17.05.2017 
Echolette fot. fot. Mars Livehouse

Duet Echolette tworzy Piotr Dąbrowski (ptr1) i Marek Kamiński (Light Dim). Ich projekt nabrał rozpędu po pierwszym, wspólnym występie na żywo jako support przed formacją… Mount Kimbie. W naszej rozmowie producenci opowiadają o tym w jaki sposób dzielą się obowiązkami podczas pracy a także zdradzają kilka ze swoich ulubionych „trików” studyjnych.

Swój pierwszy wspólny występ na żywo zagraliście jako support przed koncertem Mount Kimbie – skok na głęboką wodę?

Marek Kamiński (Light Dim): Na pewno tak. Zwłaszcza, że publiczność nas zupełnie nie znała, bo w tamtym momencie nie mieliśmy jeszcze żadnego wydanego numeru. Pamiętam jednak, że jej reakcje były bardzo pozytywne, więc możemy chyba powiedzieć, że stanęliśmy na wysokości zadania.

Piotr Dąbrowski (ptr1): To był też bardzo silny motywacyjny kop do zamknięcia materiału, który później trafił na naszą pierwszą EP-kę „Echolette”. Podczas sesji, kiedy przygotowywaliśmy się do tego live act’u, powstało też naprawdę sporo nowych utworów. Jeśli chodzi o sam występ, to mieliśmy na scenie dwa komputery z Abletonem, garść kontrolerów, a oprócz tego Marek grał na gitarze.

Czy od tamtego czasu zmieniła się formuła waszego live act’u?

PD: Oczywiście, nasz drugi - i jak na razie ostatni - koncert zagraliśmy ze zdecydowanie większą ilością sprzętu. Korzystaliśmy z maszyn Elektrona, czyli Octatracka i Analog Rytma, a ponadto był jeszcze Moog Minitaur, Waldorf Blofeld i Novation Bass Station.

MK: Musimy jeszcze przemyśleć, czy będziemy rozbudowywać, czy raczej ograniczać nasz setup, chociaż póki co najuczciwiej będzie powiedzieć, że Echolette jest projektem studyjnym. Oczywiście w dalszej perspektywie chcemy grać koncerty i wchodzić w interakcje z naszymi utworami tak, aby za każdym razem brzmiały one trochę inaczej.

PD: W moim solowym projekcie gram na żywo z wykorzystaniem modulara i w znacznym stopniu jest to improwizacja. Taka formuła daje mi dużo satysfakcji, ale myślę, że granie na żywo materiału Echolette to jednak coś zupełnie innego. Przede wszystkim jest to projekt o charakterze piosenkowym, więc nie ma tam aż takiego pola do improwizacji, tworzenia brzmień i struktur w trakcie samego koncertu. Rzeczywiście teraz możemy pozostać przy tym, że to projekt studyjny, ale myślę, że w pewnym momencie nowa formuła grania na żywo również się pojawi. To jedynie kwestia czasu.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Przejdźmy zatem do zagadnień związanych z pracą w studiu – jak w ogóle do niego trafiliście?

MK: „Pierwiastek muzyczny” wyniosłem z domu rodzinnego, bo od najmłodszych lat byłem kształcony w grze na fortepianie. Później nie za bardzo czułem, że mógłbym działać jako profesjonalny muzyk i po kilkunastu latach kształcenia muzycznego poszedłem do klasycznego liceum. Po jakimś czasie zaczęło mi jednak tego brakować, więc zwróciłem się ku muzyce elektronicznej. Wtedy też pojawiło się zainteresowanie brzmieniami, które pozostały mi bliskie do dzisiaj, jak na przykład post-rock czy ambient.

PD: Ja z kolei nigdy nie odebrałem wykształcenia muzycznego – jestem samoukiem. W pewnym momencie zacząłem się interesować muzyką elektroniczną i instrumentalnym hip hopem – płyta Entroducing DJ-a Shadowa miała ogromny wpływ na to, że podjąłem się tworzenia muzyki na własną rękę. Zaczynałem od komputera PC z postawionym na nim programem Jeskola Buzz, później był Sony Acid, który dawał spore możliwości manewru, jeśli chodzi o sample. Następnie pojawiły się kolejne inspiracje – odkąd pamiętam, wielki wpływ miały na mnie techniki dubowe, które znalazły swoje zastosowanie w wielu gatunkach muzyki. O ile moje początki to komputer i oprogramowanie, to z czasem zacząłem kupować coraz więcej sprzętu analogowego – pierwsze syntezatory, które kupiłem, wniosły coś do brzmienia moich utworów, czego wcześniej nie było, czyli to słynne analogowe „ciepełko”.

Piotr Dąbrowski w swoim domowym studiu

Zgaduję, że ty Marku - jako osoba wykształcona muzycznie - zaczynałeś od instrumentów zewnętrznych?

MK: Zdecydowanie i jestem przekonany, że niezależnie od tego, jaką muzykę będę tworzył w przyszłości, to pianino i gitara akustyczna bądź elektryczna zawsze będą w niej obecne. Bardzo pociąga mnie perspektywa przetwarzania sygnału tworzonego przez klasyczne instrumenty przez efekty, procesory efektów czy algorytmy stworzone w Max MSP, które dają niesamowite brzmieniowe możliwości. Natomiast Piotra bardzo cenię za umiejętność kompletnego tworzenia muzyki na hardwarze. Wydaje mi się, że Piotrek jest ewenementem, bo choć znam wiele osób tworzących tylko w środowisku analogowym, to jednak jego produkcje brzmią w sposób naprawdę kompletny. Jeżeli chodzi o moje podejście do procesu twórczego, to już jakiś czas temu zdecydowałem się na pracę z użyciem narzędzi, które umożliwiają mi uzyskiwanie jak najszybszych rezultatów w sposób możliwie najbardziej wydajny, a takie oferuje - moim zdaniem - środowisko cyfrowe. Ableton z wtyczkami i ewentualnie jednym czy dwoma elementami peryferyjnymi jest dla mnie idealną konfiguracją. Piotrek ma niesamowite studio i niewątpliwie bez dostępu do tych wszystkich instrumentów powstanie naszych dwóch EP-ek nie byłoby możliwe. Oczywiście cały proces miksowania i dopinania tych nagrań miał już miejsce wyłącznie w przestrzeni komputera, ale sądzę, że udało nam się stworzyć dobry balans pomiędzy wykorzystywaniem software i hardware.

PD: Marek odpowiada za większość melodii i harmonie, a do mnie należą struktury rytmiczne. Nasza druga EP-ka „Dreamers”, jeżeli chodzi o perkusje, powstała prawie w całości na Elektronie Analog Rytm. Wszystkie ścieżki, które nagraliśmy, przeszły też przez Looptrootera Sa2rate, którego bardzo często wtedy używaliśmy, i to nie tylko do brzmień perkusyjnych.

MK: Bardzo odświeżającym doświadczeniem była dla mnie praca w studiu u Piotra. Miałem dostęp do wielu analogowych syntezatorów, jak np. stary egzemplarz Moog Rogue, który służył nam do podbicia tych najniższych subbasów. Byłem również pod dużym wrażeniem możliwości Norda Electro, którego użyliśmy do wygenerowania brzmień wibrafonu i rhodesa. Jeśli chodzi o instrumenty software, to przy pierwszej EP-ce korzystałem z Native Instruments, a na drugiej - posiłkowaliśmy się tylko i wyłącznie efektami np. delay Togu Audio Line i pluginy Waves służące do saturacji. Pamiętam również, że zastosowaliśmy bardzo fajny trik, który dał nam później wiele możliwości na etapie miksu: każdy instrument nagrywaliśmy z osobną ścieżką reverbu, który pochodził z Eventide Space. Dzięki temu mogliśmy w odpowiedni sposób miksować proporcje sygnału suchego i sygnału przepuszczonego przez pogłos. W ten sposób udało nam się bardzo efektywnie osadzić każdy instrument w przestrzeni dźwiękowej.

To wasz autorski zabieg?

PD: Wiele osób to wykorzystuje. Ja w zasadzie do dzisiaj wszystko, co nagrywam, robię właśnie w ten sposób. Efekty „siedzą” na wysyłkach z miksera i potem wracają z powrotem na oddzielny kanał, ponieważ wykorzystuję mikser Mackie Onyx, który ma możliwość nagrywania wszystkiego na odrębnych ścieżkach przez FireWire. Jeśli np. zakładam na ścieżce instrumentu delay i reverb, oba efekty wracają na oddzielnych kanałach, więc później mogę to miksować w dowolnych proporcjach lub po prostu usunąć jeden z nich, jeśli okaże się, że w finalnym miksie nie pasuje. Nie jest to wysublimowany patent, ale trzeba przyznać, że bardzo skuteczny i rzeczywiście ułatwia pracę, kiedy aranżacja jest nieco gęstsza.

Staracie się jak najgłębiej poznać narzędzia, z których korzystacie?

MK: Zawsze kiedy mam kontakt z nowym instrumentem, staram się poznać jego możliwości poprzez obejrzenie nagrań demonstracyjnych bądź choćby pobieżne zapoznanie się z instrukcją obsługi. Później staram się wyłuskać z instrumentu tych kilka aspektów, które naprawdę mnie interesują i zgłębić je na tyle, aby później twórczo je wykorzystać. Czasami staram się podchodzić do nowych rzeczy na zasadzie amatora - dzięki czemu daję się tym narzędziom zaskoczyć. Sądzę również, że jakiś procent przypadkowości jest w muzyce bardzo ważny. W przypadku mojego solowego projektu nierzadko staram się korzystać z urządzeń, głównie software, które pozwalają mi na randomizacje parametrów i tym samym wyznaczenie ram, wewnątrz których pewne wydarzenia dzieją się w sposób przypadkowy. Niekiedy pozwala to na osiąganie rezultatów, których sam nie byłbym w stanie zaprogramować czy przewidzieć.

PD: To, o czym mówi Marek, odnosi się też do pracy z syntezatorem modularnym, gdzie randomowe napięcia potrafią w sposób zupełnie zaskakujący wzbogacić brzmienie, które się na tym syntezatorze opracowuje. Mój sposób pracy zasadza się z jednej strony na sekwencjonowaniu pewnych partii z Octatracka, co trzyma konstrukcję utworu w pewnych ramach. Natomiast to, co dzieje się w temacie kreowanych brzmień i to, co jestem w stanie wygenerować w systemie modularnym, jest bardzo podatne na wiele przypadkowych zmiennych. Oczywiście staram się tą przypadkowość trzymać w ryzach i stosuję ją jedynie do niektórych aspektów brzmienia.

fot. Piotr Dąbrowski

Zdarza się, że szukacie dla swoich instrumentów takich zastosowań, których ich producent nie przewidział?

PD: Dość często, bo wydaje mi się, że w eksperymentalnej muzyce elektronicznej złamanie reguł jest taką samą wartością, jak trzymanie się ich. Zawsze punktem wyjścia jest dla mnie system modularny, bo on w ramach sterowania napięciowego pozwala na bardzo dużą dowolność. Rzeczą, którą czasami robię, jest zabawa z filtrami i ich przesterowywanie. Generalnie to wielki plus sprzętu analogowego, że przekroczenie pewnego poziomu nie wiąże się z cyfrowym clippingiem i utratą jakości brzmienia.

MK: Wydaje mi się, że w moim przypadku pójście wbrew ogólnie przyjętym regułom miało miejsce, kiedy zacząłem zajmować się w swojej muzyce bitami. Podczas pracy z maszynami perkusyjnymi, miałem dość duży problem, jak odnaleźć się w tym środowisku, tak by powstałe brzmienia były naprawdę „moje”. Takim przełomem stał się moment, kiedy zacząłem tworzyć własne sample perkusyjne z różnych, abstrakcyjnych źródeł, jak np. brzmienie stopy z odgłosu zamykanej książki. Pamiętam, że kiedy udało mi się stworzyć kilka takich kitów perkusyjnych, to dopiero wtedy zacząłem sprawnie działać w warstwie rytmicznej. Wszelkie tego typu detale są też zauważalne w dokonaniach Echolette – da się tu usłyszeć sample spadających monet czy też tłuczenie szklanego przedmiotu. Bardzo lubię wplatać takie motywy w warstwę rytmiczną.

PD: Ja również przez lata dorobiłem się pokaźnej kolekcji dźwięków o charakterze perkusyjnym, które sam nagrywałem. Są to dźwięki takie, o jakich Marek wspominał, czyli np. trzaśnięcie drzwiami czy uderzanie o siebie metalowych przedmiotów. Takie sample ładuję do Analog Rytma, przetwarzam je przy użyciu analogowych filtrów tego urządzenia, dostępnych tam efektów i oczywiście programuję sekwencje. Zawsze ceniłem produkcje, w których perkusje nie były szablonowymi i wykorzystanymi na miliard sposobów brzmieniami TR 808 i 909. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób i w niektórych stylistykach są one absolutnym ideałem, ale w którymś momencie stało się to dla mnie nudne. Cenię oryginalność brzmień perkusyjnych, a świetnym sposobem na jej poszukiwanie jest nagrywanie tak naprawdę czego popadnie, co wydaje nam się interesujące, bo czasami zupełnie przypadkowy dźwięk potrafi świetnie się sprawdzić, po przefiltrowaniu, potraktowaniu bitcrusherem czy odstrojeniu.

Zauważacie jakieś znaczne różnice w sposobie pracy przy projektach solowych z jednej strony, a z drugiej - kiedy współtworzycie wasze wspólne nagrania?

MK: Jeśli chodzi o sam wachlarz środków, które wykorzystuję w pracy solo i w duecie, to nie ma tu specjalnych różnic. Natomiast bardzo ważny w pracy z Piotrem jest właśnie aspekt dotarcia się i w zasadzie nie pamiętam żadnej konkretnej rozmowy, w czasie której dzielilibyśmy się kompetencjami. Wszystko wyszło bardzo naturalnie. Pomogło nam też to, że nigdy nie ustalaliśmy, w jakim kierunku ma iść nasza muzyka – wiedzieliśmy, jakie mamy zainteresowania i kompetencje. Ja dobrze czuję się w układaniu warstwy melodycznej, natomiast Piotrek ma ogromne doświadczenie w dubowych klimatach, gdzie melodyka jest oszczędna, a kluczem jest bazowanie na rytmie. Wydaje mi się, że tak naprawdę ta podstawowa świadomość swoich własnych kompetencji pozwoliła nam bez ustalania ram przejść do wspólnej twórczości. Mogę powiedzieć, że współpraca z innymi artystami jest teraz czymś, co w muzyce mnie najbardziej interesuje, bo tylko w ten sposób można się czegoś nowego nauczyć. Uważam, że solowo, zarówno ja, jak i Piotrek, nie stworzylibyśmy czegoś, co ma taki kształt jak Echolette, bo to w jakimś sensie wypadkowa moich fascynacji bardziej skomplikowanymi aranżami melodycznymi i połączenia ich z rytmiczną elektroniką Piotra.

PD: Działanie przy jakimkolwiek projekcie z innym człowiekiem wymaga więcej dyscypliny, nawet w kwestii organizacji czasu, natomiast bardzo istotnym aspektem współpracy z Markiem było to, że nie toczyliśmy „wojen” o poszczególne elementy naszej muzyki, a wychodziło to naturalnie i dobrze. Nawet jeśli dyskutowaliśmy o tym, czy zrobić coś w ten czy inny sposób, to dochodziliśmy do porozumienia szybko i bez żadnych tarć. To też było dla mnie istotne, bo projekty, które powstają w bólach, raczej nie mają większego sensu. Ta naturalność, przy naszych różnych inspiracjach, które spotkały się i stworzyły taki, a nie inny, piosenkowy amalgamat, bardzo przyczyniła się do tego, że cała współpraca dobrze się nam ułożyła.

Opowiedzcie jeszcze nieco więcej o waszych solowych działaniach.

MK: Właśnie teraz kończę pracę nad kolejnym wydawnictwem Lights Dim, które powinno ukazać się latem tego roku. Będzie to najprawdopodobniej najbardziej minimalistyczna płyta mojego solowego projektu. Oprócz brzmień pianina, gitary i kilku innych instrumentów akustycznych znajdzie się tam wiele przetworzonych nagrań terenowych, z którymi praca daje mi bardzo dużo satysfakcji. Poza tym planuję również połączyć swoją działalność muzyczną z wykonywanym zawodem producenta video i jeszcze w tym roku rozpocząć pracę nad filmem dokumentalnym ukazującym różne oblicza muzyki eksperymentalnej, widzianej przez pryzmat kilku polskich artystów, z którymi miałem styczność na przestrzeni ostatnich lat. Znalezienie odpowiedniej oprawy wizualnej dla ich twórczości stanowi wyzwanie, z którym bardzo chciałbym się zmierzyć.

PD: Solowo (ptr1) zajmuję się teraz tworzeniem muzyki oscylującej głównie wokół ambientu, wykorzystując przy tym możliwości na razie niewielkiego, ale stale powiększającego się systemu modularnego. Dubowe inklinacje zapędzają mnie też regularnie w okolice dubtechno. Z tego, mam nadzieję, powstaną dwa projekty, album i epka, o których wstępnie rozmawiałem już z wydawcami. Gram live, także z wykorzystaniem modulara. Poza tym od ponad roku organizuję w Płocku koncerty pod nazwą “Sygnał/Szum”, koncentrując się na dość szerokim spektrum tej bardziej poszukującej elektroniki, niejako w naturalny sposób również bliskiej estetyce ambientowej. Od maja tego roku “Sygnał/Szum” to także moja audycja w netowym radiu radiomixx.pl, kolejne wyzwanie dla mnie i kolejna platforma dla promocji muzyki, która zaistniała już na dobre w przestrzeni Płocka i coraz więcej osób zaczyna się nią interesować. To cieszy!

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
czerwiec 2017
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó