ASM Hydrasynth - potwór dumny i cyfrowy

20.01.2022  | Synthezaur
ASM Hydrasynth - potwór dumny i cyfrowy

Gdyby ktoś zapytał mnie jakie cechy syntezatora są dla mnie najważniejsze opowiedziałbym o inspirującym filtrze, prostocie architektury, głębokim i solidnym basie, bogactwie prostej i nieprzetworzonej fali, czy skutecznej i szybkiej edycji. Z wyżej wymienionych powodów znacząca większość mojej kolekcji to instrumenty analogowe lub przynajmniej hybrydowe - i to w dodatku starsze ode mnie. Co więc sprawiło, że w ciemno sięgnąłem po nowoczesny, najbardziej cyfrowy instrument świata z architekturą tak zaawansowaną, że należałoby zaklasyfikować go do instrumentów modularnych?

Hydrasynth to w 100% cyfrowy instrument, któremu obce są ambicje naśladowania klasycznych, analogowych rejonów. Zaopatrzony jest w 3 oscylatory, które poza klasycznymi przebiegami fal dostarczają pokaźną paletę przebiegów cyfrowych. Fale można układać szeregowo po 8, po czym płynnie przechodzić kształtem pomiędzy nimi. Oscylator 1 i 2 potrafią wyhodować na sobie po dwa mutanty, których koncepcja stanowi fuzję klasycznych efektów zachodzących pomiędzy oscylatorami takich jak synchronizacja fali, FM, PWM i wariacji na temat powyższych. Mutanty są jednak na tyle skomplikowanym i niespotykanym zjawiskiem, że samo wytłumaczenie działania kilku ich typów zajęłoby mi parę stron; z kolei scharakteryzowanie brzmieniowych możliwości sprzężeń zwrotnych pomiędzy poszczególnymi modułami mutantów wymagałoby wtargnięcia na terytorium poetyckich meandrów z pogranicza abstrakcji.

Do tego dochodzi generator szumu o szerokiej gamie kolorystycznej oraz Ring Modulator. Bogato wyposażona sekcja miksera pozwala nam ustawić panoramę oscylatorów oraz rozdysponować ich sygnał pomiędzy dwoma filtrami. Pierwszy z filtrów obfituje w różnorodne modele klasycznych konstrukcji: mamy filtry a’la Korg MS-20, legendarny moogowski filtr drabinkowy, kilka rozwiązań w prophetowskim stylu, filtry Hi-Pass, Lo-Pass, Band-Pass (większość w wersjach -12 i -24 dB/oktawę) i kilka innych interesujących propozycji. Sygnał można przesterować przed lub po filtracji. Drugi filtr to filtr w stylu "morph" - pozwala płynnie przechodzić pomiędzy LPF-BPF-HPF. Filtry mogą działać liniowo lub szeregowo. Później prosty moduł wzmacniacza i 4 efekty końcowe, których ilość, jakość i możliwości edycji zaspokoją nawet największych syntezatorowych snobów. Źródłami modulacji jest 5 niezwykle zaawansowanych obwiedni, 5 rewelacyjnych LFO, wstęga, koła modulacji, polifoniczny lub monofoniczny aftertouch, CV i wiele innych. Matryca modulacji składa się z 32 komórek, źródłem i celem modulacji może być niemalże wszystko. Do dyspozycji mamy jeszcze 8 przycisków i enkoderów w sekcji "Macros". Całości dopełnia zaawansowany i niewiarygodnie skuteczny arpeggiator. Mówiąc krótko: Hydrasynth to nie sprzęt dla żółtodziobów - można się w nim zwyczajnie zgubić. I o ile zazwyczaj lubię syntezatorowe łamigłówki i wyzwania, to moja relacja z Hydrą - choć zapowiadała się obiecująco - nie zaczęła się najlepiej.

Walka z potworem

Był rok 2019. Syntezator wzbudził moje zainteresowanie jeszcze na etapie popularnych w branży kontrolowanych przecieków prasowych. Kusiła mnie całkowicie nowa konstrukcja klawiatury, polifoniczny aftertouch, kontroler wstęgowy, porządny zestaw enkoderów, CV in i out, MPE, metalowa konstrukcja, ogromna waga świadcząca o jakości i solidności wykonania… pozycja bezkonkurencyjna patrząc nawet przez pryzmat użytkowania instrumentu wyłącznie jako kontrolera MIDI. A przecież na pokładzie znajduje się jeszcze rewolucyjny silnik syntezy: olbrzymia ilość modulacji, fantazyjne możliwości prowadzenia toru sygnału, cyfrowe rejony wavetable i wavemorphingu, które - nie ukrywam - wciąż pozostawały dla mnie dziewicze.

Rok 2020 zapowiadał się całkiem nieźle, postanowiłem więc rozpruć sakwę i zamówić w preorderze tajemniczego potwora. Oczekiwana dostawa - marzec 2020. Piątek 13-go marca 2020 był dla muzyków dniem szczególnie pechowym; to właśnie wtedy spędziłem dzień na wykreślaniu z kalendarza wszystkich najbliższych koncertów, spektakli, warsztatów czy sesji nagraniowych w związku z debiutującym w pierwszej fali pandemii wuhańskim Koronawirusem. Kilka dni później u mego progu pojawił się kurier, dzierżąc w ochronnych rękawiczkach pokaźną przesyłkę nadaną spod chińskiego adresu. Płatną za pobraniem 1400 euro - rzecz jasna - w nowym, kompletnie zdziczałym kursie walutowym. Załkałem w duszy i odebrałem paczkę. Instrument odpakowałem, zdezynfekowałem, uruchomiłem, przeleciałem przez 4 banki presetów, wyłączyłem i odstawiłem na przynajmniej półtora miesiąca. A zrobiłem tak nie tylko przez wzgląd na finansową traumę - brzmienie kompletnie do mnie nie przemówiło. Potrafiłem je docenić, owszem, jednak nie byłem w stanie wyobrazić sobie tej estetyki w moim dziwacznym setupie. Polifoniczny aftertouch i ribbon controller wydały mi się rozczarowujące a niefortunny zestaw przygotowanych przez producenta brzmień (serio, fabryczne presety Hydrasynth’a to największe nieporozumienie jakie w życiu słyszałem) skutecznie utwierdziły mnie w mylnym przeświadczeniu o nieplastyczności brzmieniowej instrumentu. Jednak po półtoramiesięcznej przerwie podjąłem wyzwanie, sczyściłem pamięć wewnętrzną i począwszy od presetu "000" banku "A" zacząłem zapełniać Hydrę własnymi programami. Obecnie jestem w okolicach 128 presetu banku "D" a Hydrasynth to instrument, z którym z całą pewnością spędzam najwięcej sounddesignerskiego czasu.

Brzmienie ASM Hydrasynth

Hydra nie zachwyciła mnie od razu, bo oczekiwałem od jej brzmienia okolic analogowych lub przynajmniej VA - w czym instrument co prawda radzi sobie świetnie, jednak do programowania go w tym stylu niezbędne jest pewne doświadczenie. Jego złożony silnik wymaga ostrożnego balansowania poziomu sygnałów w wielu punktach toru; kilka niewłaściwych ruchów w sekcji mutantów czy zbyt głęboka modulacja, a pojawi się nieprzyjemne, cyfrowe przesterowanie. Po dwóch latach wiem na pewno, że poza brakiem doświadczenia problemem było także nastawienie i wypracowane przez lata analogowe nawyki.

Hydrasynth wymaga precyzyjnego wyobrażenia sobie brzmienia zanim podejmiemy się dotknięcia silnika. Niewiele funkcji ma bowiem przypisany do siebie na stałe modulator czy obwiednię - wszystkim musimy zająć się samodzielnie. Taki tryb pracy ma swoje minusy i zapewne odstraszy początkujących czy mniej zaawansowanych użytkowników. Jednak dla poszukiwaczy nieznanych muzycznych doznań Hydra prędko stanie się "tym jedynym" syntezatorem.

Gdybym podjął się opisu ogólnego charakteru brzmieniowego stwierdziłbym, że Hydrasynth brzmi w sposób chłodny, nieco jaskrawy, na pozór odrobinę nudny i przypominający pierwsze w historii wtyczki VST. Niezbyt zachęcająco. Jednak nie bez powodu producent zaopatrzył instrument w tak rozbudowaną sekcję modulacji - wystarczy kilka drgnięć parametrów i zamarznięty cyfrowy krajobraz zaczyna pulsować i tętnić życiem. Skala brzmieniowa jest olbrzymia i pozwala osiągnąć rezultaty zarówno agresywne, wulgarne, jak i miękkie i dyskretne. Obwiednie i LFO to nieskończone źródło inspiracji o możliwościach loopowania, triggerowania obwiedni nie tylko za pomocą klawiatury, ale np. sygnału CV czy okresu LFO. LFO z kolei posiada szereg niezwykle kreatywnych funkcji, między innymi 64-krokowy niby-sequencer. A ponieważ na pokładzie znajduje się 5 takich LFO-niby-sequencerów i 3 oscylatory, możliwe jest programowanie 3-głosowych inwencji, przy czym (dzięki pięciu obwiedniom) każdy z głosów realizować może odmienną artykulację. Synchronizacja MIDI działa perfekcyjnie niczym zegar atomowy. Wśród efektów znajdziemy doskonały bitcrusher "Lo-fi", zacnie brzmiący chorus, phaser i flanger, przyzwoity distortion, znakomity reverb, bardzo średni delay i niesamowity kompresor z funkcją side-chainu wyzwalanego albo w synchronizacji do tempa (na przykład pompując sygnał w ćwierćnutowym pulsie), albo za pomocą CV. Warto zaznaczyć, że ASM wciąż rozbudowuje silnik syntezatora i w kolejnych update’ach systemu Hydra urozmaicana jest o coraz ciekawsze narzędzia, w tym kolejne funkcje obwiedni, LFO, czy nowe efekty.

Patrząc kolejno na ilość możliwości syntezatora a później jego minimalistyczny panel główny, nasuwa się logiczne pytanie: jakim cudem możliwe jest sterowanie taką ilością funkcji raptem kilkoma przyciskami i enkoderami?

Interfejs i udogodnienia ASM Hydrasynth

Powiem bez ogródek: interfejs zaimplementowany w Hydrze to istne arcydzieło. Instrumenty o ilości kontrolerów mniejszej niż ilość funkcji zawsze stawiają użytkownika w obliczu menu-divingu, przerzucania stron ustawień, używania ukrytych pod przyciskami alternatywnych funkcji i skrótów. Po kilkunastu latach doświadczenia z Microkorgami, Blofeldami, Minilogue’ami i innymi dziwolągami przyznam z całą odpowiedzialnością, że producenci chyba nie mają pojęcia jakimi ścieżkami podąża umysł sounddesignera, jakich skrótów i rozwiązań potrzeba do skutecznej pracy i jak często wadliwy interfejs potrafi stłumić kreatywność.

Hydra to najbardziej zaawansowany syntezator jaki kiedykolwiek posiadałem a mimo tego byłem w stanie programować go bez sekundy spędzonej w instrukcji obsługi. Interfejs jest wyjątkowo intuicyjny i wydawać by się mogło, że doświadczona konkurencja powinna uczyć się od stawiającego pierwsze kroki ASM. System wyboru parametrów i modulacji nie jest mimo wszystko innowacyjny, raczej czerpie z najlepszych znanych dotąd rozwiązań i idealnie rozwiązuje kwestie zawiłego menu, które ani przez sekundę nie hamuje kreatywnego lotu użytkownika. Mamy tu elementy interfejsu zaczerpnięte z Ensoniq’a ESQ-1, kilka rozwiązań przypomina mi nieco Korga Prophecy… Widać, że twórcy instrumentu traktują komfort i czas jego odbiorców z niezwykłym szacunkiem.

Interfejs posiada udogodnienia, których nie sposób szukać nigdzie indziej. Dla przykładu: edytując obwiednię ADSR zazwyczaj czas trwania wybrzmienia czy ataku wprowadzamy za pomocą ruchu enkoderem czy dedykowanym kontrolerem. Jednak Hydra pozwala także przytrzymać przycisk odpowiadający za np. parametr ataku obwiedni; dzięki czemu atak będzie trwał tak długo, jak długo przytrzymany został przycisk. Pojawił się więc nowy, organoleptyczny sposób decydowania o czasie trwania modulacji i przyznam, że życzyłbym sobie tej funkcji we wszystkich syntezatorach świata. Z innych niesamowicie przydatnych rozwiązań Hydra daje możliwość natychmiastowego zresetowania parametru. Można też randomizować dowolną wartość, sekcję, czy wręcz generować kompletnie losowe brzmienia, przy czym każdy z modułów toru syntezy randomizować można w innym zakresie. Podczas pracy z brzmieniem możliwe jest solowanie poszczególnych oscylatorów - genialne. Wybór modulacji na matrycy odbywa się w większości przypadków zupełnie poza nią: wystarczy przytrzymać przycisk "LFO1" i dotknąć drugim palcem OSC1. Interfejs natychmiast uruchamia sekcję matrycy, tworzy nową komórkę, w której LFO1 moduluje OSC1, w górnej sekcji kontroli wybieramy parametr modulacji (np. wysokość dźwięku, rodzaj fali itp.), w dolnej od razu możemy wybrać zakres modulacji. W związku z tym programowanie nawet najbardziej skomplikowanych modulacji odbywa się w mgnieniu oka, bez potrzeby zdejmowania ręki z klawiatury czy zaawansowanego grzebania w podekranach menu.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Do spraw związanych z komfortem obsługi Hydrasyntha zaliczyłbym również jakość wykonania. Instrument wykonany jest z solidnego metalu. Enkodery są doskonale osadzone i nie chyboczą się nawet w najmniejszym stopniu. Hydrasynth przypomina syntezatory minionej epoki, które ważyły swoje i wydawały się wręcz niezniszczalne. Czterooktawowa Hydra, którą posiadam ma długość 80cm i waży ponad 10 kg. Gdy ją podniosłem przypomniał mi się mój pierwszy syntezator, czyli Korg M1, na który spadł kiedyś słup z oświetleniem i w sumie nic mu się nie stało. Odnosi się więc wrażenie obcowania ze sprzętem klasy premium, gdzie nie wystąpiły żadne kompromisy w kwestii budowy i jakości materiałów. Pitch wheel i mod wheel nie należą do moich ulubionych wydań tychże kontrolerów, ale są wygodne i spełniają swoje zadanie. Ribbon controller nie jest przeze mnie używany tak często, jak sądziłem. Jego powierzchnia to nieco siermiężna membrana a nacisk jakiego wymaga kontroler jest - przynajmniej dla mnie - nieco zbyt duży, przez co zdarza mi się tracić panowanie nad wysokością dźwięku, jeśli używam go w "thereminowym" stylu. Klawiatura to doskonały mechanizm, którego polifoniczny aftertouch jest specyficzny, jednak bardzo grywalny. Wyświetlacze są cudowne a oscyloskop, który widnieje na największym z nich sprawia, że praca z Hydrasynthem to uczta dla wszystkich zmysłów.

Rodzina potworów

Kilka miesięcy temu ASM zaprezentowało dwie nowe odsłony Hydrasyntha. Do debiutujących wcześniej wersji Hydrasynth Keyboard (49 klawiszy, wersja "classic") i Hydrasynth Desktop (biurkowa wersja, w której klawiatura została zastąpiona małymi padami) dołączył miniaturowy Hydrasynth Explorer (3 oktawowa klawiatura mini z aftertouch i sporą mobilnością, dzięki możliwości pracy na baterii - obecnie jest to chyba najpotężniejszy mini-synth na rynku)  i monstrualnych rozmiarów Hydrasynth Deluxe (73 klawisze z nowym, ulepszonym mechanizmem, podwójna polifonia, dwupoziomowy multitimbral). Każda z wersji znajduje swoich fanów i odpowiada na nieco inne potrzeby. Ashun Sound Machines nie poszli jednak śladem większości producentów i nie okroili silnika syntezy przy wprowadzaniu kolejnych, zwłaszcza tych mniejszych wersji - pliki brzmień są bowiem kompatybilne pomiędzy wszystkimi czterema wersjami Hydry a główny konstruktor i CEO ASM (Glen Darcey) zapowiedział, że firma ma w planie rozbudowywać silnik instrumentu i rozszerzyć jego możliwości do absolutnych granic zanim zdecyduje się wprowadzać na rynek nowy produkt. Muszę przyznać, że strategia godna jest podziwu i rzeczywiście, od niespełna dwóch lat syntezator znacząco się zmienił.

Podsumowanie

Mowa o sprzęcie nie dla każdego. Architektura jest skomplikowana i wymaga niemałej wyobraźni, a programowanie z początku rzeczywiście przypomina mityczną walkę z okrutną bestią. Co więcej, nawet weterani będą potrzebowali czasu by nauczyć się trudnej sztuki ujarzmienia Hydry. Mimo tego warto zacisnąć zęby i spędzić z nią trochę czasu - szybko okaże się, że jest to konstrukcja jedyna w swoim rodzaju. Doskonała jako przedmiot, doskonała jako instrument. W moim przypadku Hydra okazała się doskonałym kontrapunktem dla analogowych staruszków zamieszkujących studio. Ponadto czuję, że jej silnik nieustannie stymuluje mą kreatywność, a to cecha, którą w syntezatorach niezwykle szanuję. Jest to jeden ze sprzętów, którego z całą pewnością warto dotknąć - mowa o nowym kamieniu milowym w historii syntezatorów.

Star icon
Produkty miesiąca
Earthworks SR117 - mikrofon pojemnościowy wokalny
Sennheiser HD 490 PRO Plus - słuchawki studyjne
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó