Leapwing Audio StageOne 2 & RootOne - wtyczki VST
Niedomagający dół pasma i brak trójwymiarowości są tymi elementami, które często najbardziej rzucają się w uszy, gdy przychodzi nam do krytycznej oceny naszych poczynań producenckich czy realizatorskich. Wiadomo, narzędzia, które zrobią za nas robotę nie istnieją, ale są takie, które mogą nas znacząco wspomóc w walce o dobre brzmienie. Tak jest w przypadku wtyczek od Leapwing Audio - StageOne 2 oraz RootOne.
Firma Leapwing Audio już w debiucie wskoczyła do ekstraklasy producentów wtyczek. Świeżą, nieznaną szerszym kręgom firmę zaczął wychwalać guru masteringowców Bob Katz, a potem dołączyła reszta znakomitości - Al Schmitt, Bob Ludwig, Joe Chiccarelli, Dave Pensado.
Leapwing Audio od początku stawia sprawę wprost: “Są rzeczy, których nie jesteś w stanie zrobić w domenie analogowej”. Dlatego firma nie zajmuje się tworzeniem emulacji urządzeń analogowych, zamiast tego poszukując nowych, nieodkrytych dotąd możliwości domeny cyfrowej. I niewątpliwie są w wykorzystaniu “cyfry” jednymi z najlepszych w branży. Co warte podkreślenia, ich stosunkowo wąskie portfolio produktów ma jedną, ewidentną cechę wspólną - wszystkie one są innowacyjne.
Testom poddaliśmy dwa procesory od Leapwing - StageOne 2 oraz RootOne. Służą one do kształtowania tych elementów brzmienia nagrań, które zdają się być nieustanną bolączką realizatorskiej braci - niedomagającej, często płaskiej lub niestabilnej stereofonii (StageOne 2) oraz wątłego, mało energicznego dołu pasma (RootOne).
LEAPWIG AUDIO STAGEONE 2 - WSZERZ I WGŁĄB DŹWIĘKU
StageOne 2 to nowa, znacząco ulepszona w stosunku do pierwowzoru - tak na poziomie algorytmów, jak i funkcjonalności - odsłona procesora służącego poszerzaniu bazy stereo i nadawaniu jej głębi, a także do stereofonizacji sygnału mono.
StageOne 2 dysponuje pięcioma blokami działania - każdy oparty o oryginalny algorytm. Bloki możemy stosować niezależnie od siebie lub w połączeniu. Są to WIDTH, DEPTH, MONO SPREAD, CENTER GRAVITY, PHASE RECOVERY. Wszystkie operacje przeprowadzamy w trybie trzypasmowym - dla każdego pasm stosując niezależnie każdy z pięciu algorytmów. Sam podział pasm ustawiamy w sposób dowolny.
Sekcja WIDTH odpowiada za rozszerzanie, a z nową wersją także zwężanie, bazy stereo. Możliwość rozszerzania stereofonii w jednym paśmie, a zwężania w innym daje nam bardzo duże możliwości kształtowania dźwięku. Dla przykładu - mamy syntezator basowy. Z jednej strony chcemy, by średnica pasma brzmiała szeroko, niemal symfonicznie - zatem w tym paśmie zwiększamy parametr WIDTH. Z drugiej potrzebujemy, by dól pasma był zwarty i dynamiczny - tutaj z kolei parametr WIDTH możemy zredukować.
Kolejnym blokiem działania StageOne 2 jest DEPTH. Tym algorytmem dodajemy do sygnału, jak to określa producent, “kierunkowo zoptymalizowane” odbicia, z których pomocą kształtujemy głębię brzmienia. Pozwala to nam osiągnąć efekt trójwymiarowości dźwięku i wspomaga osadzanie elementów miksu na osi przód-tył. Generowane przez DEPTH odbicia nie zmieniają radykalnie pierwotnej przestrzeni, działając subtelnie i dając naturalny efekt.
MONO SPREAD to nic innego, jak procesor, który zmienia sygnał mono w tak zwane pseudo-stereo. Przy tym, znowu należy podkreślić niezwykłą naturalność tego efektu.
Najmniej efektownym, ale jakże potrzebnym blokiem procesora jest CENTER GRAVITY. Pozwala on nam zbalansować przestrzennie sygnał, który poddajemy zabiegom upiększającym.
Do kompletu z wszystkimi wyżej wymienionymi procesami dochodzi w drugiej odsłonie wtyczki StageOne jeszcze funkcja PHASE RECOVERY. Przywraca ona spójność fazową tam, gdzie pojawia się z tym problem. PHASE RECOVERY dokonuje detekcji tych komponentów sygnału, które zostały przesunięte w fazie i ustawia je we właściwy sposób. Przy czym, PHASE RECOVERY, również możemy aktywować jedynie na części pasma, w pozostałych miejscach pozostawiając tę funkcję wyłączoną.
Jak widać, jest tu dosłownie wszystko i jeszcze trochę, by móc pracować nad szerokością, głębią i osadzeniem brzmienia. A co do brzmienia… StageOne 2 działa w sposób urzekający - prawie na każdym sygnale potrafi zrobić dobrze, bez dezintegracji sygnału wyjściowego. Gdy zaczniemy uważnie ustawiać poszczególne parametry, zauważmy że ich relacje mają na siebie duży wpływ. Dotrze do nas wtedy, że oto dostaliśmy do ręki narzędzie nie tylko miksersko-masteringowe, ale wręcz sound-designerskie.
Podpowiem parę rzeczy - ogromne możliwości drzemią w podziale pasmowym oraz indywidualnie dobranymi parametrami dla poszczególnych zakresów pasma. Choćby rozszerzanie stereofonii za pomocą bloku WIDTH i dodawanie odbić parametrem DEPTH w części pasma potrafi wybitnie zagrać, gdy w innym zakresie pasma tej stereofonii odejmiemy, czyniąc go bardziej zwartym. Albo, gdy pracujemy nad sygnałem mono, zaczynając od funkcji MONO SPREAD i przechodząc dalej do parametrów WIDHT i DEPTH, które na uprzednio “ustereofonizowanym” materiale mogą się bardzo intrygująco odezwać. Aha, no i nie ignorujcie PHASE RECOVERY, które ma ewidentny wpływ na brzmienie.
Czy StageOne 2 nadaje się wyłącznie do pracy na instrumentach bądź ewentualnie grupach? Oj, nie, - StageOne 2 nadaje się do pracy na wszystkim. Włącznie z sumą miksu, a nawet w procesie masteringu. Tu drobna dygresja…Gdy na rynek wchodziła wersja pierwsza StageOne, słychać było zewsząd peany na jej część, że oto w końcu mamy narzędzie, które nie tylko znakomicie działa na pojedynczych instrumentach, ale też na grupach, a nawet na sumie miksu. Widać było ewidentnie, że jest coś na rzeczy, skoro StageOne szybko znalazł się na wyposażeniu cenionych inżynierów masteringu. A ci, jak wiadomo, są ostrożni niczym saperzy, gdy chodzi o ingerowanie w stereofonię… Zatem już w pierwszej odsłonie StageOne doceniono jego neutralność, naturalność i swoistą elegancję brzmieniową. To teraz wyobraźcie sobie, że StageOne 2 przeskoczył sam siebie o dwie długości, jeśli chodzi o jakość najnowszych algorytmów. O ile stosowanie “poszerzaczy” i “pogłębiaczy” w wersji pierwszej należało dawkować ostrożnie, by nie wynaturzyć sygnału, o tyle teraz radykalne nastawy potrafią dawać wciąż znakomite efekty. A gdy dodamy do tego możliwość zachowania pełnej koherencji fazy (PHASE RECOVERY), to otrzymujemy stereofonicznego potwora.
LEAPWIG AUDIO ROOTONE - JEST BAS, JEST ZABAWA
RootOne to procesor, który wkracza do akcji wtedy, gdy brakuje nam basu. Podobnie jak poszerzacze stereo, grupa narzędzi do wzmacniania dołu pasma jest stosunkowo licznie reprezentowana. Mamy klasyki od Waves, czyli RBass i LoAir. Z nowszych jest bardzo dobry Lowender czy bx-subsynth. Jednak, kto zagłębiał się w ich działanie, to wie, że są to narzędzia nie do wszystkiego. Łatwo tu o efekty uboczne, jak choćby sztuczność dodawanego komponentu basowego, jego swoiste odklejenie od utworu.
I tym razem specjaliści z Leapwing Audio zastosowali autorskie ujęcie zagadnienia. W RootOne wszystko zaczyna się od trzech zakresów pasmowych, w ramach których możemy wytworzyć nową nutę basową. Zakresy pasmowe obrazowo nazwano SUB, THUMP i PUNCH (przyznam, że to nie do końca fortunne, bo zrazu sądziłem, że mam do czynienia z różnymi zupełnie procesami). Dla każdego z zakresów pasm RootOne analizuje sygnał znajdujący się oktawę wyżej i na tej podstawie tworzy nową, idealnie dopasowaną fazowo do oryginalnego sygnału nutę basową. Wytworzone w każdym z trzech pasm nuty możemy miksować ze sobą w dowolnych proporcjach bądź też poprzestać tylko na jednej czy dwóch.
Wygenerowany, automatycznie dopasowany fazowo bas możemy kształtować dalej. Każde z pasm posiada oddzielny parametr DYNAMICS, którym ustawiamy czułość, z jaką detektor analizuje amplitudę obwiedni sygnału oryginalnego. Przy ustawieniu wskazującym “100%” detekcja odnosi się do pełnego zakresu obwiedni i tym samym generowany sygnał będzie odpowiadał oryginalnemu. Zmniejszenie parametru poskutkuje tym, że dodane częstotliwości będą miały mniejszy zakres dynamiczny.
Parametry ATTACK i DECAY służą kształtowaniu obwiedni wytworzonego sygnału. Im bardziej zwiększamy parametr ATTACK, tym mocniej zagra początek sygnału. Parametr DECAY odpowiada za czas trwania sygnału. Im wyższy DECAY, tym bas w danej podczęstotliwości będzie wybrzmiewał dłużej.
RootOne, oddelegowany do tego, by kruszyć mury basem, ma również zupełnie oddzielną sekcję HARMONICS. Jest to blok saturacji sygnału, którym możemy nasycić to, co jest powyżej górnej granicy sekcji PUNCH. Dodatkowo, do sekcji HARMONICS możemy wysłać w dowolnych proporcjach sygnał z każdej podczęstotliwości basowej. Robimy to za pomocą parametru DRIVE - im większa wartość, tym więcej sygnału podajemy do sekcji HARMONICS.
Znowu, jak w przypadku StageOne 2, prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy zaczynamy eksperymentować z podziałem pasm w trzech blokach. Zmiany w tym aspekcie mają bezpośrednie przełożenie na brzmienie wygenerowanego sygnału. Zwykle potem pracujemy z blokiem HARMONICS, wysyłając na niego nasze nowopowstałe podbudowy basowe. Jakby tego było mało, w sekcji HARMONICS mamy do dyspozycji parametr DRIVE, którym ustawiamy jak dużo saturacji/zniekształceń chcemy generować oraz COLOR, którym ustawiamy charakterystykę symetryczną (0) lub asymetryczną (100) sygnału. Charakterystyka symetryczna brzmi w stylu taśmy magnetofonu szpulowego, wyższe nastawy nadają saturacji lampowy sznyt. Ostatnim parametrem w tym bloku jest LOW PASS, którym ustawiamy zakres pasmowy działania saturacji. Filtr dolnoprzepustowy działa w zakresie od 100 do 1000 Hz.
RootOne ma wiele wspólnego ze StageOnem, choć przecież jest on innym typem zwierza. Jednak podejście do przetwarzania dźwięku i poszukiwanie określonej sygnatury brzmieniowej jest dla obu jednakie. Znowu - nie chodzi by sygnał znacząco przetworzyć - zgnieść, zdeformować, ocieplić, udziwacznić. Celem jest, by go w sposób możliwie najbardziej naturalny podbudować.
RootOne to kompleksowe narzędzie, które możemy stosować na instrumentach - od gitar basowych, przez stopy perkusyjne, werble aż po syntezatory a nawet ludzki głos. Można z nim także z powodzeniem pracować na grupach i na sumie. RootOne, jak mało co, potrafi dopalić miks konturowym, nowoczesnym, ale jednocześnie naturalnym basem.