Izes - Hello Wastleand

01.03.2017 
Nasza ocena:
5 /6

Nie mogę pojąć, dlaczego ta płyta przeszła bez echa, bo to jedna z najciekawszych rzeczy z naszego podwórka, jakie ostatnio słyszałem. Nie dość że dostajemy tuzin przemyślanych i oryginalnych kompozycji, to w dodatku są one naprawdę wzorcowo i niebanalnie wyprodukowane.

„Zmysłowy wandalizm, któremu warto się poddać” – tak określa płytę Izes wydawca i trzeba przyznać, że bardzo celne to określenie. Hello Wasteland oscyluje gdzieś pomiędzy trip-hopem, popem i transowym stoner rockiem. Każdy niemal numer buzuje ciężką perkusją (gra na niej ceniony perkusista Michał Gos), przesterowanym basem i heroinowym wokalem Izes, która równie dobrze radzi sobie z językiem ojczystym, jak i angielskim.

Pierwsze co zwraca uwagę, to ciemne brzmienie całego albumu. „Lubię ciemny sound i przestery, więc większość ścieżek ma zaaplikowany jakiś rodzaj saturacji albo przesteru. Najczęściej korzystałem z moich niezastąpionych Sansampów – rackowego PSA-1 oraz modelu w kostce GT-2. Poza tym lampowy Rooster firmy Thermionic Culture, T.Over i jakieś wtyczkowe rzeczy” – tłumaczy producent płyty Andrzej Izdebski. Co ciekawe Izdebski wykorzystywał przestery również na partiach syntezatorowych (głównie Roland Juno 60), więc często brzmienia gitarowe okazują się po prostu mocno zabrudzonymi klawiszami. Dobrze obrazuje to choćby singlowy Aż do rana z arpeggiem z Juno puszczonym przez Sansampa i Eventide’a H3000 D/SE pod koniec utworu.

Uwagę zwracają rewelacyjnie zrealizowane, hipnotyczne gitary, jak np. te klasycznie brzmiące z 9th Street Call albo te odrealnione, nowoczesne w Paint The Dirt. „W pierwszym przypadku używaliśmy głównie gitary Gretsch White Falcon wpiętej w Voxa AC 15, którego potem nagrywałem parą mikrofonów: Shure SM57 oraz AKG 414 BULS. To był nasz standardowy zestaw. Z kolei na brzmienie Paint The Dirt składa się osiem partii zagranych na różnych gitarach wpiętych we wzmacniacz Marshall z głośnikiem Mesa Boogie. Najważniejsze było tu jednak brzmienie... kuchni. Mam taki sprawdzony patent, że otwieram drzwi od swojej maleńkiej kuchni studyjnej i stawiam tam mikrofon wstęgowy Fathead albo Coles 4038, który zbiera bardzo naturalny i ciekawy pogłos. W tym wypadku dodatkowo go jeszcze mocno skompresowałem. Ten pogłos pojawia się na różnych partiach i w różnych miejscach” – tłumaczy producent.

Trzeba przyznać, że brzmi to wyśmienicie. Posłuchajcie jak pod koniec utworu solówka gitary wyłania się spod reszty aranżu i całość kończy się tylko sygnałem tego pogłosu. Jeśli więc dysponujecie przedpokojem, kuchnią albo łazienką (choć tu sprawy mogą łatwo wymknąć się spod kontroli), warto poeksperymentować. Na pewno zabieg ten kosztuje mniej niż pogłos Bricasti M7...

Bardzo rasowo brzmią też bębny (Colesy na overheadach). Szczególnie podobają mi się one w polskojęzycznym Wybaczę jeden błąd. „W tym utworze podszedłem do bębnów dość nietypowo. Zamiast miksować je w klasyczny sposób, potraktowałem je jak pętlę z biblioteki brzmień. Poprosiłem Michała Gosa, żeby zagrał mi kilka groove’ów. Potem zgrałem je i przetworzyłem na różny sposób – zastosowałem m.in. bardzo agresywną kompresję (Purple Audio MC77), mocny przester, radykalne, „szatkujące” bramkowanie itd. Potem połączyłem te warstwy i otrzymałem ten charakterystyczny sound” – wyjaśnia Izdebski.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada
i Studio
marzec 2017
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Earthworks SR117 - mikrofon pojemnościowy wokalny
Sennheiser HD 490 PRO Plus - słuchawki studyjne
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó