IwasHomeAnyway

17.03.2017 
IwasHomeAnyway fot. fot. Jan Szewczyk

W naszych poszukiwaniach najciekawszych polskich producentów tym razem docieramy do Berlina, czyli miasta od wielu lat uważanego za nieformalną stolicę muzyki elektronicznej. Bartek Prosuł, który wspólnie z Nelą Szadkowską założył duet IwasHomeAnyway wyjechał do stolicy Niemiec aby studiować tam reżyserię dźwięku i produkcję muzyki. O tym w jaki sposób przełożyło się to na muzykę IwasHomeAnyway będziemy mieli okazje przekonać się już niebawem, kiedy nakładem Father And Son Records And Tapes ukaże się ich debiutancka EP-ka.

Zaczniemy może bardzo standardowo, czyli od pytania o to, w jaki sposób zawiązała się wasza współpraca.

Nela Szadkowska: Wszystko zaczęło się bardzo zwyczajnie i  niepozornie, bo poznał nas ze sobą nasz wspólny znajomy – Borys z zespołu Stonkatank i SUUMOO. Jakiś czas wcześniej Bartek pytał go, czy mógłby polecić mu do współpracy jakąś wokalistkę.

Bartek Prosuł: Rzeczywiście tak było. Od dłuższego czasu myślałem o pracy z damskim głosem, bo wydaje mi się on bardziej „plastyczny” niż męski. Wstępne szkice numerów spotkały się z aprobatą Neli, więc zdecydowaliśmy się stworzyć razem projekt.

To o tyle ciekawe, Nela, że to pierwszy muzyczny projekt, w którym uczestniczysz, a jednak to ciebie polecono Bartkowi.

NS: To prawda, projekt IwasHomeAnyway jest moim absolutnym debiutem, choć wcześniej zdarzało mi się wrzucać spontanicznie nagrane wokale na mój Soundcloud. Z dwiema przyjaciółkami ze studiów stworzyłyśmy nawet girlsband, niestety po kilku próbach zabrakło nam czasu i motywacji. Niemniej jednak na żywo usłyszeć mnie mogli tylko bardzo bliscy znajomi, przy których czułam się komfortowo. Zaliczał się do nich wspomniany wcześniej Borys, który od lat namawiał mnie, żebym – jak to się mówi – „wyszła z cienia”.

Trudno było ci otworzyć się przed Bartkiem?

NS: Muszę przyznać, że nasze pierwsze spotkanie nie wyglądało zbyt obiecująco. Najtrafniej określiłabym je jako łzawe... Byłam tak zablokowana, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Po raz pierwszy w życiu śpiewanie nie sprawiło mi żadnej przyjemności. Bartek otrzymał nakaz stania na korytarzu i wchodził do studia jedynie w celu odsłuchania moich nagrań. Impulsem do spróbowania sił w muzyce był zamach w Paryżu, który spędziłam zamknięta w restauracji oddalonej zaledwie o 300 metrów od Le Petit Cambodge, gdzie doszło do pierwszej strzelaniny. Jakkolwiek infantylnie to zabrzmi, uświadomiłam sobie wtedy, że życie pisze czasem własne scenariusze, a moje „kiedyś” nie musi wcale nadejść. Dwa miesiące później skontaktował się ze mną Bartek i postanowiłam podjąć to wyzwanie, choć trudnych momentów miałam przynajmniej kilka. Sen z powiek spędzała mi perspektywa zagrania koncertu przed publicznością. Na szczęście mieliśmy spory odstęp czasu między nagrywaniem materiału  a występem w ramach Warsaw Music Week. Pozytywne recenzje naszej EP-ki pomogły mi zwalczyć stres, przynajmniej w pewnym stopniu. Proces oswajania się ze sceną trwa oczywiście nadal, ale jednocześnie zauważam, że zaczyna mi tego brakować. Wszystko zmierza więc w dobrym kierunku. Kiedy z perspektywy roku przypominam sobie nasze początki, wywołuje to u mnie nawet lekki uśmiech.

A ty Bartek, jak wspominasz te pierwsze godziny w studiu z Nelą?

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

BP: Rzeczywiście nie było to najprostsze zadanie, gdyż jestem zwolennikiem bardzo szybkiej pracy i często decyduję się na pozostawienie w utworze pierwszych, nawet odrobinę nieudanych podejść. Przygotowałem się jednak do tego spotkania mentalnie i wyzwoliłem w sobie wiele pokładów wyrozumiałości.

O tobie nie możemy powiedzieć, że jesteś debiutantem, choć skutecznie usunąłeś z internetu wszystkie swoje wcześniejsze produkcje.

BP: Szczerze mówiąc, były to prace, z którymi dzisiaj w ogóle się nie utożsamiam. Zauważam też, że kiedyś brakowało mi pewności siebie i choć ten niepokój czasami wraca, to jednak dzisiaj jestem daleko bardziej dojrzały jako producent. Traktuję moją muzykę i towarzyszące jej nawyki, niezależnie, czy dotyczy to słuchania, czy produkowania, permanentnym terrorem rewolucji. W pewnym momencie zdecydowałem się przeprowadzić do Berlina, żeby studiować tam reżyserię dźwięku i produkcję muzyki. Dziś jestem już pewny tego, co chcę zrobić z dźwiękiem i wiem, że moje umiejętności na tej płaszczyźnie urosły do stopnia, w którym potrafię zrobić z nim, co tylko zechce.

To właśnie studia dały ci pewność, o której mówisz?

BP: Nie, dałem to sobie sam, spędzając niezliczone godziny pracy nad dźwiękiem, czy to miksując utwory innych artystów, czy tworząc moje autorskie produkcje. Oczywiście cały czas słuchałem bardzo dużo różnej muzyki, która otwierała mnie na nowe kierunki i inspirowała do różnych poszukiwań.

Co w takim razie uzyskałeś dzięki szkole, do której uczęszczasz?

BP: Studiuję w dBs Music Berlin i z tego co wiem, jej pierwszy oddział został otwarty w Bristolu, bo w ogóle jest to szkoła brytyjska. Aspektem, który cenię chyba najbardziej, jest możliwość poznania całej masy interesujących ludzi, w zasadzie z całego świata. Bardzo wiele dzieje się właśnie na płaszczyźnie współpracy pomiędzy tymi osobami – ja otworzyłem się na pewnych polach, które do tej pory były mi raczej obce, jak np. muzyka eksperymentalna.

A co jeśli chodzi o same zajęcia?

BP: Oczywiście wiedza, którą otrzymujemy na zajęciach, jest nie do przecenienia. Aktualnie trwają zajęcia z masteringu prowadzone przez inżyniera, który pracował m. in. dla Black Eyed Peas i Wu Tang Clanu. Do dyspozycji mamy bardzo dużo sprzętu – od mikrofonów (m. in. Coles’y 4038 + 4071B Bluebird czy Neumann TLM 103) przez klasyczne Universal Audio 6176, xpressor elysia, samplery, drum maszyny, kaoss pady, syntezatory m. in. Arp Odyssey czy modularne synthy takie, jak Doepfer A-100. Lista jest naprawdę bardzo długa. Każdy moduł kończy się projektami do wykonania. Ja zrealizowałem sesję  nagraniową zespołu DrewnoFromLas, który gra juke/footwork na żywych instrumentach. Generalnie jestem bardzo zadowolony, choć zmuszają nas też do rzeczy, których w normalnych warunkach nigdy bym nie robił, jak np. praca w Pro Toolsie.

NS: Studia Bartka niosą za sobą także jedno, bardzo istotne udogodnienie, jakim jest nieograniczony w zasadzie dostęp do profesjonalnego studia nagrań. I to nie byle jakiego, bo historycznego  Funkhausu. Na miejscu możemy korzystać zarówno z pianina, jak i innych pomocnych sprzętów. Nie musimy mieć ze sobą praktycznie niczego. No, może oprócz komputera Bartka i mojej czekolady. 

Bartek, wcześniej wspominałeś, że tę pewność siebie dały ci godziny spędzone w studiu, m. in. nad miksem utworów innych artystów. To jest coś, czemu chciałbyś się w przyszłości poświęcić?

BP: Na pewno nie chcę się ograniczać. W tej chwili nieszczególnie widzę się wyłącznie w roli realizatora, ponieważ na pierwszym miejscu stawiam jednak produkcję. Lista marzeń do spełnienia jest jednak długa, m. in. tworzenie muzyki do teatru i filmu, tudzież założenie własnego labelu czy kolektywu, nad czym obecnie pracuję z moim przyjacielem z Włoch.

Pomówmy zatem o produkcji. Który jej etap sprawia ci najwięcej przyjemności?

BP: Ostatnio bardzo lubię bawić się saturacją i kompresją na wielu poziomach, szczególnie modyfikując perkusję i stopy basowe. Często nakładam różne „niepoprawne” efekty na stopy, np. arp czy flanger. Dużo poszukuję, chcąc wywołać efekt, który sprawia, że utwór wydaje się być „na wyciągnięcie ręki”. Poszukuję bliskiego dźwięku, manipulując przestrzeniami. Ostatnio zastanawiam się nad zakupem oldskulowego tape recordera, przez który przepuszczałbym nasze numery. Trochę na wzór beatmakerów z LA, którzy często w ten sposób uzyskują ciekawe brzmienie lo-fi. Wychowałem się na takiej stylistyce, więc jest mi tym bardziej bliska.

Te inspiracje miały wpływ na wybór narzędzi, przy pomocy których tworzyłeś swoje pierwsze utwory?

BP: Na początku były to bardzo proste urządzenia, jak np. AKAI MPC Renaissance. Wyrosłem na amerykańskim hip hopie, więc zawsze bardzo chciałem mieć na własność jakiś sampler. Kiedy jednak poznałem programy takie, jak Logic czy Ableton, szybko go porzuciłem – zacząłem dostrzegać jego ograniczenia. Poza tym w moim życiu zawsze obecne było pianino i fortepian. Tak naprawdę, to wszystko zaczęło się właśnie od klawiszy, które towarzyszą mi do dzisiaj. Raczej nie korzystam z innych narzędzi zewnętrznych. Nagrywam żywe instrumenty (jak perkusja czy rzeczone pianino) i staram się opierać moje utwory na żywych i organicznych dźwiękach.

Jakiś czas temu w Polsce pojawiło się sporo synth popowych zespołów, ale Wy raczej nie pasujecie do tego zbioru.

BP: Wszystko zaczyna się od podejścia, a my nie mamy ambicji, żeby robić elektro pop czy synth pop.

NS: Dokładnie, chyba w ogóle się nie ograniczamy, choć przyznaję, że były momenty, kiedy eksperymenty Bartka osiągały poziom trudny do zaakceptowania nawet dla mnie. Wtedy szukaliśmy kompromisu. Do tej pory zresztą nie przychodzi mi do głowy żaden zespół czy producent, do którego moglibyśmy się porównać. Może poza Arcą, ale to też raczej luźne nawiązanie. Czerpiemy inspirację z tak wielu gatunków, że nasza muzyka jest trochę na granicy wszystkiego. Kolejna różnica to podejście do social media, traktujemy je z przymrużeniem oka. Z konta na Facebooku od początku planowaliśmy zrezygnować, jednak zdaliśmy sobie sprawę, że w dobie internetu i na tym etapie rozwoju  od tego nie uciekniemy. Mam jednak cichą nadzieję, że kiedyś będziemy mogli je zamienić na własną stronę internetową wzorem boysdontcry.com.

To, o czym mówisz, wiąże się też z dość specyficzną estetyką, do której się odwołujecie.

NS: Mnie osobiście najbliżej do minimalizmu, ale jak mówiłam, nasza muzyka jest taką hybrydą, że  postanowiliśmy przełożyć te wrażenia również na stronę wizualną. Stąd przypominająca kolaż okładka naszej EP-ki czy patchworkowe wideo do „N WAR” stworzone przez Justynę Wierzchowiecką. Źródłem pomysłów jest zarówno szeroko rozumiany mainstream, jak i sztuki wizualne, czyli malarstwo, instalacje czy fotografia. 

BP: Myślę, że samą muzyką można powiedzieć dużo więcej niż za pomocą słów. Traktuję ją jako personalnie przetworzoną otaczającą mnie rzeczywistość. Jeżeli zaś chodzi o strukturę wokali i przestrzenie, które pojawiają się w naszych utworach, to rzeczywiście inspiracje wychodzą poza muzykę i sięgają do fotografii, architektury czy malarstwa. Zresztą pierwszy utwór z EP-ki nosi tytuł „Basquiat”.

To wszystko słychać na EP-ce, gdzie dominuje taki surowy klimat.

NS: Nie wiem, czy określiłabym naszą muzykę jako surową... chyba, że pod określeniem „surowa” rozumieć „wymagająca” (śmiech). Na pewno czasem może pojawić się swego rodzaju dyskomfort podczas słuchania IwasHomeAnyway. W końcu nie są to numery, które łatwo wpadają w ucho i posiadają przewidywalną strukturę. Mamy raczej marne szanse na stworzenie szlagieru...

BP: Ja jestem dużym fanem muzyki pełnej mniej lub bardziej zaplanowanego błędu i niepowodzenia. Nasza muzyka na pewno będzie ewoluować i przybierać zagadkową formę z kategorii „pomiędzy”. Jesteśmy oczywiście na wczesnym etapie poszukiwań, które - jak sądzę - nigdy się nie skończą.

Oby tak było. Na płycie dołączonej do tego numeru EiS znajduje się nagranie wideo z Waszym występem na żywo. Tego numeru, który zaprezentowaliście, nie ma na Waszej EP-ce?

NS: Tak, „Glass to Crystal” powstało w wakacje, a więc już po skończeniu całej EP-ki. Graliśmy go jednak od początku na naszych koncertach, chociaż brzmiał tam nieco inaczej. Na potrzeby tego wideo zrobiliśmy jednak użytek z pianina i nadaliśmy mu bardziej intymną formę. Koncerty są zdecydowanie bardziej energetyczne, na co wpływa obecność basisty, którego – niestety – na nagraniu nie ma.

BP: Co do samego grania na żywo: powoli systematyzujemy nasze pomysły. Chcemy, żeby jak najwięcej rzeczy było naprawdę granych na żywo.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
kwiecień 2017
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Earthworks SR117 - mikrofon pojemnościowy wokalny
Sennheiser HD 490 PRO Plus - słuchawki studyjne
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó
Estrada i Studio Newsletter
Krótko i na temat, zawsze najświeższe informacje