Erica Synths Steampipe – cyfrowy syntezator nie tylko dla miłośników instrumentów dętych

Podobnie jak synteza FM czy wavetable, modelowanie fizyczne przechodziło przez różne fazy popularności na przestrzeni ostatnich dekad. Chociaż sama koncepcja ma starsze korzenie, to jej komercyjny przełom nastąpił na początku lat 90., za sprawą syntezatorów takich jak Korg Prophecy i Yamaha VL1, które wykorzystywały modelowanie fizyczne do tworzenia bardziej realistycznych brzmień instrumentów akustycznych. Była to wówczas technologia awangardowa, ale syntezatory PM szybko straciły na popularności – głównie przez przeciętne biblioteki brzmień i nieintuicyjną obsługę.
Po roku 2000 modelowanie fizyczne przeżywa jednak drugą młodość – w bardziej nowoczesnej formie. Mamy dziś do dyspozycji wtyczki takie jak AAS Chromaphone czy Collision od Abletona, a także sprzętowe instrumenty pokroju Mutable Instruments Elements czy Waldorf Iridium, w których PM stanowi część cyfrowego silnika dźwiękowego. Do tego grona dołącza Steampipe – ośmiogłosowy, cyfrowy syntezator polifoniczny zaprojektowany przez łotewską markę Erica Synths we współpracy z holenderskimi specjalistami z 112db. Steampipe bazuje na modelowaniu fizycznym, wykorzystywanym tu głównie – choć nie wyłącznie – do emulacji brzmień instrumentów dętych i strunowych.
Jak w każdym syntezatorze PM, silnik dźwiękowy Steampipe składa się z dwóch podstawowych sekcji: excitera, czyli źródła ataku, oraz rezonatora. W tym przypadku zostały one nazwane odpowiednio The Steam (Para) i The Pipe (Rura). Rezonator opiera się na algorytmie Karplusa-Stronga, który wykorzystuje dostrojone linie opóźniające do odtwarzania charakterystyki rezonujących materiałów znanych z rzeczywistości. Nie jest to samo w sobie niczym nowym – technika ta była wykorzystywana już w początkach modelowania fizycznego – ale Steampipe wyróżnia się szczegółową konfiguracją rezonatora i dużą liczbą fizycznych manipulatorów. Na tle innych syntezatorów PM, Steampipe oferuje wyjątkowo dużo dużych, analogowych pokręteł i suwaków. Górna część interfejsu steruje sekcją exciter – użytkownik może tu korzystać z mieszanki prądu stałego (DC), szumu lub zewnętrznego źródła sygnału. Dostępne są także obwiednie ADSR do kształtowania sygnału wejściowego oraz regulacji czułości na dynamikę, keytrackingu i legato. Dźwięk przechodzi następnie przez filtr dolnoprzepustowy z możliwością przełączenia między trybem jednobiegunowym a rezonującym dwubiegunowym, który można wprowadzić w samowzbudzenie. Ta część – Steam – zachowuje się dość przewidywalnie, szczególnie dla osób zaznajomionych z syntezą substraktywną. Inaczej jest z sekcją Pipe, która potrafi być kapryśna, nawet gdy już rozumiemy, za co odpowiadają poszczególne kontrolery.
Pokrętła rezonatora podzielono na trzy główne sekcje. Pierwsza steruje sprzężeniem zwrotnym pogłosu: mamy tu kontrolę nad czasem wybrzmiewania i zwolnienia, a także enigmatyczne pokrętło Push, które wpływa na interakcję między Steam a Pipe. W tej samej sekcji znajdziemy też parametry nasycenia sprzężenia zwrotnego – pozwalają one przechodzić płynnie między miękkim a twardym clippingiem i manipulować symetrią harmoniczną przesteru. W menu Steampipe możemy dodatkowo zmieniać zachowanie harmonicznych zniekształceń.
Poniżej znajdziemy ustawienia strojenia linii opóźniającej. Można tu także podzielić rezonator na dwa niezależne, tworząc tym samym dwa źródła o różnych cechach tonalnych – idealne np. do uzyskiwania metalicznych, dzwonowatych brzmień. Na końcu mamy dwa filtry – dolno- i górnoprzepustowy – wpływające na pętlę sprzężenia.
Żaden z tych parametrów nie jest całkowicie nowy, ale przez specyfikę działania sprzężenia zwrotnego ich zachowanie bywa trudne do przewidzenia. To może być zarówno zaleta, jak i wada Steampipe. Z jednej strony syntezator sprawia wrażenie eksperymentalnego, żywego instrumentu – mimo cyfrowej natury, fizyczne kontrolery i surowość brzmienia tworzą poczucie organicznej interakcji. Czasem niewielka zmiana parametru potrafi tchnąć życie w pozornie zwyczajny patch.
Z drugiej strony, łatwo tu coś niechcący popsuć. Filtry delaya potrafią nagle zmienić cały charakter brzmienia, a zniekształcenia harmoniczne mogą wyprowadzić dźwięk w nieprzyjemne rejony. Przydaje się wtedy funkcja strojenia z przedniego panelu – pozwala szybko „przywrócić porządek”.
Mimo że Steampipe aż zachęca do pracy manualnej, pod maską kryje się także rozbudowany system modulacji. Mamy do dyspozycji pięć niezależnych LFO z łatwym przydziałem do parametrów, możliwością regulacji częstotliwości, opóźnienia i kształtu fali.
Do tego cztery sloty modulacyjne MIDI – można je ustawić w menu kontrolerów i przypisać do tradycyjnych klawiatur, kontrolerów dętych czy urządzeń MPE.
Co ważne, Steampipe obsługuje MPE i reaguje na modulacje wysokości tonu przypisane do pojedynczych nut bez potrzeby skomplikowanej konfiguracji. Trzeba jedynie ustawić kontroler tak, by wykorzystywał 8 kanałów MIDI (zgodnie z liczbą głosów), a nie standardowe dla MPE 16.
Ostatnim elementem silnika dźwiękowego jest pogłos – cyfrowy efekt o długich, bogatych ogonach, sterowany parametrem Size. Pokrętła Stereo i Spin zwiększają szerokość i efekt detuningu, co daje epickie rezultaty. Dodatkowo dostępne są regulatory pasma niskiego i wysokiego – przydatne, gdy trzeba ujarzmić nadmiar przestrzeni. To naprawdę świetnie brzmiący cyfrowy reverb.
Gdy kilka lat temu po raz pierwszy zobaczyłam Steampipe w akcji, byłam zaintrygowana, ale nieco sceptyczna co do jego potencjalnej wszechstronności. Modelowanie fizyczne bywa świetne do generowania określonych typów dźwięków, ale nadal nie daje takiej elastyczności jak np. synteza wavetable czy FM. A że Steampipe i w obrębie PM jest dość wyspecjalizowany – czy jego możliwości uzasadniają cenę?
Po dłuższych testach jestem coraz bardziej przekonana. Choć Steampipe najlepiej czuje się w klimatach dętych i „dmuchanych” faktur, potrafi znacznie więcej. Biblioteka presetów świetnie to pokazuje – znajdziemy tu brzmienia instrumentów perkusyjnych, realistycznych strunowców, a także eksperymentalne barwy, drony czy bogate harmonicznie tekstury.
Niektórzy żartują, że Steampipe wygląda jak patch z Reaktora zamknięty w obudowie. Technicznie nie sposób się z tym całkowicie nie zgodzić – cały silnik to przetwarzanie cyfrowe, a interfejs przypomina eksperymentalne instrumenty z Maxa czy Reaktora. Ale mnogość fizycznych manipulatorów robi dużą różnicę. Cyfrowy czy nie, Steampipe to jeden z najbardziej organicznych i żywych syntezatorów, z jakimi miałam do czynienia, choć czasem sprawia wrażenie, że specjalnie chce zepchnąć cię z toru i rzucić wyzwanie. W tym sensie przypomina domowego kota: pełen charakteru, potrafi sprawiać wrażenie, że łączy was prawdziwa więź… aż nagle wyciągnie pazury i walnie cię bez ostrzeżenia.
To wszystko sprawia, że Steampipe nie jest uniwersalnym narzędziem roboczym, a jak na syntezator cyfrowy – nie należy do tanich. Do tego najlepiej działa z kontrolerem ekspresyjnym, więc warto doliczyć jego koszt (np. klawiatury MPE). Szkoda, że Steampipe nie oferuje własnej powierzchni do gry – desktopowa forma obniża koszt i daje swobodę wyboru interfejsu, ale wersja z wbudowaną, wielowymiarową klawiaturą mogłaby być absolutnym hitem. Choć Steampipe to instrument niszowy i momentami trudny do okiełznania, jego wszechstronność, fizyczna kontrola i ekspresyjność sprawiają, że potrafi ożywić każde studio.
Plusy:
- Fascynujący silnik dźwiękowy o większych możliwościach niż się wydaje
- Świetnie współpracuje z ekspresyjnymi kontrolerami MIDI
- Dużo fizycznych pokręteł i kontroli
- Znakomity cyfrowy pogłos
Minusy:
- Bywa bardzo nieprzewidywalny
- Brakuje mu własnej ekspresyjnej powierzchni do gry