Cherry Audio Mercury-8 – zbudowany na fundamentach oryginału, wynosi ten vintage’owy klasyk na współczesne wyżyny
Dla niektórych lata 80. pozostają dekadą budzącą mieszane uczucia. Krajobraz polityczny zmienił się diametralnie w porównaniu z poprzednią dekadą, podobnie jak muzyka. Energiczna, garażowa mentalność punku lat 70. ustąpiła miejsca syntezatorom, synth-popowym zespołom i duetom wokalno-elektronicznym.
Znaczenie tej epoki było nierozerwalnie związane z technologią. W latach 70. powstawały znakomite syntezatory, ale wiele z nich miało swoje bolączki – niestabilność stroju i zawodność potrafiły być prawdziwym wyzwaniem, zwłaszcza na scenie. Gdy dekada dobiegała końca, Japonia weszła w złoty okres syntezatorowej innowacji, dostarczając instrumenty, które wydawały się wręcz zesłane przez bogów.
Na początku lat 80. Roland miał już na koncie wiele cenionych konstrukcji – choć niektóre, jak TR-808 czy TB-303, doceniono dopiero z czasem. W 1981 roku firma zaprezentowała jednak syntezator polifoniczny, który zbudował swoją pozycję na popularności Jupitera-4 oraz konkurencyjnego Propheta-5 firmy Sequential Circuits.
Jupiter-8 był ośmiogłosowym syntezatorem polifonicznym, wyposażonym w dwa oscylatory VCO na głos, 64 pamięci barw, filtry 12- i 24-dB, dwie obwiednie i ogromne możliwości programowania. Był zbudowany jak czołg – z pełną metalową obudową – oferował wyjątkowo stabilne oscylatory i możliwość szybkiego strojenia jednym przyciskiem, w zaledwie kilka sekund. Dla porównania, Prophet-5 potrzebował nawet minuty, by wrócić do stroju. Był to ogromny krok naprzód. Nic dziwnego, że Jupiter-8 szybko stał się wszechobecny – od scen synth-popowych po rockowe estrady.
Dziś Jupitery wciąż są obiektami pożądania, choć nigdy nie należały do tanich instrumentów – poza krótkim okresem, gdy analog wyszedł z mody. Już w dniu premiery kosztowały 20 tysięcy złotych, a obecnie ceny na rynku wtórnym często przekraczają 50 tysięcy złotych, o ile w ogóle uda się znaleźć egzemplarz w dobrej kondycji.

Roland kilkukrotnie wracał do dziedzictwa Jupitera, zarówno w hardwarze, jak i softwarze. Teraz jednak Cherry Audio prezentuje własną interpretację tego analogowego kolosa, rozwijając koncepcję zapoczątkowaną przez znakomicie przyjęte modele Mercury-4 i Mercury-6.
Nie będzie zaskoczeniem, że Cherry nazwało swoją wersję Jupitera-8 „Mercury-8”. Poza nazwą, software zachwyca wyglądem niemal identycznym z oryginałem – charakterystyczne pomarańczowe pasy, białe napisy na czarnym „metalowym” panelu i subtelne cieniowanie klasycznych przycisków Rolanda z lat 80. Cherry Audio odwzorowało układ panelu JP-8 z niezwykłą wiernością – na tyle dużą, że bez trudu można sięgać po suwaki i potencjometry dokładnie tak, jak w hardwarze. Jednocześnie dodano tu ogromną liczbę ulepszeń: dodatkowe suwaki i przyciski wprowadzają nowe funkcje, których oryginał nigdy nie oferował.
Pierwszy kontakt z syntezatorem software’owym to zazwyczaj szybki przegląd presetów. W przypadku Mercury-8 było to interesujące doświadczenie, ponieważ początkowy zestaw barw nie od razu przywodził na myśl klasycznego Jupitera. Brzmienie jest fantastyczne, ale jasno pokazuje, że Cherry unowocześniło instrument – to raczej JP-8 w wersji 2.0.
Po krótkiej analizie łatwo zrozumieć, skąd bierze się monumentalność dźwięku. Cherry rozszerzyło polifonię do 16 głosów, zachowując dwa oscylatory na głos. Co istotne, w trybie warstwowym (Dual) pełna polifonia pozostaje dostępna – nie ma tu problemu „kradzieży głosów”, znanego z oryginału przy splitach i layerach. To ogromna zaleta przy długich wybrzmieniach. Jak w innych instrumentach Cherry Audio, znajdziemy tu także rozbudowany zestaw efektów. Szczególnie dobrze wypada Tape Echo inspirowany Space Echo – idealny kompan klasycznych barw Jupitera. Do dyspozycji jest ponad 600 presetów: aksamitne smyczki, potężne brassowe barwy, arpeggia i sekwencje. Tak – sekwencje. Jupiter-8 nigdy nie miał sekwencera, ale Mercury-8 już tak, i to z bezpośrednim dostępem z panelu.
Jeśli ktoś marzy o jak najwierniejszym odpowiedniku oryginału, Mercury-8 wychodzi naprzeciw tym oczekiwaniom. Instrument zawiera komplet fabrycznych presetów z Jupitera-8, a Cherry deklaruje możliwość wymiany barw z hardware’em poprzez SysEx. Nie mieliśmy okazji tego przetestować, choć gdzieś w archiwum pewnie wciąż leży kaseta z charakterystycznym „faxowym” dźwiękiem dumpu danych… Oryginalne presety brzmią znakomicie – bez warstw, ale z ogromnym urokiem i autentycznością. Dodatkowa biblioteka „Factory Plus” oferuje te same barwy wzbogacone o efekty, dodające im nowoczesnego połysku.
Podczas programowania własnych brzmień porównywaliśmy Mercury-8 z hardwarem. Trzeba pamiętać, że oryginał ma ponad 40 lat, a czas nie pozostaje bez wpływu na komponenty. Mercury-8 brzmi nieco masywniej, bardziej „produkcyjnie”, zwłaszcza w surowych przebiegach piłokształtnych i prostokątnych. Filtry 12- i 24-dB są odwzorowane znakomicie, choć górny zakres odcięcia wydaje się minimalnie szerszy.
Różnice w zachowaniu PWM i Cross Modulation są subtelne – software jest bardziej „ułożony”, podczas gdy hardware bywa nieco anarchiczny. To niuanse, zauważalne głównie dla osób doskonale znających oryginał.

Cherry wiernie odtworzyło tryby przydziału głosów znane z Jupitera-8, w tym Poly 2, który umożliwia charakterystyczne glissanda całych akordów. Dodatkowo pojawiają się nowe tryby, takie jak Multi-mode, pozwalający sterować wysokością, panoramą, filtrem i głośnością poszczególnych głosów, oraz tryb akordowy, przypisujący cały akord do jednego klawisza.
Dodatkowe funkcje – modulacyjna matryca, velocity, MIDI CC, kontrola driftu, zaawansowany arpeggiator z funkcjami swing i chance – czynią Mercury-8 instrumentem niezwykle inspirującym. To syntezator, który można zarówno „odchudzić” do postaci niemal idealnego klonu Jupitera-8, jak i rozbudować do potężnej, współczesnej maszyny produkcyjnej.
Cherry Audio zaskoczyło nas niezwykle dojrzałym podejściem do reinterpretacji jednego z największych analogowych klasyków. Mercury-8 jest instrumentem o dwóch obliczach: nowoczesnym, ogromnym brzmieniowo narzędziem studyjnym oraz wiernym, pełnym charakteru hołdem dla Jupitera-8. Subtelne różnice względem starzejącego się hardware’u są nieuniknione – analog się zmienia, software pozostaje konsekwentny. W zamian otrzymujemy stabilność, rozszerzoną funkcjonalność i ducha oryginału w nowej, dopracowanej formie. To kolejny kawałek historii syntezatorów, pięknie przeprojektowany w świecie cyfrowym – i być może najbardziej kompletny instrument Cherry Audio do tej pory.
Plusy:
- Znakomita rekonstrukcja Rolanda Jupiter-8 z pierwszej połowy lat 80.
- Ogrom współczesnych możliwości, przy zachowaniu w pełni vintage’owego charakteru
- Znacznie rozszerzona funkcjonalność względem oryginalnego hardware’u
- W porównaniu z instrumentem analogowym – prawdziwa okazja, nawet przy swojej cenie
Minusy:
- Może pojawić się pokusa, by poszukać oryginału… który jest jednak zdecydowanie droższy
Inne testy marki