PSR - Kreatywność nie zna granic
To on stoi za produkcją jednych z najpopularniejszych polskich rapowych utworów ostatnich lat. Jest wszechstronnym, charakterystycznym producentem, na którego bitch nagrywali tacy raperzy jak Sobel, Szpaku, Kali czy Reto. Podczas rozmowy PSR, a właściwie Kamil Pisarski, opowiedział nam m.in. o swoich początkach w tworzeniu muzyki, motywacji, radzeniu sobie z rutyną oraz o tym, co najbardziej ceni sobie w produkcji muzycznej. Zapraszamy do wywiadu, który przybliży Wam nieco postać Kamila.
Śledzę rynek rapowy już od dłuższego czasu i muszę przyznać, że wypracowałeś sobie na nim naprawdę solidną pozycję.
PSR: Bardzo mi miło. Bycie producentem było od zawsze moim marzeniem i szczerze mówiąc to od dzieciaka do tego dążyłem. Gdy te ponad 15 lat temu zaczynałem produkować moją największą inspiracją był Scott Storch czy Timbaland. Oni zawsze byli na świeczniku i produkowali zatrważającą ilość muzyki. Ja też chciałem w ten sposób działać, tworzyć podkłady na różne projekty. Jestem wszechstronny i potrafię zrobić bit dla danego artysty zachowując przy tym swój styl. Tak naprawdę to robię takie podkłady jakie mi pasują, a okazuje się, że pasują także wielu innym osobom. Zależało mi, żeby było to w taki sposób odbierane, bo nigdy nie chciałem produkować tylko dla jednej osoby.
Czy w takim razie działasz w ten sposób, że wysyłasz raperom już gotowe paczki bitów, a oni spośród nich wybierają te, które im się podobają?
Nie ma reguły, czasem wysyłam paczki, jeśli jest to pierwsza współpraca. Jeśli znam już się z kimś dłużej to staram się na bieżąco podsyłać bity, które mogą zainteresować danego artystę. Jednak o wiele bardziej wolę pracę w studiu na żywo. Tak robię utwory z Janem z Polskiej Wersji, Kubańczykiem czy Soblem. W szczególności utwory na płytę “Pułapka Na Motyle” Sobla tworzyliśmy w taki sposób, że na samym początku rozmawialiśmy dużo na ich temat. Co chcemy uzyskać, jakie ma być brzmienie czy forma. Osobiście wolę też współpracę face to face, niż przez internet. Jeżeli ktoś mi mówi ogólne informacje np. że chce smutny czy klubowy podkład to ciężko jest mi od tak dopasować się do kogoś wizji. Jeżeli jednak siedzę z kimś w studiu i gram jakąś melodię, a komuś się ona podoba to od razu buduje mi się obraz utworu, który chcemy uzyskać. Następnie dogrywamy w ten sam sposób bas czy perkusję. Nie mam też problemów z tworzeniem podkładów typowo na zlecenie, ale muszę poczuć od kogoś zajawkę, jego feeling i zrobić to po prostu razem w studiu.
Cieszy fakt, że mimo coraz bardziej popularnej formy zdalnej Ty wybierasz spotkania na żywo. W ogóle jesteś bardzo charakterystycznym producentem. Często nie muszę sprawdzać, żeby wiedzieć, że to Ty produkowałeś dany numer.
Miło mi to słyszeć. Nie jesteś pierwszą osobą, która mówi mi że jest w stanie rozpoznać moje produkcje. Myślę, że to jest też kwestia wyczucia. Wiele razy miałem tak, że produkując podkład od razu wiedziałem dla kogo on będzie najbardziej odpowiedni. Pisałem potem np. do Kękiego, że zrobiłem bit, który na pewno mu się spodoba i faktycznie on później tworzył z niego numer na płytę. O wiele częściej wysyłam raperom takie pojedyncze spersonalizowane utwory, niż całe paczki bitów. Tak już mam. Nie mówię, że 100% takich propozycji kończy się pomyślnie, ale zdecydowana większość. Robię utwory takie, jakie mi się podobają, więc ma to zapewne wpływ na ich charakterystykę.
Spotkałeś się z sytuacjami, że wysłałeś raperowi parę podkładów, a on wybierał ten, który według Ciebie był najgorszy?
Nie podchodzę już do muzyki, że coś jest gorsze, a coś lepsze. To jest kwestia względna i często rzeczy dopracowane z natury technicznej i nie przekładają na jakość emocjonalną. Zauważyłem, że najbardziej liczą się emocje i to co chcesz przekazać. Parę razy zdarzyło mi się tak, że numery robione najkrócej stały się hitami. Tak było m.in. z "Szamanem" Palucha czy "Bandytą" Sobla. Stworzyłem te utwory bardzo szybko, a przynajmniej te podstawowe, najbardziej charakterystyczne pętle.
A jak wyglądały Twoje początki z produkcją muzyki? Zaczynałeś w czasach, w których dostęp do DAW-a czy wtyczek był o wiele bardziej ograniczony.
Tak, to prawda. Było gorzej z dostępnością, ale wydaje mi się, że dzięki temu rynek od razu weryfikował osoby, który nie miały aż takiego zapału do tworzenia. Aktualnie z poradników można nauczyć się robić type bity w ciągu miesiąca czy dwóch. Kiedyś nie można było się dowiedzieć wszystkiego od ręki. Musiałeś rzeczywiście mieć ten zapał i upór, a czas weryfikował Twoją cierpliwość. Ja zacząłem robić bity jakoś w latach 2003-2005 mając około 12 lat. Na początku był to program Ejay, na którym układało się “klocki” gotowych pętli np. melodii, basy, perkusji czy fx’ów. Później dostałem od kuzyna Fruity Loopsa 2 i uczyłem się wszystkiego metodą prób i błędów. Tak opracowywałem swoje autorskie patenty. Oczywiście aktualnie ja też obejrzę sobie czasami jakiś tutorial, bo czemu nie. Zawsze mogę nauczyć się czegoś nowego czy poznać nowe funkcje. Początek mojej kariery profesjonalnej wyglądał tak, że w 2012 roku odezwałem się do Kaliego z bitem. A tak dokładniej to wysłałem do niego maila bo nie posiadałem wtedy nawet konta na Facebooku, a to właśnie tam Kali informował, że szuka bitów. Do mnie ta informacja dotarła dzięki mojemu koledze, który już wtedy miał konto na FB i go obserwował. Kaliemu spodobały się moje podkłady, które w większości zasiliły jego album “Gdy zgaśnie słońce” i tak zacząłem współpracę z Ganja Mafią. Jeżeli chodzi o kwestie finansowe to dopiero w 2016/2017 roku zaczęło mi to sprawnie działać i mogłem pozwolić sobie na oddanie się w pełni pracy producenta.
I jak to wyglądało dalej?
Mój tata bardzo chciał, żebym po maturze poszedł na studia dzienne. Mnie nie do końca to pasowało, więc po szkole od razu poszedłem do pracy oraz na zaoczne studia realizacji dźwięku. Skończyłem Studium Realizacji Dźwięku ROE w Katowicach, a w tym czasie równolegle pracowałem jako konsultant klientów biznesowych. Moja kariera ruszyła, ale na pewno nie była usłana różami. Cały czas musiałem udowadniać wszystkim oraz samemu sobie, że nie pojawiłem się na tym rynku tylko na chwilę. Wymagało to ode mnie konsekwencji, sumienności oraz wiary w siebie. Jeżeli miałbym coś doradzić początkującym producentom to na pewno byłaby to właśnie wiara w siebie oraz ciężka praca. Wiem, że teraz są modne książki o samorozwoju i pozytywnym myśleniu. Oczywiście wiara w siebie i podejście jest bardzo ważne, ale według mnie musi mieć to przełożenie w ciężkiej pracy i konsekwencji. Ja w zasadzie wszystko postawiłem na jedną kartę.
Myślę, że ogólnospołeczne oczekiwanie szybkich efektów wynika z tego, że w mediach jesteśmy otaczani ludźmi sukcesu. Nawet jakiś czas temu Tribbs wspominał na swoim instastory, że w dwa dni zrobił dwa hity z Kubańczykiem.
Faktycznie ludzie mogą tak to odbierać, ale naprawdę czasami jest tak, że bit potrafi powstać np. w 15 minut. Ale chodzi tutaj o jego główny zarys, kompletnego utworu nie jesteś w stanie zrobić w takim czasie. Trzeba natomiast wziąć pod uwagę fakt, że jest to taki przypływ energii, na który się pracuje każdego dnia. Poza tym niecodziennie ma się wenę, więc hitowe numery powstają tylko co jakiś czas. Naprawdę trzeba poświęcić dużo czasu na to, żeby zaistnieć w tej branży. Był natomiast przypadek Kubiego Producenta, który zrobił płytę z Bedoesem i od razu wszedł na sam szczyt. Wszyscy zaczęli brać od niego bity, choć pamiętam, że były też jakieś podejrzenia o plagiat. W moim przypadku było dużo inaczej, ale mi też nigdy nie zależało na popularności. Moje konto na Instagramie prowadzę typowo informacyjnie, a życie prywatne trzymam dla siebie. Nie wrzucam tam codziennie filmików czy zdjęć z raperami, bo uważam, że jeśli ktoś ma ciekawe życie to ma co robić i nie udziela się każdego dnia w mediach społecznościowych.
Pamiętam, że właśnie przy pierwszej płycie z Bedoesem ludzie zarzucali Kubiemu kradzież bitów. On sam potem nagrał wyjaśnienie i pokazał projekt bitu w DAW-ie, lecz nie dla wszystkich był wiarygodny. Natomiast co by nie mówić, jego następne jakościowe produkcje rozwiały wątpliwości co do tego, czy potrafi on robić bity.
Tak, ale to też trochę znak naszych czasów. Jakby 15 lat temu okazało się, że ktoś jest chociażby lekko podejrzany o kradzież bitów to od razu byłby skreślony przez środowisko oraz miałby łatkę złodzieja do końca kariery. Kiedyś z większym szacunkiem podchodziło się do tworzenia muzyki. Tym bardziej, że aktualnie w internecie jest masa darmowych loopów melodycznych, rytmicznych, sampli itp. Dla mnie osobiście nie do przyjęcia jest użycie paru niezmienionych loopów w swojej produkcji i podpisanie tego swoim nazwiskiem. Zdecydowanie jestem zwolennikiem tworzenia całości od podstaw. Za małolata korzystałem z Ejaya, który był świetny do nauki podstaw muzycznych, czy aranżowania utworów. Zawsze jednak wiedziałem, że jest to jedynie platforma do składania sampli, a nie tworzenia autorskich produkcji. Patrząc na amerykański rynek to powszechne jest tam kupowanie sampla i tworzenie na jego podstawie nowego utworu, który klimatycznie różni się od oryginału. Mają na niego konkretny pomysł, więc dorabiają nową perkusję i edytują kupiony sampel. To też jest praca, gdyż tworzą coś od podstaw mając na starcie jedynie krótki sampel innego utworu. To tak jakbyś zaprosił muzyków sesyjnych do współpracy, którzy grają Ci konkretne partie. To Ty jako producent jesteś kreatorem całości, układasz własną formę i wykorzystujesz tylko poszczególne fragmenty nagrania.
A jak podchodzisz do tematu presetów?
To zależy, bo osobiście dużo soundów kręcę sam i pracuję również na żywym syntezatorze. Kiedyś zbierałem wtyczki, ale szczerze mówiąc okazuje się, że to nie ma sensu, bo praktycznie wszystkie VST brzmią podobnie. Co byś nie ściągnął to finalnie i tak wykręcisz to samo. Najważniejsze jest więc dla mnie wykręcanie własnych brzmień. W studiu mam syntezator Roland System-1, który jest cyfrowym analogiem i to jest zupełnie inna bajka jeśli chodzi o tworzenie, gdy możesz wszystkim poruszać fizycznie. Jest dużo trudniej, ale tak wykręconego brzmienia nie da się podrobić. Przy korzystaniu z wtyczek bawię się w resampling. Czasami tworzę rzeczy na syntezatorze i zgrywam je następnie do wava, aby zacząć zabawę nad tą ścieżką w komputerze. Natomiast nie mam też nic przeciwko temu, żeby wykorzystywać brzmienia z presetów, które nam się podobają.
Czyli rozumiem, że jesteś bardziej zwolennikiem fizycznych instrumentów niż wtyczek.
Tak. Uważam, że jest dużo lepszy workflow jeśli można fizycznie dotknąć pokręteł. Z drugiej strony szybciej pracuje mi się na VST niż na analogowym sprzęcie, bo jestem już z tego pokolenia komputerowego. Chcę się tego oduczyć, kupić sobie jakiś stary syntezator i bardziej to na nim się opierać, ponieważ mam wrażenie, że takie brzmienia mają duszę. Na analogach jak kręcisz filtrami czy oscylatorami to ten dźwięk za każdym razem się zmienia. Sygnał jest po prostu lepszej jakości i ma w sobie ten brud. Może słuchacz tego nie zauważy, ale to ważna rzecz od strony produkcyjnej, bo taki sprzęt dużo bardziej pobudza Twoją kreatywność. Jak masz do czynienia tylko z myszka to po prostu Ci się nie chce. Porównując to tak jakbyś usiadł sobie do znakomicie brzmiącego pianina, a później do super odwzorowanej wersji tego samego pianina na bibliotekach VST. To drugie nie daje Ci takiego feelingu i najzwyczajniej w świecie mniej chce Ci się na nim pracować. Ja dla poszerzenia swoich umiejętności zacząłem parę lat temu grać na gitarze i zauważyłem, że duszy prawdziwego instrumentu nic nie zastąpi. To ten czynnik ludzki porusza ludzi i to właśnie bity z żywą gitarą schodzą mi najszybciej.
A korzystasz z wtyczek, które imitują brzmienie żywych instrumentów?
Używam, gdyż bardzo lubię takie brzmienia. Wykorzystuje dużo dźwięków skrzypiec, fletu itd. Korzystam przy tym z wtyczek, które mają tryb sesyjny oraz sekcję phrases. Sięgam wtedy po dane frazy, ustawiam ich tonację itp., a następnie je eksportuję i z nich układam swoje własne sample. W skrócie można powiedzieć, że sampluje to co jest nagrane i tworzę z tego autorskie melodie. Takie zabiegi mi się podobają, dlatego bardzo sobie cenię bibliotekę brzmień np. w Kontakcie.
Jak wygląda aktualnie Twój setup?
Ostatnio się przeprowadziłem i zrobiłem studio na poddaszu u siebie w domu. Doszedłem do wniosku, że to będzie dobry pomysł. Przy adaptacji pomieszczenia pomagał mi mój kolega z firmy Akustonic. Przechodząc jednak do sprzętu to mam klawiaturę sterującą M-Audio Axiom 61, wspomniany wcześniej syntezator Roland System-1, klawisze MIDI Fl Key 37, monitory studyjne KRK RP5, Laptop Lenovo Legion 16 GB z procesorem i7, gitarę Yamaha Pacifica 112, gitarę akustyczna oraz dwie pary słuchawek - Beyerdynamic dt 990 PRO i AKG K520. Po wykończeniu studia mam zamiar kupić jakiś oldschoolowy, stary syntezator, dedykowaną klawiaturę do Fruity Loopsa oraz jakieś pianino.
Lubisz pracować w domu?
Przez długi czas pracowałem w studio, które sobie sam zrobiłem w wynajmowanym przeze mnie lokalu. Stwierdziłem jednak, że mimo wszystko lubię pracować w domu i jak nadarzyła się okazja to kupiłem wraz z żoną dom. Postanowiłem zrobić studio na poddaszu, gdyż pozwala mi to łączyć pracę z życiem prywatnym w jeszcze większym stopniu. Mogę np. popracować sobie 2 godziny po czym iść do kuchni, zrobić obiad, posiedzieć z żoną czy iść na siłownie. Następnie wracam popracować w FL-u i nie mam żadnego problemu jak to wszystko ze sobą połączyć. Widzę, że to jest dla mnie o wiele bardziej kreatywne podejście do tworzenia, niż jak siedzę bez przerwy 4-5h i pracuję. Studio na poddaszu jest też w jakimś stopniu odseparowane od części mieszkalnej.
Całe życie używasz FL studio?
