Noisia - Outer Edges

01.12.2016 
Nasza ocena:
5 /6

Holenderski kolektyw drum’n’bassowy to dziś już właściwie klasyka gatunku, mimo że wcześniej wydali tylko jeden album studyjny i kilka EP-ek.

Można ich uwielbiać za sążniste basy i brudne riffy, albo zarzucać, że odgrzewają stare, drumowe kotlety przyprószone panierką z nowej technologii, ale jednego nie można im odmówić – od strony produkcyjnej zawsze prezentowali najwyższy poziom, zaskakując dbałością o detale i precyzją. W przypadku Outer Edges niewiele się zmieniło. Co prawda brak tu ewidentnych bangerów na miarę My World czy Shellshock obecnych na debiutanckim Split The Atom (no, może z wyjątkiem trzymającego w napięciu Anomaly), ale mamy pomysłowy sound design, miażdżące bity i przejmujące do szpiku kości przestery tnące powietrze z precyzją chirurgicznej piły. Posłuchajcie tylko tych zabaw pojedynczymi słowami w Tentacles albo Sinkhole (ten ostatni polecam też ze względu na doskonały aranż oraz ciekawe zabawy z bazą stereo - koniecznie na słuchawkach!), albo fenomenalnych dropów i przejść (szczególnie podoba mi się to w Collider, zaserwowane ok. 2:50 minuty, w którym wszystkie składowe utworu wznoszą się na pitchshifterze, by jednocześnie wyprowadzić słuchacza z równowagi triolowym spowolnieniem rytmu).

Z punktu widzenia miksu Outer Edges jest znacznie jaśniejszym nagraniem od Split The Atom. To z pewnością świadomy wybór, ale niewątpliwie niemałą rolę miała tu też zmiana otoczenia, w jakim trio pracowało nad nową płytą. Każdy z jego członków ma teraz porządne studio, o podobnych parametrach akustycznych, budowane z myślą o konkretnym systemie odsłuchowym (w tym wypadku ultraprecyzyjne monitory ATC 110). "To miało największy wpływ na powstanie Outer Edges. W końcu pracowaliśmy w podobnych warunkach, w profesjonalnych pomieszczeniach zaadaptowanych na nasze potrzeby" - potwierdzają w niedawnym wywiadzie dla portalu Point Blank członkowie zespołu: Martijn van Sonderen, Nik Roos i Thijs de Vlieger.

"Oprócz tego doszło kilka ciekawych wtyczek. Bardzo lubimy syntezator Serum Steve’a Dudy (Xfer Records - przyp. red.) oraz wtyczki firmy Melda (w szczególności Waveshaper) i Valhalla. Poza tym używaliśmy starych sprawdzonych narzędzi. Zrobiliśmy więc niedawno upgrade pakietu NI Komplete do najnowszej wersji, no i korzystamy praktycznie ze wszystkiego co w swojej ofercie mają firmy FabFilter oraz iZotope, z ukochanym przesterem Trash 2 na czele" - wyliczają Holendrzy.

Kiedy słucha się tych wszystkich, aptekarsko ważonych bitów odmierzanych z zabójczą precyzją, nie sposób nie zadać pytania - jak oni to robią? "Najważniejszą rzeczą w naszej produkcji jest dobór poszczególnych brzmień i sampli. Wrzucanie do jednego worka kilku przypadkowych składników i próbowanie podbicia wszystkiego wtyczkami nie ma najmniejszego sensu. Trzeba zdawać sobie sprawę z ograniczeń, jakie narzuca nam baza stereo, headroom i spektrum dźwiękowe. Każdy element musi pełnić konkretną rolę i nie można tego pozostawiać przypadkowi. Drugim końcem tego kija jest aranż. I to zarówno na poziomie mikro, jak i makro. Jeśli np. chcesz żeby twój drop niszczył basem, to nie możesz tuż przed nim zapychać wszystkiego dolnymi częstotliwościami. Twój drop walnie mocniej, gdy tuż przed momentem krytycznym basu będzie mniej, albo na chwilę zniknie zupełnie. Pamiętajmy też, że ludzkie ucho postrzega niektóre częstotliwości jako głośniejsze. Jeśli więc znowu chcesz mocnego dropa, to nie pompuj ‘build up’a’ średnicą i wysokimi częstotliwościami, bo krytyczny moment wypadnie blado. Wszystko jest kwestią kontekstu" - tłumaczą muzycy. Trudno się z nimi nie zgodzić.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada
i Studio
grudzień 2016
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Earthworks SR117 - mikrofon pojemnościowy wokalny
Sennheiser HD 490 PRO Plus - słuchawki studyjne
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó