Tyler The Creator - Igor
Nowa płyta Tylera podoba mi się z kilku powodów, a główny, to kompozycje. Tradycyjnie raper nie ogranicza się do banalnych, aktualnie modnych brzmień, ale swobodnie sięga do soulowej klasyki, jednocześnie nie obawiając się flirtu za bardziej eksperymentalnymi barwami.
Tyler dobrze wie, że nie trzeba epatować tysiącami brzmień, wystarczy kilka podstawowych, dobrze dobranych instrumentów, co powoduje, że płyta mimo różnorodności jest jednak spójna. W większości przypadków w roli basu mamy typowy moogowski bas (takie brzmienia z powodzeniem można uzyskać choćby za pomocą Mooga Subsequenta) zaś akordy zapewnia ciepłe brzmienie elektrycznego piana Rhodesa albo Wurlitzera.
Czasem w tle pojawia się przyprószony efektami klawesyn, akustyczne pianino, szeroka barwa polifonicznego syntezatora (w otwierającym płytę Igor’s Theme prawie na bank słyszę OB-6 ze stajni Dave’a Smitha) albo powykręcane sample, ale to te dwa podstawowe brzmienia są głównym pokarmem Igora. Podoba mi się też masywny dolny środek na granicy rozpadu. Grubiej już nie można. Ten rejon nawet na chwilę nie jest na diecie – masywna stopa, przesterowany bas i wokale pełne brudu i surowości. Igor kojarzy mi się z najnowszą płytą Kendricka Lamara – ta sama swoboda i głęboka świadomość muzyczna, ale w odrobinę bardziej psychodelicznym wydaniu.