Ultrasone Signature Pure - słuchawki studyjne
Ostatnie lata w branży audio to istna rewolucja proletariatu, napędzana nieustanną karuzelą premier udowadniających, że profesjonalny sprzęt w niskich pieniądzach to żadna bajeczka dla naiwnych. Wprawdzie niektórzy się na to obrażają, ale zdecydowana większość aż zaciera ręce - bo oto niskim nakładem finansowym mogą zostać muzykami, producentami, realizatorami itp. A przynajmniej spróbować nimi zostać… Najwyraźniej nadszedł czas, by w kategorii budżetowej pojawiły się słuchawki, które brzmią i wyglądają niekoniecznie budżetowo. Oto Signature Pure od niemieckiej firmy Ultrasone.
Na początek uwaga ogólna. Jestem zdania, że dobierając słuchawki należy mocno pochylić się nad indywidualnymi preferencjami użytkownika, znacznie bardziej niż w przypadku kolumn odsłuchowych. Niby przy słuchawkach odpada konieczność uwzględnienia akustyki pomieszczenia, ale pojawiają się inne aspekty. Aspekty wręcz cielesne - chodzi o wygodę, o dopasowanie do głowy i do ucha, o to wreszcie, jak sygnał audio jest “podawany”. Bo przystawienie przetwornika dźwięku bezpośrednio do ucha, a w przypadku słuchawek dousznych wciśnięcie go do przewodu słuchowego zewnętrznego, sprawia, że kwestia komfortu odgrywa tutaj kluczową rolę. Sam w ograniczony sposób korzystam ze słuchawek. W celach odsłuchowych - zarówno w studio, jak i rekreacyjnie - dotąd sięgałem jedynie po systemy otwarte/półotwarte. Słuchawki zamknięte wydawały mi się zbyt “opresyjne”. Naturalnie, korzystałem z nich i z zestawów dousznych w trakcie sesji nagraniowych czy na scenie, no ale w takich sytuacjach separacja jest kluczowa. Tymczasem Ultrasone Signature Pure to słuchawki zamknięte, które nie powodują mojego szybkiego zmęczenia i w dodatku odsłuch na nich sprawia mi dużą frajdę.
Ultrasone Signature Pure - budowa i ergonomia
Konstrukcja słuchawek Ultrasone Signature Pure wykonana została z solidnego, ewidentnie jakościowego plastiku. Przekłada się to zarówno na funkcjonalność i trwałość, jak też estetykę - czarne, matowe powierzchnie wyglądają elegancko, sugerując raczej półkę premium. Elementy ruchome, to jest szeroki, rozsuwany pałąk i składane nauszniki nie budzą żadnych zastrzeżeń. Wszystko chodzi gładko i pewnie. Miejsca bezpośredniego styku słuchawek z głową, a więc góra pałąka i pady nauszników wykończono alcantrą. Przyznam, że to naprawdę przyjazny dla skóry, sprawdzający się nawet w przypadku długotrwałego słuchania, materiał. Zwracają uwagę głębokie, umiarkowanie miękkie pady. Pady szczelnie zamykają ucho, nie stykając się z nim, aczkolwiek przypuszczam, że w niektórych przypadkach rant padów może nieznacznie nachodzić na małżowiny.
Stosunkowo niska masa Signature Pure (294 gramy), dopracowane pady i wykończenie w alcantrze sprawiają, że słuchawki są wygodne. Po nałożeniu ich na głowę pierwsze, co zwraca uwagę, to fakt jak szczelnie zamknięte zostały w nich nasze uszy. Sprzyja temu dość wyraźny nacisk pałąka - wyraźny, ale nie przesadzony. Taka konstrukcja niesie za sobą wysoką izolacyjność akustyczną słuchawek. Signature Pure skutecznie separują nas od hałasu otoczenia i odwrotnie - sygnał z słuchawek, nawet umiarkowanie głośny, praktycznie nie przenika poza nauszniki. To nasuwa myśl, by wykorzystywać słuchawki w sesjach nagraniowych.
Wraz z słuchawkami otrzymujemy dwumetrowy kabel spiralny. Złącze wpinane do słuchawek posiada specjalnie wyprofilowaną obudowę, która pozwala zakleszczyć je w lewej muszli słuchawkowej. Po drugiej stronie kabla mamy mini-jack z gwintem do nakręcanej przejściówki w formacie jack 6,3mm. Cały zestaw wyposażony jest w funkcjonalny pokrowiec.
Ultrasone Signature Pure - brzmienie i wrażenia odsłuchowe
Dwa 50 mm przetworniki pracują w autorskiej, opatentowanej przez producenta technologii S-LOGIC w wersji 3.0. Na czym to polega? Otóż przetworniki nie znajdują się na środku muszli słuchawek, w ustawieniu frontalnym do przewodu słuchowego, ale nieco poniżej i z lekkim przesunięciem ku przodowi przez co, jak tłumaczy producent, dźwięk odbierany jest przez całe ucho, włącznie z małżowiną uszną. Ma to w zamyśle przynieść “naturalny efekt przestrzenny”, jak podaje w swoich materiałach producent. Drugi bajer to niejaki “Double Deflector Fins (DDF)”, który ma na celu dodatkowe uprzestrzennienie dźwięku. Nigdzie nie znalazłem odpowiedzi, co też ten DDF robi, więc pozwolę sobie dalej nie dochodzić, czy to czysty marketing, czy hi-tech. Ostatecznie wolę zdać się na własne uszy.
Zamknięta konstrukcja słuchawek i stosunkowo duży nacisk pałąka mogłyby wskazywać, że Signature Pure będą ładowały wprost do ucha sygnał dźwiękowy. Tymczasem technologia S-LOGIC oraz głębokie pady sprawiają, że muzyka dociera do nas nieinwazyjnie, a jednocześnie ma bardzo bezpośredni wymiar. Jest to typ bezpośredniości, który porównałbym do wzorcowo zrealizowanego koncertu na kameralnej scenie. Te wrażenie utrzymuje się niezależnie po jaki gatunek sięgniemy. Za pośrednictwem słuchawek Signature Pure każdy artysta niejako “ląduje” w bardzo określonej, “ultrasonowskiej” przestrzeni. I przyznam, robi ona wrażenie swoją muzykalnością i uniwersalnością. Co za tym idzie, ta przestrzeń ma nieprawdopodobną wręcz zdolność uspójniania materiału muzycznego. Przy czym nie postrzegam stereofonii oferowanej przez omawiane słuchawki jako pełnej detali, o czym wspomina producent, co raczej jako wyjątkowo koherentną i najzwyczajniej atrakcyjną, dającą bliski kontakt z wszystkimi walorami nagrania, ale też bez daleko idącego niuansowania.
Słuchawki pracują w zakresie pasmowym 10 - 40 000 Hz. Jednak to bas odgrywa tutaj pierwszoplanową rolę. Jest on wyeksponowany, a w przypadku wielu nagrań, które mają niedomagania w tym zakresie można mieć wrażenie, że słuchawki “zrekonsturowały” dół pasma. Jednocześnie, w nagraniach, które kipią od basu wcale nie mamy poczucia, że jest go za dużo. Za to imponuje jego jakość - jest szybki, pełny, bez rezonansu i kładzenia się na wyższe pasma. Wszelka muzyka z wyrazistym groovem brzmi na nich jak perfekcyjnie wystrojony soundsystem w berlińskim klubie. Średnica pasma ma w sobie konkret, kontur i słodko zaokrąglony transjent. Góra pasma jest umiarkowanie eksponowana, lecz wystarczająco obecna.
Signature Pure, pomimo ekspozycji dołu, brzmią w sposób wyważony i poukładany, bez pominięcia całego spektrum dźwięku. Wszystko ma swoje miejsce i odwzorowane jest w odpowiedniej proporcji. Brzmieniowy “klej”, nieagresywna bliskość i charakter oferowanego dźwięku przywodzą na myśl efekt, jaki daje przepuszczenie nagrania przez wysokiej klasy magnetofon szpulowy z idealnie skalibrowaną taśmą - wszystko się wysyca, wszystko się układa i uspójnia.
Podsumowanie
Nade wszystko jednak rekomenduję Ultrasone Signature Pure jako słuchawki do słuchania muzyki. Do cieszenia się nią bez dzielenia włosa na czworo. Zakładamy Pure’y je na uszy, żeby odseparować się od świata i popływać w muzyce. Co warte podkreślenia - słuchawki dają się łatwo napędzić. Testowałem je na różnych wzmacniaczach i każdy radził sobie z nimi bardzo dobrze. Zresztą, nawet wpięte bezpośrednio do smartfona brzmią atrakcyjnie. Stąd są to słuchawki i do domu, i w podróż, a nawet w teren.
Jedno mnie tylko zastanawia - kto wpadł na pomysł zawrzeć w nazwie słowo “pure” i co miał na myśli? Bo najnowszy model od Ultrasone ewidentnie nie przynależy do rodziny beznamiętnych, ultrareferencyjnych odsłuchów nausznych. No chyba, że jest to “pure” jak w piosence Moloko “Pure Pleasure Seeker”. To wtedy tak. Bo Pure’y to czysta przyjemność.
Sprawdź informacje od dystrybutora, firmy MIP TUTAJ