Arturia KeyLab Essential mk3 - klawiatura sterująca

Sprzęt studyjny | 31.05.2023  | Synthezaur
Marka:  Arturia

Doczekaliśmy się nowego kontrolera spod szyldu Arturii – bezsprzecznego lidera wśród emulacji wintydżowych syntezatorów w formie. Dostąpiłem zaszczytu testowania świeżej, utrzymywanej dotąd w tajemnicy klawiatury i sprawdziłem, czy jej twórcy rzeczywiście proponują klawiaturę dającą użytkownikowi „skupienie, dostępność i fun”, jak dumnie głosi przedmowa niewielkiej instrukcji. Testowałem ją w roli kontrolera DAW, manipulatora sygnałami MIDI dla sprzętów zewnętrznych, a także narzędzia służącego do obsługi software’u, stanowiącego w zasadzie o sensie istnienia większości kontrolerów Arturii: Analog Lab V. A ponieważ klawiatura trafiła do mnie w okresie koncertowym połączonym z sytuacją przenosin muzycznej pracowni miałem okazję sprawdzić jej mobilność. Po 7 dniach wiem już, że debiutująca właśnie Arturia KeyLab Essential 61 zostanie ze mną na stałe. W kilku miejscach musiałem jednak pójść na kompromis, którego nie uniknęli zapewne sami twórcy kontrolera. O czym dokładnie mówię?

Przed przejściem do konkretów warto zarysować ideę towarzyszącą serii KeyLab, która konsekwentnie towarzyszy muzykom całego świata od nieco ponad dekady. W 2013 roku świat ujrzał model KeyLab (mk 1) w dwóch wersjach: 49 i 61 klawiszy. Był to jeden z pierwszych produktów tego typu, który dedykowany był konkretnemu software’owi brzmieniowemu, a mianowicie multi-wtyczkowemu kombajnowi Analog Lab. Soft od samego początku był wyborem brzmień zaczerpniętych ze sprzedawanych oddzielnie emulacji klasycznych syntezatorów, takich jak Prophet 5, Minimoog, Arp 2600, czy Jupiter-8. Analog Lab był „odtwarzaczem” presetów generowanych w poszczególnych silnikach, dając użytkownikowi jedynie namiastkę kontroli nad parametrami brzmieniowymi, przy czym software przygotowany był z myślą o edycji za pomocą kilku fizycznych pokręteł i suwaków, których ilość doskonale odzwierciedlona była na panelu flagowego KeyLaba. Mimo ograniczonej funkcjonalności pluginów użytkownik mógł śmiało zmienić otwarcie filtra, rezonans, atak obwiedni czy kilka innych strategicznie dobranych przez producenta walorów brzmienia. Właściciele pełnych wersji pluginów mogli rzecz jasna edytować presety w nieograniczonym zakresie. Dlatego też AnalogLab kusił i ostatecznie wciągnął do świata pełnych pluginów francuskiej firmy niejednego bedroom-producenta, w tym oczywiście i mnie (I całe szczęście – wtyczki Arturii to absolutna podstawa mojej pracy i jeśli miałbym zabrać na bezludną wyspę pluginy tylko jednej firmy, nie zastanawiałbym się ani sekundy).

Kilka lat później światło dzienne ujrzał nowoczesny i o wiele bardziej zaawansowany kontroler KeyLab mkII oraz jego okrojona, budżetowa wersja Essential. Obie klawiatury zawierały w zestawie wtyczkę AnalogLab, przez co wersja Essential stała się niemałym hitem – cena klawiatury wydawała się rozsądna biorąc pod uwagę samą ilość potencjometrów, padów czy suwaków – a jeśli do tego użytkownik dostawał jeszcze tak dobrze brzmiący soft… była to, potocznie mówiąc, kradzież.

Podobną „kradzieżą” wydaje się być nowa Arturia KeyLab Essential mk III, mająca na pokładzie 49 lub 61 dynamicznych klawiszy, 8 padów z możliwością zmiany banków, przyciski transportu do komfortowego kontrolowania programu DAW (stop, play, nagrywanie, tap tempo, uruchomienie pętli, włącznik metronomu, przełączanie pomiędzy markerami, kwantyzacja, undo, redo, zapis – czego chcieć więcej?), czytelny wyświetlacz, 4 przyciski funkcyjne oraz „master knob” (będący zarówno krokowym enkoderem, jak i przyciskiem), 9 enkoderów oraz 9 faderów. Klawiatura zasilana jest przez wejście USB-C, posiada standardowe wyjście MIDI oraz gniazdo na pedał kontroli, który może działać jako sustain, switch lub pedał ekspresji. Co prawda nie mam w pracowni wagi, ale nie zdziwiłbym się, gdyby była to najlżejsza klawiatura na rynku z taką ilością funkcji na panelu; podejrzewam, że waży w okolicach 2,5 kilo. Co więcej, dołączona broszura głosi, że produkt został stworzony w sposób wrażliwy dla środowiska: przynajmniej 40% plastiku pochodzi z recyklingu, wytworzono 18% mniej śladu węglowego podczas produkcji niż w modelu poprzednim, użyto 100% recyklingowalnego opakowania. Rzeczywiście, z kontrolera bije filozofia minimalizmu i odrzucenia wszelkich zbędnych gadżetów, jak naklejki czy instrukcja, która po 3 update’ach firmware’u i tak trafi do (miejmy nadzieję odpowiedniego) kosza. Wyświetlacz nikogo nie zachwyci paletą barw RGB – jest czarno-biały i czytelny. Na panelu nie znajdzie się ani centymetr zbędnego miejsca. Sprzęt jest niewiarygodnie zgrabny i filigranowy. Kilka razy z niedowierzaniem sprawdzałem ilość oktaw – nie mogłem nadziwić się, że kontroler z 61 klawiszami zajmuje na moim biurku tak niewiele miejsca. Funkcjonalność i możliwości klawiatury również pozbawione są zbędnych wodotrysków: na próżno szukać aftertouch, wyjść i wejść CV, colorcodingu pokręteł. Dostałem do rąk dokładnie tyle, ile potrzebuję, nie mniej, nie więcej. Czyli jak nazwa wskazuje, esencję.

Mimo niewielkiej wagi i zastosowaniu lekkiego, recyklingowanego plastiku kontroler nie sprawia wrażenia budżetowego. Bynajmniej nie jest też najsolidniejszym sprzętem, jaki miałem pod palcami. To z resztą żadna tajemnica, wszak w dołączonej broszurce sama Arturia opisuje sprzęt jako „durable”, a jakość samego produktu zgrabnie określona jest jako „excellent quality/price ratio”. Nie mogę się z tą opinią nie zgodzić, stosunek jakości do ceny jest fantastyczny a współcześni producenci z pewnością będą co najmniej usatysfakcjonowani. Na szczególną uwagę zasługują fadery, które działają dokładnie tak, jak lubię: stawiają przyjemny opór, mimo którego można wykonać nimi zdecydowany, natychmiastowy ruch. Nakładki wykonane są z przyjemnego plastiku, dobrze trzyma się je pod palcami a odległości między nimi nie sprawiają żadnych problemów. Tuż nad sekcją suwaków znajdują się obrotowe enkodery wyposażone w nakładki znane między innymi z serii Microfreak. Całkiem lubię ten typ pokrętła i cieszę się, że Arturia odeszła od swoich dawnych, niefortunnych gumowanych nasadek. Z nowymi działa się bezproblemowo, są komfortowe w dotyku i rozmieszczone od siebie w przyjemnej odległości.

Pady umiejscowione po lewej stronie ekranu nie koniecznie wgniotły mnie w fotel. Mam jednak świadomość, że jako ultras akai’owskiej serii MPC padową poprzeczkę ustawioną mam szalenie wysoko. Poza tym wątpię, by pady użyte w KeyLab Essential miały za zadanie stawać z konkurencją w szranki. Są po prostu wystarczające i skuteczne: mają dość sporą powierzchnię, są komfortowo rozmieszczone na panelu i bez trudu uda się wbić na nich zdecydowaną większość współczesnych partii bębnów.

Klawiatura pozostawia najwięcej do życzenia. To ona wydaje mi się kompromisem wspomnianym we wstępie. Z drugiej strony – mamy 2023 rok i poziom mechanizmów klawiatur w większości kontrolerów jest, delikatnie mówiąc, opłakany. Przy każdym dotknięciu jakiejkolwiek współczesnej klawiatury z utęsknieniem wędruję w myślach do wspaniałego uczucia gry na Korgu M1, czy nawet serii Triton. Tak było i tym razem… jednak by sentyment uleciał, wystarczy przypomnieć sobie ile wspomniany Korg M1 ważył. Bo powiedzmy sobie szczerze: porządna klawiatura porządnie waży. Historia niejednokrotnie pokazała, że nie ma szans na zbudowanie solidnego keybed’u bez użycia sporej ilości ciężkiego metalu. Nie byłoby więc sprawiedliwe narzekać na klawiaturę KeyLaba Essential, skoro wersja 61 waży w zaokrągleniu ze 3 kilogramy. Cieszy mnie na pewno, że jakość klawiszy przewyższył poprzednie wersje klawiatur Essential, które do udanych nie należały. Klawisze są responsywne, dynamika jest łatwo wyczuwalna i przy odrobinie wprawy kontroler będzie co najmniej wystarczający w roli biurkowej master-klawiatury.

Arturia KeyLab Essential może działać w 3 trybach: kontroli software’u Analog Lab V, kontroli DAW lub kontroli dostosowanej do potrzeb użytkownika. Pierwszy tryb to moje największe zaskoczenie i spędziłem w nim zadziwiająco sporo czasu. Jako posiadacz pełnych wersji syntezatorów Arturii w przeglądarce Analog Lab buszowałem dość rzadko – nowy KeyLab pozwolił mi odkryć tę aplikacje zupełnie na nowo. Czytelny ekran i cztery przyciski funkcyjne pozwalają poruszać się w dół lub górę listy z nieziemską prostotą, przy czym nad jednym z przycisków widnieje symbol serduszka. Naciskając go, w prosty sposób wyróżnić można preset, który dodaje się do zbioru ulubionych. Dzięki prostocie przeglądania kategorii, podkategorii, brzmień i szybkiego ich „lajkowania”, udało mi się zbudować dość pokaźną kolekcję najbardziej użytecznych przy mojej pracy presetów. Dość sprawnie działa również funkcja wyboru dwóch brzmień i korzystania z nich jednocześnie w trybie split lub layer. Bez najmniejszego spojrzenia w ekran komputera można wybrać zakres klawiszy dla warstwy pierwszej i drugiej. Szkoda, że trzeba nutę wprowadzić za pomocą pokrętła i nie ma możliwości wskazania jej po prostu za pomocą klawiszy klawiatury, jak ma to miejsce na przykład w serii SL od Novation. Nie ma jednak rzeczy, których nie dałoby się poprawić w kolejnej odsłonie firmware’u.

Tryb kontroli DAW nie był przeze mnie przetestowany, czego niezmiernie żałuję. Niestety, jego użycie wymagałoby ode mnie update’u mojego programu (Ableton Live) do najnowszej wersji, co wykluczyła żelazna i konsekwentnie stosowana przeze mnie zasada: nigdy nie instaluję wyższych wersji softu podczas trwającego projektu/trasy koncertowej. Dlatego nie chcąc narażać się na jakiekolwiek niespodzianki na scenie sprawdzenie tej funkcjonalności zdecydowałem się odpuścić.

Tryb „User” pozwolił mi na całkowite dostosowanie klawiatury do swoich potrzeb. Nie jest to zasługa samej klawiatury, a rewelacyjnego programu Arturii: MIDI Control Center. Mowa o aplikacji, dzięki której każdy, dosłownie każdy przycisk, potencjometr, enkoder, pad czy przełącznik może zyskać nową funkcję. Użytkownik wybiera tryb działania: kontroler można wyłączyć, uruchomić tryb CC lub NRPN/RPN. Można wybrać dowolny kanał MIDI, lub ten globalny. Do wyboru są 3 tryby „relative” i jeden absolute dający możliwość ustalenia zakresu działania kontrolera a także jego kierunku. W przypadku padów wybrać można numer wysyłanej nuty, pod warunkiem, że pad ma w ogóle wysyłać nutę. Może on także przesłać komunikat Program Change, MMC, lub przełączać między wartościami wybranego CC. Rzecz jasna, pad może działać w trybie gate lub toggle. W przypadku Arturii KeyLab Essential kontrolerem stanie się też duże, krokowe pokrętło umiejscowione pod ekranem oraz  jego kliknięcie. W sekundę przyszło mi do głowy zmapowanie ogromnego pokrętła do zmiany kolejnych chainów w grupie 128 abletonowskich Simplerów wyposażonych w rozmaite sample z kolekcji Legowelta, z kolei przycisk pokrętła miał za zadanie wysłać nutę „C3” do ścieżki MIDI, na której łańcuchy były umieszczone. Dzięki temu jeden obrotowy enkoder stał się selektorem sampli i ich wyzwalaczem jednocześnie. W tym miejscu muszę przyznać, że MIDI Control Center mimo nieco oldschoolowego wyglądu jest jednym z najpotężniejszych narzędzi dla każdego posiadacza jakiegokolwiek kontrolera Arturii, a ilość kontroli, jaką daje użytkownikowi KeyLab Essential mk3 sprawia, że bez problemu może być to jedyny kontroler w całym setupie.

Na koniec wspomnę o kilku gadżetach, które znaleźć można na pokładzie nowej Arturii. Klawiatura oferuje prosty ale skuteczny arpeggiator zaopatrzony we wszystkie niezbędne funkcje i ustawienia, takie jak: kierunek, rozdzielczość rytmiczna, swing, zakres oktaw. Do tego pamięć akordowa: akord użytkownika lub wybór spośród zbioru najbardziej popularnych trójdźwięków, czterodźwięków i innych konstrukcji. Do tego kwantyzator skali, dzięki któremu wybrać można konkretną skalę oraz jej tonację, a klawiatura automatycznie wyeliminuje „błędne” dźwięki, kwantyzując je do najbliższych „właściwych”. I o ile na tego typu rozwiązania zazwyczaj przewracam oczami, to w przypadku nowej wersji Essential wszystkie tryby mogą wystąpić jednocześnie. Co oznacza, że jeśli zapamiętamy akord durowy z wielką septymą, uruchomimy arpeggiator, włączymy skalę C – lidyjską i uderzymy na klawiaturze kolejno dźwięki C-D-A, to arpeggiator podczas wciśnięcia dźwięku „C” poruszać będzie się po czterodźwięku C-E-G-B („B” w rozumieniu anglosaskim, rzecz jasna – czyli polskie „H”), przy „D” będzie to czterodźwięk D-F#-A-C (czyli akord durowy z septymą małą), a podczas zagrania „A” arpeggio poruszać się będzie po A-C-E-G (czyli mollowym czterodźwięku z septymą małą). Natychmiast rozpoznaję w takim nawarstwieniu funkcji wiele ciekawych, muzycznych inspiracji, zwłaszcza podczas stosowania niecodziennych klastrów i zestawieniu ich z bardziej egzotycznymi skalami.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to nowy produkt Arturii posiada dwie, dość subiektywne wady: po pierwsze, jak już wspomniałem, na próżno szukać w nim klawiatury premium. Na pocieszenie powiem, że nie mówię tu o sytuacji tak dramatycznej jak np. w Korgu Opsix czy Minilogue XD. Mimo wszystko jest grywalna i po chwili ćwiczenia jestem już do niej względnie przyzwyczajony. Po drugie, nie przypadła mi do gustu lekka ciasnota czterech przycisków funkcyjnych znajdujących się pod ekranem, wiecznie zasłoniętych master-enkoderem. Z drugiej strony ta wątpliwa ergonomia nigdy nie spowodowała przypadkowego przełączenia brzmienia czy parametru, nie miałem też najmniejszych problemów z odczytywaniem informacji znajdujących się na ekranie mimo, że moje dłonie przypominają dorodne bochny chleba. Mimo powyższych mankamentów stosunek wad i zalet pozostaje zadziwiająco korzystny.

Wychodzi na to, że Arturia KeyLab Essential to doskonała propozycja dla osób poszukujących ponadprzeciętnie kompaktowego sprzętu, który wyposażony będzie we wszystko, czego potrzebuje współczesny producent. Obojętne, czy spełniać będzie funkcje instrumentu klawiszowego z dostarczoną w komplecie paletą brzmień ponad 2 tysięcy klasycznych syntezatorów, czy zostanie wołem roboczym do obsługi skomplikowanego setupu MIDI lub programu DAW – w tym budżecie ciężko znaleźć konkurencję o tak rewelacyjnym stosunku jakości do ceny. A wracając do postawionego we wstępie pytania o obietnicę „skupienia, dostępności i funu”… myślę, że Arturię można ze spokojem trzymać za słowo.

Producent
Arturia
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó