Karyyn - The Quanta Series
Jeśli męczy Was marketingowa nagonka serwowana przez protektorów Billie Eilish, ale cenicie brawurowe wycieczki w słabo eksplorowane warstwy sonosfery, to gorąco polecam płytę innej Amerykanki – Karyyn.
Ileż tu jest smaczków produkcyjnych, z których można czerpać garściami. Posłuchajcie np. kaskady pogłosu pod koniec EVER (do takich zabaw z ekstremalnie długim pogłosem polecam klasyczny efekt Black Hole firmy Eventide albo Shimmer firmy Valhalla i kluczowanie pogłosu sygnałem źródłowym tak, by całkiem nie utopić głównego wokalu).
A skoro o reverbach mowa, jeśli podobają Wam się pogłosy na wokalu Karyyn, polecam wypróbowanie wtyczek Transatlantic Plate firmy Rare Signals oraz Lustrous Plates firmy Liquidsonics. Lubię te wszystkie plemienne bity, nieprzewidziane zwroty akcji, trójwymiarowe miksy i aranżacyjną dyscyplinę. A przede wszystkim przenikliwy, jasny głos Karyyn brzmiący jak połączenie Kate Bush z Lisą Gerrard i Björk. Fascynację tą ostatnią słychać szczególnie w utworze YAJNA, w którym wokalistka frazuje w specyficzny, nieregularny sposób. W głosie Karyyn słychać też zaangażowanie, którego brakowało mi u Billie Eilish. Uwagę zwracają też ciekawe drony i ambientowe plamy, taki jak w końcówce wspomnianego YAJNA (stawiam, że to jakiś sampler granularny potraktowany krótkim delayem).