Gorillaz - The Now Now
Jako fan wirtualnego zespołu Damona Albarna z wielką ulgą przyjąłem premierę najnowszego albumu "The Now Now" po kompletnym fiasku zeszłorocznego "Humanz", do przesłuchania którego musiałem się wręcz zmuszać.
Przeładowany gośćmi zagubionymi we mgle, prostackimi brzmieniami i nie mniej prostackimi aranżami album do dziś przyprawia mnie o ból zębów. Szczęśliwie to wszystko tylko krótki, koszmarny sen. "The Now Now" jest dokładną odwrotnością swojego poprzednika. Oto dostajemy zestaw prostych, chwytliwych numerów z pięknymi harmoniami. Nawet jeśli jakaś kompozycja rzuca słuchaczowi wyzwanie (nietypowe metrum w "Fireflies") w pogotowiu zawsze czeka solidna melodia. Każdy z tych numerów zabrzmiałby dobrze zaśpiewany z minimalnym akompaniamentem gitary albo fortepianu i po tym właśnie można poznać dobre piosenki.
Ta płyta powstała bardzo szybko, w większości podczas trasy koncertowej promującej "Humanz". - Chcieliśmy nagrać ją szybko i właściwie całość skończyliśmy w parę miesięcy – tłumaczy w wywiadach Damon Albarn. To potwierdza drugą żelazną zasadę studyjnego survivalu, że najlepsze piosenki powstają prawie zawsze szybko. To nie przypadek, że wielu najlepszych producentów i songwriterów podkreśla w wywiadach, że jeśli szkic nie powstanie w ciągu kwadransa, to piosenka ląduje w szufladzie. Dlatego właśnie tak ważne jest, by w Waszym studiu zawsze czekał w pogotowiu jeden niezawodny mikrofon, którego odpalenie oddalone jest co najwyżej o dwa ruchy ręką. Do tego prosta maszyna perkusyjna i brzmienie piana lub innego instrumentu, pozwalającego na sklejenie podstawowej harmonii. W Abletonie można stworzyć domyślny set, tak by za każdym razem, gdy odpalicie nowy projekt, od razu znalazły się w nim właśnie te trzy ścieżki uzbrojone i gotowe do akcji, bo wena nie ma w zwyczaju czekać...
Wracając jednak do "The Now Now", nie wyobrażam sobie lepszej płyty na wakacyjne wojaże. Poczynając od pogodnego "Humility" (zwróćcie uwagę jak otwiera się refren po dodaniu rozjaśniających aranżację elementów perkusyjnych – całość się rozkręca, mimo że harmonia pozostaje taka sama), poprzez funkujące "Lake Zurich", po nastrojowe "Fireflies" i podniosłe "Idaho", które jest jedną z najpiękniejszych ballad jakie udało się stworzyć Albarnowi. Wszystko jest naładowane przyjemną melancholią, przyprawioną odrobiną zawadiackiego bounce’u. Zwróćcie uwagę na prosty zabieg aranżacyjny w tym ostatnim utworze, dzięki któremu refren wznosi słuchacza kilka centymetrów nad chodnik. Pierwsza część piosenki całkowicie pozbawiona jest dołu i góry, ale w refrenie pojawia się dół (nawiasem pisząc większość syntetycznym basów na tej płycie to na 90% jakiś Moog) i słodkie syntezatorowe arpeggio w górze – niby proste, ale zabójczo skuteczne.
Uwagę zwraca również soczysta perkusja. Żeby uzyskać tak punktowy sound jak w "Lake Zurich" czy "Magic Eye" trzeba zacząć oczywiście od dobrej rejestracji i właściwej techniki grania. Doskonale wyjaśnia to w wywiadach Steve Sedgwick, który od lat miksuje nagrania Gorillaz i nagrywał również Tony’ego Allena - Wielu sądzi, że mocne, dynamiczne brzmienie bębnów bierze się z walenie w bębny, tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Tony Allen grał na swoim zestawie bardzo cicho, do tego stopnia, że gdy używałem mikrofonów wstęgowych musiałem posiłkować się zewnętrznymi preampami, bo te z konsolety nie dawały rady, wprowadzając zbyt wiele szumów. Cicho nagrana perkusja daje o wiele więcej możliwości na etapie miksu, szczególnie jeśli zamierzamy ją mocno kompresować – tłumaczy Sedgwick portalowi Drumdrops.