Roland Lucina AX-09
Za co szanuję firmę Roland? Między innymi za to, że obecnie – jako jedyna na świecie – wciąż kontynuuje wytwarzanie serii instrumentów, które zawsze były i będą bliskie mojemu sercu, czyli klawiatur na pasku.
W sumie wcale nie tak dawno Roland udostępnił model AX-7 (klawiatura sterująca), następnie AX-Synth (profesjonalny syntezator), a obecnie dołączyła do nich Lucina AX-09. Dziewczę reklamujące nowy model na firmowym materiale wideo jest wręcz łudząco podobne do mej młodzieńczej sympatii sprzed lat, o tym samym imieniu. Nic dziwnego, że sprzęt spodobał mi się wrecz od razu...
Budowa
Długo się zastanawiałem nad tym, jak jednym słowem udałoby się określić wygląd Luciny. I jedyne określenie, jakie wciąż przychodziło mi do głowy, to takie, że jest właśnie... kobiecy. Przy tym całość wygląda mocno intrygująco – jest to nieliczny ze znanych mi keytarów, który postawiony na górnej półce statywu nie odbiega zbyt mocno wyglądem od standardowych instrumentów. Występuje przy tym w dwóch wersjach – jasnoperłowej i czarnej. Jak dla mnie, to wielkie jego plusy.
W odróżnieniu od swych starszych braci Lucina została wyposażona w solidny pałąk nad "gryfem", na którym znalazły się przyciski sterujące odtwarzaczem audio, potencjometr ogólnej głośności, gniazdo dla pamięci USB oraz kontrolery standardowego dla Rolanda systemu podczerwieni D-Beam. Pod trzyoktawową, wysokiej jakości dynamiczną klawiaturą (bez aftertouch) umieszczono bardzo dobrze opisane przyciski sterujące, w większości podświetlane. Nie zabrakło także wyświetlacza LED.
Wstęga TOUCH CONTROLLER wraz z MODULATION BAR to rozwiązania dobrze już znane. Odniosłem jednak wrażenie, iż oba te kontrolery pracują znacznie lżej niż we wcześniejszych modelach. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, wszak instrument ten dedykowany jest raczej do użytku domowego, a co do wykorzystania profesjonalnego – przecież zawodowcy mają mocniej wyrobione ręce. Warto też wspomnieć, iż to rozwiązanie znakomicie sprawdza się zarówno wtedy, gdy instrument wisi nam na ramieniu, jak i wtedy, gdy spoczywa w pozycji poziomej.
Z tyłu instrumentu, oprócz włącznika zasilania, znajdziemy gniazda STEREO IN/OUT, słuchawkowe, MIDI OUT, USB (do połączenia z komputerem), FOOT PEDAL (programowane), zasilania (z Cord Hook – zabezpieczeniem przed wysunięciem się wtyczki) oraz znane z laptopów zabezpieczenie przed kradzieżą (Security Slot).
Instrument jest lekki – niecałe 4 kg na ramieniu jest do zaakceptowania nawet przez średnio wyrośniętego dzieciaka, zwłaszcza że mamy do wyboru dwa punkty lewego zaczepienia paska – na szczycie "gryfu" lub na modłę bardziej gitarową, czyli mniej więcej w 1/3 jego szerokości. Warto dodać, iż Lucynka potrafi pracować także na bateriach/akumulatorach (8×NiMH AA). Producent podaje jako maksymalny czas pracy 4 godziny; mnie nie udało się jednak pograć ze słuchawkami na uszach dłużej niż 2,5 godziny. Cóż, pobór prądu (600 mA) robi tu swoje, nie ma co się oszukiwać.
Nie należę do osób, które najpierw próbują, a później zaglądają do instrukcji obsługi. Lucina została jednak zaprojektowana w ten sposób, że instrukcja nie jest nam aż tak bardzo potrzebna. Tak mi się w każdym razie wydawało, bo dopiero zaglądając do niej dowiemy się, jaki potencjał drzemie w tym na pierwszy rzut oka prostym instrumencie. Ale o tym może troszkę później.
Brzmienia
Niestety, nasza Lucina nie jest instrumentem typu multitimbral, czyli może grać tylko jednym brzmieniem w tym samym czasie. Nie ma też, co oczywiste, funkcji podziału klawiatury. Wielka szkoda, bo z jej brzmieniem świetnie sprawdziłaby się jako uniwersalny, a przy tym poręczny instrument, choćby do odtwarzania aranżacji MIDI. Tym bardziej iż dysponuje 128-głosową polifonią.
Na co w takim razie możemy w jego przypadku liczyć? W sześciu bankach zawarto 144 wysokiej klasy brzmienia, wyselekcjonowanych z wielką dbałością z tego, co słyszymy we współczesnych instrumentach firmy Roland. Większość z nich została inteligentnie okraszona efektami. Bank specjalny, o nazwie SPECIAL TONE, oferuje sześć dodatkowych brzmień o charakterze wybitnie analogowym.
Wyboru konkretnego brzmienia z grupy 144 dokonujemy za pomocą sześciu przycisków TONE (bank) oraz VARIATION (konkretne brzmienie z danego banku). Łatwo tu obliczyć, iż w każdym z banków mamy do dyspozycji 24 instrumenty. Aby było nam łatwiej, producent udostępnił także dział FAVORITE, w którym w dwóch bankach (A/B) możemy zapisać 12 najczęściej wykorzystywanych przez nas barw. Jest jeszcze coś – otóż każdą z barw, niezależnie od tego, w jakim się znajduje banku, możemy wstępnie odsłuchać, naciskając przycisk PREVIEW. Instrument odegra wtedy charakterystyczną dla każdej z grup instrumentów zagrywkę, składającą się czasem z kilku fraz. Inaczej zagrają np. gitary basowe, inaczej piana, a jeszcze inaczej organy.
Wśród owych 144 brzmień jest raptem kilka, które mi z różnych względów nie odpowiadają, ale pozostałe są świetne. Szkoda tylko, że wśród nich nie ma ani jednej porządnej mapy perkusyjnej, jak to wcześniej bywało nawet w najprostszych modelach Rolanda.
Edycja
Patrząc tylko na samą "figurę" Luciny trudno to dostrzec, a tym czasem okazuje się, iż mamy dostęp do całej gamy parametrów systemowych i samych brzmień. I tu kłania się to, o czym pisałem wcześniej, czyli lektura instrukcji obsługi.
Kluczem otwierającym wszystkie zakamarki systemu jest tylko jeden przycisk – SHIFT. Naciskając go, wraz z odpowiadającym danemu brzmieniu przyciskiem z grupy TONE, przechodzimy do trybu edycji wybranego brzmienia. Tu mamy dostęp do ośmiu najważniejszych parametrów (w tym portamento, nasycenie efektem, głośność, obwiednie, filtry). Brzmienie po edycji możemy zapisać w jednej z dwunastu komórek (w bankach A/B), we wspomnianym już dziale FAVORITE.
Jeśli posłużymy się przyciskiem SHIFT wraz z TRANSPOSE lub INC/+/DEC/–, wtedy uzyskujemy dostęp do ustawień systemowych instrumentu: począwszy od metronomu, przez ustawienia dla portów FOOT PEDAL i MIDI, tudzież opcji ASSIGNABLE dla D-Beam, na trybach pracy dla MODULATION BAR skończywszy. Nie brak także ustawień dla ogólnego stroju, skal czy też sposobu pracy klawiatury. Naprawdę sporo tego. Zarówno brzmienia, jak i ustawienia systemowe możemy zapisać w pamięci USB celem archiwizacji.
USB
Lucina ma tylko jeden standardowy port MIDI OUT. Jest on bardzo przydatny, jeśli zechcemy sterować nią innym urządzeniem sprzętowym MIDI, w tym także obsługującym protokół V-Link. Do pracy z komputerem, tym razem w obu kierunkach, producent udostępnił nam port USB MIDI. Do takiej współpracy nie są wymagane dodatkowe sterowniki – wystarczą standardowe, zawarte systemie komputera. Niemniej w razie problemów warto skorzystać ze sterownika firmowego (Vendor), dostępnego na serwisie producenta. W takim przypadku musimy jednak powiadomić o tym instrument, przestawiając go z trybu pracy Generic (Default) na Vendor. W czasie testów nie było takiej konieczności.
Audio Player
Nasza Lucine pozwala na odtwarzanie plików audio. Można to zrobić na dwa sposoby – podłączając dowolny zewnętrzny player do gniazda EXT IN (stereo) lub korzystając z kart pamięci USB. Oczywiście, drugi sposób jest znacznie bardziej uniwersalny z punktu widzenia użytkownika, choćby przez fakt, iż możemy w tym wypadku ustawić balans głośności pomiędzy brzmieniem samego instrumentu a odtwarzanymi plikami audio. Trzeba tu też podkreślić wyjątkowo praktyczny sposób, w jaki instrument obsługuje zgromadzone w pamięci USB pliki. Możemy je odtwarzać zarówno pojedynczo (Single Play), jak i utworzyć z nich łańcuch (Chain Play). W tym drugim przypadku z pamięci USB odtworzone zostaną wszystkie pliki w kolejności alfabetycznej.
Utwór możemy w dowolnej chwili zatrzymać i wybrać inny. Naciskając i przytrzymując przez chwilę przycisk AUDIO PLAYER, na wyświetlaczu ujrzymy pierwsze trzy litery nazwy aktualnie odtwarzanego pliku. Jeżeli w tym momencie naciśniemy dodatkowo klawisz DEC/– lub INC/+, to zmienimy utwór na inny. Utworu nie można przewijać, można jedynie powrócić do jego początku, przy czym wybranie nowego utworu powoduje natychmiastowe przerwanie aktualnie odtwarzanego. Możliwe jest jednoczesne odtwarzanie utworów z zewnętrznego playera (przez EXT IN) oraz z pamięci USB.
Na osobne omówienie zasługuje kwestia rodzaju pamięci USB. Producent wyraźnie pisze, aby posługiwać się firmowymi (z logo Roland). Mnie jednak bez trudu udało się odtwarzać pliki ze wszystkich dostępnych mi kostek Flash USB. Mało tego, nawet z tanich multiczytników USB! W tym drugim przypadku z powodzeniem korzystałem ze wszystkich kart rozpoznawanych przez dany czytnik (w tym i SDHC 8 GB). Warunkiem sukcesu było tu jedynie to, aby w takim multiczytniku znajdowała się tylko jedna karta – w przeciwnym wypadku system instrumentu nie odczytał żadnej z nich.
Na koniec
Przyznam szczerze, iż już dawno nie miałem takiej frajdy w swym domu, bo każdemu, kto do niego przybył i dotknął tego instrumentu, natychmiast zaświecały się oczęta. Czemu? Ot, po prostu – fajny design, doskonałe brzmienie i (to już ode mnie) całkiem spore możliwości konfiguracji robiły swoje. I choćby już tylko za to przyznajemy Lucynce de domo Roland redakcyjny znaczek Nasz Typ.
Nasze spostrzeżenia
+ przemyślana konstrukcja i sposób sterowania+ dobre brzmienie, atrakcyjny zbiór instrumentów
+ wysokiej jakości klawiatura
+ bogate możliwości konfiguracji
+ odtwarzacz plików audio
– brak trybu multitimbral
– krótki czas pracy na bateriach
Klawiatura: dynamiczna, 37 klawiszy.
Maksymalna polifonia: 128 głosów.
Liczba partii: 1.
Liczba brzmień: 150 (brzmienia podstawowe: 144, brzmienia specjalne: 6).
Wyświetlacz: LED, 3 znaki.
Odtwarzacz audio (formaty): MP3 (44,1 kHz, 32-320 kbps, VBR); WAV, AIFF (44,1 kHz, 8/16/24 bity).
Zasilanie: zewnętrzny zasilacz AC lub akumulatory Ni‑MH AA (8 szt.).
Akcesoria: instrukcja obsługi, tutorial DVD, naklejka na panel, pasek, zaślepka złącza pamięci USB, zasilacz AC.
Opcje: Footswitch DP, pedał ekspresji EV-5, pamięć USB.
Wymiary: 832×245×95 mm.
Waga: 3,7 kg.
Cena: 2.350 zł
Inne testy marki