ADZ - Wszelkie granice można dowolnie przesuwać

ADZ - Wszelkie granice można dowolnie przesuwać

Od 10 lat aktywnie działa na polskim rynku muzycznym, a jego produkcje wielokrotnie przekraczały barierę kilkunastu milionów odtworzeń na Spotify. Moim dzisiejszym gościem jest nie kto inny jak ADZ, który opowiedział mi trochę o byciu samoukiem, o wychodzeniu ze swojej strefy komfortu oraz o planach związanych z karierą wokalną. Zapraszam do lektury.

Rozmowa
Mateusz Kiejnig
2024-09-12

Branża muzyczna to chyba nie najłatwiejszy orzech do zgryzienia?

Niestety, to trochę prawda. Jeśli nie masz pozycji, nie możesz sobie pozwolić na pełną swobodę twórczą. Musisz brać pod uwagę, czego chcieliby słuchacze, choć nie powinno to oznaczać przekraczania własnych granic. Ważne jest, żeby znaleźć balans między byciem w zgodzie ze sobą a spełnianiem oczekiwań słuchaczy, co jest dość trudne. Tak to trochę działa, choć w sumie popycha to do wychodzenia z własnej bańki, co też jest dobre. Eksperymentowanie pozwala na powstawanie nowych odłamów muzycznych, bo przecież każdy nowy gatunek muzyczny wywodzi się z innego. Ktoś musiał eksperymentować i przekraczać granice w procesie twórczym. Trzymanie się schematu oczywiście nie jest złe, bo można się super rozwinąć w danym gatunku, ale trzeba też znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Bycie zamkniętym w jednym stylu pozwala uzyskać klarowną perspektywę i zrozumieć jak funkcjonuje całe otoczenie, natomiast dobrze jest czasem wyjść z tego pudełka i zaczerpnąć trochę inspiracji.

Zaczerpnąć trochę inspiracji, by potem znowu zamknąć się w swoim pudełku.

Dokładnie. I zawsze to będzie tak działało moim zdaniem. Z biegiem czasu zmienia się tylko forma, bo muzyka ewoluuje, ale zasada pozostaje ta sama. W procesie twórczym nie powinno się z góry zakładać, jaki będzie końcowy efekt. Po drodze wszystko może się zmienić nawet dziesięć razy i może wyjść jeszcze lepiej, niż się początkowo zakładało.

Ty w sumie w tym procesie twórczym też już jesteś parę ładnych lat.

Tak, w tym roku minęło 10 lat odkąd zacząłem aktywnie działać w muzyce. Jednak moja przygoda z muzyką zaczęła się dużo wcześniej. Od dziecka byłem związany z muzyką, chociaż nie ukończyłem żadnej szkoły muzycznej. Gdy miałem 6-7 lat, rodzice kupili mi keyboard na święta i powiedzieli: „Masz, ucz się”, co było z perspektywy czasu bardzo zabawne, lecz właśnie w taki sposób stałem się samoukiem. W mojej rodzinie nikt nie miał talentu muzycznego, więc chyba jestem tutaj wyjątkiem. Uczyłem się grać aż do czasów nastoletnich, bo w gimnazjum i technikum miałem dość buntowniczy okres. Dopiero w połowie technikum odkryłem FL Studio. Pobrałem je z ciekawości i zacząłem uczyć się go przez reprodukcję instrumentali. Kiedy już ogarnąłem podstawy, zacząłem tworzyć własne rzeczy. W taki oto sposób od 10 lat działam w gatunku, w którym jestem do dziś.

Czyli w sumie u Ciebie od początku był hip-hop?

W sumie tak, odkąd pobrałem FL Studio i przestałem robić reprodukcje znanych instrumentali, skupiłem się na hip hopie. Może na początku próbowałem też robić dubstep, ale bardzo szybko mi to minęło. Byłem wtedy bardziej zajarany słuchaniem dubstepu, zwłaszcza minialbumami Skrillexa z 2011-2012, które były mocno świeże. Jednak ostatecznie zwyciężył hip-hop.

Rozumiem, że zanim zacząłeś tworzyć to już wcześniej słuchałeś hip-hopu?

Słuchałem, ale nie byłem jakimś wielkim fanem, który znał dyskografię wszystkich raperów. Miałem swoich ulubionych artystów, jak np. Tedego, którym mocno się jarałem w 2014 roku, gdy wyszedł "Kurt Rolson", a rok wcześniej "Elliminati", ale to wszystko. Słuchałem tego, co mi wpadło w ucho. Jednak widziałem w tym potencjał i podobał mi się też sam proces twórczy tego gatunku.

Tworzenie bitów wymaga też umiejętnego zostawienia przestrzeni pod rap, co różni się od tworzenia pełnoprawnego instrumentalnego utworu.

Tak, to jest dość zabawne, bo czasem dostaję wiadomości od raperów, którym wysyłam paczki beatów, w stylu: "Słuchaj, ten beat jest świetny, ale tu za dużo się dzieje, mój wokal nie jest potrzebny, fajnie by było, jakbyś to i to odjął." Wychodzi na to, że beat sam w sobie jest już jakby utworem. Mam tendencję do przekombinowywania, którą muszę w sobie trochę hamować. Jednak jeśli nauczysz się kontrolować tę tendencję, wiedzieć, kiedy przyhamować, a kiedy popuścić, to może to być super narzędzie, które strasznie rozwija kreatywność. Czasem warto przekombinować. Niekiedy tworzę beat i już w trakcie wiem, że go nie wyślę żadnemu raperowi. Mam potrzebę po prostu zrobić jakiś bit od A do Z i przekombinować go dla samego siebie. To właśnie ten aspekt, o którym mówiliśmy wcześniej – żeby tworzyć też dla siebie, a nie tylko dla kogoś.

Te przekombinowane bity, które masz w szufladzie, chciałbyś teraz wydać jako solowe numery? 

Nie, raczej nie. Szczerze mówiąc wolałbym pójść w stronę wokalnych rzeczy. Może jeszcze pod koniec tego roku, a może już w przyszłym, planuję wypuścić coś na pograniczu alternatywy i rapu. W każdym razie chciałbym trochę odpłynąć w wokalnym kierunku, oczywiście nadal pozostając w produkcyjnym świecie.

I to wszystko pod jedną ksywką ADZ?

Na ten moment raczej tak, choć nie chcę podejmować pochopnych decyzji. Pamiętam, że kiedy zaczynałem robić bity, pierwszą rzeczą, która mnie zablokowała, było wymyślenie sobie ksywy. Nawet nie odpalałem programu FL Studio, bo przecież musiałem mieć ksywę, co teraz wydaje się dość zabawne. Później przez kilka lat żałowałem, że stworzyłem sobie taką ksywę, a nie inną. Możliwe jednak, że wypuszczę te numery pod imieniem i nazwiskiem. Nie chciałbym jednak skupiać się teraz na tym tak bardzo jak wcześniej. To dla mnie też duża zmiana, bo dotychczas moje wokale można było usłyszeć jedynie w bitach jako wokalizy, czy różne zreverbowane woksy w tle, które były częścią bitu. Nowy materiał wciąż się tworzy i na pewno sam stworzę również całą warstwę instrumentalną.

Bardzo fajny pomysł, ale też duże wyzwanie.

Może i tak, ale wydaje mi się, że zarówno na polskiej jak i zagranicznej scenie bycie producentem zaczyna być nieco zagrożone. Widzę tendencję, że wielu producentów przechodzi na karierę wokalną i sam stwierdziłem, że to dobry pomysł, jeśli chcę dalej pracować z muzyką. Nie wykluczam, że gdybym nie przeszedł na karierę wokalną, to przestałbym robić bity. Pewnie nadal bym produkował, ale według mnie w ciągu najbliższych kilku lat znaczenie producentów może nieco się obniżyć.

Jest to spowodowane np. rozwojem sztucznej inteligencji, czy są też inne aspekty? 

Jest wiele aspektów, które wpływają na obecną sytuację. Sztuczna inteligencja jest jednym z nich, choć akurat o nią bym się jeszcze nie obawiał w najbliższych latach. Finalnie wszystko, co ona wypuści, wciąż wymaga ludzkiej ingerencji. Nic nie zastąpi ludzkiego ucha. Natomiast przesyt ludzi zaczynających działać jako producenci i beatmakerzy staje się coraz bardziej widoczny. Jeszcze kilka lat temu bycie producentem nie było aż tak „modne”. Teraz rynek drastycznie się powiększa, konkurencja rośnie, i trzeba mocniej pracować na swoją pozycję. Zobaczymy, co przyniesie czas. Chcę się jednak zabezpieczyć i rozgałęzić moją karierę na ścieżkę producencką i ścieżkę wokalną.

Aktualnie duża jest też tendencja do wspólnego tworzenia bitów. Sam sporo współpracujesz np. z Leśnym.

Tak, zdecydowanie najwięcej współprac mam z Leśnym. Może to dlatego, że prywatnie bardzo się lubimy i przyjaźnimy. Często jest tak, że on wysyła mi zarys melodii, a jeśli mi się spodoba, to dorabiam resztę. Później wspólnymi siłami rozsyłamy to do różnych artystów albo działamy razem, gdy ktoś się do nas odezwie. Oczywiście mamy też swoje solowe produkcje, ale myślę, że wspólnie tworzymy jakość. Dobrze się zgrywamy – ja rozumiem jego koncepcję, a on rozumie moją. Świetnie współpracuje mi się z wieloma producentami, ale z Leśnym działamy jak jeden organizm.

A masz też sytuacje, że spotykasz się z raperem w studiu i razem wymyślacie numer na bieżąco?

Bywały takie sytuacje np. ze Śliwą, ale raczej jestem takim człowiekiem, który działa za pomocą paczek. Fajnie byłoby spotykać się z raperami w studiu i tworzyć wszystko na miejscu. Natomiast chciałbym wtedy zapewnić kompleksową jakość usług, czyli tworzenie bitów, realizacja nagrań, a potem mix i master.

Istnieją jakieś konkretne sposoby, które sprawiają, że lepiej Ci się tworzy? 

Na pewno od zawsze tworzyłem muzykę, nie nastawiając się na konkretny styl czy klimat. Działałem w taki sposób, że przelewałem swoje emocje na bity. Zastanawiałem się, co chciałbym zrobić, co teraz czuję, i taki bit tworzyłem. Jak łatwo zauważyć, większość moich bitów była smutna. Miałem tendencję do bardziej nostalgicznych i melancholijnych brzmień, co zapewne wynikało w dużej mierze z mojego wrażliwego charakteru. Około rok temu postanowiłem jednak, że powinienem wyjść ze swojej strefy komfortu i tutaj duże podziękowania dla mojej dziewczyny Pauliny, która mnie do tego namówiła. Dzięki temu zacząłem dostrzegać wiele innych aspektów muzyki, o których wcześniej nie myślałem, i zrozumiałem, że można stworzyć dużo więcej interesujących rzeczy. Nie ukrywam jednak, że te smutne bity były wartościowe i cieszyły się uznaniem, a czytanie komentarzy i wiadomości, że moja muza idealnie pasuje do czyjejś sytuacji czy komuś pomaga, było niezwykle satysfakcjonujące. Największą wadą było to, że przebywanie w tej emocjonalnej bańce sprawiało, że nie byłem w stanie uciec od poczucia smutku, mimo że na zewnątrz niejednokrotnie pojawiał się uśmiech. Teraz, eksperymentując i wychodząc poza swoją strefę komfortu, zacząłem dostrzegać dużo więcej i na pewno zyskałem wiele frajdy, której wcześniej raczej nie doświadczałem.

Sam fakt, że jest to dla Ciebie coś nowego sprawia, że pojawia się nowa zajawa.

Tak, dlatego warto wracać do takiej mentalności początkującego, przypominając sobie zajawkę, kiedy jeszcze nie wiedziało się, co się stanie, gdy przekręci się jakieś pokrętło. Trzeba w sobie budzić raz na jakiś czas ten stan, patrzeć właśnie przez ten zajawkowy pryzmat i po prostu bawić się tą muzyką. Trzeba wtedy jednak opuścić to swoje ciepłe gniazdko. Ja sam powoli zaczynam to robić i jestem bardzo zadowolony, że tworzę coś innego. Przykładem tego jest utwór "Strzelam Petem" z nowego albumu Guziora. Mimo, że jest nostalgiczny, nie ma smutnego wydźwięku. Pierwsza emocja jaka mną kierowała przy tworzeniu tego numeru, to była właśnie pozytywna nostalgia. Kojarzyło mi się to z letnimi, ciepłymi wieczorami spędzanymi ze znajomymi, kiedy mieliśmy po dziesięć lat i wracaliśmy rowerami z piłką ze stadionu. To zdecydowanie nostalgia w pozytywnym tego słowa znaczeniu.  

Wiadomo jednak, że smutne emocje pobudzają nas do kreatywnych rzeczy, ponieważ szukamy jak najlepszego sposobu, by je opisać i dać sobie poczucie ulgi. 

Smutek łatwiej przelać na twórczość, ponieważ gdy uda Ci się go zamknąć w utworze, to on stopniowo ustępuje. Natomiast kiedy jesteś w dobrym humorze, często nie chce się tworzyć, bo ta pozytywna emocja znajduje jakieś inne ujście. Cieszę się jednak, że potrafię już tworzyć będąc w dobrym nastroju, choć początki nie były łatwe. Pamiętam, że pierwsze projekty wyrzucałem do kosza po 15 minutach, a frustracja rosła z każdym nieudanym numerem. Jest wiele czynników, które mogą zniechęcić czy rozproszyć, ale warto przetrwać te chwile i doprodukować utwór do końca. Po prostu potrzeba czasu, żeby stworzyć coś wartościowego.

Jest też tak, że smutne brzmienia są często odbierane jako bardziej poważne i lepiej oddające artyzm danego twórcy. 

To prawda. Jeśli natomiast chce się być wszechstronnym twórcą, trzeba działać w różnych stylach. Cieszę się, że nasza świadomośc poszła na tyle do przodu, że taki Favst może sobie być z jednej strony poważanym producentem hip-hopowym, a z drugiej tworzyć discopolowy zespół Łobuzy. Mega szanuję jego wszechstronność i otwartość na różne gatunki. Kiedyś mógłby być za to scancelowany, a dziś ludzie traktują to jako ciekawostkę. Może to być efektem tego, że aktualnie polski rap zahacza o elementy disco polo, a popowa część naszego rapowego świata lirycznie często też do niego nawiązuje. Teraz może to zahaczać o disco, a za cztery lata może pójść w zupełnie innym kierunku. Już teraz możemy zobaczyć crossovery raperów z wykonawcami disco polo i jest to dla mnie mega zajawa. Mam nadzieję, że muzyka będzie łączyła, a nie dzieliła, bo przez wiele lat różne gatunki toczyły ze sobą wojny. Jeśli raperzy chcą nagrywać z wykonawcami disco polo, to tylko się cieszyć. Czasami powstanie spoko numer, a czasami coś mega komicznego, ale w tym tkwi cały urok. Gdyby ludzie nie ryzykowali to zwyczajnie byłoby nudno.

Podejmowanie ryzyka w tej branży jest bardzo ważne.

Tak, ale przy tym trzeba też być twardym, znać własną wartość i nie słuchać tego, co mówią inni, bo zazwyczaj nie mają oni zbyt oryginalnych sugestii. Ty sam najlepiej wiesz, co chcesz stworzyć. Jeśli chcesz stworzyć coś świeżego, to sam wybierz inspiracje. Wszelkie granice można dowolnie przesuwać. Nawet rozproszenie może być inspirujące. Jeden artysta może lubić pisać teksty w trakcie jazdy samochodem, a inny tworzyć, gdy włącza odkurzacz w pomieszczeniu obok. To, co jednych rozprasza, innych inspiruje. Wiele osób ignoruje takie sygnały, a powinno się częściej ich słuchać i mniej w siebie wątpić. Nie będę oryginalny, mówiąc, że tylko ciężką pracą i systematycznością można coś osiągnąć. Człowiek uświadamia to sobie jednak dopiero wtedy, gdy zwątpi po raz pierwszy, drugi czy każdy kolejny raz. Błędem większości osób jest to, że za szybko odpuszczają.

Wiesz, w obecnych czasach każdy chciałby być mistrzem w swoim fachu po jednym dniu.

Tylko czy fakt, że po dwóch latach nie masz placementu u ani jednego większego rapera, coś oznacza? Totalnie nie. Rób dalej swoje, a na pewno i na Ciebie przyjdzie czas. Jeśli kochasz muzykę, to ją twórz. Nawet jeśli finalnie Ci nie wyjdzie, to przynajmniej nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia, bo chociaż spróbowałeś.

Lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało.

Dokładnie, a czas i tak płynie nieubłaganie. Przez rok jesteś w stanie naprawdę wiele stworzyć, ale jeśli sobie odpuścisz, to ten rok i tak minie, tylko że Ty w tym czasie nie zrobisz żadnego progresu. Trzeba systematycznie pracować i najlepiej zacząć od jakiejś swojej niszy, w której czujesz się najlepiej. U mnie np. były to smutne bity, ale jak już wypracujesz sobie pozycję to możesz puścić wodze fantazji, bo ludzie będą już wiedzieć, że stoi za Tobą jakość.

Wydaje mi się, że w tym wszystkim chodzi też o to, żeby po prostu cieszyć się procesem. 

Tak, że masz możliwość bawić się tą muzyką i że jedynym ograniczeniem jesteś Ty sam. Może zaczniesz robić bit rapowy, ale progresja akordów będzie bardziej w stylu disco polo. Nic nie szkodzi, dokończ bit i wyślij go do jakiegoś wykonawcy disco, albo po prostu zostaw go na dysku. Najważniejsze, że pobawiłeś się muzyką. Dla początkujących bardzo pomocnym narzędziem jest Splice, gdzie można znaleźć mnóstwo loopów i sampli. W dłuższym rozrachunku jednak zabija on kreatywność. Podobnie działało na mnie FL Studio przez swój step sequencer, który narzucał mi układanie pętli refrenowej na początku. Dopiero później rozbijałem to na części i aranżowałem na zwrotki, bridge, intro czy outro. Teraz w Abletonie tworzę bit od początku do końca, zaczynając od intro, idąc przez zwrotkę, pre-chorus, chorus itd. Nie opieram się na tej refrenowej pętli od samego początku. Nie chcę jednak mówić, że jakiś DAW jest lepszy. Jeśli opanujesz do perfekcji jeden, to spoko, nie musisz się przestawiać na drugi. Ja miałem natomiast wrażenie, że FL Studio pozwala mi chodzić na łatwiznę, a doszedłem w nim do takiego etapu, że potrafiłem stworzyć absolutnie wszystko. Zmieniłem środowisko na Ableton, co przywróciło mi radość z tworzenia. Jeśli znudzi mi się Ableton, mogę wrócić do FL Studio na dwa bity, czy wypróbować kolejnego DAWa. Ta elastyczność i zmiana otoczenia są ważne, bo odświeżają workflow. Czasem warto zrobić coś totalnie na odwrót.

A powiedz jakiego dokładnie software’u i hardware’u używasz?

Nigdy nie byłem jakimś technologicznym geekiem jeśli chodzi o hardware. Tak naprawdę gości u mnie tylko laptop, klasyczny Focusrite Scarlett, słuchawki AKG K92 i kontroler ALESIS V49. Jestem przyzwyczajony do produkcji na słuchawkach. Z ciekawostek mogę powiedzieć, że cały album „Sono”, który wyprodukowałem dla Tymka był stworzony z mojej strony na słuchawkach Sony za 80 zł, co jest dość zabawne. Jeśli chodzi o VST to często korzystam z Analog Laba, Omnisphere i Kontakta, które są dla mnie absolutnym must-havem.

No to jeszcze pytanie na koniec. Jakie masz aktualnie największe marzenie? 

Moje marzenia to mieć szczęśliwy dom, rodzinę oraz fajne, domowe studio. Chciałbym też jednocześnie pracować nad bitami oraz swoimi wokalnymi rzeczami, a potem jeszcze z nimi koncertować. Natomiast nigdy nie planuję zrezygnować z muzyki.

Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX-12P-G2
Neumann KH 150 AES67 - aktywny monitor studyjny
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó