Bartek Kujawski - Daily Bread
Bartek Kujawski to ostatnia deska ratunku dla tych, których kompletnie nic już nie rusza. Muzykę łódzkiego producenta naprawdę trudno sklasyfikować i dzięki mu za to.
Deaily Bread dźwiękowo można uznać za kontynuację albumu A kto słaby niech jada jarzyny, wydanego na początku roku. Również tutaj często pojawia się charakterystyczny „dyskotekowy synth” (do tego typu brzmień idealnie nadaje się wtyczka Sylenth), który wyjęty ze swojego oryginalnego, klubowego kontekstu wprowadza klimat imprezy końca świata przeplatając się plemiennymi bitami, dronami, histerycznymi melodiami i przerażającymi wokalami rodem z piekła (Dark Night). Nic nie jest tu oczywiste i przewidywalne. Quasi imprezowe riffy i arpeggia, które tradycyjnie zachęcają do tańca rwą się i kończą dokładnie tam, gdzie słuchacz się tego nie spodziewa. Melodie u Kujawskiego urywają się zanim na dobre się rozwiną, wpadając w supermasywne czarne dziury upichcone z dronów i subbasów (mój ulubiony, zaszumiony i nieustannie odstrajany odpala się w połowie Losing Confidence). Trudno oceniać ten album z punktu widzenia producenckiego, bo w przypadku tak eksperymentalnego materiału granice między tym co „dobre” a „złe” zacierają się kompletnie. Jedna uwaga – uważajcie na głośniki. Są chwile z basami i walnięciami, o jakich filozofom się nie śniło... Dla poszukujących.