01.09.2017 
Tutti Harp

Po Mateuszu Rosińskim (wrong dials) oraz Błażeju Królu mamy przyjemność zaprezentować sylwetkę kolejnego producenta związanego z Gorzowem Wielkopolskim. Tutti Harp poza kilkoma produkcjami wydanymi przez oficynę Dym Records zawiązał również współpracę ze skandynawskim Purlieu Recordings, gdzie wydał bardzo ciekawą EP-kę „Chmury”. Opowiedział nam o swojej przerwanej edukacji muzycznej oraz zdradza kto najmocniej dopinguje go do nagrywania nowych utworów i grania na żywo.

Dlaczego nie posiadasz profilu w social media?

Tutti Harp: W niedalekich planach mam założenie fanpage'a, bo wiem, że w dzisiejszych czasach ciągłe generowanie nowych informacji, czyli de facto produkowanie spamu, to konieczność. Generalnie jednak staram się od tego stronić, np. od kilku miesięcy mam telefon, którego używam w zasadzie jedynie jako budzika. Jak widzę na ulicy te głowy pochylone w kierunku ekranów telefonów, to robi mi się po prostu niedobrze…

Znak czasów. Duże wrażenie zrobił na mnie ostatni klip Moby’ego „Are you lost in the world like me?”, w którym bardzo dobitnie przedstawiono efekty przykładania zbyt dużej wagi do najnowszych zdobyczy technologii.

Tak, widziałem ten teledysk i rzeczywiście jest przerażający, ale niestety, również prawdziwy. Polecam wszystkim obejrzenie animacji „Cream” Davida Firtha, która w jeszcze dobitniej pokazuje apokaliptyczną wizję naszego świata. Ludzie stają się powoli niewolnikami nowych technologii i każdy z nas może zaobserwować to w swoim najbliższym otoczeniu – u mnie w pracy, podczas przerwy, jedynie ja nie jem posiłku z telefonem w drugiej ręce. Nieważne jak absurdalnie to brzmi, ale absolutnie nikt nie podnosi wzroku znad telefonu i nie próbuje nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z drugim człowiekiem. Osobiście uważam, że to tragedia, bo ludzie są coraz bardziej „odklejeni” od życia tu i teraz, a w zamian wybierają nierealny, wirtualny świat. A wracając jeszcze do mojej nieobecności na Facebooku, to pomimo niej istnieję, gram koncerty i daję teraz tobie ten wywiad, więc jakimś sposobem mnie znalazłeś. Wiadomo, że ten „spam” w dzisiejszych czasach to podstawa, żeby jakoś zaistnieć w środowisku polskiego niezalu, ale tak naprawdę, jeśli ktoś szuka interesującej go muzyki, to zawsze ją znajdzie. Nakład mojej ostatniej kasety „Tła II” dość szybko się wyczerpał, a duża jego część trafiła do odbiorców poza granicami Polski. Istnieje więc życie bez social media.

A jak to się w ogóle stało, że zająłeś się muzyką?

Moja przygoda z muzyką zaczęła się od szkoły muzycznej. W drugiej klasie szkoły podstawowej zdecydowałem się na naukę gry na gitarze klasycznej, jednak porzuciłem ten pomysł po czterech latach – zupełnie mnie nie kręciło uczenie się teorii i historii muzyki klasycznej. Wtedy kupiłem sobie gitarę elektryczną oraz multum efektów gitarowych. Moim ulubionym efektem na tamte czasy był DL4, czyli delay i looper w jednym od Line 6. Miałem też FM4 Filter Modeler od tego samego producenta, który symulował dźwięk syntezatora oraz kolejny looper – BOSS RC3 z wbudowaną pamięcią, dzięki czemu mogłem zapisywać swoje pomysły. Pamiętam, że pierwszy efekt kupił mi Tata za jakieś 20 złotych na rynku w Gorzowie… Był to Exar Flanger i do dzisiaj bardzo miło go wspominam. Reszty nie pamiętam, bo miałem nawyk sprzedawania i testowania nowych „pudełek”. Na pewno przewinęło się jeszcze kilka reverbów takich, jak Holy Grail od EHX czy Verbzilla od Line 6. Tak krok po kroku, głównie za sprawą tych efektów gitarowych zacząłem coraz bardziej interesować się muzyką elektroniczną. Pierwszym zespołem, którego twórczością się pasjonowałem było Radiohead, czyli właśnie połączenie muzyki gitarowej z elektroniką. Mogę powiedzieć, że do dzisiaj jestem fanem tej kapeli. Tak samo moje podejście do muzyki zmienił Aphex Twin i inni „kosmici”, jak chociażby Autechre. Zawsze zastanawiałem się, w jaki sposób tworzyli oni tak skomplikowaną muzykę.

Czyli ten aspekt techniczny był dla ciebie od zawsze ważny?

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Tak, i nadal w tym wszystkim najbardziej kręci mnie odpowiedź na pytanie, w jaki sposób danemu artyście udało się nagrać tak świetny kawałek lub cały album. Daje mi to dużo motywacji i bardzo inspiruje. Z czasem zacząłem wyszukiwać coraz więcej informacji na temat syntezatorów i samplerów w internecie. W ten sposób trafiłem na kanał Jexusa, który robi świetne dema synthów. I tak właśnie się tym zaraziłem. Wtedy kupiłem mój pierwszy syntezator, czyli Alesis Micron. Wiadomo, typowa cyfra z syntezą FM oraz dobrą symulacją brzmienia analogowego.

Jakie są według ciebie największe zalety tego sprzętu?

Jego dużym plusem jest sekwencer i ogromne możliwości kreowania brzmień. Moim zdaniem, to jeden z lepszych cyfrowych syntezatorów w tym przedziale cenowym. Potem nabyłem desktop Waldorf Blofelda – świetny syntezator z wielkimi możliwościami. Niestety po dwóch latach się popsuł, więc wróciłem do Microna.

Z perspektywy czasu, czy dobrze oceniasz swoją decyzję o zrezygnowaniu z dalszej edukacji muzycznej?

Szczerze mówiąc, odrobinę żałuję, że odpuściłem, ale byłem wtedy po prostu młody i głupi. Na gitarze gram do dzisiaj, również na klasycznej, więc tak naprawdę nie chodziło o samą naukę gry na instrumencie. To, co przeszkadzało mi najbardziej, to kształcenie słuchu i cała teoria. Uciekałem z zajęć i spędzałem czas w pobliskim sklepie muzycznym, gdzie mogłem pograć na gitarze, perkusji i instrumentach klawiszowych. Tam też poznałem bardzo wielu ciekawych ludzi, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. Mam jeszcze w planach nagranie płyty opartej na gitarze połączonej z syntezatorami –  same arpeggia na synthach i gitarze oraz pady. 

Umiejętności nabyte w szkole przydają ci się również dzisiaj?

Tak, te doświadczenia ze szkoły muzycznej, szczególnie właśnie z nauki gry na gitarze, są mi dziś bardzo pomocne. Bez nich prawdopodobnie nie robiłbym już muzyki. Od niedawna znowu gram na gitarze, a sporo efektów kupiłem od Błażeja Króla, który akurat robił porządki w swojej graciarni. Chciałbym też wspólnie ze znajomymi założyć zespół gitarowy, w którym moglibyśmy się wyżyć i wyrzucić z siebie trochę złych emocji.

Pamiętam, jak Mateusz Rosiński (wrong dials) opowiadał mi, że w Gorzowie niewiele się dzieje i generalnie ciężko jest coś zorganizować. Okazuje się jednak, że można, bo np. niedawno odbył się festiwal organizowany przez Dym Records, a przecież bardzo aktywny jest też wspominany przed chwilą Błażej Król.

Od czasu twojej rozmowy z Mateuszem dużo się zmieniło. Jest coraz większe grono osób, które interesuje się nową muzyką i tym całym klimatem, aczkolwiek dla większości ludzi nadal jest to pewnego rodzaju „dziwadło”. W Gorzowie jest w zasadzie tylko jedno miejsce, gdzie można zorganizować koncerty (czy inne tego typu imprezy) i jest to CKN Centrala. Nie zmienia to jednak faktu, że niekiedy naprawdę fajne eventy również nie przyciągają publiczności i sale świecą pustkami. Natomiast jeżeli chodzi o Dym Festiwal, to jest to głównie zasługa Mateusza Rosińskiego i Fabiana Błaucika. Wiele osób uważa, że w dziedzinie muzyki, to do tej pory nic lepszego w Gorzowie się nie wydarzyło. A co do Błażeja, to znamy się już od kilku lat i jakoś tak się złożyło, że od dwóch pracujemy razem w korpo w jednym dziale. To niesamowite, bo pamiętam, jak słuchałem pierwszej płyty UL/KR i zrozumiałem, że można robić dobrą muzykę nawet w Gorzowie. Wtedy też powoli zacząłem „dłubać” jakieś swoje rzeczy.

Dzisiaj pewnie też motywuje cię do działania.

Oczywiście, odkąd pracujemy razem, przesyłam mu moje rzeczy, a on zawsze je przesłucha i oceni. Błażej namawiał mnie, żebym nagrywał coraz więcej i zmotywował mnie też do grania na żywo. Bardzo szanuję to, co robi, bo naprawdę jest perfekcjonistą, a jednocześnie nagrywa płyty w bardzo szybkim trybie. Jakiś czas temu zaczęliśmy coś wspólnie kombinować – nagraliśmy kilka utworów, ale na razie brakuje nam po prostu wolnych chwil, aby popchnąć to dalej.

Porozmawiajmy o twoim studiu. Powiedziałeś, że wróciłeś do gry na gitarze, ale na twoich ostatnich wydawnictwach tego instrumentu jeszcze nie ma.

Do gry na gitarze wróciłem dopiero kilka miesięcy temu po dłuższym jej zaniedbywaniu. W niedalekiej przyszłości zapewne ten stan ulegnie zmianie. Odnośnie mojego studia: aktualnie korzystam z analogowych syntezatorów i automatów takich, jak Mother-32 Mooga czy MFB Tanzmaus, ale też ze wspominanego, cyfrowego Alesis Micron. Mooga uwielbiam za jego brzmienie i świetny, bardzo intuicyjny sekwencer. Do tego cenię sobie możliwość połączenia go z innymi narzędziami, jak np. z Make Noise Co. 0-COAST, na którego aktualnie poluję. Z kolei MFB Tanzmaus kupiłem z czystej ciekawości, ponieważ nigdy nie miałem drum maszyny. Jest świetny – posiada bardzo „tłuste” analogowe brzmienie. Często przepuszczam go jeszcze przez przester Bossa Blues Driver i wtedy brzmi naprawdę super. Co prawda, jest trochę nieporęczny w obsłudze, szczególnie przy graniu live, ale ta drobna niedogodność nie przesłania jego niewątpliwych zalet. Cieszy mnie za to nowy OS do Tanzmausa, który daje możliwość wgrywania swoich własnych sampli.

W jaki sposób osiągasz brzmienie, które Cię satysfakcjonuje?

Często przepuszczam całość przez magnetofon kasetowy Tascam 414II. Lubię też przegrywać gotowe kawałki na różne kasety, niekoniecznie te dedykowane, żeby uzyskać jak najciekawsze brzmienie. Lubię w ten sposób eksperymentować ze starymi kasetami, bo nigdy nie wiadomo, jak dany kawałek będzie brzmiał na danej taśmie, co wprowadza pewien element zaskoczenia.

A co jeśli chodzi o DAW?

Pracuję na FL Studio ze względu na jego intuicyjność oraz prostotę w użyciu. Już od dłuższego czasu przymierzam się do zmiany programu na Abletona, ale jak na razie wstrzymuję się z tym, gdyż zwyczajnie nie chce mi się uczyć wszystkiego od nowa. Co do samej edycji, to nie ma reguły – najnowszy materiał nagrałem na sprzęcie, a później wycinałem kolejne drobne kawałki i układałem je „na słuch”. Zdarza mi się pracować  na tzw. „klockach” w FL, ale taka praca nie sprawia mi przyjemności… Wszystko jest wtedy zbyt dokładne i dopieszczone. Jeżeli chodzi o wtyczki VST, to najczęściej używam wtyczek Korga np. MS-20, ale tak samo uwielbiam Polysixa. Często używam również Bionic Delay od The Interrupter, który - jak na wtyczkę - ma ciekawe analogowe brzmienie oraz GS-20,1 czyli kopii taśmowego echa Rolanda (również przydaje się jako reverb). Moim nowym odkryciem jest jeszcze TC Electronic Ditto X4 Looper, który ma wejście midi, więc mogę go zsynchronizować z całym sprzętem oraz gitarą. Szczerze mówiąc, niezbyt rozumiem spór o wybór pomiędzy środowiskiem cyfrowym a analogowym. Tak naprawdę, jeżeli ma się wyobraźnię, pomysł i chęci, to wystarczy komputer – naprawdę można zrobić na nim dosłownie wszystko. Moją pierwszą EP-kę, którą nagrałem dla skwer.org jako Meltphase, zrobiłem na dyktafonie kupionym za 2 funty w UK. To dość dawne dzieje, bo miałem wtedy jakieś 17-18 lat i stawiałem wtedy swoje pierwsze kroki w nagrywaniu muzyki.

Wymieniłeś sporo narzędzi i sprzętu, z którego korzystasz podczas pracy studyjnej, przejdźmy teraz do twoich występów na żywo. Co masz ze sobą na scenie podczas live actu?

Aktualnie do  grania na żywo używam głównie Tascama 414mkII, który służy mi jako mikser oraz taśmowy sampler. Takimi podstawowymi instrumentami są natomiast Mother-32 Moog oraz Alesis Micron. Pierwszego używam do różnego rodzaju dziwnych glitchów czy basów, a drugiego pod pady. Właśnie on jest też przetwarzany przez efekty: Behringer EM600 Echo Machine, Behringer RV600 Reverb Machine oraz TC Electronic Ditto X4 Looper. Powoli dążę do tego, aby grać tylko i wyłącznie na sprzęcie analogowym. Razem z moim przyjacielem powoli zaczynamy nowy projekt „Próżnia”, który skupia się głównie na improwizowaniu na maszynach bez użycia komputera. Muzycznie można się spodziewać mocnego, melodyjnego lo-fi techno.

Wspominaliśmy już Mateusza Rosińskiego, założyciela oficyny Dym Records, gdzie ukazują się twoje wydawnictwa. Rozumiem, że poznaliście się, bo mieszkacie w tym samym mieście?

Tak naprawdę to Mateusz znalazł mnie na portalu Soundcloud, wtedy jeszcze istniało wydawnictwo Please feed my records. Nagrałem dla tego labelu jeden utwór jako Meltphase, który ukazał się na kompilacji prezentującej różnych producentów współpracujących z tą oficyną. Wcześniej kojarzyłem go tylko z imprez organizowanych w Centrali, gdzie często grał dj sety. Później Mateusz zapytał mnie i kilku lokalnych producentów, czy chcielibyśmy  zaangażować się w nową inicjatywę i tak pokrótce powstał Dym.

Teraz rozpoczynasz też współpracę ze szwedzką wytwórnią Purlieu Recordings. Jaki materiał zostanie tam wydany?

Rzeczywiście, na jesieni planuję wydać tam kasetę pt. „Chmury”. Label Purlieu Recordings  powstał niedawno, a założył go jeden z członków ambientowego projektu Thet Liturgiske Owäsendet. Ich muzykę poznałem jakiś rok temu, jak wypuścili płytę „Catalina” wydaną przez Lobster Sleep Sequence, czyli sub label dobrze mi znanego Lobster Theremin. Dziwnym trafem ludzie z Purlieu Recordings znaleźli moją muzykę na Bandcampie i zaproponowali mi wydanie mojej nowej EP-ki u siebie. Muzycznie będzie nieco inaczej niż zwykle – trochę ambientu, off-beatu, polirytmii, a wszystko doprawione dubowym klimatem. Będzie to więc propozycja nieco bardziej eksperymentalna.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
wrzesień 2017
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó