Heart & Soul - Missing Link

01.08.2016 
Nasza ocena:
5 /6

Bodek Pezda i Sławomir Leniart to prawdziwi weterani polskiej sceny alternatywnej (Agressiva 69, 2Cresky), którzy od lat nagrywają płyty na światowym poziomie. Projekt, który powstał jako hołd dla zespołu Joy Division, wraz z najnowszą płytą przeistoczył się w coś znacznie więcej – w unikalny zespół złożony nie tylko z doświadczonych producentów, ale przede wszystkim z muzyków o bardzo szerokich horyzontach, którzy z równą swobodą potrafią nawiązywać do post-rocka, popu, zimnej fali, jak i do trip-hopu czy twórczości Mikołaja Góreckiego. Ta płyta nie mogła nosić lepszego tytułu. Missing Link to brakujące ogniwo w historii duetu Pezda-Leniart.

Już od pierwszych taktów uwagę przykuwa wielobarwne, ale zawsze eleganckie brzmienie bębnów. Co ciekawe, okazuje się, że w znakomitej większości jest to perkusja programowana na instrumentach VST. „Tylko w przypadku utworu” nagraliśmy żywe bębny w studiu Sonus, bo jakoś nie układało nam się programowanie. Poza tym wykorzystywaliśmy głównie brzmienia z serii bibliotek Native Instruments Abbey Road Drummer. W utworze Paris Dżabi [Sławomir Leniart – przyp. red.], specjalizujący się w programowaniu bębnów, wykorzystał też BFD. Poza tym często dodawaliśmy do nich jakieś zestawy z Battery, trochę maszyn perkusyjnych i pojedynczych sampli. Nic tak jednak nie ożywia bębnów, jak... żywe bębny” – śmieje się Bodek Pezda. „Dlatego często dogrywaliśmy jakieś nietypowe grzechotki, albo żywy werbel. Dwa mikrofony, jakiś ambient i po sprawie” – podsumowuje muzyk.
W osiągnięciu organicznego brzmienia perkusji często pomagały zewnętrzne urządzenia i bateria wtyczek. „Zgrywamy te wirtualne ślady do audio i zapinamy na nie hardware’owe urządzenia, głównie kompresor Monster firmy Looptrotter. Bębny dostają wtedy trochę naturalnej górki i miłych zniekształceń harmonicznych. Czasem też zastępowaliśmy fabryczne pogłosy Abbey Road innymi, np. przestrzeniami z Altiverba. To pozwoliło nam osiągnąć inne brzmienie” – objaśnia Bodek.
Nie sposób nie zwrócić uwagi na pięknie brzmiące wokale zaproszonych gości, m.in. Łukasza Lacha, Beli Komoszyńskiej i Patti Yang. Do ich rejestracji użyto mikrofonu Manley Reference (wersja z charakterystyką nerkową). „Sygnał z Manleya wchodzi do channel stripu 6176 Universal Audio albo do Neve Portico. Potem jest sprzętowy kompresor LA-2A i wtyczkowy Fairchild UAD. Ta kombinacja sprawdziła się genialnie w większości przypadków” – zdradza producent. „Jestem też fanatykiem wtyczek firmy Soundtoys. Używam ich w każdym niemal numerze. Często używam ich delayów – Echoboya, albo Crystallizera – jako pogłosów. A skoro jesteśmy przy pogłosach, to przy tej płycie odkryłem też UAD-owski reverb EMT 140, który brzmi rewelacyjnie. W ogóle jestem fanem UAD-a. Weźmy np. brzmienie basu. Emulacja Ampega UAD, według mnie czasami brzmi lepiej, niż realny, omikrofonowany Ampeg” – śmieje się muzyk. „Nie wspominając o takich perełkach jak korektory Neve, Pultec, Precision Limiter czy kompresor 1176” – dodaje.
Last, but not least, płyta Missing Link brzmi ciszej niż większość współczesnych nagrań, co cieszy i jest godne naśladowania. „To świadoma decyzja. Posłuchaliśmy naszego masteringowca, który zachęcał nas do zapinania jak najmniejszej ilości procesorów na sumie. Właściwie ograniczyliśmy się tylko do sumatora Neve 8816 i Monstera. Dziś odchodzi się od zmiażdżonych nagrań. Średnia głośność nagrania na poziomie -12, -13 dB RMS zdecydowanie wystarcza. Pogłosy wybrzmiewają wtedy bardziej naturalnie, robi się przestrzeń i powietrze” – podsumowuje Pezda.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada
i Studio
sierpień 2016
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó