Ramzes - Praca w studiu jest jak plac zabaw
Swoją przygodę z produkcją muzyki zaczynał w małym pokoiku w garażu jako 15-latek, a już 3 lata później zarejestrował swoją pierwszą działalność. Słuchacze kojarzą go najczęściej z współprac z Feno czy Arne oraz z prowadzenia wytwórni Ramzes Records. O pracy realizatora jak i producenta muzycznego, postępie technologicznym czy nieopłacalności teledysków opowiedział mi Ramzes. Zapraszamy do lektury.
Twoje muzyczne poczynania śledzę od numeru „Poranna Rosa” Arne, który produkowałeś. Wiem jednak, że z muzyką związany jesteś o wiele dłużej.
Ramzes: Zanim jeszcze zacząłem wrzucać muzę na swój własny kanał to początkowo moja muzyka trafiała na kanał Hashashins Deysa. Myślę, że taka przygoda na poważnie zaczęła się od współpracy z Feno w 2018 roku, z którym działam do dnia dzisiejszego. Dokładnie też w tym roku zacząłem wrzucać pierwsze utwory na swój kanał na YouTube. Chciałem mieć swoje niezależne miejsce wydawnicze, choć początki nie były łatwe, a zasięgi były marne. Wiele ludzi odradzało mi ten pomysł, mówiło, żebyśmy wrzucali numery gdzieś na większy kanał, bo będą większe zasięgi. Wiedziałem jednak, że jak wtedy nie zacznę to już zapewne nigdy nie będzie dobrego momentu. Cieszę się po dziś dzień, że byłem na tyle uparty i sukcesywnie rozwijałem kanał Ramzes Records, bo dziś mam swoje miejsce do wydawania niezależnej muzyki. Nikt mi nie może dyktować warunków, mówić kiedy zrobić premierę, czy coś jest ok czy nie. O wszystkim decyduję ja.
Patrząc na to jak dziś działa platforma YouTube to chyba naprawdę miałeś nosa, żeby wtedy założyć kanał.
Tak, obserwuję ten proces od dawna i mam też starszych kolegów z branży, którzy muzykę robili o 10 lat wcześniej niż ja. Patrząc na historię polskiego internetu i muzyki to kiedyś wystarczyło nagrać coś oryginalnego, dołączyć kreatywny teledysk i zyskiwało się uwagę widzów. YouTube promował takie treści. Jednak teraz, z rosnącą konkurencją i zmianami w algorytmach platformy, sukces wymaga dużo więcej niż tylko dobrej treści. Promocja stała się kluczowym elementem, a często nawet najlepsze materiały potrzebują wsparcia, aby dotrzeć do swojej publiczności. Kiedyś wystarczyło wrzucić utwór na duży label muzyczny i miałeś zapewnioną promocję i zasięg. Teraz, nawet najlepsze utwory mogą przegapić swoją szansę, jeśli nie zostaną właściwie wyeksponowane. To samo dotyczy tworzenia teledysków. Coraz częściej zastanawiamy się, czy warto inwestować w produkcję klipów, czy może lepiej skupić się na innych formach promocji. Niemniej jednak, teledyski wciąż mają swoją wartość i mogą zwiększyć szanse na sukces, choć coraz częściej widzę, że ich rola w promocji muzyki maleje.
Na chłopski rozum to teledysk na YouTube powinien mieć więcej wyświetleń niż utwór na Spotify, ponieważ zainwestowane było w niego więcej pieniędzy. Jednak coraz rzadziej się to wydarza.
Tak naprawdę rozchodzi się tutaj o budżet, bo zakładając inwestycje w dany album często podejmujemy się zrobić klip/klipy. Inwestujemy w to, a tak naprawdę stopa zwrotu z samego teledysku czasem jest mniejsza, niż z muzyki w serwisach streamingowych. Daje to do myślenia. U mnie jest jeszcze o tyle łatwiej, że potrafię zrobić wszystko sam od A do Z. Mam swój sprzęt filmowy, potrafię kręcić filmy, robić zdjęcia, ale także przecież robić muzykę, nagrywać ją, a potem wydawać. Pozwala mi to obchodzić pewne aspekty, co nie zmienia tego, że artyści raczej będą odchodzić od robienia teledysków.
To też są konsekwencje zmiany technologicznej, która następuje. Zmienia się zapotrzebowanie, więc wiele ludzi będzie musiało się przebranżowić.
Wydaje mi się, że aktualnie jesteśmy w takich czasach, w takim przełomie podobnym do tego, gdy wchodził internet. Wtedy też była taka jedna wielka niewiadoma. Wydaje mi się, że ten i poprzedni rok są znowu początkiem jakiegoś nowego milenium. W związku z ogromną zmianą technologiczną, szczególnie z punktu widzenia sztucznej inteligencji, która nas otacza zewsząd. Z jednej strony scenarzyści w Hollywood buntują się, że co to ma znaczyć, że sztuczna inteligencja pisze teledyski. Z drugiej strony autorzy książek się buntują, że to sztuczna inteligencja pisze książki. Dodatkowo graficy, którzy tracą pracę, bo przecież mamy świetne narzędzia AI, które generują obrazy. Widziałem już nawet narzędzie Sora, które ma umożliwić tworzenie filmów z promptu. Mówimy więc o takim diametralnym przesunięciu rynku. Tym bardziej, że umówmy się, że konsumpcja teledysków odbywa się najczęściej na smartfonie. Kupowanie więc sprzętu typu kamery 8K, to w ogóle mija się z celem. Słuchacze i tak odpalają ten teledysk na telefonie, a dodatkowo często nawet nie zmieniają widoku na poziomy. Wszystko staje się pod znakiem zapytania. Jeszcze pięć lat temu mówiliśmy o tym, że programowanie to jest zawód przyszłości. Dzisiaj natomiast dyrektor generalny NVIDI mówi, że programiści niebawem nie będą potrzebni, bo mamy sztuczną inteligencję, która doskonale pisze kody we wszystkich językach programowania. Mamy aktualnie bardzo ciekawy czas, a głównie chodzi o to, żeby robić dużo i szybko.
A ty znajdujesz jakieś wykorzystanie sztucznej inteligencji w swoich numerach?
Szczerze mówiąc to już nawet w FL Studio, na którym pracuję od lat, pojawiała się funkcja Track Separate bazująca na AI, ale ja tak naprawdę nie mam potrzeby jej wykorzystywać. Działa ona zdumiewająco dobrze, choć jako muzyk słyszę te zniekształcenia w górnym paśmie. Sztucznej inteligencji używam w późniejszym etapie mojej pracy, gdy piszę np. notkę prasową. Chat GPT to dla mnie świetny wynalazek i od razu jak wyszedł to zapisałem się jako tester. AI wykorzystuje także do tworzenia grafik. Photoshop ma wprowadzoną funkcję generowaniu obiektów z promptu, czy nawet poszerzania np. poziomych zdjęć do kwadratu. Kiedyś trzeba było inaczej sobie radzić, często było dużo kombinowania lub po prostu kadrowało się szersze kadry. Dzisiaj wystarczy je poszerzyć i to jest magia. W miarę możliwości staram się iść z postępem technologicznym, aczkolwiek nie ukrywam, że powoli zaczyna mnie to przerastać. Kiedyś buntowałem się, gdy wchodził Splice, bo ja jestem instrumentalistą, więc dla mnie to była jakaś muzyczna profanacja. Młodsi koledzy z branży zachwycali się tym, ile tam jest legalnych loopów, a ja pukałem się w głowę, bo od zawsze wierzyłem, że w robieniu muzyki faktycznie o jej wymyślanie. Aczkolwiek na dzień dzisiejszy przyznaję się, że sam mam Splice'a i wykorzystuję go sobie czasem, by znaleźć dokładnie to, co mam w głowie. Jego baza danych jest naprawdę duża, a sama platforma mocno się rozwija. Zamiast przeszukiwać tysiące bibliotek na komputerze wpisuję po prostu słowa klucze w Splice i często dostaję to, czego szukam.
Powiedz mi w takim razie, jakiego dokładnie sprzętu używasz?
Jeśli chodzi o serce mojego studia to korzystam z PC na Windowsie z kartą dźwiękową RME HDSPe AIO. Kiedyś próbowałem robić przesiadkę na Apple, ale jakoś nie przekonałem się do tego. Cenię sobie możliwość ciągłej rozbudowy PC, zmian podzespołów itp. Do codziennej pracy używam monitorów KRK Classic 7. Lata temu zaczynałem pracę na KRK i tak bardzo przyzwyczaiłem się do nich, że nie czuję potrzeby, aby zmieniać je na coś z wyższej półki. Uważam, że w odsłuchu najważniejsza jest Twoja wiedza na temat tego jak on gra i gdzie będzie cię przekłamywał. Druga sprawa to znajomość swojego pomieszczenia odsłuchowego, bo każde pomieszczenie brzmi inaczej. Ostatnia sprawa to adaptacja akustyczna samego pomieszczenia. Do nagrań w kabinie używam słuchawek Beyerdynamic DT 770 PRO. Podczas mixu jednak raczej nie korzystam z słuchawek, wolę pracować na monitorach. Do monitorowania kompatybilności mono korzystam z monitora Avantone Mixcube. Cały setup kontroluje natomiast Monitor Station v2 od PreSonus. W zakresie komponowania korzystam z różnych instrumentów i urządzeń, takich jak Komplete Kontrol S88, Maschine Studio i FLkey 37. Wśród instrumentów fizycznych znajdują się między innymi gitary Fender Stratocaster z aktywnymi przetwornikami i blokowanymi kluczami, Fender Telecaster, bas Ibanez Mikro, mandolina, ukulele oraz gitara akustyczna. Jeśli chodzi o wtyczki, moje preferencje skupiają się wokół sprzętu Native Instruments, dlatego posiadam pełen pakiet wtyczek Komplete Ultimate. W procesie mixu i masteringu kluczową rolę odgrywają także pakiety FabFilter FX Bundle oraz Ozone od iZotope.
Wracając natomiast do Splice to rozumiem, że po prostu przyspiesza on Twój proces twórczy?
Trochę tak, tym bardziej, że przy produkcji muzyki myśli przychodzą jak iskra i trzeba je jak najszybciej przerzucać z głowy do komputera. Jak za długo grzebie się w przy jednym elemencie to umyka ta magia chwili. Splice sprzyja szybszej pracy w procesie kreatywny, więc na pewno jest to przydatne narzędzie. Nadal jednak nie jestem zwolennikiem tworzenia bitów z gotowych loopów, czy nawet samego tworzenia melodii na loopach. Ja czuję się zżyty z utworem wtedy, gdy wiem, że każdy dźwięk wyszedł spod mojego palca. Łatwiej jest mi go potem też grać na żywo, niż gdy miałbym grać loop, który ma np. nie mój groove. Wiadomo, człowiek działa trochę jak sztuczna inteligencja i rzeczy, które tworzy tak naprawdę są sumą wszystkich rzeczy, które usłyszał gdzieś do tej pory. Melodia to zawsze 12 dźwięków zagranych w oktawach, tylko, że każdy z nas trochę inaczej ją postrzega. Dla mnie jako twórcy największą zajawką jest właśnie proces wymyślania poszczególnych elementów. Czuję wtedy wydzielające się endorfiny, czyli właśnie ten bodziec, który ciągnie mnie do tego, żeby dalej to robić. Bez tego robienie muzyki dla mnie nie ma sensu.
Wydaje mi się, że to też konsekwencja naszych czasów. Wszystko musi być na już, więc i producentom zdarza się sięgać po gotowe loopy ze Splice.
Tak, tylko wtedy zmierzamy do tego, że muzyka staje się coraz bardziej generatywna. Wrzucasz gotową melodię, na jej podstawie określasz tempo i tonację, dodajesz groove oraz zestaw gdzie masz już sklejoną stopę, werbel i talerz i o, możesz nazwać się producentem. Oczywiście można tak robić, ale teraz pytanie na ile jest to oryginalna produkcja. Wiadomo, jest ładna i brzmi profesjonalnie, ale to w większości dlatego, że zapłaciłeś za subskrypcję, więc te sample są dobrze zmiksowane. Tylko umówmy sie, czy to będzie miało ten sznyt i Twój własny oryginalny podpis, po którym każdy rozpozna, że to Twoja produkcja? Tak naprawdę dla mnie producent muzyczny, a beatmaker to dwie różne osoby. Producent muzyczny to dla mnie osoba, która potrafi grać na instrumentach lub angażuje muzyków sesyjnych do zagrania danych partii. Następnie na podstawie zarejestrowanych instrumentów tworzy utwór i ewentualnie dopełnia to brzmieniem instrumentów cyfrowych. Wiem, że dzisiaj już wychodzi to z łask, bo ja w mojej głowie żyje jeszcze trochę latami 90., kiedy jeżeli trzeba było dograć partie basu dla Michaela Jacksona to basista leciał przez pół globu, a finalnie dogrywał tylko kilka brakujących fragmentów. Dzisiaj by to już nie miało miejsca, ale nadal chcę wierzyć, że muzyka to jednak instrumenty, mimo, że świat pokazuje, że aktualnie muzyka to komputer.
Niestety, w jakimś stopniu wpływa to na pewno na powtarzalność niektórych elementów. W Twoich numerach lubię np. to, że słychać dużo naturalnego, pełnego brzmienia gitary. Od razu wiadomo, że nie jest ona z wtyczki.
U mnie gitary nigdy nie były z wtyczki, ponieważ moja przygoda z muzyką zaczęła się właśnie od tego instrumentu. Jako dzieciak zobaczyłem jak tata z wujkiem brzdąkali sobie na gitarze przy ognisku i wtedy poczułem, że ja też bym tak chciał. Mój tata bardzo się podekscytował tym pomysłem i kupił mi pierwszą gitarę klasyczną. Gdy byłem nastolatkiem to na jakiś czas porzuciłem granie na gitarze, ale wróciłem do niej od razu, gdy ziomek pokazał mi FL Studio. Wtedy połączyłem wątki i zacząłem wgrywać swoje melodie i akordy do programu. Zacząłem kombinować jak w najprostszy i najtańszy sposób można samemu zarejestrować instrument. Pamiętam, że pierwszą gitarę elektroakustyczną rejestrowałem wejściem mikrofonowym na minijack do wbudowanej karty dźwiękowej w komputerze. Opóźnienie było gigantyczne. Gitara to instrument, który w pełni rozumiem. Jest oczywiście wiele dużo lepszych ode mnie gitarzystów, bo trzeba rozróżnić moje brzdąkanie w studiu od gościa, którzy spędza po 8 godzin dziennie na sali prób. Natomiast moje umiejętności pozwalają mi zagrać wszystko, co sobie wymyślę. Jestem też dobrym realizatorem, więc jeśli zrobię jakiś błąd, to zawsze mogę sobie go poprawić. Jeśli nie uda mi się czegoś zagrać za pierwszym razem, to uda mi się za dziesiątym. Zawsze natomiast moja wizja artystyczna jest w stanie wybrzmieć w 100%.
Skoro mówisz, że jesteś dobrym realizatorem to rozumiem, że udaje Ci się oddzielać sympatię do danego artysty względem dobra numeru i jakości nawiniętych wersów?
Zdecydowanie. U mnie nie ma czegoś takiego, że przez koleżeństwo puszczę komuś fałsz. Realizuje tak naprawdę już od prawie 10 lat. Zaczynałem w małym pokoiku w garażu jako 15-latek, w 2017 roku zarejestrowałem swoją działalność jako 18-latek, a teraz prowadzę studio muzyczne, w którym mam dwie realizatorki. Jeśli ktoś przychodzi do mnie, żebym pomógł mu nagrać numer, to ja nie będę go klepał po plecach, tylko od razu powiem mu, jeśli coś będzie nie tak. Natomiast jeżeli ktoś jest u mnie pierwszy raz to też nie wiem, czego dokładnie mogę od niego wymagać. Nie każdy rozumie muzyczną terminologię albo nie jest na tyle zaawansowany muzycznie, abym z marszu mógł mi coś np. zaśpiewać wyżej o pół tonu. Zawsze staram się wybadać teren, żeby wiedzieć, ile mogę od kogoś wymagać. Inaczej to wygląda, jeśli jestem producentem wykonawczym danego projektu. Wtedy nie ma szans, żeby cokolwiek nie było dopięte muzycznie. Współtworzę dzieło nad którym pracujemy, więc to ode mnie między innymi zależy, co ktoś zostawia na tracku. Jeśli jest to numer jednego czy dwóch artystów to nie jest wcale tak źle to ogarnąć. Gorzej, jeżeli jest ich np. czterech i każdy z nich ma swoje uwagi. Mam natomiast swoje sztuczki, tu coś przetnę, tu przesunę, tu nałożę jakąś wtyczkę i finalnie da się otrzymać wersję, która wszystkich zadowala. Praca w studiu jest jak plac zabaw, możesz sklejać wersy ze sobą, czy nakładać na nie różne efekty. Jeśli natomiast raper nie potrafi zarapować swojej nuty to będzie się już tym martwił przy okazji koncertów.
Mnie zadziwia to, że często ludzie chcą zajmować się rapem, a nie mają nawet poczucia rytmu.
Jako realizator w studiu nagrań napotykasz różnych klientów. Niektórzy z nich mogą być bardziej zaawansowani muzycznie, podczas gdy inni mogą być początkujący lub nieco nieporadni pod względem technicznym. Musisz mieć podejście do pracy z klientami, polegające na cierpliwości, wsparciu i umiejętnościach nauczycielskich. Jest to kluczowe dla ich rozwoju artystycznego i osiągnięcia sukcesu w tworzeniu muzyki. Ważne jest również umiejętne rozróżnienie różnych typów klientów, którzy podejmują się muzyki. Niektórzy mogą traktować ją jako formę spędzania wolnego czasu i nie dążyć do zostania popularnym artystą, podczas gdy inni mogą mieć ambitniejsze cele. Każdy z nich zasługuje na szansę spełnienia się w swojej pasji muzycznej, niezależnie od swoich umiejętności czy aspiracji.
A jak to było z Arne? On też po prostu umówił się na nagranie do studia?
Tak, zgadza się, któregoś dnia dostałem od niego telefon z prośbą o współpracę. Zgodziłem się, spotkaliśmy się w studiu i pierwszy utwór nad którym pracowaliśmy okazał się hitem. To była “Poranna Rosa”. Była w tym też pewna doza przypadku i szczęścia, bo jak wiemy czasami viralem staje się coś, czego byśmy o to w ogóle nie podejrzewali. Krystian miał talent, kiedy przyszedł do mojego studia, a odpowiednio poprowadzona cała akcja promocyjna spowodowała, że udało się to rozbujać. Od samego początku jego przygody z muzyką pracowałem z nim jako producent wykonawczy i zrealizowaliśmy wspólnie jego dwa solowe albumy.
Kończąc - masz jakieś marzenia na ten moment?
W sumie przez całą swoją dotychczasową karierę tworzyłem muzykę dla innych. To często oznaczało konieczność kompromisów. Ostatnio coraz więcej myślę o drodze, którą wybrał Gibbs jakiś czas temu. Poświęcił się całkowicie swojej własnej pracy i wydał solowe utwory, co w końcu przyniosło mu dużą niezależność. To naprawdę robi na mnie wrażenie. Od pewnego czasu pracuję nad własnym solowym albumem, który prawdopodobnie będzie nosił tytuł "Sztuka Umierania". Cały proces pracy nad tym materiałem sprawił mi wiele radości, a jeśli mówimy o marzeniach, to jednym z nich zdecydowanie jest praca w tym kierunku i osiągnięcie pełnej niezależności artystycznej.
Pewnie też dobrze byłoby sobie znaleźć jakąś odskocznię.
Coś w tym jest. Kiedy Twoja pasja staje się Twoją pracą to wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Ja już nie słucham muzyki w wolnym czasie dla przyjemności. Każdego dnia w czasie pracy miksuje płyty, robię produkcje czy aranżacje, więc ostatnie czego chcę po pracy, to słuchać muzyki. Nagle okazuje się, że nasze dążenie do życia z pasji tak naprawdę niesie za sobą szereg zmian. Staram się szukać odskoczni, bo inaczej dawno bym zwariował. Lubię uczyć się nowych rzeczy jak np. stolarstwo czy jakieś inne prace manualne, uprawiam sport jak jazda na rolkach, czy na rowerze. Ostatnio zacząłem też bardzo dużo czytać, a jest to rzecz, przed którą bardzo długo się broniłem. Kiedyś nienawidziłem czytać. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że chyba jestem już na tyle stary, że warto by było nauczyć się panować nad swoim umysłem.