Dynaudio LYD7 - monitory aktywne
Seria LYD to swego rodzaju nowe otwarcie w Dynaudio. Monitory są reklamowane jako nowa jakość w referencyjnym odsłuchu, i już samo to powinno zwrócić uwagę wielu potencjalnych nabywców.
W ostatnich dwóch latach w firmie Dynaudio zaszły spore zmiany, co znalazło swoje odzwierciedlenie także w ofercie produktowej i sposobie dystrybucji. Od 1999 roku sprzedażą jej wyrobów profesjonalnych zajmowała się korporacja TC Group, choć głównym źródłem utrzymania Dynaudio przez całą pierwszą dekadę XXI była współpraca z firmami Volkswagen i Volvo (z tą drugą zakończona po jej zakupie przez Geely) w zakresie dostarczania głośników do samochodów. W 2014 roku większość udziałów Dynaudio zakupiła chińska korporacja inwestycyjna GoerTek, a pod koniec 2015 roku zapadła decyzja, by samodzielnie rozpocząć dystrybucję monitorów studyjnych bezpośrednio z firmy w Danii.
I tak oto najnowsze monitory mającego już ponad 40 lat przedsiębiorstwa, którego głośniki znajdziemy w najbardziej renomowanych zestawach hi-end na świecie i które samo zdążyło zapracować na swoją markę wśród profesjonalistów pracujących w studiach, trafiły do naszej redakcji. Po różnych przygodach z kolejnymi wersjami klasycznych BM i systemami AIR zarząd Dynaudio podjął męską decyzję i ograniczył ofertę w zakresie sprzętu profesjonalnego do tego, co wszyscy znają i kochają - czyli BM6A, BM15A, montowanych w ścianie M3 oraz masteringowych M5P – dodając najnowszą rodzinę LYD. Efekt jest taki, że na stronie Dynaudio w zakładce Discontinued znajdziemy znacznie więcej produktów niż w aktualnościach... W przypadku LYD sporo zapożyczono z BM Mk III, a ja pozwolę sobie na brutalną szczerość - pod wieloma względami to w zasadzie te same monitory. Widać to natychmiast w charakterystykach, a i wygląd różni się niewiele. Podobna jest też cena, dla której pewnym uzasadnieniem może być to, że LYD są w całości produkowane w Danii. Podkreśleniem tego faktu jest też sama nazwa nowych monitorów, bo lyd po duńsku oznacza dźwięk.
Konstrukcja Dynaudio LYD7
Cała elektronika nowych monitorów, czyli zasilacz oraz wzmacniacze, pracuje w oparciu o tzw. lekkie technologie - zasilacz jest impulsowy, a tor mocy zbudowany na bazie układów w klasie D. Producent nie ujawnia zbyt wielu szczegółów technicznych dotyczących konstrukcji, ale skoro mowa jest o zastosowaniu DSP, a wzmacniacze pracują cyfrowo, to należy przyjąć, że sygnał wejściowy przetwarzany jest do postaci zerojedynkowej już na początku, i pozostaje w niej aż do końcowych obwodów wzmacniaczy. W tym względzie mamy zatem podobieństwo do rozwiązań stosowanych przez Eve Audio. Użytkownik może zdefiniować najniższą użyteczną częstotliwość monitorów, wybierając między 45, 55 a 65 Hz. Istnieje też możliwość wyboru charakteru brzmieniowego (Neutral, Dark, Bright) i kompensacji przetwarzania niskich tonów w przypadku bliskiej odległości ściany (Wall, Free). Zamiast potencjometru regulacji czułości wejściowej zastosowano przełącznik -6/0/+6 dB. Jest także przełącznik aktywujący działanie trybu uśpienia po dłuższym braku sygnału na wejściu, porządne złącze do podłączenia kabla sieciowego (to, które zastosowano w BM Mk III było jakąś totalną pomyłką) i włącznik zasilania, którego aktywność sygnalizuje znajdująca się obok niego dioda LED. Wszystkie te elementy, plus wejścia analogowe XLR i RCA, znajdują się na tylnym panelu.
Obudowa wykonana jest z twardej i grubej płyty MDF, z tubowym tunelem bass-reflex biegnącym wzdłuż górnej, tylnej krawędzi. Bardzo efektowna, całkowicie biała płyta czołowa jest jeszcze bardziej masywna niż reszta, z typowym dla Dynaudio wyprofilowaniem. Użyte przetworniki to sami dobrzy znajomi z BM Mk III - doskonały tweeter z jedwabną kopułką 1,1" oraz tylną komorą obniżającą rezonans, i fantastyczny woofer z 7-calową, polimerową membraną MSP zintegrowaną z osłoną przeciwpyłową, potężnym magnesem i nawijaną drutem aluminiowym cewką o średnicy około 4". Dostarczana do przetworników moc jest dość skromna, bo wynosi po 50 W na każdy z nich. Zmierzony przeze mnie maksymalny poziom SPL z jednego monitora wynosił 106 dB w odległości 1 metra i z typowym sygnałem o charakterze muzycznym. Monitory mają wbudowany ogranicznik poziomu sygnału, który zabezpiecza przed przesterowaniem. Przychodzi taki moment, że dalsze zwiększanie stopnia wysterowania monitorów już nie działa, i po prostu nie zagrają one głośniej, niż ustalił to producent. Zjawisku ograniczania nie towarzyszy jednak zwiększanie głośności odczuwalnej (jak w limiterze), ani znaczące przebarwienie czy przejaskrawienie sygnału, zatem kwestia ta została odpowiednio rozwiązana na poziomie DSP.
Częstotliwość podziału ustawiono dość wysoko, bo aż na okolice 4 kHz. Większość pracy związanej z przetwarzaniem podstawowych częstotliwości muzycznych spoczywa zatem na wooferze, a tweeter ogranicza się tylko do reprodukcji ich harmonicznych. To rozwiązanie dość ryzykowne, ale ma szereg zalet - zwłaszcza gdy producent monitorów sam jest producentem głośników, jak to ma miejsce w przypadku Dynaudio. Najważniejszą z nich jest to, że emisja środka, odpowiedzialnego za czytelność dźwięków muzycznych, nie jest podzielona na dwa przetworniki. Nie ma zatem kłopotów fazowych, nie licząc standardowych zaburzeń wynikających ze zjawiska dzielenia się membrany. Tu jednak zredukowano je przez zastosowanie specjalnego materiału, z którego ją wykonano. Ponadto membrana - razem z dużą, kopułkową osłoną przeciwpyłową - tłoczona jest z jednego fragmentu tworzywa, co dodatkowo wzmocniło całość. Aluminiowy karkas i nawijana aluminiowym drutem cewka wpłynęły na zmniejszenie wagi tej struktury, co pozwoliło rozłożyć jej rezonanse własne w szerszym paśmie, bez eksponowania jednego, bardziej wyrazistego. W głośnikach obowiązuje jednak stara handlowa zasada "coś za coś", więc lekką konstrukcję drgającą trzeba było zawiesić na sztywniejszych resorach (głównie wewnętrznym), co zmniejsza efektywność i nieznacznie wydłuża odpowiedź impulsową monitorów w paśmie do ok. 500 Hz. Efekt muzyczny takiego rozwiązania jest jednak nienaganny, więc nie czepiajmy się szczegółów technicznych będących pochodną przyjętych założeń konstrukcyjnych i gabarytów monitora.
Dynaudio LYD7 w praktyce
Konstruktorzy zdążyli już nas przyzwyczaić, że monitory z 7-calowym wooferem potrafią zagrać naprawdę nisko. Wprawdzie nie jest to ten schodzący do 30 Hz bas, którym uraczą nas duże zestawy oparte na 10- i 12-calowych przetwornikach, ale w bliskim polu aż taki luksus nie jest nam potrzebny. Ponadto osoby, którym brakuje pasma 30-60 Hz, zawsze mogą wspomóc się subwooferem, biorąc poprawkę na pewną utratę kontroli nad szybkością wybrzmiewania dźwięku. LYD7 należy do tych monitorów, które - jak na swoje niewielkie wymiary - mają zaskakująco dużo basu. Ciekawym rozwiązaniem jest funkcja ±10 Hz, która pozwala przesunąć dolną granicę przetwarzania z 55 Hz do 45 Hz lub 65 Hz. Zastosowano tu starą sztuczkę, znaną z tzw. korektorów pasywnych, że tak naprawdę wartością nominalną jest 45 Hz, a 55 i 65 wynikają ze zmiany ustawienia filtru górnoprzepustowego. Jednak od strony użytkownika możliwość uaktywnienia przetwarzania o 10 Hz w dół prezentuje się bardzo atrakcyjnie, i tak też działa.
Bas w LYD7 nie jest przesadnie szybki, ale za to czysty i pozbawiony jakichkolwiek zakłóceń od strony bass-refleksu. Jest to efektem użycia rozszerzającego się ku wylotowi tunelu bass-reflex. Dzięki temu nie występują żadne turbulencje i nie ma miejsc pojawienia się gwałtownego skoku ciśnienia "przepychanych" tunelem mas powietrza. Bass-reflex nie ma też wyrazistego rezonansu podstawowego, co w połączeniu z wydajnym i doskonale skonstruowanym wooferem (o znikomych zniekształceniach harmonicznych w całym jego paśmie) dało znakomity efekt brzmieniowy. Czytelnicy moich testów monitorów doskonale wiedzą, że jeśli wychwalam jakieś rozwiązanie, to na pewno zaraz potem pojawi się informacja o tym, jakie są jego skutki uboczne. Konstrukcję kompaktowych monitorów niemal zawsze charakteryzuje syndrom przykrótkiej kołderki, bez względu na ich cenę. Po pierwsze, monitory nie mogą grać zbyt głośno - stąd zabieg ograniczania poziomu sygnału na poziomie DSP. Druga rzecz jest bardziej subiektywnej natury. Jak dla mnie ten bas brzmi nieco sztucznie, choć nie wszyscy podzielą moją opinię. Z pewnością jednak znakomicie wypadnie on w przypadku muzyki stricte elektronicznej, gdzie wszystkie dźwięki są wykreowane na drodze syntezy czy samplingu.
W zakresie częstotliwości środkowych, może z wyjątkiem najniższej średnicy, z którą mam ten sam problem co z basem, LYD7 grają wręcz wzorcowo. Tutaj procentuje odtwarzanie niemal całego pasma "żywego" środka za pośrednictwem jednego przetwornika. Ponieważ jednak trudno jest 7-calowym wooferem obsłużyć z jednakową efektywnością pasmo do 4 kHz, monitory mają coś, co znamy też z wielu innych zestawów Dynaudio - nieznacznie konturowe brzmienie. Ma ono swoich fanów na całym świecie, więc trudno tę cechę oceniać jednoznacznie. Wysokie pasmo LYD7 to sama słodycz, wynikająca z zastosowania znakomitego tweetera o bardzo ekspresyjnym charakterze przetwarzania. To on tworzy polewę, krem i jest wisienką na całym tym brzmieniowym torcie. Praktycznie pozbawiony rezonansów i zniekształceń, pozwala słuchać szerokiego, otwartego dźwięku przez długi czas, bez zmęczenia słuchu. On też odpowiedzialny jest za precyzję transjentów, klarowność soniczną i doskonałą stereofonię monitorów Dynaudio. To wręcz audiofilsko grający przetwornik, który znacząco wyróżnia się w gronie tweeterów przeznaczonych do zastosowań profesjonalnych.
Zakres zastosowań
- aktywny monitor bliskiego pola w każdego typu studiu nagrań
- system do konsumenckiego odsłuchu muzyki
Nasze spostrzeżenia
+ efektowny i nasycone informacjami dźwięk+ możliwość wpływu na charakter brzmienia
+ solidne i eleganckie wykonanie
+ niewielkie gabaryty, jak na 7-calowy woofer
+ osłona membrany przetwornika wysokich tonów
- w niektórych zastosowaniach mogą się okazać zbyt ciche
- brak potencjometrycznej regulacji czułości
Podsumowanie
Ostatnie zdanie w poprzednim akapicie jest swego rodzaju puentą. LYD7, podobnie jak i pozostałe monitory z tej serii, są w pewnym sensie hi-endowe w kontekście brzmieniowym. Grają w sposób bardzo przyjemny, a jednocześnie precyzyjny. Niektórzy mogą je za to uwielbiać, inni niekoniecznie, ale fakt pozostaje faktem - mają swoje charakterystyczne brzmienie.
Na rynku przyjdzie im się zmierzyć głównie z takimi monitorami, jak EVE SC207, Yamaha MSP 7 Studio oraz Adam A7X. Jednocześnie LYD7 są o ok. 1.000 zł tańsze od klasycznych Dynaudio BM6A (mowa o cenie jednej sztuki). Są od nich mniejsze i lżejsze, ale też grają sporo ciszej. Ogólnie rzecz biorąc maksymalny poziom SPL wytwarzany przez LYD7 jest 6-9 dB niższy niż w monitorach z podobnego przedziału cenowego. To dość jednoznacznie ogranicza obszar ich zastosowań do niewielkich pomieszczeń. Dokładnie to było celem projektantów - stworzyć monitor, który będzie brzmiał dobrze przede wszystkim przy cichszym odsłuchu.
Patrząc na sprawę z dużym przymrużeniem oka, konfrontacja Dynaudio z monitorami Adam oraz Eve przypomina trochę różnicę między duńską, nieco spauperyzowaną arystokracją o audiofilskich skłonnościach, a wykwalifikowanymi specjalistami z Niemiec. A mówiąc całkiem poważnie - to bardzo dobre i sprawnie grające monitory bliskiego pola, dostarczające dużo emocji przy słuchaniu, i potrafiące przekazać odpowiednią dawkę informacji potrzebnych do sprawnego i efektywnego zmiksowania dźwięku.
Informacje
Konstrukcja: |
dwudrożne monitory aktywne bi-amp z obudową typu bass-reflex. |
Przetworniki: |
woofer 7” z membraną MSP; tweeter z jedwabną kopułką 1,1”. |
Wzmacniacze: |
klasa D, 50 W (LF), 50 W (HF). |
Nominalna czułość wejściowa: |
przełączana - 50 mV, 100 mV, 200 mV. |
Pasmo przenoszenia: |
55-19 kHz (±2 dB, w wolnym polu, tryb -10 Hz). |
Maks. SPL: |
109 dB (1 m, para monitorów). |
Częstotliwość podziału: |
4,3 kHz. |
Wejścia: |
analogowe, XLR, RCA. |
Zasilanie: |
sieciowe, 90-230 V. |
Wymiary: |
186x320x296 mm. |
Waga: |
8 kg. |