Dziś za takie pieniądze każdy może sobie kupić przynajmniej cztery urządzenia o podobnej, a często dużo większej funkcjonalności, znacznie mniejsze, lżejsze, z 24-bitowymi przetwornikami i próbkowaniem 96 kHz, mające wbudowane, świetnie brzmiące mikrofony, bez żadnych elementów ruchomych (typu silniczki, rolki, paski, zębatki, dźwigienki itp.), z błyskawicznym dostępem do wybranych nagrań i możliwością natychmiastowego przenoszenia plików do komputera, które przedtem można poddać edycji, a nawet okrasić efektami. W magnetofonie DAT transmisja danych odbywała się w czasie rzeczywistym, czyli trwała tyle, ile samo nagranie. Poza tym w komputerze musiała być karta z wejściem cyfrowym, aby przenoszony sygnał nie był poddawany podwójnej konwersji.
Róg obfitości
Oferta przenośnych rejestratorów audio jest obecnie imponująca, a rewolucja w tym zakresie dokonała się dzięki rozpowszechnieniu tanich nośników pamięci masowej, jakimi są karty SD i SDHC, a może niedługo SDHX. To na nich właśnie możemy zapisywać gigabajty (na HX terabajty) informacji, i to bez użycia jakiejkolwiek mechaniki, która wciąż jest obecna np. w typowych twardych dyskach. Poza tym pojawiły się też specjalizowane chipy, które nie tylko pełnią funkcję kodeków, czyli przetworników A/C i C/A, ale też oferują całą gamę innych opcji dostosowanych do wymagań tego typu urządzeń. Nie bez znaczenia jest również rozpowszechnienie się standardu USB (obsługują go często wspomniane chipy), dostępność technologii o niskim zużyciu energii, pojawienie się na rynku niedrogich, ale dobrze brzmiących mikrofonów elektretowych oraz... przeniesienie niemal całej światowej produkcji elektroniki do Chin. Najsilniejszym impulsem do rozwoju przenośnych rejestratorów audio oraz gwałtownej obniżki ich cen okazał się komercyjny sukces cyfrowych dyktafonów, które sprzedając się w milionach sztuk na całym świecie sprawiły, że dużym producentom zaczęło się opłacać wdrażanie rozwiązań, które potem przeniosły się na rynek pro-audio i do kompaktowych rejestratorów dźwięku.
Line 6 BackTrack (tutaj w wersji z mikrofonem) to najtańszy na rynku i jeden z najmniejszych przenośnych rejestratorów audio, przeznaczony głównie dla gitarzystów i basistów chcących rejestrować sygnał z instrumentu - stąd też wyposażenie urządzenia w wejście instrumentalne i zapis w trybie mono. Może pracować na własnym zasilaniu do ośmiu godzin, a ładowanie akumulatorów odbywa się przez USB.
W efekcie mamy wybór przeróżnych przenośnych rekorderów, których cena waha się od niecałych 200 zł do ponad 20.000 zł za urządzenia do zastosowań profesjonalnych. I choć kwota 20.000 zł jest rzadko kiedy akceptowalna przez przeciętnego użytkownika (zresztą urządzenia, które tyle kosztują, do niczego mu nie będą potrzebne), to można bez ryzyka popełnienia większego błędu przyjąć, że w kwocie od 600 do 2.000 zł na pewno kupimy przenośny rejestrator audio, który z dużym zapasem spełni wszystkie nasze wymagania. I teraz pozostaje kluczowe pytanie - jaki rejestrator wybrać? Reklamy kuszą nas przeróżnymi funkcjami, krystalicznym brzmieniem, całą gamą zastosowań, wygodą obsługi oraz solidnością wykonania. Jak w tym wszystkim znaleźć taki produkt, za który nie przepłacimy, a który będzie nam służyć długie lata, dając satysfakcję z jego użytkowania? W czasach zdecydowanej dominacji podaży nad popytem, kiedy to wszyscy dookoła chcą wejść w posiadanie naszych pieniędzy, odpowiedź na to pytanie jest trudna i zależy przede wszystkim... od nas samych. A ściślej rzecz biorąc od tego, czy będziemy umieli precyzyjnie określić nasze oczekiwania, a także skonfrontować je z obietnicami producentów oraz stanem faktycznym. Czyli, jak zawsze, wiedza jest kluczem do sukcesu, a w tym, oraz kolejnych artykułach z tego cyklu, będziemy się starali przekazać Wam jej jak najwięcej i w jak najbardziej przystępnej formie.
Po co mi rejestrator?
To jest pytanie numer jeden, na które odpowiedź w zasadzie determinuje zadawanie kolejnych pytań. Jeśli nie odpowiemy na nie prawidłowo i wyczerpująco, to możemy stać się posiadaczem urządzenia, które częściej będzie leżało w szufladzie niż pracowało. Rozpatrzmy więc potencjalne opcje, ale zanim to zrobimy, musimy sobie jedno wyjaśnić. Do roboczego nagrywania wykładów, prelekcji, spotkań czy nawet szkiców naszych pomysłów muzycznych z powodzeniem wystarczy cyfrowy dyktafon. Większość z nich ma specjalne funkcje, dzięki którym nagrywany głos jest wystarczająco czytelny (ma do tego celu specjalne filtry, często realizowane przez DSP), poziom szumów tła dość dobrze stłumiony, a wbudowany mikrofon/mikrofony, jeśli tylko znajdują się odpowiednio blisko źródła dźwięku zapewniają przyzwoitą jakość. Do dziś korzystam ze starutkiego dyktafonu Olympus WS-300M, którego używam głównie do wywiadów, i choć przez moje ręce przewinęły się dziesiątki różnych rejestratorów audio, żaden w tej roli nie sprawdził się równie dobrze jak on i żaden nie zapewnił tak dobrej separacji głosu rozmówcy od hałasu tła.
Z kolei przenośne rejestratory audio z założenia są urządzeniami mającymi zapewnić jak najwyższą jakość dźwięku, co nieodłącznie wiąże się z szerokim pasmem przenoszenia zapisywanego sygnału. A zatem jako takie będą precyzyjnie wychwytywać WSZYSTKIE dźwięki, w tym także te, które przy nagrywaniu np. wykładu nie będą nam potrzebne, zwłaszcza w zakresie niskich i wysokich tonów. Tutaj dyktafony po prostu okazują się sprytniejsze i bardziej wyspecjalizowane.
Misja: reporter
Sytuacja natomiast diametralnie się zmienia, gdy zależy nam na zachowaniu jak najwyższej jakości zapisywanego dźwięku i zadbamy o to, by zapewnić temu procesowi optymalne warunki. Gdy zatem przeprowadzamy rozmowę na potrzeby radia lub telewizji, to nasz rejestrator ma założony na mikrofony filtr z gąbki lub tzw. futrzak, a my włączyliśmy w nim odpowiednio ustawiony filtr górnoprzepustowy, który redukuje odgłosy wynikające z trzymania rejestratora w ręku, podmuchy wiatru czy zgłoski wybuchowe (p, b, d, t) wydobywające się z ust rozmówcy. Co więcej, rejestrator znajduje się na tyle blisko nagrywanego obiektu, by do minimum zredukować zakłócenia z zewnątrz (przejeżdżające samochody, hałas tłumu, odgłosy pracy maszyn itp.). Powinniśmy też używać rejestratora z mikrofonami o charakterystyce kierunkowej (np. nerkowej), a nie o charakterystyce dookolnej, która pozwala uchwycić dźwięk z każdego kierunku z takim samym poziomem. A już ideałem jest sytuacja, gdy zamiast całego rejestratora do ust naszego rozmówcy podstawiamy sam mikrofon podłączony do rejestratora, który spoczywa w naszej kieszeni lub zawieszony na szyi w specjalnym futerale. No dobrze, ale czym dalej w las, tym więcej drzew. Profesjonalne mikrofony reporterskie bardzo często wymagają tzw. zasilania fantomowego, które powinny otrzymać z urządzenia, do którego je podłączymy. Samo urządzenie musi być wyposażone w przedwzmacniacz mikrofonowy o odpowiedniej i koniecznie regulowanej czułości. Ponadto kable mikrofonowe zakończone są zazwyczaj złączem typu XLR.
Olympus LS-100 to rejestrator, który mogą brać pod uwagę profesjonaliści. Ma solidną, zwartą konstrukcję, możliwość sprzętowej regulacji poziomu zapisu (niezależnie dla kanału lewego i prawego) oraz wejścia mikrofonowo-liniowe w formacie combo (XLR/TRS 6,3 mm) z napięciem fantom 24/48 V, diodowe wskaźniki przesterowania oraz przyciski funkcyjne, którym można przypisać wybrane opcje, przywołując je natychmiast bez konieczności zagłębiania się w menu. Jest też wewnętrzna pamięć 4 GB, która pozwala na pracę w przypadku braku lub awarii karty SD. Test urządzenia znajdziecie w EiS 9/2012.
Wszystko to oznacza, że nasz rejestrator musi mieć wspomniany przedwzmacniacz mikrofonowy (koniecznie z włączanym, a najlepiej regulowanym filtrem górnoprzepustowym), gniazdo wejściowe w formacie XLR i możliwość dostarczania napięcia fantomowego na poziomie +48 V. Bez tego wszystkiego nie użyjemy go do celów reporterskich, chyba że będziemy stosować różne prowizoryczne rozwiązania, w efekcie czego osoba montująca nagrany przez nas materiał wyrzuci nas za drzwi, a na pożegnanie powie, abyśmy zajęli się czymś innym, np. pszczelarstwem lub skręcaniem długopisów.
Wszystko na poziomie
A skoro już jesteśmy przy zastosowaniach reporterskich i nagrywaniu materiału na potrzeby mediów to trzeba też wspomnieć o innej niesłychanie istotnej rzeczy, jaką jest możliwość kontroli nagrywanego sygnału. Kontrolę taką zapewniają zazwyczaj słuchawki, a więc rejestrator powinien mieć wyjście słuchawkowe z możliwością podsłuchu sygnału wchodzącego. Wyjście to powinno mieć regulator głośności, najlepiej pod postacią gałki - w warunkach polowych nikt nie ma czasu ani możliwości, by regulować głośność lub czułość mikrofonu korzystając z przycisków plus/minus lub, nie daj Boże, poprzez wchodzenie do menu i wyszukiwanie odpowiedniej opcji. Tu liczy się czas i możliwość natychmiastowej reakcji, a w tym, póki co, gałki są najlepsze. Na wyjściu słuchawkowym powinien się też pojawiać sygnał na tyle mocny, by wysterować nasze słuchawki z poziomem pozwalającym usłyszeć nagrywany sygnał czysto i wyraźnie, nawet gdy wokół panuje hałas i zgiełk. Poza tym dostęp do regulatorów głośności słuchawek oraz czułości mikrofonów musi być na tyle dobry, by móc je obsługiwać bez patrzenia na urządzenie rejestrujące (bo wtedy możemy naszemu rozmówcy włożyć mikrofon np. w oko), a jednocześnie same regulatory skonstruowane tak, by przez przypadek nie zmienić ich położenia.
Wszystko to, o czym wspomniałem wyżej, to tylko początek wymagań, jakie musi spełniać rejestrator przeznaczony do pracy reporterskiej. Prawda jest taka, że tutaj sprawdzają się tylko twarde sztuki i urządzenia produkowane z myślą o takich właśnie zastosowaniach. Tu nie ma miejsca dla słabeuszy i finezyjnych konstrukcji - liczy się czas, solidność, prostota obsługi i natychmiastowa gotowość do działania w każdych warunkach, także klimatycznych. Idźmy więc dalej tą drogą. Niesamowicie istotna jest możliwość kontroli poziomu nagrywanego sygnału, a zatem bardzo jasno świecące mierniki LED (przecież często praca odbywa się na powietrzu, w pełnym słońcu) plus dodatkowe, wręcz oślepiające wskaźniki przesterowania. Chodzi o to, by nagrać odpowiednio silny, ale w żadnym wypadku nie przesterowany sygnał. Z drugiej jednak strony, gdy pracujemy w zacisznym wnętrzu z silnie przytłumionym światłem taka „iluminofonia” w naszym ręku lub wisząca gdzieś z boku może rozpraszać rozmówcę i utrudniać pracę kamerzystom. Co powiecie zatem na funkcję regulacji jasności świecenia mierników LED lub opcję ich wyłączenia? Owszem, bardzo przydatna.
Bez ograniczeń?
No dobrze, skoro już padło słowo „przesterowanie”, to tego tematu też nie unikniemy. Niektóre rejestratory mają bardzo sprytny system automatycznego ustawiania czułości wejściowej. Wystarczy że nasz rozmówca rzuci kilka słów do mikrofonu, np. o pogodzie, a urządzenie samo dopasuje optymalną czułość i nasza rola w tym temacie się kończy. Inne natomiast mają specjalny układ ogranicznika poziomu (limiter), często z możliwością ustawienia progu zadziałania. To też dobre rozwiązanie, bo skutecznie zapobiega przesterowaniom. Pojawia się tylko jeden problem - limiter limiterowi nierówny. Jeden będzie działał w sposób bardzo płynny, a jego praca będzie w ogóle niesłyszalna (wtedy możemy mieć pewność, że oprócz limitera w obróbkę sygnału zaangażowany jest także jakiś kompresor, i to bardzo sprawnie działający). Inne natomiast będą bardzo brutalnie eksterminować szczyty sygnału sprawiając, że montażysta, który będzie pracował nad naszym materiałem znów zacznie coś mówić o pszczelarstwie lub skręcaniu długopisów. Wprawdzie wyraźnie słyszalnych przesterowań raczej nie będzie (z naciskiem na „raczej”), ale dźwięk będzie miał nieciekawe, przesycone i przepompowane brzmienie, co w połączeniu z działaniem procesorów stosowanych w torze audio na emisji może wypaść co najwyżej średnio, zwłaszcza w kontekście innych, dobrze nagranych materiałów.
Tascam DR-05 to kolejny reprezentant klasy budżetowej, ale tym razem już z wbudowanymi mikrofonami i zapisem w trybie stereo. Obsługa urządzenia niemal w całości odbywa się z wykorzystaniem przycisków oraz ekranowego menu.
A więc, Wysoki Sądzie, jaki mamy wyrok w sprawie limitera? Jeśli jest to limiter wysokiej jakości, to możemy korzystać z niego bez, nomen omen, ograniczeń, mając zapewniony komfort pracy, a montażysta zawsze znajdzie czas, by z nami porozmawiać o czymś zupełnie niezwiązanym z pszczelarstwem. Jeśli jest to natomiast limiter typu „tnę jak leci”, to używamy go tylko jako ostatniej deski ratunku, w warunkach skrajnych i ze świadomością, że już nic lepszego nie można było wymyślić. Wtedy po prostu przełączamy się na 24-bitowy tryb rejestracji, zmniejszamy czułość wejściową na tyle, by mieć pewność, że nic się nie przesteruje (możemy sobie zostawić nawet kilkanaście decybeli zapasu do poziomu 0 dB) licząc się z tym, że na etapie montażu będzie trzeba ten sygnał wzmocnić. Ponieważ jednak przy 24 bitach mamy teoretyczny zakres dynamiki 144 dB, to owo wzmocnienie nie odbędzie się kosztem utraty precyzji cichszych sygnałów, jak mogłoby się to zdarzyć w przypadku zapisu 16-bitowego.
Mocy przybywaj!
Czy w kwestii zastosowań reporterskich wyczerpaliśmy już temat? Zdecydowanie nie, ponieważ pozostają nam rzeczy o znaczeniu wręcz strategicznym. Przede wszystkim zasilanie. Praca ze wzrokiem wlepionym we wskaźnik zużycia baterii z nadzieją, że ta ostatnia kreska nie zniknie przed końcem wywiadu jest czymś, czego nie życzę nikomu. Umówmy się, zawodowy reporter nie pracuje z urządzeniami zasilanymi wyłącznie bateryjnie. On zawsze ma przy pasku specjalny akumulator i z niego zasila sprzęt rejestrujący. W takiej pracy, zwłaszcza dla poważnych zleceniodawców, mających wielomilionowe rzesze widzów lub słuchaczy, nikt nie zaprząta sobie głowy wymianą „bateryjek”. Rejestrator musi więc mieć wejście do podłączenia zewnętrznego zasilania prądem stałym o napięciu od 9 do 14 woltów. Co więcej, wejście to powinno mieć jakiś rodzaj mechanicznego zabezpieczenia przed przypadkowym wyciągnięciem wtyku zasilania, choć często wystarczy zastosowanie kątowych wtyczek.
Obecność baterii w rejestratorze jest jednak obowiązkowa, ponieważ zawsze musimy mieć zasilanie zapasowe. W języku fachowym nosi to nazwę redundancji (od łacińskiego redundantia - powódź, nadmiar, zbytek). Istotne jest też, by sprawdzić, czy z chwilą zaniku zasilania zewnętrznego wewnętrzne baterie przejmą rolę elektrowni na tyle szybko, by nie spowodowało to przerwy w zapisie lub wręcz wyłączenia rejestratora.
Solidność popłaca
Kolejna sprawa to konstrukcja samego urządzenia. Obudowa powinna być metalowa (najlepiej frezowana, a nie wytłaczana, ale tu już wkraczamy w rejony bardzo wysokich cen rejestratorów), albo wykonana z mocnego i wytrzymałego tworzywa. Nic się nie powinno uginać, żadne klapki nie mają prawa wypadać, a test pierwszego upadku (ewentualnie kilku następnych, jeśli nie zdecydujemy się w końcu na zakup futerału z paskiem lub do paska) powinien być przeprowadzony z wynikiem pozytywnym, pominąwszy ewentualne wgniecenia lub zarysowania nie mające wpływu na działanie rejestratora. O futerale wspomniałem nie przez przypadek - nie wszyscy producenci bowiem oferują takowy w standardzie, a nawet jako wyposażenie opcjonalne.
Zoom H1 v2 to jeden z najpopularniejszych przenośnych rejestratorów audio na rynku należących do klasy urządzeń budżetowych. Warto zwrócić uwagę na ustawienie mikrofonów w tzw. konfiguracji XY pozwalającej uzyskać wiarygodny obraz przestrzenny nagrania. Opublikowany w EiS test urządzenia znajdziecie na stronie http://bit.ly/171TKaV.
Szalenie istotny jest dostęp do karty pamięci i jakość slotu, do którego ją wkładamy. Karta powinna być skutecznie zabezpieczona przed przypadkowym wyjęciem, ale jednocześnie nie na tyle skutecznie, by do tego celu używać wyspecjalizowanych narzędzi typu klucz imbusowy lub wkrętak z gwiazdkową końcówką. Bardzo często reporter po pracy musi kartę wyjąć, włożyć do komputera i wysłać nagranie Internetem do odbiorcy. Owszem, można to robić też przez USB, ale tu pojawia się kabel (a często jego chwilowy lub permanentny brak) oraz problem wolniejszego transferu. Dlatego nieprzypadkowo wspomniałem o jakości slotu w rejestratorze. W tych najtańszych często spotykamy się z problemem, że po, dajmy na to, pięćdziesiątym włożeniu karty wyświetli się komunikat o braku dostępu do pamięci. A to już jest poważny kłopot, bo jeśli nawet po którymś włożeniu karty system „zaskoczy”, to nie mamy pewności, że poruszenie rejestratorem nie spowoduje przerwy na łączach.
Chyba już zaczynacie podejrzewać, że bycie rejestratorem wykorzystywanym przez reportera to ciężki kawałek chleba. Tak, to prawda, ale jeszcze gorzej mają rejestratory wykorzystywane na planie filmowym. Ale o tym już przy innej okazji.