SARAPATA - Od dawna chcieliśmy grać własną elektronikę

30.11.2022  | Mateusz Kiejnig
SARAPATA - Od dawna chcieliśmy grać własną elektronikę fot. Grzegorz Łach

SARAPATA to projekt, który po świetnie przyjętej debiutanckiej płycie "EP1" ma za sobą bardzo udany sezon koncertowy. To nie przypadek, że zagrali m.in. na Tauron Nowa Muzyka, Fest Festivalu, czy Audioriverze. Zapraszamy do wywiadu, w którym bracia Sarapata - Michał i Mateusz - opowiedzieli nam o swoich muzycznych początkach, sprzętowej zajawce i podejściu do grania koncertów.

No dobrze to może zaczniemy dość standardowo, a więc od pytania o Wasze początki. Pamiętacie jak to było?

Michał Sarapata: Ja zacząłem dosyć standardową drogą nastolatka. Moim pierwszym instrumentem była gitara klasyczna, później elektryczna, aż w końcu przyszedł czas na gitarę basową. Do matury byłem samoukiem. Zaczynałem od ogniskowych piosenek i heavy metalowego zespołu. Gdzieś na wysokości 15-tego roku życia poczułem, że chcę iść w muzykę na poważnie i to zaowocowało ukończonymi studiami jazzowymi na basie.

Mateusz Sarapata: Ja z kolei kiedyś podczas małego festiwalu w Wadowicach trafiłem na warsztaty gry na afro-kubańskich bębnach i popłynąłem. Zacząłem się uczyć gry na perkusjonaliach zachodnioafrykańskich, a potem latynoskich i to był początek końca moich aspiracji do bycia grafikiem 3D. Nie skończyłem szkoły muzycznej i szczerze mówiąc nie odczuwałem takiej potrzeby. Podczas pracy z pierwszym zespołem zacząłem eksperymentować z różnymi efektami (do tej pory jestem ultrasem Kaoss Padów z Korga) i Abletonem. To chyba właśnie ja przekonałem Michała do Abletona. W pewnym momencie nasze estetyki muzyczne zaczęły się zazębiać, zaczęliśmy się jarać podobnymi artystami, jeździliśmy na te same festiwale i graliśmy w tych samych zespołach. Potem weszliśmy w produkcję i tu mocno rozwinęliśmy skrzydła.

Michał: Zgadza się! Ja trochę wcześniej zacząłem zajmować się muzyką, ale to Ty pierwszy zacząłeś bawić się w beatmaking.

Niedawno byłem na koncercie braci Kacperczyk i oni bardzo często podkreślają silną więź jaka ich łączy. Wydaje mi się, że to jest taki najbardziej oczywisty atut współpracy między braćmi, ale zastanawiam się czy widzicie jakieś minusy takiej sytuacji?

Mateusz: Z minusów to fakt, że Michał może odblokować twarzą mój telefon. A tak serio to jesteśmy dorośli i świadomi tego, że jeżeli coś zgrzyta to trzeba to przegadać, a wizję muzyczną mamy dość spójną. Myślę, że są bracia i bracia. U nas współpraca, ze względu na wspólne doświadczenia, przebiega bardzo zdrowo.

Michał: Zgadzam się, to są przede wszystkim plusy, może czasem jakieś emocje czy niewyjaśnione jeszcze sprawy między nami lubią się kłaść cieniem na naszej pracy w studio, ale tak jak Mateusz wspomniał, umiemy to na bieżąco przegadywać. Wiwat bracia!

A jak do całego "pomysłu" zajmowania się muzyką podchodzili Wasi rodzice?

Mateusz: Nasz ostatni singiel "Fikus" zadedykowaliśmy naszym rodzicom, którzy nawet zagrali teledysku. Zawsze mocno kibicowali i inspirowali nas od małego. Pochodzimy z małej miejscowości, gdzie kultura nie była na wyciągnięcie ręki, ale w domu od bladego świtu do późnej nocy leciała Trójka. Mama była na bieżąco z polskimi nowościami płytowymi, dzięki którym od małego byliśmy karmieni jakościową muzyką. Sporo tam było okolic piosenki poetyckiej i polskiej alternatywy. Oczywiście, że mieliśmy okres buntu – Michał wszedł w progresywny rock, ja w różne rapowe i numetalowe sytuacje. Nigdy jednak nie mieliśmy poczucia, że muzyka rodziców to dziaderstwo, a nasza to ta jedyna słuszna. Zawsze ciągnęło nas w trochę mocniejsze rejony i sporą rozbieżnością między nami, a rodzicami jest elektronika, która dalej jest dla nich wyzwaniem.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Jak wyglądały Wasze pierwsze próby produkcyjne? Z jakich narzędzi korzystaliście?

Michał: Tak naprawdę, to zaczynaliśmy jako typowi laptopowcy. Ja próbowałem się w Logicu, a moimi początkami były wtedy jeszcze niezdarne próby produkowania muzyki ilustracyjnej.

Mateusz: Ja od razu zaprzyjaźniłem się z Abletonem i robiłem bity, które uzupełniały aranże jednego z zespołów. Największym wyzwaniem były wtedy aspekty związane z realizacją dźwięku. Nie mieliśmy żadnych podstaw w tej dziedzinie, wiele rzeczy robiliśmy na ślepo. Po czasie widzimy, że coś co wydawało się nam X lat temu naszym opus magnum w rzeczywistości było mocno amatorskie. Z drugiej strony brak świadomości tego, jak rzeczy powinno się robić, otworzyła nas na różnej maści eksperymenty brzmieniowe, z których wykluły się nasze autorskie patenty. Pierwszy własnoręcznie wyprodukowany album to "Matronika" naszego zespołu SALK. Korzystaliśmy z dobrodziejstw dużej ilości godzin studyjnych wygranych w konkursie Radia Kraków (tam nagraliśmy fortepian i wokale), a resztę wyrzeźbiliśmy w Abletonie na VST-kach z pomocą dużej ilości field recordingu i jednym genialnym padzie z Logica.

Michał: Teraz uzbrojeni w technologię i umiejętności poszliśmy mocno do przodu. Każda następna produkcja to kolejny krok w budowaniu odwagi producenckiej i wiedzy realizatorskiej. Z czasem zaobserwowaliśmy, że mniejszą uwagę poświęcamy nieistotnym detalom (bo kto na koniec dnia usłyszy ten mały akcent na hihacie w 67 takcie?), więcej działamy zamaszystymi ruchami.

Czy od razu byliście przekonani do wirtualnych instrumentów, czy początkowo podchodziliście do nich z rezerwą?

Mateusz: Byliśmy i dalej jesteśmy ogromnymi fanami wirtualnych instrumentów. Lubimy budować nieoczywiste i wielowarstwowe brzmienia, a mnogość instrumentów VST nam bardzo w tym pomaga. Możemy szybko sprawdzić wiele pomysłów, zmielić je, przeanalizować, zostawić lub wyrzucić. Jeśli chodzi o warstwę perkusyjną to przede wszystkim korzystamy z abletonowego Drum Racka. Czasem wspomagamy się jeszcze Battery 4 od Native Instruments.

Michał: Massive i Massive X to nasze podstawowe software'owe narzędzia do basów i leadów. Świetnie sprawdza się do gęstych, poszarpanych plucków, złożonych padów i 808-owych basów. Brzmią one naprawdę rasowo.

Mateusz: Nagminnie korzystamy też z Kontakta od Native Instruments, czy Una Cordę, instrument autorstwa Nilsa Frahma. Czasami "dopalamy" warstwy brzmień za pomocą Hybrid Keys. Dużo korzystamy również z paczek brzmieniowych od społeczności skupionej wokół strony www.pianobook.co.uk. Można tam znaleźć tysiące często przedziwnych instrumentów nagrywanych przez użytkowników. Czasami mają lo-fi’owy urok, a czasem zaskakują szlachetnością brzmienia. Niektóre to typowy "one-trick pony", ale potrafią nadać charakteru całemu numerowi.

Michał: Inna freeware’owa biblioteka, którą uwielbiamy to LABS od Spitfire Audio. Jest jedną z podstawowych budulców naszych padowych brzmień. Zanim dorobiliśmy się własnego Propheta, dużo korzystaliśmy z emulacji dostępnej w pakiecie V Collection Arturii. Zresztą, dalej korzystamy z dobrodziejstwa tych instrumentów.

Mateusz: W niektórych miejscach do granularnych, padowych brzmień wykorzystaliśmy Granulator II z Max4Live. Jeśli chodzi o efekty to namiętnie korzystamy z reverbów Valhalli, pakietu Soundtoys (Decapitator, EchoBoy, AlterBoy, Crystallizer, Tremolator) i Vintage Compressors od Native Instruments. Do kreatywnych eksperymentów z efektami niezastąpione jest Turnado od Sugar Bytes i Portal z Outputa. Parę razy skorzystaliśmy też z Reaktora od NI. Natomiast niezmiennie zachwyca nas Soothe2 do wygładzania brzmień oraz Trackspacer do robienia miejsca w paśmie i sidechainów. Korekcje wykonujemy na wtyczce FabFilter Pro-Q 3 oraz abletonowskim zestawie filtrów i equalizerów.

Michał: Właśnie! Zapomnielibyśmy wspomnieć o cudach od Abletona, czyli Shaperze, LFO i Envelope Followerze, którymi mapujemy na potęgę. Splice to z kolei kompendium sampli, które chyba nigdy się nie kończą.

A w którym momencie pojawił się pomysł, żeby założyć zespół Sarapata? Podział obowiązków wyszedł w sposób naturalny?

Michał: Od dawna chcieliśmy grać własną elektronikę. Lata temu spotykaliśmy się na tzw. "Techno środy", gdzie rozkładaliśmy instrumenty, kontrolery i tworzyliśmy pierwsze nieco nieporadne beaty. Pomysł założenia duetu zaczął nabierać kształtów w czasie grania w SALK-u, gdzie powoli zaczynaliśmy dawać ujście naszym techno zapędom. Przy okazji jednego koncertu zagraliśmy nawet improwizowany live act, który dobitnie uświadomił nam, ile jeszcze pracy musimy włożyć w beatmaking. W tym czasie poznaliśmy Wojtka Urbańskiego, który dużo nam pokazał, mocno otworzył głowy i był naszym pierwszym mentorem. Po tym jak SALK zakończył działalność, zaczęliśmy poważniej myśleć o w pełni autorskiej wypowiedzi. Robiliśmy to jednak po godzinach, bo zbiegło się to też w czasie ze zwiększoną ilością zleceń piosenkowych, filmowych, teatralnych i działalności sidemańskiej. Kiedy przyszła pandemia, a cały świat zwolnił, stwierdziliśmy, że to jest ten czas, żeby domknąć materiał. Byliśmy bogatsi w doświadczenie nabyte w produkcjach na zlecenie. Pierwszym dużym krokiem było nagranie wideo sesji dla WhoMan Session. Musieliśmy na jej potrzeby skonstruować setup live i zaadaptować produkcje do grania. Było to potężne wyzwanie. Mocno w realizacji tego przedsięwzięcia pomógł nam Alex Banks z brytyjskiego Mesh Record. Podczas godzinnej konsultacji naprowadził nas na kilka świetnych tropów i dzięki temu udało nam się stworzyć bardzo "grywalny" setup.

Mateusz: W kwestii podziału obowiązków na początku utarło się, że Michał jest odpowiedzialny bardziej za elementy harmoniczne, melodyczne, a ja za warstwę perkusyjną. Jednak w praktyce te role są bardzo płynne i praca nad płytą przebiegała mocno patchworkowo. Ktoś przynosił zalążek beatu albo krótką posamplowaną pętlę, druga osoba wpadała na jakieś ciekawe brzmienie i potem wokół tego zaczynaliśmy budować całe numery. Często działamy w ten sposób, że Michał ma lepszy obraz całości i pracuje nad większymi ruchami, a ja lubię dłubać w detalach i polerować brzmienia. Dalej jednak w pewnym sensie dzielimy się pracą - Michał - harmonia, Mateusz - beat.

(fot. Grzegorz Łach)

"EP1" to bardzo dopracowany materiał, który na myśl przywodzi niedawne dokonania Jona Hopkinsa. Czy taka stylistyka, w której brzmienie jest szalenie dopracowane powoduje, że macie trudność w zamykaniu numerów?

Mateusz: To co dzieje się na scenie tzw. ambitnej elektroniki fascynuje nas od lat i jesteśmy ogromnymi fanami rozemocjonowanego, nowatorskiego podejścia do muzyki klubowej.

Michał: Często słyszymy porównania do Hopkinsa i całkiem nam to schlebia, choć nigdy naszą ambicją nie było naśladowanie kogokolwiek. Po prostu lubimy "duże", przestrzenne brzmienia, przesterowane warstwy basów i ściany dźwięków.

Mateusz: Co do zamykania numerów to mamy taki sposób pracy, że każda kolejna znacząca zmiana w projekcie to kolejna litera alfabetu na końcu jego nazwy. Kiedy dochodzimy do "I" albo "J" oznacza to, że numer trzeba eksportować albo odstawić na bok. Pracujemy we dwójkę, więc łatwiej podejmuje się nam decyzję, czy dana partia zostaje albo jaki kierunek obieramy.

Michał: Kiedyś zamykanie numerów trwało u nas chorobliwie długo. Cały czas się baliśmy, że numer jeszcze nie jest dostatecznie dobry. Teraz już ufamy sobie o wiele bardziej w estetycznych wyborach i czujemy się ze sobą lepiej. Mniej czasu spędzamy nad rzeźbieniem każdej warstwy, a więcej uwagi zwracamy na ogólne wrażenie i emocje, jakie wywołuje utwór.

Jesteście perfekcjonistami?

Mateusz: Przeszło nam. Spędzaliśmy strasznie dużo czasu na dłubanie w detalach. Potem trochę dojrzeliśmy i doszliśmy do wniosku, że bardziej od perfekcyjnie wypucowanego transjentu liczy się emocja numeru i impakt na koncercie albo w klubie.

Michał: Już nie. Dalej lubimy zagrzebać się w przyjemnym detalu, ale bardziej sobie cenimy momentum, jakiś żywioł czy energię w jakiej powstały dane dźwięki niż ich szlifowanie bez końca. Ponadto lubimy wszelkiej maści brudy i niedoskonałości.

A co cenicie sobie najbardziej w tworzeniu muzyki?

Mateusz: Swobodę i możliwość eksperymentowania. Mógłbym godzinami szukać rozwiązań i kombinować z brzmieniami. Uwielbiam fakt, że mogę dać upust fascynacjom w twórczości Sarapatów i zobaczyć na bieżąco jak mocno ta praca oddziałuje na słuchacza. Kocham wszystkie sytuacje koncertowe, od próby dźwięku po występ i spotkania z fanami. Uważam, że mam cholernie dużo szczęścia, że mogę żyć z pracy powiązanej z muzyką.

Michał: Chyba najbardziej lubię ten moment, kiedy z niczego albo jakiegoś małego szkicu zaczyna wyrastać ciekawa struktura albo zadziwiający pejzaż muzyczny. To, że mogę stworzyć albo przywołać jakąś emocję i to, że prowokuje mnie to do zadawania sobie ważnych pytań. Wchodząc głęboko w muzykę człowiek dużo dowiaduje się o sobie.

Jak dzisiaj wygląda Wasz setup studyjny?

Mateusz: Sercem naszego studia jest stacjonarny Mac z Abletonem i wtykami wymienionymi wcześniej. Pracujemy na dwóch monitorach, bo często zdarza nam się pracować z obrazem. Używamy UADowego interfejsu Apollo Twin MK II. Kupiliśmy go ze względu na bardzo wysokiej jakości preampy i wtyki. Nie nagrywamy setek, więc 2 wejścia i 4 wyjścia w zupełności nam wystarczają. Materiał odsłuchujemy na monitorach EVE AUDIO SC307. Zakochaliśmy się w ich brzmieniu od pierwszego dźwięku, gdyż mają świetnie zbalansowaną drobiazgowość brzmienia, a także po prostu czerpiemy dużą przyjemność w słuchaniu na nich muzyki. Szkicowanie i pracę w DAWie usprawnia nam Ableton Push 2. Naszym podstawowym syntezatorem jest Prophet Rev 2, a do samych basów i arpów używamy najczęściej Behringera Model D. Idąc dalej Novation Bass Station 2 sprawdza się jako solidny dostawca basowych brzmień, a dzięki nowej aktualizacji potrafi nawet przyjemnie zaskakiwać w roli beat maszyny. Do beatowej pomocy służą nam natomiast Roland TR-6S i WaveDrum Global z Korga. Elementy wokalne i sample nagrywamy na mikrofonie Slate Digital ML-1, choć na początku byliśmy sceptycznie nastawieni do kwestii emulacji brzmień. Okazuje się jednak, że działa to naprawdę dobrze.

Michał: Mateusz ma sporo perkusjonaliów, a ja gitar. Mój 40-letni mahoniowy Jazz Bass potrafi dodać wspaniałego ”drewnianego brzmienia” do produkcji, a jazzmaster podłączony do Line 6 Helix potrafi stworzyć wspaniały shoegaze’owy, post-rockowy lub ambientowy klimat. Kocham jego przepastne pogłosy i bardzo rasowe przestery. Uwielbiamy również nasze zewnętrzne efektory, a najbardziej szalony przester Sherman Filterbank, który będzie miał duży udział w nowej płycie. Lubię jego nieprzewidywalność i to jak przebija się w miksie, nawet mocno zfiltrowany. Pierwszych efektów jego użycia można posłuchać w naszym remixie "Papierowego domu" Arka Kłusowskiego. Ponadto na scenie i w studiu towarzyszy nam Kaoss Pad Quad i Kaoss Pad 3., a sygnały z zewnętrznych instrumentów gromadzi Behringer DS2800.

W ostatnich miesiącach zagraliście wiele koncertów - jak wygląda Wasz setup koncertowy?

Michał: To zabawne, ale bardzo lubimy rozmawiać na ten temat. Kręci nas sprzęt i konfiguracje, które można z niego tworzyć. Takim naszym rdzeniem jest 13-calowy MacBook Pro M1 z Abletonem, do którego wyeksportowaliśmy stemy. Każdy numer podzielony jest u nas na osiem grup - stopa, werbel, perkusyjne topy, basy, synty leadowe, synty rytmiczne, pady i SFXy. Każdą z grup możemy zainsertować do dwóch Kaoss Padów spiętych szeregowo, załączyć highpass i lowpass filter, beat repeater albo dodać czy wzmocnić przester. Wszystko to ogarniamy za pomocą Novation Launch Control XL.

Mateusz: Aranże podzieliliśmy na poszczególne linijki, które kontrolujemy za pomocą Pusha 2. Służy on nam również za mikser, który pozwala panować nad głośnością danych partii. Dodatkowo takie rozmieszczenie daje nam możliwość swobodnego żonglowania formą i tworzenia nowych aranży z różnych elementów bitu.

Michał: Ponadto każdy z nas ma swoje „solowe instrumenty”. Mateusz gra samplami na pancernym MPD26 od AKAI, gdzie dzięki wtyczce Turnado każdy suwak i pokrętło daje możliwość modulowania sampli i wysłaniem ich na reverb i delay. Zajmuje się także programowaniem dodatkowych elementów perkusyjnych na Rolandzie TR-6S. Ja z kolei mam do dyspozycji gitarę z Helixem i syntezator Korg Minilogue Xd, którego zaletą jest duża plastyczność brzmienia dzięki miksowi dwóch analogowych oscylatorów i cyfrowego „Multi engine”. Ponadto wbudowany sekwencer pozwala mi w locie programować nowe, często improwizowane partie. Nasze instrumenty mają swoje osobne kanały, które możemy sidechainować, wysyłać na efektory oraz filtrować, dzięki czemu dodatkowe elementy dobrze wpasowują się w produkcje.

Mateusz: Tak naprawdę przebieg utworów jest zaprogramowany w Abletonie tak samo jak  presety efektów, sample i tempo. Zmieniają się one automatycznie, dzięki czemu możemy się maksymalnie skupić na warstwie wykonawczej, a nie na tym, że w danym momencie trzeba uruchomić brzmienie A lub preset B.

Michał: Długo myśleliśmy nad konfiguracją tego setupu, dzięki czemu jest on niezwykle grywalny i pozwala nam traktować cały set jako ogromny instrument. Jeżeli czujemy w trakcie koncertu, że chcemy jakąś część zaimprowizować - robimy to. Jeśli jednak publika potrzebuje, żeby spuścić jej jeszcze większy decybelowy wpierdziel - proszę bardzo, każdą partię możemy przesterować lub postawić w nowym świetle za pomocą kaoss padów… Wiele zaskakujących elementów wychodzi w trakcie samego grania co sprawia, że każdy występ jest unikatowy.

A jakie plany na zimę? Pracujecie nad czymś razem, czy może planujecie solowe kroki?

Michał: Cały czas pracujemy nad nowym materiałem równolegle realizując zlecenia i granie sesyjne. Mamy nadzieję, że nowy album będzie gotowy w przeciągu kilku miesięcy.

Mateusz: Jesteśmy w dalszym ciągu na etapie rozpędowym. Chcemy go maksymalnie wykorzystać i zrobić z tego projektu sposób na życie. Aktualnie SARAPATA to nasze oczko w głowie.

Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó