Łukasz Pawlak

01.01.2018  | Piotr Lenartowicz
Łukasz Pawlak

Requiem Records to wytwórnia, która istnieje na rynku od przeszło 20 lat. W ich bardzo szerokim katalogu obok siebie figurują m.in. archiwalne nagrania Eugeniusza Rudnika, muzyka tradycyjna Remka Hanaja czy punk-rock Pancernych Rowerów. Z Łukaszem Pawlakiem, założycielem wytwórni, cofamy się do czasów festiwalu w Jarocinie, zinów (będących jedynym źródłem wiedzy o muzyce niezależnej) oraz producentów, którzy tworzyli swoje pierwsze urządzenia dzięki wskazówkom z gazety "Młody Technik".

Obserwujemy dzisiaj ogromną nadpodaż muzyki, powstawanie kolejnych wytwórni nikogo nie dziwi, a dzięki coraz bardziej intuicyjnym programom liczba osób próbujących swoich sił w produkcji stale rośnie. Czy nasze obecne czasy można w ogóle porównywać z okresem w którym zakładałeś Requiem Records?

Łukasz Pawlak: W latach 90. wszystkiego było mało, a jeśli już pojawiło się coś, co było w jakiś sposób inne, to każdy musiał to mieć. Wtedy zawiązywały się legendarne zespoły i powstawały legendarne płyty –  myślę, że teraz trudno osiągnąć taki status. Być może trochę idealizuję tamten okres, ale pamiętam go jako czas, w którym tzw. underground wyglądał jeszcze bardzo spójnie: nie było tych kast i podziałów tak, jak dzisiaj. Czuć było, że to jedna, wspierająca się nawzajem załoga. Obecnie wszystkim rządzi biznes a tzw. „niezal” stracił swojego ducha.

To poczucie wspólnoty zadecydowało o tym, że postanowiłeś założyć swoją wytwórnię?

Odkąd pamiętam, zawsze musiałem czymś się interesować (choćby modelarstwem czy – po dzień dzisiejszy – komiksem), ale dopiero jak trafiłem do liceum, w moim życiu pojawiła się muzyka. Pochodzę z Ostrowa Wielkopolskiego, zatem niedaleko od Jarocina i Festiwalu, na którym byłem pierwszy raz w 1990 roku. Tam spotkałem wydawców zinów, kaset i ... od razu przepadłem bez reszty. To był czas odkrywania i szukania, zdobyłem wtedy dużo nagrań z ówcześnie działających wydawnictw, m. in. z Anti–Musik Der Landsh, ARS 2, B.N.exp, WAT i Obuh’a. Wszystko to było dla mnie bardzo ważne, bo pozwoliło mi się określić i ugruntowała mój sposób widzenia świata. Z perspektywy lat dochodzę do wniosku, że to, jak dzisiaj wydaję muzykę, wtedy miało swój mentalny początek.

No właśnie, jak dzisiaj wspominasz tamten okres, w którym zaczynałeś swoją działalność wydawniczą?

Tych wspomnień i historii jest bardzo wiele. Niektóre dość zabawne, jak ta związana z przegrywalnią kaset magnetofonowych w Piekarach Śląskich. W tamtym momencie królowało disco-polo – była to „pierwsza fala” popularności tej muzyki i rzeczona firma pracowała bez przerwy na 3 zmiany. Pojechałem tam z zamiarem nagrania 40 kaset mojego projektu The Raport i - jak można się domyślić - pracownicy nie potraktowali mnie poważnie. Na szczęście, niedaleko firmy mieściły się delikatesy, w których kupiłem odpowiednie produkty i ostatecznie udało się nam dogadać. W ten sposób powstało pierwsze, regularne wydawnictwo Requiem Productions Records, bo tak brzmiała pierwotna nazwa mojej oficyny. Był to box z wyborem nagrań z lat 93-94 pod tytułem „Publikacje”.  Nakład wyniósł 40 kaset, a opakowanie przypominało pudełko czekoladek.

Poza wydawaniem zajmowałeś się też tworzeniem autorskiej muzyki.

To prawda. W liceum zacząłem tworzyć różne kolaże przy pomocy magnetofonów „jamników”. Bawiłem się tymi taśmami, ale zupełnie bez wiedzy – totalny spontan i noise. Pamiętam, jak zepsułem ojcu gramofon, kiedy mechanicznie zapętliłem płytę Gershwina, by uzyskać loopy. Miałem też znajomych w zespole grającym disco polo i chłopaki w połowie lat 90. mieli sampler. To była dla mnie duża rzecz. Poszedłem do nich z próbkami na kasetach, a oni mi to zsamplowali, dzięki czemu miałem do dyspozycji poszczególne ślady. Taki pierwszy, jeszcze bardzo eksperymentalny projekt, to wspominany The Raport, następnie był Nemezis, który ewoluował z kolażowego industrialu w kierunku elektroniki. W pewnym momencie pojawił się komputer i wtedy zaczęło się to wszystko zmieniać.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

W tamtym okresie internet dopiero raczkował. W jaki sposób można było docierać do takiej „niepopularnej” muzyki?

Rzeczywiście z tym było zdecydowanie trudniej niż dzisiaj, ale oprócz wspominanych już wydawców zinów pojawiały się też takie postacie, jak choćby Maciej Chmiel, który puszczał interesującą muzykę w radiu. Było pismo BRUM, w którym Rafał Księżyk czy Tomasz Zrąbkowski recenzowali kasety, jakie wtedy wydałem. Poza tym pojawiały się tytuły takie jak Informator (Henia Palczewskiego), TOT-ART, QQRyQ, Antena Krzyku, Ibidem / Anxious czy Wiatry Piekieł. Wydawcy wysyłali tam swoją muzykę, a redaktorzy ją opisywali. W ten sposób każdy zainteresowany nową muzyką mógł się o niej czegoś dowiedzieć.

Wiele z projektów opisywanych na łamach tych periodyków dzisiaj ukazuje się nakładem Requiem w ramach Archive Series. Dlaczego ciągle przypominasz o tamtych kapelach?

Chciałbym pokazać, że muzyka alternatywna w naszym kraju nie pojawiła się dopiero wraz z komputerami i nagraniami z zagranicy, ale była również tworzona tutaj – we Włocławku, Sanoku, Gliwicach, Dębicy czy Świdniku. W każdym z tych miejsc znalazł się ktoś, kto czytał „Młodego Technika” i budował prymitywne generatory lub znajdował na śmietniku różne przedmioty, z których tworzył zestaw perkusyjny. Dla mnie to wspaniałe, że dzisiaj, po 20 latach, udaje mi się dotrzeć do członków tych zespołów, które od długiego już czasu nie są aktywne muzycznie i przypomnieć ich historię.

Poza tą serią wydajesz również muzykę współczesną i elektroniczną.

Tak, spektrum jest dość szerokie, być może niekiedy aż za bardzo. Ten rok jest dla mnie swoistym zatrzymaniem i uporządkowaniem wielu spraw – planuję, aby ten katalog był bardziej jednolity. Chciałbym wydawać kilka płyt w roku i koncentrować się na dotarciu z nimi do jak najszerszego grona słuchaczy. Requiem, które działa nieprzerwanie od ponad 20 lat, jest pasją mojego życia. I choć nie ma w tym zbyt wiele zdrowego rozsądku, to nie zamierzam z tego rezygnować.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
grudzień 2017
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Sennheiser MD 421 Kompakt
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó