Janusz Walczuk - W studiu nie obowiązują żadne dogmaty

30.08.2021 
Janusz Walczuk - W studiu nie obowiązują żadne dogmaty fot. Nobocoto Studio

Janusz Walczuk to wzięty realizator, który współpracuje ze śmietanką naszej hip-hopowej sceny. Niedawno sam chwycił za mikrofon i stworzył swój debiutancki album zatytułowany "Janusz Walczuk". Z reprezentantem stołecznego SBM rozmawiamy zatem zarówno o jego pracy nad brzmieniem utworów takich tuzów jak Żabson, Jan-Rapowanie, czy Mata, ale również o tym w jaki sposób powstawał jego pierwszy solowy krążek.

Jesteś kojarzony z ekipą SBM, która od jakiegoś czasu „trzęsie” całą hip-hopową sceną w Polsce. W którym momencie do niej dołączyłeś?

Janusz Walczuk: Wszystko zaczęło się w pierwszej gimnazjum, kiedy pisałem pierwsze teksty. W drugiej razem z kolegami zaczęliśmy rejestrować numery na prostym mikrofonie Samson C-1U. Obiektywnie brzmiało to naprawdę fatalnie, więc wyszedłem z inicjatywą, żeby pójść do profesjonalnego studia. Jako że byłem fanem duetu Solar/Białas zdecydowałem się na studio NOBOCOTO, gdzie wówczas obowiązywała stawka 25 zł za godzinę. Razem z kolegą poszliśmy tam i nagraliśmy nasz pierwszy „profesjonalny” utwór. Wracając do domu mieliśmy już wstępny miks kawałka wykonany przez Solara, w którym pojawił się jakiś kompresor i korektor. Bardzo mi się to spodobało, więc zacząłem nagrywać coraz więcej swoich rzeczy. Niedługo po skończeniu liceum napisał do mnie Solar z pytaniem czy nie chciałbym zostać managerem w jego studiu. Do moich obowiązków należeć miało umawianie sesji, utrzymywanie porządku i tym podobne sprawy. Oczywiście zgodziłem się na tę propozycję.

I poza tymi kilkoma sesjami nagraniowymi, o których wspominasz, wcześniej nie miałeś żadnego doświadczenia pracy w studiu?

Zupełnie żadnego – do tamtego czasu w ogóle nie miałem kontaktu z produkcją muzyki. Kiedy jednak zacząłem pojawiać się w NOBOCOTO regularnie, bardzo szybko „wsiąkłem” w ten świat. Podpatrywałem przy pracy DJ Johnny’ego, który był tam etatowym realizatorem, a w pewnym momencie zasugerowałem, że przy dużym obłożeniu w studiu mogę go zastępować. Johnny zareagował na to pozytywnie, a że byłem wówczas totalnym laikiem wszystko mi opowiedział i wytłumaczył. Każdą wolną chwilę starałem się spędzać w studiu, aby ciągle się rozwijać i jak najszybciej wykształcić sobie odpowiedni słuch. Któregoś dnia Johnny’ego nie było w Warszawie, a trzeba było zrealizować sesje z Jankiem Rapowanie. Byłem jedyną osobą, która mogła to zrobić i w ten sposób rozpoczęła się nasza współpraca, która trwa do dziś. Wtedy też stanąłem przed wyborem – studiować dalej prawo, czy totalnie oddać się pracy w studio. Zdecydowałem, że rzucam studia i wziąłem się za zmiksowanie całej debiutanckiej płyty Janka. Pół roku od premiery album Plansze uzyskał status złotej płyty, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjąłem dobrą decyzję.

Szybko pojawili się kolejni raperzy, którym towarzyszyłeś w studiu.

Tak, choć niekiedy było w tym sporo przypadku. Kiedy Żabson kończył płytę Internaziomal Johnny’emu akurat rodziło się dziecko, więc znowu musiałem go zastąpić i stanąć na wysokości zadania. Kiedy Johnny pojechał do szpitala, Żabson uśmiechnął się mówiąc, że teraz jestem na niego skazany (śmiech). W tym samym czasie współpracowałem też z Whitem 2115, Bedoesem i Molim. Z kolei Mata któregoś dnia po prostu zadzwonił i umówił się na sesje w studiu. Dzięki temu jestem z nim od jego pierwszego numeru nagranego w studiu. Wspólnie pracowaliśmy nad EP-ką Fumar Mata, a później zmiksowałem jego 100 Dni do matury. Gdy w poprzednim roku pojawiły się informacje o liczbie wyróżnień w postaci złotych i platynowych płyt, jakie otrzymali artyści z SBM Label, to naprawdę byłem w ciężkim szoku, ponieważ nie zdawałem sobie sprawy ze skali tych sukcesów. Okazało się, że maczałem palce w aż 59 z nich.

Stanąłem przed wyborem - studiować dalej prawo, czy totalnie oddać się pracy w studiu. Rzuciłem studia, a pół roku od premiery "Plansze" uzyskały status złotej płyty. Podjąłem dobrą decyzję.

Rzeczywiście nie próżnowałeś.

Wiele się nie pomylę mówiąc, że przez ostatnie 3 lata w studiu spędzałem przynajmniej 10 godzin dziennie. To również wynika z tego, że ja nie jestem takim klasycznym realizatorem, tylko kimś pomiędzy realizatorem, producentem wykonawczym, toplinerem, a czasem nawet ghostwriterem. W wielu polskich utworach pojawiają się moje pojedyncze słowa lub melodie, a ludzie zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy. Zawsze słuchałem dużo rapu z zagranicy i analizowałem jak na tym tle brzmią polskie płyty hip-hopowe. Przy płycie Janka Rapowanie stwierdziłem, że ma brzmieć ona mainstreamowo, jakby wyjęta np. z reklamy Coca-Coli. Dałem tam naprawdę dużo kompresji i choć niektórzy twierdzą, że jest to „tłamszenie”, to ja lubię takie skompresowane brzmienia. Nawet nadmierna kompresja może wywołać jakiś ciekawy efekt, a ja reprezentuję nową falę realizatorów, dla których w studiu nie ma „dogmatów”. Staram się wykręcić jak najlepsze brzmienie „na ucho” i niekiedy odbiega ono od standardów. Ale to jest dokładnie to czego szukam.

Co jeszcze charakteryzuje „nową falę realizatorów”, o której mówisz?

Na pewno to, że w zasadzie nie używamy analogowych sprzętów. Od zawsze pracuję tylko na oprogramowaniu. Już lata temu zatarła się różnica w brzmieniu między sprzętem analogowym, a cyfrowymi narzędziami, więc dzisiaj ten wybór środowiska sprowadza się do wygody pracy. Najchętniej korzystam z takich wtyczek jak Valhalla Reverb, Delay, Slate Digital w Virtual Mix Rack, Plugin Alliance czy Bettermaker EQ232D. U mnie w większości utworów to wokal jest najważniejszy i nie jest „utopiony” w bicie. Lubię szerokie wokale, co może być nieoczywiste, bo mało osób tak robi.

Na przestrzeni ostatnich 20 lat branża hip-hopowa sprofesjonalizowała się, a pozycja realizatora studyjnego zaczęła być bardziej doceniania. Ty stałeś się jednym z głównych przedstawicieli tej grupy i jesteś wymieniany np. razem ze Staszkiem Koźlikiem.

Nie mam problemu z pokazywaniem się i autoprezentacją, więc staram się wypromować ten zawód, żeby to, co robimy, zostało docenione. W moim odczuciu takim punktem zwrotnym była praca nad albumem Hotel Maffija, gdzie ludzie mogli zobaczyć, jak wygląda to, co robimy z DJ-em Johnnym w studiu. Wiele młodych osób pisze do mnie wiadomości na Instagramie, że też chcieliby zostać realizatorami. Bardzo mi to schlebia i czuję w związku z tym dużą odpowiedzialność. Do tej pory nie miałem przyjemności poznać Staszka Koźlika osobiście, ale słuchając tego, co wychodzi spod jego rąk, nikt nie ma wątpliwości jak dużej klasy jest to specjalista. Chętnie umówiłbym się do niego na sesję nagraniową, żeby wymienić się spostrzeżeniami. Mam też taki plan, aby w niedalekiej przyszłości pojeździć trochę po świecie i zobaczyć, jak nagrywa się w Holandii, Londynie, na Jamajce, czy w Stanach Zjednoczonych, ponieważ w każdym z tych miejsc wygląda to nieco inaczej. Myślę tutaj szczególnie o szeroko pojętej branży hip-hopowej, bo w USA w pierwszym lepszym studiu możesz trafić na mikrofon, który będzie niedostępny w Polsce.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Wydaje mi się, że ta dysproporcja również powoli maleje.

To prawda, ale bardzo długo nasza branża nie miała środków ani możliwości, żeby się na dobre rozwinąć. Dopiero niedawno pojawiły się pieniądze, które można inwestować, aby stale ulepszać standardy w jakich tworzymy muzykę. Moją płytę nagrałem na oldskulowym mikrofonie Manley za 13 tysięcy, ale chociażby Egzotyka Quebonafide w całości została zarejestrowana na Røde NT1-A, czyli na bardzo budżetowym mikrofonie. W tej chwili już niewiele brakuje, aby ten krążek uzyskał status „diamentowej płyty”, więc ogromny szacunek dla Solara, który był tam inżynierem dźwięku, oraz realizatorem Quebo i także dla Grrracza, który miksował część utworów. Wykręcić takie brzmienie z mikrofonu, który zazwyczaj używany jest w piwnicach do typowego homerecordingu to naprawdę mocna rzecz. Mamy takie nieoficjalne hasło – „NOBOCOTO z ... w złoto” (śmiech). Oczywiście w przyszłości chciałbym mieć studio wypełnione najwyższej klasy sprzętem, ale nie jestem audiofilem i na co dzień słucham muzyki na słuchawkach za 40 zł. Wychodzę z założenia, że skoro większość świata właśnie w ten sposób odbiera muzykę, to jako inżynier dźwięku muszę sprawdzać rzeczy, które wypuszczam w podobnym środowisku. Spowodowanie, że kawałek będzie brzmiał równie dobrze w każdych warunkach odsłuchowych jest prawdziwym wyzwaniem.

Jak wygląda taka standardowa sesja, kiedy ktoś przychodzi do studia i chce zrealizować z Tobą cały album.

Wytłumaczę to na przykładzie Żabsona, choć z każdym artystą jest trochę inaczej. Żabson zawsze wpada do studia z całą paczką bitów i zaczynamy od ich słuchania. Jeżeli któryś od razu mu przypasuje, to wrzucam go do Cubase, a Żabson idzie do kabiny, gdzie zaczyna freestyle’ować. Ja wtedy ustawiam tempo i Vocal Chain w Virtual Mix Rack. W Infinity EQ wycinam wszystko niemalże w pień, do 100 Hz i robię sobie takie robocze „szpileczki” w miejscach, w których pojawiają się jakieś rezonanse w wokalu. Dalej nakładam 2 kompresory – jeden zawsze optyczny, np. 2A od Slate Digital – oraz dorzucam Valhalla Reverb, ponieważ wprost uwielbiam tę wtyczkę. Pogłos zawsze dodaję podwójnie. Jeden bardzo krótki, taki niemający nawet sekundy, który rozszerza wokal, oraz drugi, który tworzy dodatkową przestrzeń. Kiedy to wszystko jest już zapięte zaczynamy nagrywać. Bywa, że wspólnie wymyślamy jakieś melodie. Mając nagraną zwrotkę rozpoczynamy pracę przy jej obróbce. Generalnie dla mnie zawsze najważniejszy jest główny wokal. Podbitki, czyli back vocale, daję zdecydowanie ciszej. Wielu raperów forsuje, aby były one głośne, jednak ja uważam, że to główny wokal powinien być wyeksponowany. Cała reszta dodaje tylko smaku i nie może przy tym zaburzać ogólnego odbioru. Do tego dochodzą jeszcze adliby, czyli różnego rodzaju dopowiedzenia w miejscach, gdzie nie ma wokalu. To daje nam 3 główne ścieżki wokalu. W Stanach coraz częściej robi się tylko dwie ścieżki, aby uzyskać efekt „wchodzenia sobie w zdanie”. Mocno rozpropagował to DaBaby, a ja jestem fanem takiego rozwiązania. Kiedyś wszystko robiło się z zakładką, aby było wrażenie nagrywania całości za jednym podejściem, ale dzisiaj się od tego odchodzi. Po nagraniu całości nakładam kompresor, aby to wszystko ładnie skleić. Wtedy pojawia się też osobny kompresor na bit – z długim atakiem, krótkim powrotem i Ratio mniej więcej 3:1, żeby stopa miała mocniejsze uderzenie. Tak wygląda mój „pilot”, który z reguły bardzo podoba się raperom i chcą, aby finalne brzmienie było podobne.

Później przechodzisz do fazy właściwych miksów?

Dokładnie tak. Dostaję wtedy wszystkie bity w śladach, wrzucam je na komputer, gdzie grupuję ścieżki z podziałem na bębny, syntezatory i bas. Miksuję poszczególne partie, normalizuję wokale, aby wszystko dobrze brzmiało, a kompresor nie „skakał”. Generalnie są dwie szkoły – najpierw zrobić miks, a później zlecić komuś mastering – lub tak jak robię ja. Działam, ile się da w miksie, a później operuję już na sumie. Mastering wygląda u mnie tak, że kompresor dany jest na całą długość, a do tego dochodzi Bettermaker EQ232D, w którym podbijam dane częstotliwości. Kreuję brzmienie całości mając włączone wtyczki typu AB, pozwalające na bieżąco sprawdzać efekty z utworami referencyjnymi. Często zajmuję się również aranżacją, np. wycinam coś ze ścieżek. Np. w kawałku Szrot na płycie Internaziomale Żabsona wywaliliśmy całą perkusję i ułożyliśmy ją na nowo.

W takich utworach występujesz jako współautor?

Jestem podpisany tylko jako mix/master, realizacja i produkcja wokali. Nie występuję jako współautor, ale nie mam z tym problemu. Jeśli ktoś wchodzi w opisy to zawsze widzi jaka jest moja rola. Czasami jestem producentem wykonawczym jakiejś płyty, gdyż kreuję praktycznie całość brzmienia od początku do końca.

Wtedy również nie wpisujesz się w ZAiKS?

Niestety nie ma takiego zwyczaju w Polsce. Chciałbym to wprowadzić, ponieważ u nas ciągle nie jest to szczególnie szanowany zawód. Wolałbym pracować na procent i ewentualne tantiemy, ale ta zmiana będzie długim procesem. W moich płytach solowych będę chciał wprowadzić regułę, aby wszyscy zostali wymienieni w ZAiKS-ie. Tak powstawała nasza płyta z Pedro i mamy z tego 50/50. Gdy obliczyłem, ile miałbym pieniędzy ze wszystkich hitów, które zrobiłem, nawet gdyby był to 1% przychodów, to zbudowałbym za to naprawdę bardzo fajne studio. Ostatecznie każdy będzie musiał to zrozumieć, że jeśli da zarobić realizatorowi, to on zainwestuje w lepszy sprzęt, a dzięki temu powstanie lepsza muzyka. Tak to działa w Stanach i każdy na tym zyskuje.

Za Oceanem jest taka praktyka, że jeśli ktoś jest w studiu podczas powstawania numeru to od razu wpisywany jest na jakiś procent. Skoro wymyślasz melodie i robisz aranżacje, to udzielasz się twórczo i udział ci się należy.

W Polsce wiele rzeczy robione jest na tzw. „gębę”. Ja dostaję swoje pieniądze na zasadzie faktury VAT wystawionej za moją pracę, ale nie mam zwyczaju wpisywania się do ZAiKS-u. Jest to problem, który chciałbym załatwić, lecz muszę robić to krok po kroku. Gdy będę zbyt głośno domagał się pieniędzy, to nikt nie będzie chciał ze mną współpracować i na moje miejsce znajdzie się ktoś inny. Trzeba zmienić mentalność ludzi, bo póki co jest to trochę temat tabu. Ja też nie chcę wychodzić na kogoś, kto będzie się teraz upominał o pieniądze, ponieważ zawsze sobie poradzę. Umiem zarabiać pieniądze, więc nie jest to dla mnie najbardziej paląca kwestia. Nie każdy ma jednak taką możliwość jak ja, więc dobrze byłoby uporządkować to systemowo.

Gdzie widzisz u siebie największe braki?

Na pewno muszę się podszkolić w temacie masteringu, ale w Polsce nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie znajdują się maszyny za grube miliony, które są standardem za Oceanem. To jest też bardzo dynamiczne zagadnienie, ponieważ niektórzy mówią, że tzw. wojna głośności dobiegła końca. W tej branży każdy ma swoje zdanie i to jest piękne. Po tych trzech latach katorżniczej pracy czuję, że w końcu mam więcej czasu na poszukiwania i pogłębienie wiedzy.

„Zatarła się różnica w brzmieniu między sprzętem analogowym, a cyfrowymi narzędziami, więc wybór środowiska sprowadza się do wygody pracy” (fot. Nobocoto Studio)

Spotkaliśmy się dzisiaj przy okazji premiery Twojego solowego albumu zatytułowanego po prostu Janusz Walczuk. Korzystałeś z pomocy innego realizatora podczas rejestrowania tego albumu?

Nie, po prostu idę do kabiny z przenośną klawiaturą i tam sobie klikam. Nie korzystam z pomocy innych realizatorów, ponieważ przyzwyczaiłem się do takiego tempa pracy, że nie znoszę, gdy ktoś jest wolniejszy ode mnie. Nagrywam się sam, ale zazwyczaj w studiu są osoby, z którymi rozmawiam o tym, czy coś jest dobre czy nie. Dosłownie wczoraj miałem taką sytuację, że zapytałem chłopaków co sądzą o danym wersie. Ktoś powiedział, że najlepiej go usunąć. Ostatecznie tego nie zrobiłem, ale już ta krótka wymiana zdań pomogła mi w upewnieniu się, że mam rację. Jestem bardzo uparty i w mojej muzyce nie ma szans na jakiekolwiek kompromisy.

Łańcuch efektów, przez które przepuszczasz swój wokal, jest taki sam jak ten, na którym pracujesz z innymi raperami?

On się zmienia co chwilę. Jestem fanem zapisywanie presetów, bo często zapominam ustawienia. Mam np. Tate Plate Reverb, gdzie stworzyłem preset Tate Plate Janusz. Teraz najczęściej korzystam z ustawień wypracowanych podczas pracy nad numerem Wracam na Żoliborz, ponieważ tam jest dokładnie wszystko czego mi trzeba. Zawsze na początku uruchamiam jakiś preset, a później go zmieniam, żeby dostosować do tego, co chcę osiągnąć.

Wracam na Żoliborz brzmi jak wyjęty z Króla Lwa i pojawia się tam ciekawa zabawa wokalem...

Rzeczywiście bardzo lubię bawić się wokalem i udawać inne głosy – kiedyś to liczyłem i wyszło mi, że tak naprawdę mam 12 albo 13 głosów. Operowanie tyloma różnymi barwami jest dla mnie rozwijające. Choć można określić mnie jako rapera, to myślę o sobie raczej jako o artyście nieskategoryzowanym. Umiem rapować, ale dla mnie to, co tworzę, nie ma granic. Mam nadzieję, że to słychać na mojej płycie, ponieważ starałem się, aby była bardzo różnorodna.

Czy te elementy przetwarzania wokalu będziesz wykorzystywał na koncertach? Myślałeś o jakimś urządzeniu?

Najprawdopodobniej będę korzystał z Tascama TA-1VP z Antares Auto-Tune oraz interfejsu Apollo Twin. Na każdym koncercie będę miał swojego akustyka, który mi wszystko zrealizuje i nałoży. Podczas grania na żywo chcę odtworzyć to, co jest na albumie. Mało który raper zwraca na to uwagę i przeważnie grają bez żadnego przetwarzania wokalu, a ja zamierzam grać ze wszystkim czego użyłem na albumie.

Wspominałeś, że dostajesz sporo wiadomości od osób, które stawiają pierwsze kroki w świecie muzyki i ciekawi mnie co odpowiadasz, kiedy pytają Cię o to w jaki sposób zaadaptować swój pokój do typowego domowego nagrywania.

Najlepszym rozwiązaniem jest nagranie w domu próbnej wersji numeru, a następnie wybranie się do profesjonalnego studia, żeby zarejestrować to tak jak należy. Oczywiście można nagrać teledysk smartfonem, ale nie będzie to klip ze zbliżeniami, które gwarantuje profesjonalny obiektyw. Wydaje mi się, że trzeba oddać profesjonalistom co ich i współpracować z realizatorami. Ja tak robiłem i naprawdę nie ma się czego bać. Warto się przełamać i pójść do studia, bo dobry realizator może rzucić inne światło na wiele tematów oraz nakierować na ciekawe tropy. Warto też sprawdzić jak nasz wokal brzmi na różnych mikrofonach i usłyszeć tę różnicę.

Na koniec rozmowy z reguły pytam o plany na przyszłość, lecz Ty mi już trochę zdradziłeś na ten temat.

Ale zawsze mogę to zgrabnie podsumować. Moje plany to przede wszystkim pojeździć trochę po świecie – odwiedzić Jamajkę, Stany Zjednoczone – i zobaczyć, jak ludzie realizują utwory. Chciałbym też odwiedzić studio MSM w Londynie i zobaczyć, jak nagrywa Spekta czy Slowthai. Już wiem jak to się robi w Polsce, a spodziewam się, że zagranicą wygląda to trochę inaczej. Zależy mi na tym, żeby cały czas się rozwijać.

„Nie mam problemu z pokazywaniem się i autoprezentacją, więc staram się wypromować zawód realizatora, żeby to, co robimy, zostało docenione" (fot. mat. prasowe)

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
czerwiec 2021
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Sennheiser HD 490 PRO Plus - słuchawki studyjne
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Electro-Voice EVERSE 12 - głośnik bezprzewodowy
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó