Motion Graphics

03.10.2016 
Nasza ocena:
5 /6

Motion Graphics to solowy projekt Joe Williamsa. To chyba jeden z najciekawszych debiutów, jakie słyszałem na przestrzeni ostatnich lat. Nazwa projektu i płyty jest bardzo adekwatna do jej zawartości muzycznej.

Mamy bowiem do czynienia z nieustannie zmieniającym się kalejdoskopem brzmień i rytmów, które łączą się w bardzo zgrabną, niemal ilustracyjną całość (posłuchajcie tylko jak sprytnie Williams maluje nadmorski ambient szumu morza i pokrzykiwań mew w Airdrop za pomocą najzwyklejszego, modulowanego szumu i nie mniej prostej barwy z rodziny leadów, animowanej funkcją S&H). Nie wiem czy to zasługa tego, że Williams jest dzieckiem czasów, w których technologia staje się przestarzała już w momencie rynkowego debiutu, czy też wielu miejsc, w których ta płyta była nagrywana (Nowy Jork, Los Angeles i Baltimore)-jedno jest pewne-nic tu nie trwa dłużej niż kilka sekund. Każdy dźwięk i fraza, podlegają nieustannej modulacji i przetwarzaniu. Element stałości wprowadza jedynie wokal, przypominający trochę pluszowe brzmienie głosu znanego z nagrań Junior Boys. Podoba mi się gęsta tkanka muzyczna i fakt, że nie potrafię zaszufladkować muzyki Amerykanina. Słychać tu echa rytmicznych igraszek spod znaku Jaga Jazzist, ale jest też cyfrowy posmak z nagrań Hudsona Mohawke.

Takie marimboidalne brzmienia jak w Houzzfunction uzyskacie z pomocą wtyczki Collision znajdującej się na pokładzie Abletona. Świetnie sprawdzi się też Chromaphone 2 firmy AAS. Jeśli zaś idzie o te oldskulowe chóry rodem ze stacji roboczych lat 90. w Vistabrick, to polecam niezastąpioną wtyczkę Magnus Choir (niestety wciąż tylko w formacie 32 bitowym), TAL Sampler albo zestaw brzmień stacji roboczych z lat 90. UVI Digital Synsations.

O ile podoba mi się warstwa muzyczna, to mam pewne istotne zastrzeżenia co do miksu. Już przy odsłuchu otwierającego płytę, singlowego Lense ewidentnie rzuca się w uszy mało czytelny wokal przesłaniany przez cyfrowe uderzenia, które operują dokładnie w kluczowych dla głosu częstotliwościach 1,5-3 kHz. W takim wypadku należy wyciąć w brzmieniu syntezatora częstotliwość, która dominuje w wokalu (z reguły dobrze jest zacząć w okolicach 2,5 kHz) lub dodać w głosie trochę prezencji w okolicach 5 kHz (albo zrobić jedno i drugie). Można też pokusić się o bardziej radykalne panoramowanie instrumentu przysłaniającego wokal. No i z pewnością nie zaszkodzi dokładna automatyka głośności na tym ostatnim, połączona z kompresją, o którą aż prosi się w kolejnym utworze Airdrop, w którym mamy do czynienia z tym samym problemem – chyba, że to zabieg artystyczny... Jeśli tak, to go nie kupuję, bo zwyczajnie przeszkadza mi w odbiorze reszty.

Tutaj ważna uwaga a propos kompresji i korekcji. Często jestem pytany, w jakiej kolejności powinno się uruchamiać te narzędzia na ścieżce. Odpowiedź jest prosta-to zależy. Jeśli potrzebujemy radykalnej korekcji, to lepiej zapiąć jest korektor po kompresji. Nie chcemy przecież, żeby kompresor redukował duże podbicia korekcji. I analogicznie-jeśli chcemy mocno kompresować, lepiej najpierw zapiąć korekcję. Po odfiltrowaniu niepotrzebnego dołu kompresor nie będzie "oszukiwany" przez nadmierną energię niskiego pasma. Z tego względu osobiście często używam kombinacji: korektor-kompresor-korektor. Pierwsza wtyczka czyści sygnał z niepotrzebnych częstotliwości i rezonansów, druga kompresuje, a z pomocą trzeciej dokonuję ewentualnych podbić pasm.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada
i Studio
październik 2016
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Sennheiser MD 421 Kompakt
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó