Pictorial Candi - Secret Salts
Boże, jakie to jest ładne! Nie mogę się nadziwić, że tak genialna płyta przeszła u nas niemal bez echa, mimo że stojąca za Pictorial Candi wokalistka, pisarka i aktorka Candelaria Saenz Valiente na dobre zadomowiła się na nadwiślańskiej scenie muzycznej (pamiętacie Paris Tetris?).
Słuchając Secret Salts na myśl przychodzą mi jedne z moich ulubionych zespołów, takich jak Little Dragon czy Timber Timbre. Częściowo za sprawą rozmarzonego, onirycznego głosu Candelarii, z pogranicza popu i psychodelii, ale też zapewne przez proste aranżacje. Candelaria, podobnie jak Taylor Kirk, ma w głosie jednocześnie nutkę nieuleczalnego romantyzmu, nieokreśloną niedzisiejszość oraz cichy obłęd rodem z hotelu Overlook.
W jej wokalu przepiękna jest góra w okolicach 8-10 kHz. Niełatwo osiągnąć taki efekt „rozświetlonego” głosu, nie eksponując przy tym sybilantów. Dlatego trzeba je wyeliminować jak najwcześniej – przed kompresją i jakąkolwiek „słodzącą” korekcją. Warto też dobrze przemyśleć wybór odpowiedniego mikrofonu. A najlepiej spróbować z przetwarzaniem równoległym: duplikujemy ślad wokalu i na kopii uruchamiamy radykalny program rozjaśniania – wycinamy cały dół, mocno de-esujemy, kompresujemy i dodajemy góry za pomocą dobrego korektora (moi faworyci w tej dziedzinie to Acustica Audio Ruby albo E27 firmy PSP, ewentualnie Type A firmy Audio Thing). Potem przetworzoną kopię domiksowujemy do oryginalnej ścieżki.