Spear Oh – Wszystko robię na wyczucie
Przez lata oficyna JuNouMi Records dostarczała kultowe wydawnictwa (tylko na winylu!), które każdy szanujący się fan hip-hopu znad Wisły musiał znać. Później założyciel marki Groh, skoncentrował się na swoim młodszym dziecku, a więc elektronicznym U Know Me Records, jednak jak się okazuje nie zapomniał o swoim pierworodnym. To właśnie nakładem niedawno reaktywowanego JuNouMi Records ukazał się album "Asthmatic" od Spear Oh, a więc utalentowanego producenta pochodzącego z Torunia. Sprawdźcie co do powiedzenia miał ten entuzjasta medycyny naturalnej, oraz trzeszczących sampli z winyla.
Może zaczniemy od samego początku?
Spear Oh: Ok, zacznijmy zatem od tego, że nie chodziłem do szkoły muzycznej i nigdy nie grałem na żadnym instrumencie. Jako dzieciak miałem bardziej sportowe „zajawki”, a piłka nożna była moją prawdziwą obsesją. Grałem od rana do wieczora i nikt nie mógł ściągnąć mnie z boiska do domu. Jednocześnie od zawsze w moim życiu sporo było muzyki i na pewno duży wpływ miał na to mój brat Patryk z którym dzieliłem pokój. Trochę nie miałem wyboru, więc słuchałem tego co on. Co ciekawe klatkę obok mieszkał Błażej Malinowski i jeśli ktoś słucha techno to na pewno kojarzy tę postać. Z tego co widziałem u niego na insta to dużo jeździ po świecie i gra w ciekawych miejscach. Pamiętam, że Błażej miał wypasioną wieżę Technicsa, a jego siostra miała sporo płyt CD, co na tamte czasy nie było częstą sytuacją. Pewnego razu przegrała mi na kasetę album Boba Marleya Legend, czyli taki jego „the best of”. Naprawdę bardzo spodobała mi się ta muza. Później trafiłem na Apollo 440, ten numer Ain’t talkin bout dub to było coś z innej planety… I Prodigy! Ten zespół dosłownie mnie opętał.
Szczerze mówiąc wyobrażałem sobie, że jako dzieciak słuchałeś przede wszystkim rapu.
Rzeczywiście tego też było sporo, zwłaszcza od momentu, kiedy mój brat przyniósł Skandal Molesty. Byłem w takim wieku, że raczej nie powinienem tego słuchać, ale takie są uroki mieszkania w jednym pokoju ze starszym bratem. Sama Molesta nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, jak to co zostało dograne po niej. Na kasecie zostało trochę miejsca, więc nasz dużo starszy kolega Wojtek postanowił dograć jeszcze jeden kawałek. Tym numerem był Full Clip duetu Gangstarr. Brzmiało to najlepiej ze wszystkiego co słyszałem do tamtej pory. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy pomyślałem sobie, że fajnie kiedyś byłoby robić taką muzykę.
Ile czasu minęło do momentu w którym faktycznie zająłeś się tym zajmować?
Niemało. Moje pierwsze zetknięcie z komputerem miało miejsce bardzo późno, ponieważ w domu rodzinnym nigdy go nie było. Pierwszy komputer kupiłem dopiero w wieku 20 lat. Wcześniej miałem już jednak styczność z tworzeniem muzyki, bo moi koledzy z osiedla prężnie działali w tym temacie. Niejednokrotnie wpadałem do nich do studia, gdzie stały gramofony, samodzielnie zbudowana kabina do nagrywania wokali, a nawet jakieś klawisze. Lubiłem się przyglądać jak pracują w FL Studio 9. Dopytywałem co do czego służy, aż w końcu to oprogramowanie zagościło również na moim komputerze. Rok później kupiłem sobie na urodziny dwa gramofony marki Numark, oraz mikser tej samej firmy. Paskowe gramofony raczej nie nadają się do skreczowania, ale chodziło mi przede wszystkim o pozyskiwanie sampli bezpośrednio z winyli. „Diggowałem” bez przerwy, niezależnie od aury za oknem, więc zdarzało się, że przekopywałem się przez tysiące winyli przy 20 stopniowym mrozie na ławeczce u śp. pana Marka. Jeździłem tam co weekend przez jakieś 5 lat.
Odnoszę wrażenie, że pan Marek to ważna postać dla Ciebie.
Tak, pan Marek Reddigk uczył w toruńskim III LO historii sztuki i wiedzy o kulturze. Był także wykładowcą akademickim na UMK, performerem, człowiekiem kultury, oraz kolekcjonerem płyt winylowych. Aktywnie działał na rzecz Toruńskiej Giełdy Winylowej. Dla uczniów prowadził koła plastyczne, dodatkowe zajęcia przygotowujące do matury, organizował liczne happeningi, a także wyjazdy zagraniczne. W weekendy sprzedawał płyty winylowe na toruńskim targowisku na ulicy Szosa Chełmińska. Zupełnie przypadkowo na niego wpadłem i stał się moim regularnym dostarczycielem „wosku”. Pan Marek zawsze pytał: „młody, znasz to?”, a ja zazwyczaj nie znałem większości rzeczy z jazzu czy innych gatunków, więc brałem wszystko z jego polecenia. Takie rzeczy jak The War czy Weather Report okazywały się totalnymi kozakami i absolutną kopalnią sampli. Tłuste breaki, basy, rhodesy i różne inne dziwne dźwięki, które idealnie sprawdzały się przy tworzeniu bitów. Często wracałem do domu z pięcioma, a czasem nawet siedmioma płytami i odpalałem je po kolei. Polubiliśmy się z panem Markiem, więc jak jechał po nowe płyty do Anglii to często składałem u niego zamówienia. Niestety 11 listopada zeszłego roku zmarł po długiej chorobie. Szkoda, że nie doczekał momentu, kiedy przyszedłbym do niego z moją płytą i spytał czy to zna…
(fot. https://shop.uknowme-records.com)
Twój zestaw sprzętowy mocno ewoluował przez lata?
Szczerze mówiąc to… nie. Cały czas używam FL Studio 9, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że na rynku jest już 20-tka. Nadal pracuje na tym samym komputerze, który czasami się uruchamia, a czasem nie – generalnie żyje swoim życiem. Do tego dochodzi AKAI MPK Mini, które zastąpiło AKAI MPC 500, bo totalnie nie zdało ono egzaminu. Monitory to AKAI RPM 3 – maleństwa, ale zupełnie mi wystarczają. Komputer służy mi do składania sampli w jedną całość. Używam pokładowych wtyczek z FL Studio, ponieważ w innym wypadku mój komputer eksplodował by z wrażenia. Jeżeli chodzi o techniczną stronę robienia muzyki to mam o tym niewielkie pojęcie. Wszystko robię na wyczucie – albo coś brzmi jak trzeba, albo nie.
Zamierzasz w takim razie jakoś rozbudowywać swój setup?
Jeśli chodzi o hardware, to mam zajawkę żeby kupić sobie kiedyś MPC 2000, albo 3000 i robić tylko na tym bity. Niestety moje zderzenie z MPC 500 nie było niczym fajnym – toporna obsługa i żmudny proces tworzenia na długi czas odrzucił mnie od tego sprzętu. Na pewno powrócę do MPC jak będę miał więcej czasu i cierpliwości. Praca na fizycznym sprzęcie na pewno rozwija każdego producenta, więc i ja z czasem coś pewnie kupię, ale na razie nie widzę w tym sensu, ponieważ tak naprawdę to mam mało czasu na robienie muzyki. Oczywiście można zadać sobie pytanie, czy taki zakup popchnąłby to co robię do przodu, ale z drugiej strony uważam efekty mojej pracy za naprawdę zadowalające.
Od czego zaczynasz tworzenie nowego numeru?
Wracam z kupioną płytą do domu i szukam na niej czegoś, co wystrzeli mnie z fotela w kosmos. Kiedy to znajdę buduję na tym bit. Cały czas pracuję w oparciu o winyle, ponieważ w ten sposób zawsze powstawał hip-hop i ja też hołduję tej tradycji.
Niejeden dzisiaj określiłby taki sampling jako relikt przeszłości.
Dla wielu pewnie to relikt przeszłości, ale dla mnie to portal do łączenia się z przeszłością, która jest pełna pięknych brzmień. Zawsze znajdzie się tam coś, co może zaskoczyć Ciebie a później słuchacza. Mam wrażenie, że wiele dzisiejszych produkcji brzmi bardzo podobnie, a dzięki samplingowi można uzyskać naprawdę niepowtarzalny klimat. Tego szukam w mojej muzyce.
Udzielasz się w kolektywie Himalaya, który kojarzony jest z szeroko rozumianą estetyką lo-fi. Zgodzisz się, że moda na takie brzmienia nieco już przeminęła?
Zgodzę się, ale zupełnie mnie to nie martwi, a wręcz przeciwnie. Lo-fi zawsze kojarzyło mi się z samplami i rozstrojonym pianinem, oraz gubiącą rytm perką. To wszystko bardzo mnie męczyło i nawet z tego powodu, kiedy Czarnobrody po raz pierwszy zaproponował mi dołączenie do kolektywu Himalaya odmówiłem. Dla mnie określenie lo-fi oznacza raczej robienie muzyki w domowych warunkach, na tyle na ile potrafisz. Zresztą kolektyw Himalaya już dawno odszedł od tego klasycznego rozumienia lo-fi, co można było usłyszeć m.in. na albumie Nebula.
No właśnie, to była Twoja pierwsza styczność z Grohem, który ostatecznie zajął się również wydaniem materiału Asthmatic.
Tak, faktycznie Nebula umożliwiła mi bezpośredni kontakt z Grohem. Dzień przed moimi 33. urodzinami stwierdziłem, że wyślę Grohowi ten materiał i spytam co o nim myśli. Następnego dnia dogadywaliśmy już szczegóły jego wydania, więc był to dla mnie bardzo fajny prezent na urodziny.
Na tym materiale sporo miejsca poświęcasz pewnej używce. Rzeczywiście tak bardzo wzmaga Twoją kreatywność?
Czuję, że dzięki temu moja głowa pracuje zupełnie inaczej. Po kawie czuję np. totalny chaos i zabieram się za milion rzeczy naraz. Zdecydowanie bardziej wolę pracować na głębszym wdechu… Na trzeźwo często nie mam pomysłu i nie mogę skoncentrować się na czymś konkretnym.
Zamierzasz grać ten materiał na żywo?
Zawsze bałem się grania na żywo, ale niedawno jakoś się przemogłem i poszło. Najpierw była 100cznia, później Warszawa, a ostatnio grałem u siebie w mieście przed Bryndalem i Eklektikiem. Generalnie spodobała mi się ta formuła i jeśli w przyszłości pojawią się kolejne okazje to postaram się z nich skorzystać. Gram set z laptopa do którego mam podłączone AKAI MPK, gdzie przypisane mam różne efekty. Być może słowo „gram” to za dużo powiedziane, bo do tej pory miały to miejsce cztery razy i za każdym razem improwizowałem.
Jakie są Twoje najbliższe plany?
Pracuje właśnie nad kasetą, którą zamierzam wypuścić własnym sumptem w nakładzie 30 sztuk. Jestem bardzo zadowolony z projektu graficznego, który wykonał inny członek Himalaya Collective, a więc Soul Stepson. Muzycznie będzie to zupełnie inny klimat niż to co można było usłyszeć na Asthmatic. Przede wszystkim lata 80. i 90. bardzo mocno samplowane długie fragmenty jakichś numerów, które uwielbiam i do których chciałem dodać coś od siebie. To wszystko będzie połączone z tekstami z filmów z tamtych lat. Jestem przekonany, że całość wyjdzie bardzo fajnie i to jest dobra rekomendacja, bo ja naprawdę rzadko stwierdzam, że coś mojego jest fajne.