Parafoniczny status quo
Świat syntezatorów pełen jest nomenklaturowych nieścisłości. Trudno się dziwić, mamy do czynienia z wciąż rozwijającą się branżą a sama koncepcja syntezatora sprawia, że ciężko wymagać w jego przypadku schematów czy standardów. Jednak kwestia związana z szczegółowym określeniem parametrów polifonii instrumentów elektronicznych jest na tyle złożona i niezrozumiała, że przyzwyczailiśmy się do być może niewłaściwych skrótów myślowych, a sami producenci syntezatorów nie pomagają w ujednoliceniu nazewnictwa. Czym jest polifonia, a czym parafonia? Jak rozróżniać kwestie polifonii instrumentów i czy robimy to dobrze?
W potocznym rozumieniu syntezator polifoniczny to taki, który umożliwia jednoczesne brzmienie co najmniej dwóch dźwięków o indywidualnej artykulacji. Głos posiada więc zazwyczaj oscylator, filtr oraz własną obwiednię (czy nawet kilka), dzięki czemu każdy z zagranych przez nas dźwięków operuje osobnym atakiem, ustawieniem filtra w zależności od wysokości dźwięku, wybrzmieniem i tak dalej. Można wyobrazić sobie, że - dajmy na to - Korg Polysix wyposażony w 6 głosów polifonii, to tak naprawdę 6 monofonicznych syntezatorów w jednym opakowaniu, a kontroler skanujący naciskane przez muzyka klawisze klawiatury rozdysponowuje je pomiędzy głosami według zasady priorytetu ostatnio zagranej nuty (więc jeśli zagramy siódmy dźwięk, "ukradnie" on głos dźwiękowi zagranemu w kolejności jako pierwszy). Syntezator parafoniczny to z kolei instrument umożliwiający zagranie wielu dźwięków jednocześnie, jednak tylko w sekcji oscylatorów, bo na przykład filtr i obwiednia będą dla wszystkich głosów wspólne. Przykładem będzie Korg Poly-800, dość popularne na naszej szerokości geograficznej stringmaszyny w stylu Elektroniki EM-25 czy współczesny Moog Matriarch.
Poly-imba
Jednak kilka lat temu amerykański edukator i historyk syntezatorów Marc Doty (jego kanał na YouTube: Automatic Gainsay) wsadził przysłowiowy kij w mrowisko wytykając twórcom instrumentów, ich użytkownikom i branżowej prasie niekonsekwencję i błędne operowanie nazewnictwem dotyczącym polifoniczności większości produkowanych obecnie konstrukcji. Przedstawił on teorię, według której polifoniczność bądź parafoniczność syntezatora nie powinna zależeć od możliwości indywidualnej artykulacji każdego z głosów, przy czym nomenklatura i tak jest błędna i wymaga natychmiastowej reakcji ze strony środowiska. Uważa on, że każdy instrument przynajmniej duofoniczny (jak np. Arp Odyssey, którego oscylatory mogą podzielić się dwoma zagranymi na klawiaturze dźwiękami - pierwszy oscylator zrealizuje najniższą naciśniętą nutę, drugi najwyższą) trzeba uznać już za polifoniczny, przy czym ilość filtrów czy indywidualna artykulacja jest bez znaczenia. Postuluje o oddzielne traktowanie ilości głosów realizowanych przez oscylatory i kwestii związanych z artykulacją poszczególnych głosów. Jego stanowisko wymaga sporego zagłębienia się w temat historii instrumentów elektronicznych, dlatego też odsyłam do lektury materiałów Marca na moogfoundation.org lub seansu jego przydługich materiałów na YouTube. Gdy Marc niczym prorok nawracał liczne konwenty, targi, seminaria i widzów swojego internetowego kanału zainteresowałem się tematem i uważnie śledziłem jego tytaniczne wysiłki, kolejne materiały naukowe i obszerne potyczki słowne na internetowych forach. Początkowo krucjata Marca dla zdecydowanej większości syntezatorowych entuzjastów wydała się bezcelowa i nudna, a jego znój obrócił się w niwecz. Przez słabą reakcję temat wydawał się zamknięty, jednak ze względu na coraz nowsze propozycje producentów na polu parafonicznych (w klasycznym tego słowa znaczeniu) syntezatorów, aktywność Marca wzmożyła się i chyba każdy kto interesuje się tematem miał sposobność przeczytać któryś z jego kilometrowych elaboratów. Mimo, iż nie jestem zwolennikiem jego postulatów, to przy tej okazji zacząłem zastanawiać się czy jego propozycja jest tylko bezsensownym aptekarstwem? A może właśnie stoimy przed szansą koniecznego zrewidowania pewnych pojęć?
Co to jest polifonia
Na wstępie należy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy polifonia w rozumieniu muzycznym jest tym samym zjawiskiem, o którym myślimy w przypadku "polifonicznych" syntezatorów?
W muzyce polifonia oznacza "wiele głosów" i jest rodzajem faktury muzycznej. Polega na równoczesnym prowadzeniu co najmniej dwóch głosów niezależnych od siebie. Najprostszym przykładem polifonii będzie przedszkolny kanon, w którym kilkoro niczego nieświadomych dzieci rozpoczynając tę samą melodię w odpowiednich odstępach czasowych, tworzy wielogłosowe dzieło wykorzystujące technikę imitacyjną. Innym przykładem może zostać dowolna fuga z Das Wohltemperierte Klavier Jana Sebastiana Bacha przeznaczona na instrumenty klawiszowe. Utwór polifoniczny może być więc wokalnym, instrumentalnym bądź wokalno-instrumentalnym tworem, którego głosy realizujące odmienne linie melodyczne prowadzą ze sobą muzyczny dialog, przeplatając się i konprapunktując wzajemnie. W kontekście problemu, który poruszam warto wyodrębnić jednak dwie najważniejsze cechy: ilość głosów to co najmniej dwa, oraz każdy z głosów realizowany jest za pomocą oddzielnego zestawu cech artykulacji (i mam tu na myśli zarówno sposób wydobycia dźwięku jak i rozróżnienie go od innych głosów w warstwie tekstowej).
Polifonia instrumentów akustycznych
W świecie instrumentów akustycznych polifonia rozumiana jest dość instynktownie. Instrument polifoniczny to taki, dzięki któremu jest w stanie zabrzmieć kilka dźwięków jednocześnie. Celowo używam słowa "kilka", gdyż sformułowanie użyte w przypadku techniki polifonicznej, czyli "co najmniej dwa" niekoniecznie sprawdzi się w przypadku wszystkich typów instrumentów. Można przyjąć, że instrumentami polifonicznymi będą instrumenty zdolne do realizowania akordowej partii harmonicznej przy czym podejście do artykulacji jest dość specyficzne; za polifoniczny uznamy w końcu zarówno fortepian, w którym każdy z dźwięków kontrolujemy zupełnie osobno jak i akordeon czy fisharmonię, gdzie miechowanie - a więc i kształt dynamiczny dźwięku na przestrzeni czasu - jest wspólny dla wszystkich dźwięków. Ponadto, instrumenty klawiszowe są w większości konstrukcjami umożliwiającymi jednoczesne odtworzenie dźwięków przyporządkowanych do poszczególnych klawiszy. W przypadku mechanizmu fortepianu możliwe jest nawet wielogłosowa gra za pomocą tego samego klawisza dzięki użyciu pedału. Można więc śmiało uznać, że mamy tu do czynienia z "pełną" polifonią, umożliwiającą jednoczesne brzmienie tylu głosów, ile klawiszy instrument posiada (wyjątkiem będą niektóre konstrukcje klawikordów, ale zostawmy je w spokoju). A co z instrumentami szarpanymi? Sześciostrunowa gitara posiada jedynie sześć głosów polifonii, aż 82 głosy mniej niż typowy fortepian. Mimo tego uznajemy gitary za pełnoprawne instrumenty polifoniczne. Czy jednak czterostrunowa wiolonczela umożliwiająca zagranie smyczkiem maksymalnie dwóch dźwięków przy jednoczesnym szarpnięciu dwóch kolejnych strun pizzicato jest instrumentem polifonicznym? Większość osób odpowie, że nie. Większość wiolonczelistów odpowie, że tak. Ja odpowiem: sporadycznie.
Tak czy owak wszelkie podziały na gruncie instrumentów akustycznych są umowne, pewnych reguł klasyfikacji trzymamy się bardziej, na niektóre przymykamy oko. Dlaczego według wspomnianego wcześniej Marca Doty w świecie syntezatorów powinno być inaczej?
Polifonia w syntezatorach
Główny problem z teorią Marca Doty leży nie w definicji polifonii a duchu syntezatora. Jest to bowiem instrument, przy którego konstruowaniu priorytetowa jest innowacyjność i względnie szeroka paleta możliwych do zaprogramowania brzmień. Syntezatory posiadają więc kilka oscylatorów na głos, przy czym istnieje możliwość dowolnego strojenia oscylatorów. Dla przykładu: monofoniczny Minimoog jest w stanie zabrzmieć trójdźwiękiem durowym, jeśli oscylator drugi rozstroimy od pierwszego o 4 półtony w górę, a trzeci oscylator o 7 półtonów w górę. Nie oznacza to jednak, że Minimooga zaklasyfikujemy jako instrument polifoniczny. Prophet 5 ma na pokładzie 5 głosów, każdy z głosów wyposażony jest w dwa oscylatory. jeśli odpowiednio rozstroję je między sobą, jestem w stanie zagrać dziesięciodźwiękowy akord za pomocą jednej ręki. Rzecz jasna niektórych nie będę w stanie kontrolować w pełni, będą bowiem tylko równoległością dźwięków fizycznie zagranych na klawiaturze, jednak głosów usłyszę realnie 10. Z kolei za stringmaszyny oferujące pełną polifonię (dzięki technologii podziału częstotliwości oscylatora, tzw. Divide Down Synthesis), nie pozwolą mi - ze względów artykulacyjnych przy pewnych ustawieniach brzmienia - zagrać nawet dwugłosowej inwencji. I tu właśnie, mimo niesamowitych kompetencji, wiedzy i znajomości historii, moim zdaniem Marc Doty się myli.
Z jednej strony przemawia przeze mnie konserwatywny piernik uznający, że instrument nazywany "polifonicznym" powinien być w stanie przyzwoicie zrealizować polifoniczny utwór. W końcu mówimy o narzędziach muzycznych, których funkcje i możliwości podyktowane są zapotrzebowaniem kompozytorów, wykonawców, improwizatorów. Artykulacyjne niuanse, lawirowanie między homo- a polifonią stanowią według mnie niezaprzeczalnie większą wartość niż kobzopodobne operowanie wysokościami dźwięku.
Z drugiej strony sprzeciwiam się myśleniu o syntezatorach jako instrumentach w których przypadku głównym kryterium powinno być "naciskanie klawiszy". W końcu klawiatura to jedynie kontroler, jeden z wielu rodzajów. Programowanie brzmień daleko wykracza poza "klawiszowe" standardy myślenia a artykulacja poszczególnych parametrów rozumiana w sposób indywidualny jest z perspektywy muzyki elektronicznej znacznie ciekawsza niż sam moment i ilość pojawiających się dźwięków. Biorąc pod uwagę coraz popularniejszą kontrolę MPE, zapotrzebowanie na multitimbral pomiędzy głosami czy eksperymentalność niektórych konstrukcji skłonny jestem uznać, że obowiązujący obecnie instynktowny podział syntezatorów jest nieprecyzyjny, czasem wadliwy lecz względnie racjonalny.
Status quo
Mamy więc instrumenty polifoniczne, czyli takie, które posiadają co najmniej dwa głosy a każdy z nich odznacza się indywidualną artykulacją (osobny oscylator, filtr, obwiednia). Mamy instrumenty parafoniczne, czyli takie, które mogą odtworzyć harmoniczne konstrukcje o co najmniej dwóch głosach, jednak jeden z elementów artykulacji (np. filtr lub obwiednia) jest wspólny dla wszystkich głosów. Wewnątrz instrumentów parafonicznych często wydzielamy instrumenty duofoniczne czyli takie, które posiadając co najmniej dwa oscylatory mogą przyporządkować je odpowiednio do niższego i wyższego dźwięku. Oczywiście są również syntezatory monofoniczne, czyli jednogłosowe.
Należy mieć jednak na względzie, że syntezator jako instrument wciąż się rozwija, nie ma z góry ustalonej formy i wciąż przeżywa swój renesans. Istnieje więc szereg konstrukcji znajdujących się pomiędzy definicjami, lub całkowicie niemożliwych do skategoryzowania ze względu na nietypowe właściwości soniczne. I mimo najlepszych chęci wszelkie próby opisu współczesnych prawideł języka muzycznego za pomocą archaicznego, zbyt encyklopedycznego języka zawsze kończą się niepowodzeniem.