Kobieta z wydm - Bental
„Ta płyta nie chciała powstać. Od początku były z nią same problemy."
Najpierw musiałem się nauczyć grać z ludźmi, bo wcześniej moją sekcją rytmiczną były maszyny perkusyjne. Jestem w stanie przymknąć oko na drobne niedociągnięcia intonacyjne, bo one dodają nagraniom autentyczności, ale jak perkusista zagrał tylko trochę nie równo, to dostawałem szału. Nawet jeśli brzmiało to dobrze. Mateusz Rychlicki (perkusja i gitara), chciał grać zespołowo, ‘ludzko’, więc czasami bywały spięcia. Tym bardziej, że od niedawna moja żona, też zaczęła zajmować się muzyką i na tej płycie gra na syntezatorach (Alesis Micron oraz Waldorf Blofeld). Jej również nie oszczędzałem” – śmieje się Błażej Król.
„Potwierdzam – Mąż jest absolutnym dyktatorem i czepia się się nawet mikrobłędów, a ja podczas nagrań rzucałam palenie, więc czasami dochodziło niemal do rękoczynów” – dodaje Iwona Król.
Jakby tego było mało, dzień przed oddaniem płyty do miksowania, cały materiał... wyparował z komputera i zespół musiał nagrać od nowa większość ścieżek. „To była straszna nauczka. Właściwie ocalały tylko partie bębnów nagrywane w studiu Monroe w Stargardzie Szczecińskim przez Arka Jabłońskiego. Do dziś nie wiem co się stało. Odpalam Abletona, a tam wszystkie pliki audio puste. Od tego czasu robię regularne backupy” – tłumaczy muzyk. „Oczywiście pamiętaliśmy co było na ścieżkach, więc w trzy dni udało nam się odtworzyć te piosenki, ale było tam kilka niepowtarzalnych momentów, których bardzo nam szkoda” – wspomina Iwona Król.
Mimo wiatru w oczy Kobieta z wydm to bardzo dobra, spójna płyta o mrocznym posmaku. Nie sposób nie zachwycić się singlowym Strasz mnie z psychodelicznymi chórkami przyprawionymi pogłosem sprężynowym (ukłon w stronę Michała Kupicza, który miksował ten album). Świetnie brzmią też bębny i gitary. „Gitary potraktowałem trochę inaczej niż zwykle. Kupiłem sobie zgrabny basik Fender Bass VI i na nim zagrałem większość partii gitary, ale brakowało mi jednak wyższego pasma, więc dogrywałem duble na normalnym elektryku (Gibson SG), ale potem ściąłem mu dużo góry, żeby ładnie się skleił z tym basem. Do tego używałem sporo efektu Space Echo w kostce Bossa. Mateusz nagrał gitary w swojej sali prób w Szczecinie (wzmacniacz Fender Champ Silveface 72’, gitara japońska Teisco kupiona za 300 zł, a do niej podpięty Moogerfooger Murf i reverb Holy Grail)” – tłumaczy Król.
(fot. Sandra Sygur)
Równie ciekawie powstawały partie wokalne. Jeśli sądziliście, że Król nagrywał je po królewsku, to jesteście w błędzie. „Wokale od lat rejestruję na klęczkach” – śmieje się muzyk. „Poważnie! Wpinam swój bardzo przeciętny mikrofon (t.bone SCT-800) do interfejsu Focusrite Scarlett, otwieram szafę wewnętrzną mojej żony, podczepiam mikrofon do wieszaka, wyłączam lodówkę, żeby nie zbierać jej pomrukiwania i jazda! W tej konfiguracji można nagrywać tylko na klęczkach, więc działam na tym, co mam” – podsumowuje muzyk. Uwagę zwracają też bardzo nastrojowe, ciemno brzmiące bębny mieniące się trip-hopowym posmakiem, tak jak w Amnezji, A co jeśli i Drastycznych scenach. „Tutaj główną rolę odgrywał wintydżowy zestaw Mateusza (bębny Rogers Powertone 68’, blachy Zildjian z lat 70’, naciągi Remo Ambassador Coated)” podsumowuje gorzowski artysta.