Powell - Sport
Już kiedy sądziłem, że nie spotka mnie w tym miesiącu nic barwniejszego niż patten, na tapecie pojawia się szalony Powell i jego, niemniej szalony, debiut.
"Mój pies zjadł mi jeden monitor i zupełnie nie miałem basów, gdy pracowałem nad tym materiałem. Więc choć jest to płyta taneczna, nie była nią, gdy jej słuchałem podczas tworzenia" - tłumaczy artysta w wywiadach. Nie wiem na ile ta historia jest prawdziwa, a na ile to PR-owa przypowiastka, ale Sport jest wszystkim, tylko nie płytą taneczną. Trudno to porównać do czegokolwiek. Słychać tu tak różne inspiracje, jak Devo, Ariel Pink, Flanger czy zimna fala. Są pocięte riffy elektrycznego basu, poszarpane fragmenty przypadkowych nagrań terenowych, monotonne wokale i randomowe przebiegi melodyczne rodem z systemu modularnego. Mydło i powidło, które może w równym stopniu zachwycać, co irytować. Niewątpliwie jest to jednak oryginalne. Podoba mi się lekko wintydżowa faktura kompozycji Powella, które brzmią jakby były nagrywane na czteroślad Tascama. Taki efekt możemy uzyskać za pomocą wtyczki Nebula z załadowaną biblioteką zawierającą sklonowane klasyczne stoły analogowe albo magnetofonowe wieloślady (polecam biblioteki Tima Pethericka albo R2R firmy CDSoundMaster).