłby wart wiele bez odpowiednich syntezatorów obsługujących MPE. Nie trzeba jednak od razu inwestować w drogie kombajny typu Serum czy Aalto - programiści z Abletona przystosowali kilka pokładowych klasyków do współpracy z MPE, więc cała procedura uruchamiana jest bezboleśnie. Ja podłączyłem swój kontroler MPE Sensel Morph i zabawa rozpoczęła się kilkanaście sekund później. Wystarczy tylko wejść w opcje MIDI w preferencjach i zaznaczyć "MPE" przy nazwie swojego kontrolera. Na razie MPE działa w Arpeggiatorze, Samplerze i Wavetable'u.. Szczególnie dobrze ten wynalazek sprawuje się w tym ostatnim. W matrycy modulacji znajdziemy teraz dodatkową zakładkę "MPE" w której można przypisać obwiednię nacisku, slide, pitch bend i Velocity do dowolnego parametru. Sprawia to, że nawet całkiem zwyczajne barwy nagle zyskują wyjątkową ekspresję bliską żywym instrumentom. Wśród efektów MIDI znajduje się nawet wtyczka "MPE Control" pozwalający na dostrojenie odpowiedzi każdego z trzech parametrów. Co ciekawe,t kontroler Push zyskał nową, choć nieco ograniczoną funkcjonalność MPE. Po automatycznym upgradzie firmware'u w sekcji "Setup" mamy teraz możliwość wyboru Aftertouchu pomiędzy standardowym "Mono" oraz zaawansowanym "Poly", czyli niezależnie dla każdego głosu.
Wiele zmieniło się również na poziomie pracy z clipami. Może nawet trochę za wiele, gdyż nowe opcje powodują pewien natłok parametrów przez co ucierpiała przejrzystość interfejsu, choć z drugiej strony ten podział jest bardzo logiczny. No ale coś za coś. Zmienił się "Detail View". Zamiast suwaka "Gain" w clipach audio jest okno do zmiany tej wartości. W innym miejscu jest też "Warping". Widok w clipach MIDI podzielono zakładkami na właściwości nut ("Note Parameters"), "Follow Actions" (żeby je zobaczyć trzeba kliknąć w mały trójkącik tuż przy ikonie aktywacji clipu), automatykę ("Envelopes") oraz "MPE". Nieco trudności nastręcza edycja w tej ostatniej sekcji, gdyż siłą rzeczy oprócz "Velocity" mam też osobną ścieżkę dla parametrów "R Velocity", "Pressure" oraz "Slide". W związku z czym jakakolwiek sensowna edycja wymaga konkretnego poszerzenia okna Detail View. Na szczęście po lewej stronie można decydować, które z nich będą widocznie, ale znowu ikony do tego służące są bardzo małe, więc nie obędzie się bez koronkowego myszkowania.
Nowe możliwości czają się również w samym oknie edycji MIDI. Użytkownik może teraz decydować o zastosowaniu wybranej skali, bez konieczności odpalania efektu MIDI "Scales" oraz bez pomocy Pusha. Po lewej stronie mamy ikonkę "Scale" - wystarczy ją aktywować i wybrać odpowiednią skalę. O jej zaimplementowaniu decydujemy inną ikoną "Scale" znajdującą się już w oknie edycji tuż obok znanej ikonki "Fold". Układ piano rolla zmienia się w zależności od wybranej skali i pozwala na wstawianie wyłącznie nut należących do danej skali.
Z radością powitałem też nowe opcje randomizacji: "Note Chance" i "Velocity Chance", pozwalające na tchnięcie odrobiny ducha ludzkiej nieprzewidywalności w bity i melodie. Oto mamy do dyspozycji losowe fluktuacje na poziomie parametru "Velocity" oraz nut. Zakres tej pierwszej regulujemy za pomocą ikony "Randomize" w zakładce "Notes" zaś tę drugą uruchamiamy klikając w maleńką ikonę z kropką, tuż pod parametrem "Velocity", co skutkuje nową ścieżką "Probability", dzięki której możemy z jakim prawdopodobieństwem dana nuta będzie grała - rzecz wielce przydatna przy ożywianiu statycznych pętli perkusyjnych.
Genialnym usprawnieniem jest też możliwość edycji wielu clipów MIDI jednocześnie. Na pewno znacie tę sytuację. Komponujemy bas w jednym clipie, a potem harmonię w innym clipie na innej ścieżce, ale coś nam nie pasuje, więc musimy się ciągle przełączać pomiędzy widokami. Klikanie, klikanie, klikanie... Teraz wystarczy zaznaczyć oba clipy z Shiftem by zobaczyć ich zawartość w jednym oknie, Mało tego - żeby przypadkiem nie pomylić modyfikowanej zawartości, u góry mamy dwie poziome linie pozwalające na szybkie przełączanie się pomiędzy edytowanymi clipami (po najechaniu na nie kursorem pojawia się nawet nazwa clipu, żeby nie było żadnych wątpliwości). Pozwala to również na równoczesną transpozycję całego aranżu kilkoma kliknięciami, gdyby np. wokalistka stwierdziła, że "dla niej jednak trochę za wysoko"...
Świetnym posunięciem okazały się także usprawnienia na poziomie racków, co szczególnie powinni docenić artyści wykorzystujący Live'a do grania na żywo. Mam na myśli głównie możliwość zmiany ilości pokręteł "Macro" w zakresie od 1-16 (zgadza się - teraz możemy mieć do 16 pokręteł Macro, bez konieczności używania zewnętrznej wtyczki). Jakby tego było mało, Macra można poddawać randomizacji oraz zapisywać ich stan za pomocą opcji "Snapshot". Działa to bajecznie prosto i efektywnie. W oknie pokręteł Macro mamy trzy dodatkowe ikonki. Oprócz widoku instrumentu i chainów są też ikonki "+" i "-" pozwalające na dodanie, bądź usunięcie kolejnych pokręteł. Poniżej zaś mamy ikonę otwierającą zgrabne okno "Snapshot". Tutaj zaś czai się ikonka "New". Po jej kliknięciu zapisujemy stan wszystkich pokręteł Macro. Potem modyfikujemy je i znowu klikamy "New" dodając nowego "Snapshota" do listy. Teraz możemy w oka mgnieniu zmieniać do 16 parametrów na raz - jednym kliknięciem. A czy wspominałem już, że zarówno tworzenie snapów oraz ich odpalanie można mapować do klawiatury komputera albo pod MIDI jak każdy inny parametr? To jest naprawdę duża sprawa.
Smakowite nowości nie ominęły też sekcji efektów i instrumentów. Po pierwsze - Hybrid Reverb, który zdecydowanie przewyższa jakościowo starego poczciwego Reverba. Do czynienia mamy, jak sama nazwa wskazuje, z pogłosem hybrydowym, łączącym w sobie zalety technologii algorytmicznej i impulsowej. Dzięki temu użytkownik zyskuje dostęp do sound designerskiego raju, bo poza realistycznymi przestrzeniami, Hybrid Reverb pozwala uzyskać kompletnie odrealnione, powykręcane chmury dźwięku i tym samym można go wręcz traktować jak instrument. Efekt można konfigurować w dowolnym trybie - jako pogłos algorytmiczny, impulsowy, albo łączący obie technologie w trybie seryjnym lub równoległym. W dodatku jest bardzo prosty w obsłudze.
Nie mniej fikuśny jest Spectral Resonator, choć tutaj obsługa będzie wymagała już zapoznania się z manualem. Z drugiej strony to jest tak kreatywny i ciekawie brzmiący efekt, że nawet kręcąc "na aferę" można bardzo szybko uzyskać niebanalne brzmienia z rejonu eksperymentalnego. Spectral Resonator działa trochę jak granulator - dzieli sygnał wchodzący na mikro cząsteczki, by potem za pomocą ich rozciągania i transpozycji uzyskać radykalną zmianę barwy. Co więcej, dzięki wbudowanemu MIDI efektem tym można grać jak instrumentem. Na podobnej zasadzie działa Spectral Time, tyle że chmura rozczłonkowanego sygnału przetwarzana jest przez delay wielopasmowy. Dzięki możliwości transponowania i zamrażania, możemy uzyskać niebanalne, metaliczne, poskręcane efekty z pogranicza delaya i pogłosu. Wystarczy ustawić częstotliwość zamrażania (może ono odpalać się automatycznie do siatki tempa albo manualnie) i parametry delaya, by uzyskać futurystyczny groove nawet z najbardziej wyświechtanych sampli. Cieszy też obecność baterii sześciu instrumentów Dillona Bastana, którego kreacje opisywałem nieraz na tych łamach, ale nie ma sensu opisywać ich w tym momencie, bo są one tak ciekawe, że zasługują na osobną recenzję. Dość powiedzieć, że są ta instrumenty i efekty zainspirowane siłami natury...
Nie zapominajmy też o nowych ulepszonych wersjach starych klasyków. Redux doczekał się konkretnego liftingu i teraz oferuje szerszą paletę oldskulowego, cyfrowego brudu - od morderczych przesterów poprzez sążnisty aliasing i ośmiobitowe szaleństwo. Również Phaser-Flanger może pochwalić się nowymi szatami - większy zakres modulacji i poszerzone pasmo działania a do znanych trybów "Earth" i "Space" dołączył też "Doubler", czyli krótki modulowany delay przydatny podczas operacji pogrubiania dźwięku albo poszerzania jego bazy stereo. Szczególnie przypadł mi do gustu Ensemble-Chorus emulujący efekt chorus ze starych string maszyn, jako że jestem wielkim fanem Soliny. Wystarczy dodać kapkę do brzmień stringów i od razu przez okno wpada więcej słońca.
I to właściwie najważniejsze usprawnienia, choć nie wszystkie. Jest trochę kosmetycznych zmian w rodzaju lepszego usystematyzowania przeglądarki, wprowadzania tempa i metrum w scenach bez konieczności ich ręcznego wpisywania, czy lepszy miernik CPU. Jest tego całkiem sporo i choć w pierwszym momencie można czuć się przytłoczonym nawałnicą usprawnień, to w dłuższej perspektywie znacznie ułatwiają one pracę. Używam wersji beta od dwóch miesięcy i już teraz nie mogę sobie wyobrazić pracy bez nowych funkcji. Dobra informacja jest też taka, że już wersja Beta jest dość stabilna, więc przyszłość wydaje się kolorowa.
Więcej informacji TUTAJ.
polecane