Valky – Stawiam na prostotę

28.04.2022  | Mateusz Kiejnig
Valky – Stawiam na prostotę

Nie da się ukryć, że rynek muzyczny koncentruje się dzisiaj przede wszystkim na eksploatowaniu szeroko pojętego hip-hopu. Jednak w biegu wszystkich rapowo-trapowych producentów pojawiają się też tacy, którzy potrafią przygotować dobrą alternatywną elektronikę. Do tego grona z całą pewnością należy zaliczyć producenta kryjącego się pod pseudonimem Valky. Pochodzący z okolic Rzeszowa twórca dał się już poznać nieco szerszemu gronu odbiorców za sprawą singli wydanych w ramach firmowanego przez wytwórnie Kayax projektu „My Name Is New”. Jeżeli mielibyśmy wskazać jego znak firmowy to byłyby to zapewne niebanalne gitarowe melodie na bazie których buduje kolejne utwory. Zapraszamy do przeczytania wywiadu, dzięki któremu poznacie Valky’ego, oraz jego producenckie patenty.

„My Name Is New” to jedna z ciekawszych inicjatyw dla młodych twórców, którzy starają się dotrzeć ze swoją muzyką do większego grona odbiorców. Jak Tobie udało się dostać do projektu Kayax-u?

Valky: Zacząłbym od tego, że po prostu testowałem różne sposoby dystrybucji. Początkowo wydawałem single przez Reverbnation, później przesiadłem się na Distrokid. W międzyczasie natrafiłem na Kayax i ich projekt „My Name Is New”. Zauważyłem, że akceptowali głównie utwory z wokalem i ten fakt zmotywował mnie do nawiązania współpracy z wokalistkami. Singiel I Exist, który wypuściłem właśnie przez nich zebrał do tej pory ponad 200 tys. odtworzeń na Spotify z czego jestem naprawdę zadowolony. Wraz z upływem czasu postanowiłem jednak poszukać innego dystrybutora, gdyż warunki oferowane przez Kayax nie do końca były dla mnie satysfakcjonujące. Obecnie więc korzystam z usług Agory i uważam, że był to bardzo dobry wybór. Każdy z moich singli zgłaszany jest na playlisty i wysyłany do rozgłośni radiowych. Czuję, że moim utworom poświęcane jest tyle czasu na ile zasługują i sprawdza się to dużo lepiej niż wspominani wcześniej automatyczni dystrybutorzy.

Wróćmy może na moment do czasów zanim Twoje numery zaczęły wykręcać tak poważne liczby. Masz za sobą edukację muzyczną?

Tak, zaczynałem od ogniska muzycznego, gdzie przez rok uczyłem się gry na klawiszach, a takze podstaw teorii muzyki. Chodziłem tam jednak trochę na siłę i koniec końców zrezygnowałem. Zawsze ciągnęło mnie do gitary, więc zacząłem uczyć się na niej grać na własną rękę. Następnie już jako dorosły ukończyłem dwuletnią Szkołę Muzyki Nowoczesnej we Wrocławiu i bardzo dobrze wspominam spędzony tam czas. Już sam kontakt z ludźmi „zajawionymi” tym samym tematem pozwala bardzo się rozwinąć. Cenne były też dla mnie zajęcia z produkcji, oraz miksu i masteringu. Naprawdę gorąco polecam to miejsce. Jeśli chodzi o samą produkcję to pojawiła się ona u mnie nieco później. Zobaczyłem, że można nagrywać gitarę na komputer i łączyć ze sobą kolejne warstwy. Tworzeniu zawsze towarzyszył i nadal towarzyszy mi dreszczyk emocji. W studiu jestem podekscytowany tym co wyjdzie z moich działań.

Na jakim programie stawiałeś swoje pierwsze kroki w produkcji muzyki?

Na początku pracowałem w FL Studio, poznawałem podstawowe VST i odkrywałem możliwości tego DAW-a. Był on dla mnie bardzo przejrzysty, a także zachęcał swoim nie aż tak bardzo skomplikowanym interfejsem. Natomiast gdy rozpocząłem naukę w SMN to przesiadłem się na Abletona. Głównie przekonał mnie on swoim trybem Session View, który pozwala na granie muzy na żywo. To jego duży atut i bardzo go sobie cenię.

Wspomniałeś, że projekt „My Name Is New” zmotywował Cię do pracy z wokalistkami. Jak wygląda ten proces – spotykacie się razem w studiu, czy raczej są to spotkania wirtualne?

W większości są to zdalne sesje. Proces wygląda tak, że na początku wysyłam wokalistce moje szkice utworów. Często są to nawet same loopy. Wokalistka dogrywa wokal i podsyła mi, a ja potem pracuję nad samą ścieżką wokalu i obudowuję ją muzyką. Często porzucam początkowy loop i tworzę nową aranżację uszytą specjalnie pod dany wokal. To jest bardzo ciekawy proces i wiele razy mi się sprawdził. Taki tryb pracy odpowiada obu stronom i też z niektórymi wokalistkami zrobiłem w taki sposób już kilka utworów. Mowa tutaj głównie o Zohan, czyli Zosii Tarkowskiej, ale też miło wspominam współpracę z Julią Zastryżną, Magdą Kałużną i Marią Jurczyńską.

Nowy utwór rozpoczynasz od partii gitary?

Tak, to właśnie gitara jest moją podstawą w komponowaniu. Trochę ciężko, aby mogło być inaczej, gdyż to właśnie na tym instrumencie umiem grać najlepiej. Czuję się z nią na tyle dobrze, że pozwala mi to na duże swobodę w tworzeniu. Myślę, że to ważne, żeby sprawnie przelewać wizje z głowy na dźwięki. Nie tracimy czasu na próby zagrania jakiejś frazy tylko dajemy ponieść się flow. Daje to naprawdę dużo możliwości i nie zabija chwili, w której wpada nam naprawdę świetny pomysł do głowy. Zasadniczo mogę u siebie wyróżnić trzy tryby pracy. W pierwszym zaczynam właśnie od gitary i na niej tworzę szkielet aranżacji. Nagrywam go, a potem obudowuję resztą elementów już na komputerze. Drugie podejście jest chyba bardzo powszechne – tworzę loopa, z którego wynika później cały utwór. Jest to jednak trochę niebezpieczne, bo chyba każdy producent zna moment w którym zatrzymuje się na loopie i nie wie co zrobić dalej. Często ciężko jest od tego uciec, dlatego robiąc taki loop dobrze jest mieć już jakąś wizję na dany utwór. Trzecie podejście opiera się na wokalu, do którego dodaję resztę elementów. Melodia ścieżki wokalu wyznacza mi kolejne elementy kompozycji i to jest zawsze fajne wyzwanie. Mam wtedy już punkt wyjścia, do którego muszę dobudować całą resztę. Stosuję te trzy podejścia naprzemiennie, by nie zabić kreatywności. Unikam przez to rutyny i monotonii.

I od początku tworzyłeś muzykę w tym gatunku, co aktualnie?

Zaczynałem od muzyki ambientowej, która charakteryzuje się małą ilością perkusji, pełnym dźwiękiem gitary na dużym pogłosie, oraz masą przestrzeni. Muzyka, którą aktualnie tworzę jest tak naprawdę trochę pochodną muzyki ambientowej. Czerpie z niej inspiracje, lecz dochodzi tutaj wokal, ciekawszy loop i bardziej wyrazisty efekt całości. Tak na dobrą sprawę to nie zwracam uwagi na gatunki. Cenię sobie w muzyce wolność, swobodę i brak schematyczności. Oczywiście są zabiegi, które się często stosuje, ale można ich użyć na wiele sposobów i często w nieoczywistych sytuacjach. Do Abletona mogę przelać wszystko co mi się żywnie podoba, dodać do ścieżek przeróżne efekty itp. Ograniczać może jedynie kreatywność i umiejętności, choć czasami i przypadkowe zabiegi poprawiają brzmienie czy dodają ciekawy element do utworu.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Skoro kręcimy się tak wokół tematu gitary to muszę spytać w jaki sposób nagrywasz właśnie ten instrument.

Gitarę nagrywam liniowo przez interfejs audio Focusrite Scarlett 2i2 3nd. Często tworzę sobie grupę w Abletonie, gdzie nagrywam kilka ścieżek i później je procesuję. Rozmieszczam w panoramie, zmieniam pitch i nakładam VST pozornie niepasujące do gitary. Eksperymentuję. Często przepuszczam je przez RetroColor i SketchCassete by nadać retro brzmienia. Zawsze staram się pokombinować trochę więcej z gitarą, by w każdym utworze jej brzmienie było nieco inne. Dzięki wtyczkom jestem w stanie uzyskać przeróżne efekty, które dopasowuję względem mojego pomysłu na kompozycję.

Z tego co mówisz wynika, że pomimo doświadczenia szkoły muzycznej i gry na „prawdziwym” instrumencie chętnie korzystasz z wirtualnego środowiska produkcyjnego.

Lubię mieć czyste biurko, więc zdecydowanie bliżej mi do VST niż hardware’u. Mówiąc jednak bardziej na poważnie, to wyznaję zasadę, że koniec końców najważniejsze w tym wszystkim i tak są emocje, jakie wywołuje dany utwór. Da się to uzyskać bez wydumanego sprzętu. Fajne jest to, że siadasz do komputera i po prostu tworzysz. Dzięki temu rozpoczęcie pracy nad nowym utworem nie wymaga dużo wysiłku. To duży plus w gorsze dni, kiedy tworzenie nie przychodzi tak łatwo. Oczywiście posiadam również hardware – używam gitary Fender Vintera 60s Jazzmaster i klawiszy midi M-Audio Keystation 61. Dodatkowo dochodzi mikrofon Audio-Technica AT2020 do nagrywania elementów perkusyjnych, czy wokalu. W moim setupie stawiam na prostotę. W większości korzystam z abletonowych VST, gdyż są po prostu wystarczające. Często stosuję wspomniane już wcześniej RetroColor i SketchCassete, które dodają utworom analogowego brzmienia. Xfer Serum, abletonowski Operator i koniecznie Simpler, który wykorzystuję do tworzenia vox chopów. Korzystam też z emulacji pianina i smyczków od Felt Instruments. Jestem pod wrażeniem jakości tych sampli. Posługuję się też wtyczką Klevgrand, głównie z elementów perkusyjnych. Przy pogłosie sięgam po Tal Reverb II. I w końcu: pakiet Izotope do miksu i masteringu.

Masz plan w najbliższym czasie poszerzyć jakoś swój setup?

Stronię od fizycznych urządzeń audio, więc w najbliższym czasie nie zamierzam kupować żadnego analogowego sprzętu. W swoim setupie zdecydowanie stawiam na minimalizm. Inaczej sprawa wygląda z VST, które wpisują się w moje podejścia do tworzenia muzyki. Na pewno czekam na nowości od Felt Instruments, których jakość bardzo mi pasuje.

Przykładasz dużą uwagę do odsłuchów?

Używam słuchawek Sennheiser HD-25 i monitorów KRK Rokit5. Podczas komponowania korzystam głównie monitorów, a dopiero miks robię na słuchawkach. Stosuję wtedy dodatkowo wtyczki SonarWorks Reference 4, która wyrównuje pasmo. Słuchawki i pakiet SonarWorks są szczególnie przydatne, gdy mieszkasz w kawalerce i nie masz przystosowanego akustycznie pomieszczenia. Po całym procesie odsłuchuję kawałek na wszystkim, co mam do dyspozycji, włączając w to radio w samochodzie i słuchawki za przysłowiowe 5 zł. Koniec końców utwór powinien brzmieć przyzwoicie na większości odsłuchów, a nie tylko na naszym wypasionym sprzęcie. To patent stosowany chyba tak naprawdę na całym świecie, bo większość ludzi i tak słucha muzyki na casual’owych słuchawkach czy AirPodsach.

Utwór powinien brzmieć dobrze na każdym sprzęcie, lecz wiadomo, że odpowiednia adaptacja akustyczna ułatwia stworzenie takiego kawałka.

Chyba każdy muzyk ma taką historię, gdzie używa się naprawdę najróżniejszych sposobów, by polepszyć jakość nagrywania próbek. Ja kiedyś nagrywałem z jedną artystką wokal w naprawdę amatorskich warunkach. Mieliśmy straszny problem z pogłosem. Próbowaliśmy dosłownie wszystkiego. W końcu wokalistka oplotła się karimatą i to faktycznie zadziałało!

Wcześniej wspominałeś, że dużą rolę w zmianie DAW-a odegrała kwestia wykorzystywania Abletona podczas grania na żywo. Do tej pory miałeś sporo okazji, aby zaprezentować swoje utwory w tej formie?

Mam za sobą kameralne koncerty na terenie Krakowa. Pierwszy koncert zagrałem w Krakowskich Fortach, dzięki projektowi Luneta Nocą. Pamiętam, że długo rozmyślałem nad tym, jak zagrać moją muzykę na żywo. W końcu w mój setup prezentował się następująco: Novation Launchpad, który służył mi do odpalania vox chopów i elementów perkusyjnych. Gitara wiadomo, grałem na niej moje solówki oraz główne partie. Do tego dochodził jeszcze Akai APC, którym sterowałem Abletonem. Projekty w Abletonie przygotowuje w taki sposób, że utwór pocięty jest na loopy, które następnie odtwarzam za pośrednictwem Akai. Nie ma tutaj dużej kombinatoryki, ale też trudno, żeby była. Z przymrużeniem oka mogę powiedzieć, że jestem jednoosobową armią na scenie.

Zdarzało Ci się podpatrywać granie na żywo swoich starszych kolegów z branży?

Oj tak, masz 100% racji. Jeśli kogoś system grania koncertów działa to oznacza, że ma to praktyczne zastosowanie. Pisałem do wielu osób z branży, którzy mieli już spore doświadczenie sceniczne i podpytywałem ich o wszystkie szczegóły. Od setupu po samo przygotowanie się do takiego grania. Niektórym może wydawać się, że takie 45 minutowe granie wcale nie wymaga dużo wysiłku. Jednak samo przygotowanie się to często czasochłonny proces. Osobiście chodziłem również na koncerty artystów, którzy tworzą muzyką w tym samym gatunku co ja. Zawsze starałem się zająć jak najlepsze miejsce przy scenie, aby móc podpatrzeć ich setup, to jak grają i czym im się to sprawdza.

A skąd czerpiesz inspiracje muzyczne?

Tak naprawdę, to staram się mocno nie inspirować, lecz chcąc nie chcąc przesiąkam muzyką, której słucham na co dzień. Przekłada się to później w jakimś stopniu na moje kawałki. Moją playlistę na Spotify zdominowały zespoły ze wschodu takie jak Kyok czy My i muzyka elektroniczna, przy której główną uwagę przykładam do artystów z wytwórni bitbird. Myślę przede wszystkim o Duskus i Droeloe. Jest w tym wszystkim także miejsce dla polskiego rapu, w którym szczególnie zainteresowała mnie twórczość Kozy czy Maty. Nie ograniczam się do gatunku, a jeśli utwór coś we mnie porusza, to po prostu ląduje w ulubionych. Nie lubię ograniczeń czy uprzedzeń. Każdy z nas słucha innej muzyki, lecz też wielu z nas lubi wykraczać poza własną strefę komfortu i szukać ciekawych, nowych dźwięków. Znakiem naszych czasów jest także zacieranie się poszczególnych gatunków muzycznych i coraz bardziej możemy to obserwować.

Uważasz, że jesteś perfekcjonistą?

Staram się nim nie być, choć łatwiej mówić, a trudniej zrobić. Zawsze problemem jest wyłapanie momentu, w którym można stwierdzić, że utwór jest skończony. To trochę taka moja zmora, lecz z tego co czytam lub słyszę, to wielu producentów boryka się z tą dolegliwością. Mnie często pomaga słuchanie z zamkniętymi oczami, bez patrzenia na DAW. Jeśli nic mi nie zgrzyta i wszystko jest płynne to kończę pracę. Nie czuję się wybitnym producentem. Na szczęście nie trzeba nim być, żeby tworzyć muzykę, która będzie łapać za serducho. Każdego dnia się rozwijam, poznaję coś nowego, lecz wiem, że jeszcze bardzo dużo przede mną. Nie wiem, czy mogę jasno i klarownie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Staram się podnosić moje umiejętności, choć to jest ten etap, gdzie na pewno załapałem już wszystkie podstawy dotyczące produkcji muzyki.

Co w takim razie uważasz za swoją najmocniejszą stronę w produkcji?

Zdecydowanie melodie i vox chopy. Uważam, że potrafię znaleźć ciekawe kawałki wokalu i połączyć je w intrygujący, a zarazem estetyczny sposób. Vox chopami próbuję stworzyć wrażenie jakby wokalista śpiewał w jakimś nieznanym dotąd języku. Dodaje to wiele enigmatyczności danemu utworowi, a także pozostawia słuchaczowi miejsce na własną interpretację. Jeśli chodzi o takie bardziej techniczne aspekty tego zabiegu, to właśnie dzięki niemu również uzyskuję płynność między poszczególnymi kawałkami wokalu.

Na koniec chciałem zapytać o najbliższe plany na przyszłość. Na koncie masz już dwie EP-ki, a także wiele singli. Co dalej?

W kwietniu/maju planuję wydać singiel, tylko tym razem bez wokalistki. Co jakiś czas robię takie utwory, które tworzy się kompletnie inaczej, niż te z wokalem. Jednak na resztę roku raczej nie mam planów. Wyznaję zasadę carpe diem, więc spontaniczne podejście do tworzenia o wiele bardziej mi odpowiada. Staram się też nie nakładać na siebie presji, że do jakiegoś terminu muszę wypuścić dany singiel czy album. Takie deadline’y mi nie pomagają. Nie staję się przez nie bardziej twórczy, a wręcz odwrotnie. Cieszy mnie po prostu sam proces tworzenia. Traktuję to jako rozwój moich zainteresowań i zawsze staram się mieć do tego luźne podejście.

Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó