James Blake - Assume Form
Jest prawie pewne, że James Blake nie zna twórczości Łony. A szkoda, bo gdyby znał klasyczny numer Żadnych gości z repertuaru szczecińskiego rapera, to może odpuściłby sobie zapraszanie mainstreamowych gwiazd w celu napompowania marketingowej bańki. Za każdym razem, gdy na Assume Form pojawia się obcy wokal, mam ochotę strzelić sobie w głowę.
Płytę otwiera nastrojowa ballada (a jakże...), która choć zbyt znajoma, to jednak przyjemnie bujająca za sprawą głębokiego, soulowego głosu Blake’a. Niestety w kolejnym utworze pojawia się Travis Scott i Metro Boomin, by z gracją słonia w składzie porcelany zniszczyć ten intymny nastrój banalnym autotunerem na modłę miliarda podobnych maszkaronów królujących obecnie na listach przebojów.
Trochę lepiej jest w kolejnych kawałkach - w Tell Them pojawia się gościnnie Moses Sumney i choć nie jest tak prostacko, to dalej w uszach dzwoni mi nieprzyjemny kontrast pomiędzy intymnym głosem Blake’a i resztą, która brzmi przy nim wręcz grubiańsko. Jedynie Rosalia zrozumiała kontekst na tyle, by nie obrócić w perzynę delikatnego aranżu Barefoot in The Park. Spokojnie mogę sobie wyobrazić tę płytę bez gości i o połowę krótszą. Być może wtedy sięgnąłbym po nią po raz drugi.