Moog Minimoog Model D - syntezator analogowy
Minimoog to nie tylko symbol pewnej epoki, ale też określone brzmienie, stale obecne w muzyce od lat 70. – charakterystyczne i niemal natychmiast rozpoznawalne. Od teraz znów można go kupić w stanie fabrycznym, i w gruncie rzeczy będzie on taki sam, a nawet dużo lepszy, jak egzemplarz sprzed 40 lat.
O powrocie na rynek syntezatorów analogowych trudno już mówić jak o modzie. Z chwilą pojawienia się taniej i bardzo wydajnej technologii cyfrowej sprzęt analogowy w sposób naturalny stracił rację bytu. Któż bowiem chciałby wciąż korzystać z czarno-białego telewizora z 14-calowym kineskopem i ręczną regulacją, kiedy może mieć najwyższej jakości płaskie 46 cali z pilotem wielkości pizzy, dostępem do internetu i kranikiem serwującym schłodzone napoje. W zasadzie więc epoka znana dziś pod nazwą ery syntezatorów analogowych trwała bardzo krótko, bo gdzieś od połowy lat 70. do połowy lat 80. Odcisnęła jednak tak bardzo wyraziste piętno na muzyce, że już 10 lat po jej definitywnym zakończeniu – wyznaczonym datą premiery syntezatora Yamaha DX-7 – pojawiły się pierwsze symptomy czegoś, co wtedy nazywano „modą na analogi”, a co w praktyce okazało się trwałym zjawiskiem. Muzycy nie tyle odrzucili instrumenty cyfrowe, co zapragnęli poszerzyć swoje możliwości o pewien element, którego zdigitalizowany świat nigdy nie miał i mieć nie będzie. A sam Minimoog w pewien sposób stał się symbolem, podobnie jak maszynki rytmiczne i basowe Rolanda z serii TR i TB.
Tak, to prawda, firma Moog robiła wszystko, by podtrzymywać ten płomyczek pamięci o analogach. Nie zmieniła swojego profilu na producenta sprzętu cyfrowego, cały czas podkreślając swoją analogowość i eksponując gałki potencjometrów – swoistą ikonę tej technologii. Gdy pod koniec XX wieku Robert Moog, po wieloletniej batalii prawnej wreszcie odzyskał prawa do swojej marki (przez pewien czas jego firma nazywała się Big Briar i produkowała urządzenia o nazwie Moogerfooger, by choć trochę nawiązać do swojego nazwiska), akcja nabrała tempa. Jego twarz z charakterystyczną, już wówczas siwą czupryną stała się w świecie muzycznym tak rozpoznawalna, jak wizerunek Einsteina w popkulturze. Zebrał grono przyjaciół, prawdziwych pasjonatów i z pomocą rodziny zaczął odbudowywać Moog Music, od razu zaczynając z wysokiego C i realizując projekt, który powstawał przez wiele lat. Pojawił się kolejny syntezator, swoisty symbol tej „podróży”, czyli Moog Voyager – połączenie wszystkiego co najlepsze z technologii cyfrowej i analogowej.
Zastosowana w syntezatorze klawiatura Fatar TP-9 generuje komunikaty Velocity i After Pressure, które można wykorzystać do sterowania innych urządzeń, lub, po ich przekierowaniu, do sterowania filtrem, obwiednią lub oscylatorem w samym instrumencie.
Moog zbudował swoją firmę od nowa, dając jej solidne podstawy, by mogła rozwijać się jako typowo amerykańska manufaktura, własność jej założycieli i pracowników, bez udziału wielkich kapitałów i panów w białych kołnierzykach. Chyba nikt nigdy nie widział, żadnego przedstawiciela firmy Moog w garniturze. To w sposób bardzo wyraźny symbolizuje pewien sposób myślenia i wyraża bunt wobec ogólnie rozumianej korporacyjności, która swojego czasu odebrała Robertowi możliwość prowadzenia firmy pod własnym nazwiskiem. Było to dla niego tak traumatyczne przeżycie, że zrobił wszystko, aby Moog dalej funkcjonował tak, jak tego chciał.
Nawet gdy już wiedział, że jest ciężko chory, cały czas planował ze swoimi współpracownikami przyszłość, kreślił nowe plany i wskazywał kierunki dalszych działań. To, czym dzisiaj jest firma Moog, może nie do końca jest efektem jego ówczesnej działalności, co skutkiem powstania pewnego etosu, który znajduje swoje odbicie w aktualnej działalności Moog Music. Jego elementem jest podtrzymywanie mitu Roberta Mooga, jako geniusza elektroniki muzycznej, coraz bardziej popularny Moogfest i, wreszcie, Minimoog Model D, który jest przedmiotem tego, hmm... testu.
Ponowne narodziny Moog Minimoog Model D
Podczas gdy producenci, tacy jak Korg, Roland czy Yamaha nawiązują do popularności swoich starszych, analogowych produktów, udostępniając je w formie w pewien sposób uproszczonej, szczątkowo analogowej czy wręcz zminiaturyzowanej, Moog przyjął inną strategię. Nie zamierzając tworzyć swego rodzaju pastiszu, jak ma to miejsce w przypadku produktów wyżej wymienionych korporacji, udostępnił swój kultowy produkt dokładnie w takiej samej formie, jak wersja pierwotna. Tak samo wyglądający, tak samo, czyli ręcznie, montowany w USA, bez plastiku, montażu powierzchniowego i enkoderów. To jeden do jednego taki sam Minimoog, jaki produkowano niegdyś w jego najlepszej, najbardziej stabilnej wersji.
Wszystko zaczęło się nieco wcześniej, gdy postanowiono znów wytwarzać Modulara – prawdziwe monstrum epoki wczesnej syntezy, które jednak było zbyt kosztowne i zbyt duże, by mogli sobie na niego pozwolić nawet najbogatsi muzycy. Dlatego kariera oryginału skończyła się tylko w ośrodkach akademickich i najbogatszych, często dotowanych przez państwo studiach nagrań. Obecnie znów można go kupić, choć wykonywany jest tylko na indywidualne zamówienie i w najbardziej zaawansowanej opcji Emerson kosztuje 150.000 dolarów. Ale jest też bardziej przyjazna dla portfela wersja Model 15, za którą trzeba zapłacić „jedynie” 10.000 dolarów. Spore zainteresowanie, z jakim spotkała się ta oferta sprawiło, że ludzie w firmie Moog zaczęli coraz poważniej myśleć o powrocie Minimooga. Zwłaszcza że wcześniejsze produkty, takie jak Werkstatt, a szczególnie Mother-32, zrobiły sporo zamieszania.
Tylny panel syntezatora wzbogacił się o interfejs MIDI, złącza napięciowe oraz... gniazdo do podłączenia zewnętrznego zasilacza. Pod spodem znajdziemy otwory serwisowe służące do precyzyjnego dostrojenia instrumentu – witamy w świecie analogowym!
I w ten oto sposób możemy za niecałe 19.000 zł stać się właścicielami prawdziwej legendy w świecie muzyki. Trzeba jednak wziąć poprawkę na jedną rzecz. Praktycznie nigdzie nie uda nam się kupić tego syntezatora od ręki. Firma Moog wykonuje je ręcznie, w swojej fabryce, a zapotrzebowanie jest tak duże, że terminy oczekiwania mogą się wydłużać. Uprzedzam o tym lojalnie, ponieważ wiem od dystrybutora, że pierwsza dostawa „rozeszła się” błyskawicznie, a na kolejną trzeba będzie poczekać miesiąc lub dwa.
Budowa Moog Minimoog Model D
Daruję Czytelnikom opis struktury tego instrumentu, bo jest to klasyka jeśli chodzi o syntezę subtraktywną, którą zna na pamięć każdy zainteresowany. Syntezator jest jednogłosowy, choć są sposoby na to, by wydobyć z niego więcej dźwięków jednocześnie. Można to zrobić odstrajając jeden oscylator, odłączając sterowanie wysokością dźwięku drugiego i doprowadzając do wzbudzenia filtru. Granie w ten sposób np. wielogłosowych melodii jest praktycznie niemożliwe, ale przy odrobinie doświadczenia da się uzyskać akord.
Minimoog nie ma żadnych efektów we współczesnym rozumieniu tego słowa, ale znów, pewne rzeczy są do zrealizowania, jak np. chorus (lekkie odstrojenie oscylatorów względem siebie), czy delay (modulacja w trybie LFO z odpowiednio ustawioną obwiednią filtru lub amplitudy).
Jest kilka znaczących różnic w stosunku do oryginału, ale nie wynikają one z chęci redukcji kosztów czy jakkolwiek rozumianych oszczędności po stronie producenta. Wręcz przeciwnie – są to te elementy, których w pierwszym Minimoogu brakowało, a które są wręcz niezbędne we współczesnej produkcji muzycznej (może z wyjątkiem zewnętrznego zasilacza, którego zastosowanie też ma jednak swoje zalety).
W syntezatorze użyto nowoczesnej klawiatury Fatar TP-9. Jest kwestią sporną, czy jest ona lepsza niż w oryginale, czy też nie – to rzecz gustu i przyzwyczajeń. Na pewno jednak pozwala uzyskać to, czego oryginał nie miał, a co znacząco zwiększa możliwości artykulacji. Chodzi tu o Velocity i After Pressure, czyli wyposażenie klawiatury w elementy pozwalające na modulację napięcia sterującego szybkością nacisku i docisku klawisza. Użytkownicy oryginalnych instrumentów nie muszą jednak zmieniać swoich przyzwyczajeń, ponieważ standardowo elementy te nie wpływają na dźwięk w samym syntezatorze. Są natomiast udostępniane w ramach poszerzonego funkcjonalnie panelu połączeń CV/Gate oraz wyjścia MIDI. Można je zatem wykorzystać w innych urządzeniach lub przekierować tak, by wpływały na częstotliwość odcięcia filtru, obwiednię głośności i częstotliwość drugiego oscylatora w samym Minimoogu.
Istotną z użytkowego punktu widzenia modernizacją jest dodanie trybu LFO dla oscylatora 3, który tę funkcję oferował (i w dalszym ciągu oferuje) po przełączeniu go w tryb LO i wyłączeniu sterowania częstotliwością z poziomu klawiatury. Regulator nowego LFO, który może generować przebiegi piłokształtne lub prostokątne, znajduje się na panelu z lewej strony klawiatury (LFO Rate). Nie jest to może epokowe rozszerzenie funkcjonalności instrumentu, ale w niektórych sytuacjach uwalnia trzeci oscylator od pracy w charakterze modulatora, co jest o tyle istotne, że jako jedyny oferuje on charakterystycznie brzmiący przebieg odwróconej piły, właśnie pod kątem zastosowania w trybie LFO.
Minimooga rzadko widuje się w takiej formie, ale panel sterowania można złożyć i w dalszym ciągu mieć dostęp do wszystkich gniazd.
Nowy Minimoog ma również kompletny interfejs MIDI, który w oryginale można mieć tylko w formie dodatkowego rozszerzenia, na ogół pod postacią tzw. retrofitu firmy Kenton kupionego za 230 funtów (lub 360 z montażem), i do tego bez wyjścia, co wykluczało zastosowanie syntezatora w roli instrumentu sterującego. Minimoog powstał ponad 10 lat przed wprowadzeniem formatu MIDI, zatem siłą rzeczy jego funkcjonalność pod tym względem jest dość ograniczona np. w zakresie sterowania pracą filtru, obwiedni czy ustawień oscylatorów. To, czego nie można zrobić poprzez MIDI, da się jednak uzyskać wykorzystując gniazda napięciowe, których liczba została pokaźnie zwiększona. Po stronie wyjść mamy V-Trigger/Gate, Pitch, Velocity i After Pressure, a do syntezatora możemy kierować napięcia sterujące pracą oscylatorów (globalnie), filtru, obwiednią głośności i modulacją, która zastępuje szum jako źródło.
A wracając do MIDI, to ma ono dodatkową funkcjonalność polegającą na tym, że przytrzymując określone klawisze w momencie włączania zasilania instrumentu mamy możliwość zmiany kanału MIDI, zaaplikowania transpozycji, zmiany systemu stroju i obsługi całej gamy innych funkcji typowych dla współczesnych kontrolerów. Dość powiedzieć, że każdy z klawiszy klawiatury ma pod tym względem „alternatywną osobowość”. Dodatkowe możliwości oferuje też zdolność instrumentu do współpracy z komunikatami System Exclusive (SysEx). Dzięki temu Minimoog może pełnić w naszym systemie szereg funkcji typowych dla klawiatury sterującej, choć akurat z powodów technologicznych nie możemy korzystać w tym trybie z kółka modulacji.
Skoro o nim mowa, to trzeba wspomnieć, że zarówno kółko modulacji jak i odstrajania działają dość topornie, a opór, jaki dają w środkowym położeniu, sprawia wrażenie dość trudnego do przełamania, zwłaszcza gdy operujemy manipulatorem w obie strony. Poza tym kółko odstrajania nie ma sprężyny powrotnej do punktu spoczynkowego. Nie oczekujmy jednak zbyt wielu nowoczesnych funkcji od instrumentu, który narodził się ponownie po blisko pół wieku...
I wreszcie zewnętrzny zasilacz – wręcz symbol naszych czasów. Rozwiązanie kontrowersyjne, ale w tym wypadku uzasadnione. Sam instrument waży mniej, odchodzi problem z nagrzewaniem się wnętrza, nie ma żadnych kłopotów ze współpracą z dowolnym napięciem sieciowym, a poza tym mamy gwarancję stabilności prądowej oraz zredukowane do minimum prawdopodobieństwo wystąpienia przydźwięku.
Wnioski
Bardzo dużo obiecywałem sobie po możliwości skorzystania z prawdziwego Minimooga, choćby pod kątem porównania go z wieloma wirtualnymi odpowiednikami. Okazało się jednak, że takie porównanie w zasadzie nie ma większego sensu. I to wcale nie w tym kontekście, że analog jest cacy, a softsynth jest be, ponieważ wszystko zależy od użytkownika i kontekstu, i nie da się jednoznacznie sklasyfikować.
Choć Minimooga większość osób (zwłaszcza tych, które nigdy nie widziały go na oczy) kojarzy z „tłustym basem”, spopularyzowanym swego czasu przez zespół Bee Gees, to jednak jest to instrument zdecydowanie bardziej wszechstronny. Prawdą jest natomiast to, że syntezator brzmi mocniej niż jakikolwiek instrument wirtualny – jego dźwięk lepiej wypełnia przestrzeń w aranżacji i zdecydowanie lepiej się w niej układa. W zasadzie poza delikatną kompresją nie trzeba stosować żadnych innych zabiegów. Niesamowicie mocny dźwięk uzyskuje się z chwilą przesterowania toru miksera, które we współczesnym Minimoogu jest już jednym z elementów kształtowania brzmienia, sygnalizowanym dedykowaną żarówką, a nie „wypadkiem przy pracy”.
A wracając do mojej chęci porównania analog kontra cyfra – cały misterny plan runął, gdy usiadłem przy instrumencie. Możliwość kręcenia gałkami, szybkiej zmiany pozycji przełączników, natychmiastowy dostęp do kilku elementów interfejsu jednocześnie sprawia, że zasadnicza różnica tkwi w obsłudze oraz innym sposobie pracy, który bezpośrednio oddziałuje na wyobraźnię. To trochę tak, jakby porównać grę na kontrolerze gitarowym z Guitar Hero z grą na prawdziwej gitarze. Wbrew oczekiwaniom muzycy radzą sobie z tą namiastką gitary zdecydowanie gorzej niż komputerowi gracze, a winę za to ponosi między innymi tzw. pamięć mięśniowa, że o nawykach i przyzwyczajeniach nawet nie wspomnę. I tu jest podobnie. Jeśli ktoś jest „Homo Analogus”, to praca z takim instrumentem jak Minimoog uruchamia w nim pokłady kreatywności, do których nie da się dostać myszką.
Kółka sterowania odstrojeniem i modulacją nie należą do najmocniejszych stron instrumentu, ale tuż obok nich mamy regulator bardzo przydatnego, dodatkowego LFO.
Dlatego już po kilku minutach kręcenia i przełączania uzyskałem tak dziwaczne i oryginalne dźwięki, jakich w żaden sposób nie udało mi się nigdy uzyskać we wtyczkowych odpowiednikach Minimooga. Możliwości, jakie w tym względzie daje nowy-stary Model D są praktycznie nieograniczone, a co dopiero przy wykorzystaniu wszystkich jego możliwości w zakresie współpracy poprzez MIDI i sterowanie napięciowe. Dla poszukiwaczy nowych brzmień otwiera się cały wszechświat, a te legendarne „tłuste basy” to tylko mała, błąkająca się po nim asteroida. Można je uzyskać trzema ruchami manipulatorów, w dowolnym odcieniu brzmieniowym i dowolnej formie. Zawężanie swojego obszaru wykorzystania tego instrumentu wyłącznie do takich dźwięków to wręcz świętokradztwo.
Dopiero teraz, gdy twórcy wyciskają z Abletonów najbardziej pokręcone dźwięki, jakie da się uzyskać, Minimoog jest w stanie pokazać swoje pełne oblicze, bardzo dalekie od wszelkich wirtualnych emulacji czy modelowania analogowego. Po prostu trzeba przy nim usiąść i uruchomić wyobraźnię. Choć brzmi to dość paradoksalnie, mam nieodparte wrażenie, że ten instrument najlepsze lata ma dopiero przed sobą. I stąd znak Nasz Typ – i to wcale nie zaocznie, ale za to, że to ponadczasowy klasyk, a firma Moog wpadła na genialny pomysł, by przywrócić go światu. Do tego dochodzi nienaganne, dziś już rzadko spotykane wykonanie i atrakcyjna, jak na tej klasy produkt, cena.
Zakres zastosowań
- wszechstronny instrument elektroniczny do każdego typu muzyki, kreowania brzmień, tworzenia sampli, budowy struktur dźwiękowych itd.- jedno z najlepszych znanych ludzkości urządzeń do niebanalnej, intelektualnej rozrywki w zakresie kształtowania dźwięków
Nasze spostrzeżenia
+ Minimoog+ wszystkie dodatkowe funkcje
- topornie działające kółka modulacji
Informacje
Synteza: | analogowa, subtraktywna, jednogłosowa, 5 źródeł dźwięku (oscylatory, generator szumu, zewnętrzne wejście); filtr VCF 10 Hz-20 kHz, 24 dB/oktawę, z regulacją rezonansu. |
Obwiednia: | filtru, wzmacniacza. |
Klawiatura: | Fatar TP-9, syntezatorowa, sprężynowa, 44 klawisze z Velocity i After Pressure. |
Zasilanie: | zewnętrzny zasilacz, 100–240 V, mks. pobór mocy 12 W. |
Wymiary: | 727x435x146 mm. |
Waga: | 14,5 kg. |