Lambchop - Flotus
W pierwszym momencie, gdy usłyszałem karykaturalne, autotunerowe szkło wbite w wokal Kurta Wagnera w otwierającym płytę utworze In Care of 8675309 pomyślałem, że lider Lambchop zwariował na starość.
Okazuje się jednak, że nawet tak potwornie zużyty i plastikowy efekt wciąż może być inspirujący i brzmieć ciekawie, jeśli tylko użyć go we właściwym kontekście. Tutaj do czynienia mamy z alt-country’ową balladą, a charakterystyczny roboci efekt ujawnia się tylko w konkretnych momentach – gdy Wagner wchodzi w wyższe rejestry. Dwunasta płyta Lambchop zanurzona jest w elektronikę, ale nie jest to elektronika oczywista i nie brzmi „syntetycznie”. Wszystko jest kwestią kontekstu – ciepłe aranże oparte na fortepianie i akustycznej perkusji świetnie współbrzmią z subtelnymi maszynami perkusyjnymi i schowanymi daleko w cieniu syntezatorami. Przypomina to trochę skrzyżowanie Yeezus Kanye Westa z ostatnimi płytami Briana Eno. Dużo przestrzeni i bardzo oszczędne operowanie perfekcyjnie dobranymi barwami. Zwróćcie uwagę na takie smaczki, jak rozstrojony, frenetyczny syntezator w JFK, łamiący słodki wydźwięk całości. To są patenty, którymi operuje się jak bardzo wyrazistymi przyprawami. Czasem warto ekstremalnie „zepsuć” jakiś element, gdy czujemy, że coś jest nie tak z kompozycją, mimo że teoretycznie wszystko się zgadza. Może się po prostu zdarzyć, że jest zbyt poprawnie i szkolnie... Zdecydowanie muzyka do kontemplacji i relaksu.