John Cale - M:FANS

Z reguły nie jestem fanem takich wynalazków, bo niemal zawsze brzmią one gorzej niż pierwowzór, ale tutaj Cale naprawdę odkrywa na nowo swoje dzieło sprzed trzech dekad. Nie sposób nie zanurzyć się po uszy w tej mglistej, klaustrofobicznej atmosferze przepełnionej szumami, okaleczonymi gitarami, elektronicznymi trzaskami, a nawet karykaturalnym auto-tunerem, którego nie powstydziłby się Kanye West. Każdy dźwięk wydaje się tu kaleki, ułomny. W 1982 płyta Cale’a miała przedstawiać wizję przyszłości. Jej nowa odsłona czyni to w równie sugestywny i udany sposób. Z ciekawych technik - genialne są basowe dropy pojawiające się nagle i dosadnie w If You Were Still Around. Zauważcie też, jak się zwiększa ilość przesteru na wokalu pod koniec tej ballady. Ciekawie rozwiązano kwestię głosu wiodącego w Thoughtless Kind - mamy wokal w centrum, potraktowany solidnym przesterem, a do tego w krańcach panoramy dograno szeptane duble posłodzone rozłożystym delayem. No i ten upiorny auto-tuner, tak zły, że aż dobry.