Blue Mo-Fi - słuchawki aktywne

Sprzęt studyjny | 25.02.2015 
Marka:  Blue
Nasz Typ

Firma Blue, znany i ceniony producent różnego typu mikrofonów, zainteresował się rynkiem słuchawek już w roku 2009. Po blisko trzech latach powstały Mo-Fi i – jak większość produktów tej firmy – nie są one takie jak inne.

Na czym ta różnica polega i czy naprawdę ma ona jakieś znaczenie dla użytkownika? Mówiąc wprost – w tych słuchawkach inne jest wszystko. Nie mamy tradycyjnego kabłąka, przesuwanych nauszników, same słuchawki wyglądają jak futurystyczny sen miłośnika s-f z lat 50. minionego stulecia, są w większości metalowe i sporo ważą. A zatem całkowicie pod prąd współczesnych trendów, gdzie ma być lekko, zwiewnie i przyjemnie, a wygląd ma przypominać iPada. Co ciekawe, te słuchawki są przystosowane także do pracy z urządzeniami Apple, choć stylistycznie trochę do nich nie pasują.

O Mo-Fi rozpisują się już audiofile na całym świecie, a ich recenzje są na ogół od bardzo dobrych w górę. My jednak spojrzymy na nie pod innym kątem, czyli z uwzględnieniem typowej produkcji muzycznej oraz pracy studyjnej i na scenie. Uważam, że mają tu one znacznie więcej do zaoferowania niż w Zaklętym Kręgu Tych, Którzy Słyszą. Owszem, są to słuchawki audiofilskie i jako takie są również promowane, ale polityka firmy Blue uwzględnia też, a może przede wszystkim, zastosowania estradowo-studyjne.

Budowa Blue Mo-Fi

Słuchawki dostarczane są w ekskluzywnym pudełku, gdzie oprócz nich znajdziemy też zestaw wysokiej jakości kabli: USB do ładowania wewnętrznego akumulatora, standardowy kabel słuchawkowy 3 metry z końcówką 3,5 mm oraz przejściówką na 6,3 mm, 1,2-metrowy kabel do urządzeń Apple z nakablowym mikrofonem i trzema przyciskami, podwójny wtyk do podłączenia w fotelu samolotu oraz mikro-ładowarkę sieciową USB. Jest też efektowny, zapinany na magnesy futerał z materiału. Wszystkie kable są wyjątkowo solidne – nie plączą się, zachowują sprężystość i na pewno przetrzymają wiele.
Same słuchawki robią wręcz piorunujące wrażenie. Z początku nie bardzo możemy się zorientować, która jest lewa, a która prawa i jak się je wkłada na głowę. Tu się przyda podpowiedź: nausznik ze złączem dla kabla jest lewy. Samo złącze też wygląda inaczej, bowiem musimy użyć dedykowanej wtyczki, wchodzącej dość głęboko w korpus, a poza tym przy samym gnieździe znajdziemy trzypozycyjny przełącznik. W jednym jego położeniu Mo-Fi pracują jak każde inne słuchawki – w trybie pasywnym. W drugim aktywuje się wbudowany wzmacniacz słuchawkowy, a w trzecim dochodzi do tego analogowo zrealizowany układ podkreślający niskie częstotliwości. Włączeniu trybu aktywnego towarzyszy świecenie zielono-żółtej diody LED, znajdującej się wewnątrz lewego nausznika, ale – uwaga – dzieje się to tylko wtedy, gdy mamy słuchawki na głowie (lub rozciągniemy pałąk). Konstruktorzy wbudowali bowiem przełącznik, który odłącza zasilanie i wycisza słuchawki w momencie, gdy zdejmiemy je z głowy. Jeśli zatem w danej chwili z nich nie korzystamy, to nic nam nie gra w tle, nie ma przesłuchów do mikrofonów, a wewnętrzna elektronika nie pobiera prądu z akumulatora.

O samej konstrukcji słuchawek można by było pisać długo i pewno nawet ciekawie, ale ograniczę ten opis do kilku zdań. Wszystkie elementy pałąka, łącznie z zawieszeniem nauszników, są metalowe i wykonane z odlewów. Regulacji wysokości zawieszenia i przylegania górnej części pałąka do głowy dokonuje się zupełnie inaczej niż w typowych słuchawkach. Nie nazwałbym tego rozwiązania niewygodnym, wręcz przeciwnie, ale trzeba się po prostu do niego przyzwyczaić. Siła docisku słuchawek do uszu (a jednocześnie też izolacja od dźwięków otoczenia) podlega regulacji za pomocą wieloobrotowego pokrętła w górnej części pałąka. Górna poduszka oraz same nauszniki wykonane są z delikatnego materiału skórzanego i wypełnione miękką i sprężystą gąbką. Jest jej sporo, więc ogólna grubość tych elementów jest ponadnormatywna. Wnętrze nauszników jest stosunkowo niewielkie i osoby o nieco większych małżowinach usznych mogą mieć z tym problemy. Ogólne wrażenie jest takie, że słuchawki dość ściśle obejmują naszą głowę i dłuższa praca z ich wykorzystaniem może niektórym wydać się męcząca. Tym bardziej że ważą blisko pół kilograma, uszy są dość szczelnie zamknięte, a pole przylegania górnej poduszki jest stosunkowo niewielkie. Izolacja od dźwięków otoczenia nie jest przesadnie duża – raczej dość typowa dla standardowych słuchawek zamkniętych. Mimo to z samym odsłuchem nie mamy najmniejszych problemów. Dlaczego? Bo te słuchawki są absolutnie najgłośniejszymi, jakie kiedykolwiek miałem na głowie! Ich dźwięk przebije się przez wszystko dookoła – mam wrażenie, że w odsłuchu kwartetu smyczkowego nie przeszkodzi nam nawet start rakiety Angara A-5. Oczywiście, ta sytuacja ma miejsce tylko wtedy, gdy korzystamy z wewnętrznych wzmacniaczy Mo-Fi. Poziom sygnału jest wówczas ponad 20 dB większy niż przy odsłuchu w trybie pasywnym, dlatego trzeba bardzo uważać, gdy przełączamy się z niego na tryb aktywny – różnica może być porażająca! W słuchawkach nie ma regulacji głośności – musimy ją ustawiać u źródła, dlatego też wskazana jest szczególna ostrożność.

Blue Mo-Fi w praktyce

Na naładowanym akumulatorze słuchawki mogą pracować w trybie aktywnym ok. 10 godzin, zależnie od głośności, z jaką grają. Gdy braknie energii możemy się przełączyć na tryb pasywny i w tym samym czasie ładować akumulator przez USB (zajmuje to średnio 2 godziny). Podejrzewam jednak, że z trybu pasywnego będzie korzystać niewielu użytkowników. Nie dlatego, że słuchawki grają wtedy gorzej, ale dlatego, że bardzo niewiele wzmacniaczy słuchawkowych potrafi dostarczyć taki sygnał, jaki oferują wbudowane wzmacniacze słuchawek. Jest on potężny, czysty i klarowny, zapewniając bardzo dużo miejsca na przetwarzanie transjentów. Mam tylko jedno zastrzeżenie – wzmacniacze trochę szumią. Gdy słuchawki grają, nie ma to większego znaczenia, ale gdy pojawia się przerwa, to ten szum jest słyszalny. Otrzymałem jednak do testów egzemplarz NFR, więc jest spora szansa, że w słuchawkach seryjnych ten problem będzie wyeliminowany lub skutecznie zredukowany. Jak brzmią Mo-Fi? Znacznie lepiej niż się tego spodziewałem. Dźwięk jest przejrzysty, mocny, nasycony, tryskający szczegółami, imponujący precyzją oraz głębokością odtwarzania w zakresie niskich tonów. Klarowność góry i czystość środka może być porównywana z najlepszymi słuchawkami otwartymi, za co w znacznej mierze odpowiadają 50-milimetrowe membrany wysokoefektywnych przetworników i wyśmienita konstrukcja wzmacniacza. Bas natomiast jest klasą sam dla siebie, zwłaszcza gdy włączymy tryb On+. W żadnym wypadku nie jest to dość typowe dla konstrukcji zamkniętych łomotanie w okolicach 80–120 Hz, ale niesłychanie detaliczny, schodzący do najniższej oktawy dźwięk, który nie ingeruje w pasmo średnicy i nie rozlewa się po niskim środku. Jest odpowiednie wypełnienie, transjent i dynamika. Jednym słowem – idealne warunki wymagane do pełnej kontroli tego, co dzieje się we wszystkich pasmach.

Głośność? Po włożeniu miernika SPL do słuchawek i odkręceniu poziomu wyjściowego z interfejsu Aphex IN2 bez najmniejszego trudu uzyskałem 120 dB SPL (A-ważone). A przetworniki nie pracowały w układzie zamkniętym, więc mam prawo sądzić, że w nasz kanał uszny pompowane jest w ekstremalnych sytuacjach co najmniej 126 dB SPL. To z powodzeniem wystarcza, by nawet najgłośniej grający perkusista doskonale słyszał to, co podajemy mu na odsłuch. I jeszcze będzie machał nam pałkami, aby ściszyć... Żeby była jasność – tu nie chodzi o to, aby uszkodzić sobie słuch (choć lojalnie ostrzegam, przy Mo-Fi taka ewentualność jest jak najbardziej realna), ale o to, by zapewnić odpowiedni zapas dynamiki wszystkim transjentom. Jest taki utwór grupy The xx o nazwie Islands, gdzie w kilku momentach pojawia się samplowany bas, który schodzi do granic częstotliwości akustycznych. To bardzo dobry test dla wszelkich słuchawek – chodzi o to, aby był słyszalny, ale nie zdominował reszty aranżacji. Chyba nie muszę dodawać, że Mo-Fi zdały egzamin celująco.

Zakres zastosowań

- dla wymagających wykonawców i realizatorów w studiu
- możliwość pracy na etapie masteringu
- solidne słuchawki dla muzyków na scenie oraz realizatorów live

 

Nasze spostrzeżenia

+ to chyba najbardziej dynamicznie grające słuchawki na świecie
+ znakomita reprezentacja wszystkich pasm
+ praca w dwóch trybach aktywnych i trybie pasywnym
+ niespotykana i oryginalna konstrukcja
+ wyłączają się po zdjęciu z głowy
+ regulacja docisku do uszu
+ wysokiej jakości kable w zestawie
+ atrakcyjna cena za produkt tej klasy
+ szeroki zakres potencjalnych zastosowań
- szum w tle
- ciężkie i nie dla wszystkich dostatecznie wygodne przełączenie w tryb aktywny skutkuje gwałtownym wzrostem głośności

 

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Podsumowanie


Sądzę, że Mo-Fi zrobią zawrotną karierę. Są oryginalne, masywne, potężne pod każdym względem i oferują znakomitą jakość dźwięku, nie wspominając już o chyba największej w świecie słuchawek głośności. Idealnie sprawdzą się w każdym studiu nagrań, zarówno w przypadku bardzo wymagających wykonawców, jak i realizatorów, a inżynierowie masteringu będą mogli na nich sprawdzić wszystko to, czego potrzebują, by uznać pracę za wykonaną. Waga tych słuchawek sprawia, że intensywnie poruszający głową wykonawcy będą chyba musieli założyć ciasną opaskę lub czapkę, gdyż nawet przy największym naprężeniu mechaniki pałąka, przy gwałtownym ruchu słuchawki mogą zmienić nieco swe położenie. Co ciekawe, regulatorem naprężenia można też w pewnym zakresie wpływać na słyszalność niskich tonów, choć Mo-Fi nie mają z tym najmniejszych problemów. W tym wszystkim wielkim zaskoczeniem jest cena tych nieprzeciętnych i jedynych w swoim rodzaju słuchawek, bo niecałe 1.400 zł za tak precyzyjne i spektakularnie brzmiące narzędzie do kontroli dźwięku to naprawdę okazja, jakich mało. Uważam zatem, że Blue Mo-Fi spełniają wszystkie kryteria, aby otrzymać znak Nasz Typ. Są innowacyjne, znakomicie wykonane, mogą sprawić, że praca z dźwiękiem będzie przebiegać sprawniej i wydajniej, grają pierwszorzędnie, a ich zakup nie powinien zrujnować niczyjego budżetu. W przypadku wykonawców świetnie sprawdzą się podczas nagrań i koncertów – na ten moment trudno mi wskazać słuchawki o wyższej funkcjonalności. Ich zastosowanie na etapie miksu i masteringu również ma głęboki sens, zwłaszcza gdy będziemy chcieli czegoś posłuchać z dużą dynamiką lub zidentyfikować problemy pasmowe, szczególnie w zakresie niskich tonów. A poza tym są naprawdę znakomitymi słuchawkami do kontemplowania muzyki. I wyglądają szałowo!  

Pasmo przenoszenia systemu: 15 Hz–20 kHz.
Konstrukcja: zamknięta, z dostrajanym tłumieniem tylnej komory.
Przetworniki: 50 mm, dynamiczne, membrana wzmacniana włóknem, impedancja 42 Ω.
Moc wzmacniacza: 2×240 mW.
THD+N: 0,004%.
Poziom szumów: Pojemność akumulatora: 1,02 Ah.
Wymiary: 18×29×12 cm (słuchawki po otworzeniu).
Waga: 466 g.
Cena: 1.399 zł

Cena
1399,00 zł
Producent
Blue
Artykuł pochodzi z
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada
i Studio
marzec 2015
Kup teraz
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó