Miloopa - Verke
Tego bandu nie trzeba nikomu przedstawiać. Miloopa to pionierzy polskiego drum’n’bassu, którzy zawsze dbali o doskonałe brzmienie swoich nagrań. Nie inaczej jest tym razem. Wystarczy odpalić singlowy Funeral Blues żeby zatopić się w soczystych analogowych brzmieniach i potężnej perkusji. Na Verke wrocławianie odchodzą od drum’n’bassu na rzecz szeroko pojętej elektroniki, która świetnie balansuje na granicy przystępności i eksperymentu.
„Okres drum’n’bassowy Miloopa ma już trochę za sobą. Nie znaczy to, że odcinamy się od konkretnych stylistyk. Interesuje mnie jednak to, co dzieje się na ich pograniczu, wtedy dochodzisz do ciekawych rozwiązań” – tłumaczy swoją filozofię Radek „Bond” Bednarz, basista Miloopy, odpowiedzialny za produkcję Verke. „Zależało mi na tym, żeby nasza jubileuszowa płyta była w miarę przystępna, jednocześnie nie zamykała nam drogi do eksperymentu. Pomyśl o Soulsbury Hill Petera Gabriela – wielki hit, ale z nietypowym metrum, które świetnie ustawia cały numer. Na Verke pojawiają się nieregularne podziały, 5/4 w Get Ready czy 7/4 w Hit Me, ale mimo to można się przy nich bujać bez zakłopotania” – dodaje.
Odsłuchując Verke nie sposób nie zwrócić uwagi na pięknie brzmiące syntezatory i basy. Klasyczne, nasycone brzmienia powodują, że soulowy wokal Natalii Lubrano ma się na czym oprzeć.
„Posługiwaliśmy się wyłącznie instrumentami hardware’owymi. Nowością w brzmieniu Miloopy są automaty perkusyjne, jak np. świetny Linndrum. Jest też trochę sekwencji z ciekawej maszyny Future Retro 777. Do padów i stringów używaliśmy Juno 60 i mniej znanego Rolanda RS-09. To niepozorna maszyna, której kiedyś o mało się nie pozbyłem, a to byłby duży błąd. Lubię brzmienia, które tworzą przestrzeń nie zagarniając spektrum. Oczywiście ważne jest jak miksujesz. To, jak brzmi Verke, jest rzecz jasna dużą zasługą Roliego Mosimanna, z którym współpracujemy od albumu Unicode. A wracając do Juno 60. Z tym klawiszem wiąże się zabawna anegdota. Mój egzemplarz ma drobny feler. Otóż bez względu na ustawienia emituje cichy, ale ciągły przydźwięk. Okazało się, że ten przydźwięk idealnie stroił z kawałkiem Review Your Dream. Wzmocniliśmy więc ten sound korzystając z filtrów i przesterów. W efekcie narastający pad, który pojawia się w tym utworze pod koniec, to właśnie ten „niechciany” brud. Przypadek zadecydował też o losie utworu All Your Wants, którego główny bit zainspirowany jest przejściem perkusji z utworu Niemena „zaloopowanym” przez adapter. Mój stary Dual lubi się zacinać, zwłaszcza przy końcówkach płyt, i akurat postanowił w bardzo ciekawy sposób powtarzać fragment utworu Najdłuższa Noc. Zgrałem więc tego loopa i puściłem perkusiście Michałowi Muszyńskiemu. Nieco go przyspieszyliśmy, a Mucha oczywiście go rozwinął, ale inspiracja przyszła jak widać zupełnie niespodziewanie...”.
Bond to świetny basista słynący z tego, że eksploruje wszelkie możliwe brzmienia basowe. Na Verke nie mogło więc zabraknąć mięsistego dołu o niebanalnej proweniencji.
„Oczywiście wszystko zależy od danego utworu, ale tutaj też stawiałem na klasyki, które na przestrzeni lat doskonale się sprawdziły. Mam na myśli m.in. kostki Boss Octave OC-2 i Moogerfoogery. Mam też bardzo fajny bitcrusher z opcją ustawiania proporcji Dry/Wet. Zbudował go dla mnie Przemek Barski z Wrocławia, na podstawie schematu od firmy Bugbrand z UK. Używałem też klasycznych syntezatorów basowych w rodzaju Rolanda SH-101 i MG-1, zbudowanego przez Mooga dla firmy Realistic. Ciekawostką jest bas w Funeral Blues, który powstał za pomocą maszyny Roland GR-33B. To urządzenie z lat 80., pierwszy i jedyny w pełni analogowy syntezator basowy tej firmy, na którym można grać bezpośrednio gitarą. Ma nietypowe jak na dzisiejsze czasy 24-stykowe złącze, więc żeby go uruchomić, musiałem zamówić specjalną przejściówkę. Pomógł tutaj ekspert w temacie starych synthów gitarowych Rolanda, Wayne Joness. W przypadku Funeral Blues, zaczęło się od partii basu podczas eksperymentów z GR-33B. Musiałem się nieźle nagimnastykować żeby nagrać ten bas – prawą ręką kręcę filtrem, a nogą zmieniam oktawy, no i jeszcze coś tam gram” – śmieje się Bond.
Uwagę zwraca też przestrzenne brzmienie bębnów – jednocześnie oldskulowe i nowoczesne. Posłuchajcie tylko tych potężnie brzmiących werbli, na których założono pokaźny pogłos, który w żaden sposób nie rozmywa brzmienia instrumentu.
„To zasługa Roliego. Bębny to jego specjalność. Nagrywaliśmy je w studiu RecPublika w Lubrzy. Miksowaliśmy na stole SSL Duality z automatyką, co w przypadku późniejszego zagłębiania się w szczegóły miksu i wielu powrotów do studia znacznie ułatwiało nam życie. Zależało nam na mocnym soundzie – nowoczesnym, z powietrzem lat 80/90. Bardzo lubię takie duże bębny, jak choćby u Bowiego na płycie Never Let Me Down. Jeśli chodzi o pogłosy na werblach, to Roli korzystał głównie z Eventide’a Orville. Z reguły wybieraliśmy dwa rodzaje reverbu i za ich pomocą dodawaliśmy uroku werblom w poszczególnych kawałkach. Zapraszam do posłuchania efektów na naszej stronie, www.Miloopa.com” – zachęca artysta.