Arturia Wurli V2
Każdy z nas ma w pamięci klasyczne utwory, z charakterystycznymi riffami. Mnie akurat przychodzi na myśl słynny Money zespołu Pink Floyd, z ich wspaniałej płyty The Dark Side of The Moon. Mocne tony elektrycznego piana, na którym zagrał Richard Wright, pochodzą bowiem z instrumentu Wurlitzera. To właśnie jego francuska firma Arturia przeniosła w XXI wiek za pomocą technologii cyfrowej – w postaci wirtualnej repliki.
Arturia Wurli V2 dostępny jest dla platform Windows (od 7 w górę) i Mac OS X (10.7 i wyżej) – zarówno jako samodzielna aplikacja, jak i wtyczka AU, AAX, VST2 i VST3. Autoryzacji dokonuje się na online (potrzebny będzie numer seryjny oraz Unlock Code), zaś sama licencja jest przechowywana i obsługiwana przez aplikację Arturia Software Center.
GUI instrumentu odwzorowuje wygląd oryginału, co jest typowe dla produktów francuskiej firmy. Nawiasem mówiąc, możemy wybrać czarne lub białe wykończenie obudowy. Wurli V2 to nie tylko wirtualne odwzorowanie samego piana, ale także zestaw efektów, które potrafią istotnie wpłynąć na wynikowe brzmienie. Ponadto mamy do dyspozycji szereg funkcji zaawansowanych, będących w dużej mierze odpowiednikiem regulacji instrumentu i także one dają nam spore pole do popisu. W ostatecznym rozrachunku otrzymujemy bardzo plastyczne narzędzie, oferujące nie tylko wierną replikę brzmienia i funkcji, ale także dające daleko więcej możliwości niż choćby najlepiej wykonana kolekcja statycznych próbek.
Zarządzanie barwami, obsługa instrumentu i podstawowych ustawień są typowe dla produktów francuskiej firmy i nie odbiegają od powszechnie znanych standardów. Interfejs można także skalować w zakresie od 60% do 200%. Podobnie jak w przypadku wielu innych wirtualnych replik marki Arturia, także w tym wypadku legenda i opisy panelu mogą być nieco gorzej czytelne na ekranie laptopa, zwłaszcza przy minimalnym powiększeniu. Musimy wówczas zdecydować się na pewien kompromis – czy chcemy widzieć pełne GUI, czy wystarczy nam jedynie wycinek okna, ale z wyraźnie czytelnymi symbolami.
Jakkolwiek na brzmienie wpływu to nie ma, ale warto także pochwalić – nie po raz pierwszy zresztą – dobrze i przystępnie opisaną instrukcję obsługi. Z jednej strony wyjaśnia nam ona z czym mamy do czynienia, z drugiej zaś bez zbędnego wodolejstwa opisuje funkcje i parametry, sprawiając, że szybko opanujemy pracę z nowym instrumentem – nawet jeśli wcześniej nie mieliśmy do czynienia z niczym podobnym.
Obsługa i funkcje Arturia Wurli V2
Wurli V2 w swojej zasadniczej części, będącej cyfrową repliką oryginału, oferuje dwa parametry – poziom wyjściowy oraz głębokość wibrato, którego domyślna częstotliwość jest stała i wynosi – jak w pierwowzorze – około 6,35 Hz. W istocie jest to globalne tremolo, czyli działająca na wyjściu modulacja amplitudy, a nie wysokość tonu.
Kliknięcie na przycisk ustawień zaawansowanych daje nam dostęp do wirtualnego serca instrumentu i pozwala na indywidualizowanie uzyskanego dźwięku. Użytkownik może zatem samodzielnie wyregulować wirtualny mechanizm, określając np. odległość między przetwornikami a mechanizmem wytwarzającym dźwięk, czy kąt ustawienia przetworników. Na uzyskany dźwięk bardzo duży wpływ ma twardość młoteczków – im jest ona większa, tym brzmienie bogatsze w składowe, a zarazem jaśniejsze, z wyraźniejszą górą. Można również regulować poziom typowych dla oryginału artefaktów, wynikających z uderzania młoteczków o pręty, czy zwalniania klawiszy. Regulacji podlega odstęp między pianissimo a fortissimo, a także krzywa dynamiki gry. Ten ostatni parametr jest szczególnie istotny dla muzyków posiadających oryginał, bowiem w takim wypadku mogą oni uzyskać za pomocą posiadanej klawiatury MIDI wrażenie maksymalnie zbliżone do prawdziwego piana, co jest bardzo istotne gdy jesteśmy już przyzwyczajeni do określonej reakcji instrumentu. Wśród elementów zaawansowanych znajduje się także korektor graficzny (10 pasm) oraz regulacja częstotliwości wibrato/tremolo.
Efekty Arturia Wurli V2
Lewą dolną część okna zajmuje procesor efektów, na który składa się pięć bloków. W pierwszym z nich możemy aktywować pedał ekspresji, wah, albo auto-wah. Pozostałe cztery pozwalają na aktywowanie jednego z ośmiu efektów. Należą do nich flanger, phaser, dwa typy chorusa, delay (z modulacją opóźnienia za pomocą LFO), kompresor, przesterowanie oraz filtr wokalny, pozwalający uzyskać brzmienie samogłosek (AEIOU).
Kolejne efekty pojawiają się w prawym dolnym rogu okna, a ich dostępność zależy od ustawienia wyjścia wirtualnego instrumentu. Jeśli wybierzemy bezpośrednie (Direct), wówczas będzie to pogłos. Ma on raczej cyfrowy charakter i parametry oraz brzmienie zbliżone do prostych efektów kompaktowych. Zwracam uwagę, że suchy dźwięk instrumentu jest zawsze najpierw przetwarzany przez efekty znajdujące się po lewej stronie, czyli opisany przed chwilą procesor, a dopiero potem trafia do tego, co mamy aktywowane po stronie prawej.
Jeśli aktywujemy wyjście Leslie, wówczas pojawi się zgrabna emulacja słynnych wirujących głośników, choć nadal obecny będzie ten sam pogłos. Wirtualne Leslie oferuje niezbędny zestaw regulatorów, pozwalający na uzyskanie oczekiwanego rezultatu. Warto w tym miejscu dodać, że w przeszłości – co zresztą słychać w wielu nagraniach – chętnie łączono takie głośniki z elektrycznymi pianami dla uzyskania wibrującego, rozkołysanego dźwięku. Implementowany w przypadku Wurli V2 efekt brzmi naprawdę dobrze, choć do prawdziwych wirujących głośników mu raczej daleko.
Ostatnią pozycją jest wyjście z dołączonym wirtualnym wzmacniaczem gitarowym (a to także był bardzo często stosowany trick) – wówczas znika pogłos, bowiem do dyspozycji mamy naprawdę bardzo dobrą emulację klasycznego efektu sprężynowego. Jest tu zestaw parametrów typowych dla takich wzmacniaczy, jak przesterowanie, czy korekcja barwy. Do wyboru mam także trzy typy wirtualnych mikrofonów, przy czym jeden z nich (emulację klasycznego SM57) możemy także ustawić w osi lub ukośnie, co pozwala uzyskać różne dźwięki. W ten sposób – nie opuszczając komputera – możemy zaprogramować brzmienie, które kiedyś wymagało zastosowania szeregu urządzeń. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wyprowadzić dźwięk instrumentu przez wyjście interfejsu audio i skierować do prawdziwego wzmacniacza, a następnie zdjąć je za pomocą mikrofonu. W ten sposób możemy uzyskać jeszcze bardziej wiarygodne tony i zatrzeć wszelkie różnice między oryginałem a cyfrową repliką.
Elektryczne piano Wurlitzera
Historia Rudolph Wurlitzer Company rozpoczyna się w 1853, gdy imigrant z Niemiec rozpoczął swój biznes od importowania do USA klasycznych instrumentów ze starego kraju. W 1880 roku asortyment rozszerzono o produkcję fortepianów, a wkrótce zaczęły do nich dołączać kolejne produkty. Już w XX wieku popularność zyskały m.in. szafy grające z logiem Wurlitzera. Nas jednak najbardziej interesują elektryczne piana, co ciekawe przez samego producenta nazywane „elektronicznymi”. Najwcześniejsze modele pojawiły się na rynku w 1954 roku, ostatnie niemal równo 30 lat później. Jakkolwiek dziś mówimy zwykle o elektrycznym pianie Wurlitzera, w istocie było wiele różnych modeli, jak seria 100 czy też 200 (model 200A posłużył za pierwowzór Arturia Wurli V2).
Piano Wurlitzera było największym konkurentem modeli marki Fender Rhodes, z podobną zasadą uzyskiwania dźwięku (mechanizm młoteczkowy uderza w stalowy pręt – dźwięk jest zbierany przez przetwornik i dostarczany do wzmacniacza), ale nieco inną barwą. Powszechnie przyjęło się uważać, że Rhodes ma bardziej wyrazistą górę i generalnie jest bogatszy w harmoniczne, z kolei Wurlitzer ma ciemniejszy dół, co staje się szczególnie zauważalne przy bardziej dynamicznej grze, gdy ton staje się nieco warkotliwy. Każdy z tych klasycznych instrumentów ma swoich zwolenników, a lista choćby tych bardziej znanych użytkowników Wurlitzera to właściwie kawał historii rocka, jazzu, popu i wielu innych gatunków. Warto także podkreślić, że wielu muzyków nie poprzestawało na wykorzystywaniu surowego brzmienia instrumentu, ale aplikowało różne efekty, dzięki czemu dźwięk stawał się bogatszy.
Przed laty Joe Zawinul wspominał w wywiadzie początki Weather Report i okres, zanim zaczął w zespole stosować syntezatory – poddawał wówczas barwy swego Wurlitzera takiej obróbce, że niektórzy dziś sądzą, iż już wówczas grał na instrumentach elektronicznych.
Zakres zastosowań
- każdy rodzaj muzyki, w którym przydadzą się barwy elektrycznych pianin, zarówno gdy chcemy nawiązać do przeszłości, jak i stworzyć coś zupełnie nowego
Nasze spostrzeżenia
+ wyjątkowo udana wirtualna replika klasycznego instrumentu+ łatwa obsługa i poza paroma drobiazgami czytelny GUI
+ wiernie odtworzone brzmienie
+ poszerzenie potencjału pierwowzoru, również dzięki dodaniu efektów
- w przypadku mniejszych ekranów (np. laptop) legenda niektórych parametrów jest czytelna tylko przy odpowiednim powiększeniu
Podsumowanie
Arturia Wurli V2 jest znakomitym dopełnieniem imponującego zestawu klasycznych instrumentów wirtualnych, pozwalającym na uzyskanie charakterystycznych brzmień, które świetnie lokują się w miksie i tworzą niepowtarzalną aurę. Warto pamiętać, że potencjalne zastosowania mogą być znacznie szersze niż się wydaje, bowiem po przetworzeniu za pomocą efektów uzyskujemy dźwięki często zupełnie nie kojarzące się z elektrycznym pianem. To zresztą była cecha charakterystyczna muzyki sprzed 40-50 lat, którą tworzono często za pomocą pozornie prostych środków, ale z wykorzystaniem wyobraźni. Dziś mamy środki niebywale zaawansowane i złożone, ale czasem mam wrażenie, że wielu artystów nie uważa za konieczne wysilanie wyobraźni i inwencji, bo przecież technologia rozwiąże ich problemy sama... Dlatego namawiam, choćby dla ćwiczenia wyobraźni, by świadomie ograniczać zasób narzędzi i próbować coś zrobić właśnie za pomocą tak prostych środków, jak opisany instrument.
Informacje
PRODUCENT | Arturia (www.arturia.com) |
dystrybucja | Mega Music |
funkcja | wirtualna emulacja klasycznego elektrycznego piana Wurlitzera, wzbogacona o zestaw dopasowanych do niego efektów |