W sumie to tak. Nigdy jakoś nie usiadłem do niczego innego, tak żeby się temu poświęcić. Fruity Loops jest też dość specyficzny, więc próbowanie się w innym programie nie jest najłatwiejsze. Mnie dobrze działa się w FL-u, więc nie czuję potrzeby, żeby go zmieniać. Wychodzę z założenia, że jeżeli jesteś dobry to zrobisz wszystko na wszystkim. Ludzie, którzy tłumaczą swoje porażki brakiem dobrego sprzętu nigdy daleko nie zajdą. Trzeba działać na tym co masz i jeżeli jesteś dobry lub Ci na czymś zależy to prędzej czy później osiągniesz swój cel. Możesz sobie nagrać stopę np. uderzając o stół, a możesz sobie też coś zaśpiewać i to posamplować. Jestem fanem minimalizmu sprzętowego, więc wiem co mówię. Wcale nie potrzeba najlepszego sprzętu, żeby zrobić hitowy numer. Możliwości jest mnóstwo w dzisiejszych czasach, kreatywność nie zna granic. Najbardziej pomysłowi ludzie ze wszystkiego zrobią muzykę.
Jeżeli jesteś fanem minimalizmu w takiej formie to jesteś też fanem minimalizmu w utworach?
Kiedyś często miałem tak, że przeładowywałem swoje utwory i tworzyłem po 50 śladów. To było zwłaszcza na początku mojej kariery. Myślałem sobie, że bit musi mieć wszystko, a jednocześnie musi się cały czas zmieniać. Po latach doszedłem do tego, że jest to mimo wszystko podkład dla instrumentu jakim jest wokal czy dany instrument. Przykładowo George Benson dostaje tylko podkład i to on gra przez 2 minuty na gitarze w taki sposób, że żadna partia się nie powtarza. Dlatego teraz już wiem, że podkład musi być w miarę spójny. Stałem się fanem może nie minimalizmu, co przemyślanego dodawania dźwięków tak, by miało to jakiś sens. Czasami jest tak, że jak się coś odejmie to robi to większą robotę niż jakby się coś dodało. Po prostu mniej znaczy więcej. Tego uczy się człowiek całe życie. Potrzebna jest cierpliwość i czas. Podobno takimi rzeczami zajmuje się w Stanach Zjednoczonych Rick Rubin, że wyrzuca z kawałków rzeczy niepotrzebne i za to bierze grube siano. I to nie tylko w hip-hopowych produkcjach. To jest człowiek, który zrobił wachlarz płyt m.in. takich gigantów jak Metallica.
Czyli to jest nawet takie myślenie, że bit ma robić klimat i wręcz czasami nie przeszkadzać soliście?
Czasami tak. Mimo wszystko jest to podkład, który ma dać jak największą przestrzeń dla rapera. Przy tworzeniu bitu dla danego artysty ma znaczenie to, jakim głosem operuje, wysokim czy niskim itp. Jeżeli np. okazuje się, że raper operuje wysokim głosem to lepiej żeby w dolnych częstotliwościach poruszał się bit. Nie można przeładować tylko jednego pasma, więc dochodzi tutaj też kwestia rozmieszczenia instrumentów w miksie.
Każdy producent ma chyba na początku tak, że przeładowuje swoje utwory. A dopiero później dochodzi do wniosku, że ma to tworzyć z wokalem jedną całość.
Każdy musi przez to przejść, bo najłatwiej uczy się na własnych błędach. W hip-hopie np. chodzi głównie o rytm i bas. Jeżeli masz przeładowany bit to automatycznie nie ma w nim miejsca na bujający vibe, więc raper nie będzie się potrafił do niego wkleić. A to jest pierwsza oznaka, że coś jest jednak z tym bitem nie tak. Nieraz miałem taką sytuację, że raperowi podobał się bit, ale prosił mnie o usunięcie paru elementów, żeby lepiej się pod niego rapowało. Mi się to na początku oczywiście nie podobało, ale w końcu to usuwałem i po czasie przyznawałem mu rację, że brzmi to lepiej. Z drugiej strony zdarza się też tak, że tworzę bit, jestem nim zajarany, a na drugi dzień okazuje się, że czegoś jeszcze w nim brakuje bądź trzeba coś odjąć. Warto więc dać czas danej produkcji i zostawić sobie ją na świeżą głowę.
Zdarzyły Ci się takie sytuacje, że następnego dnia okazywało się, że bit który robiłeś wczoraj wieczorem jest kompletnie do niczego i wyrzucasz go do kosza?
Nie, nie zdarzyło mi się tak, bo nie robię bitów jak jestem zmęczony. Było tak, że nie było to to co bym chciał, więc brałem się następnego dnia za poprawki. W całej mojej karierze wyrzuciłem może parę bitów do kosza. Wiadomo, że każdy dzień nie jest idealny i nie zawsze powstają hity. Trzeba pracować, choć dla mnie bardzo ważną rzeczą jest czerpanie przyjemności z tworzenia.
Masz systematyczną metodę pracy? Każdego dnia starasz się tworzyć muzykę?
Tak, ale oprócz weekendów, które poświęcam na odpoczynek i spędzenie czasu z żoną. Ostatnio przez rok zajmowaliśmy remontem. Praktycznie od stanu surowego musieliśmy nadzorować cały projekt co pochłaniało dużo czasu i energii. Przez to mam teraz taki trochę rozregulowany okres i zdarzają się takie dni w tygodniu, że z jakiegoś powodu nie pracuję nad muzyką. Nie pluje sobie jednak w brodę, bo wiem, że następnego dnia mogę nadrobić stracony czas. Mimo wszystko staram się codziennie tworzyć, aby prowokować wenę. Jeżeli się nie tworzy to nic nowego nie może powstać. Trzeba próbować, bo często jest to chwila, kiedy wpada się na genialny pomysł. Ćwiczę codziennie produkcję utworów tak jak muzyk ćwiczy grę na instrumencie.
Jak się produkuje bity od 15 lat to pewnie wpada się czasem w jakąś rutynę. Jak sobie z nią radzisz?
Wtedy się odrywam od tego świata i nie robię muzyki. Dobrą opcją jest też spotkanie się z artystami, którzy mają inną wizję, dzięki temu może powstać coś kreatywnego na co sam bym nigdy nie wpadł. Mam coś takiego, że nie lubię się powtarzać, a rutyna niestety sprzyja powielaniu schematów. Jeśli słyszę, że dany bit już powstał to automatycznie nie chce mi się go robić. Tak samo jest jeśli gram jakąś melodię i wiem, że gdzieś już ją słyszałem. Nie potrafię takich rzeczy robić. Po prostu za dużo przy nich myślę i kombinuję. Np. nie wiem po co mam robić drill, skoro aktualnie robią go wszyscy. A rzecz w tym, że raperzy właśnie chcą takich bitów. Słyszą w jakimś numerze dany bit i chcieliby, żebym ja zrobił go w bardzo podobnym klimacie. Dla mnie to nie jest kreatywne, nie jara mnie to i oczywiście mogę go wyprodukować, ale nie sprawia mi to wtedy takiej frajdy.
Przy braku weny pomaga Ci zmienianie kolejności tworzenia danych partii czy raczej jest to dla Ciebie bez znaczenia?
Myślę, że jest to po prostu pewien półśrodek. Ja głównie moje utwory zaczynam od melodii, bo jeśli ona nie chwyci to nie widzę sensu tworzyć dalej takiego numeru. Ale tak jak powiedziałem wcześniej, że to perkusja jest niemal najważniejsza to też czasami zaczynam również od niej. Jak nie mam weny to często zmieniam sobie instrumenty pracy. Jeśli nie idzie mi tworzenie na komputerze to biorę np. syntezator czy klawiaturę cyfrową. Jeśli na nich też mi nic nie wychodzi to biorę gitarę i zaczynam grać. Nie jest to nic konkretnego, po prostu improwizuję. Nie skupiam się wtedy na tej części produkcyjnej, a gdy słyszę, że jakaś melodia fajnie brzmi to potem zaczynam do niej dokładać kolejne elementy. Jeśli jednak nic mi się nie klei danego dnia to idę np. na siłownię zresetować głowę.
Dobra melodia to podstawa dobrego numeru?
Dla mnie osobiście tak. Oczywiście nie zawsze, bo istnieją też numery, które nie mają melodii, a są naprawdę dobre. Jednak w większości przypadków uważam, że dobra melodia to podstawa. Ogólnie wychodzę z założenia, że hitem jest coś, co potrafisz zanucić. Np. utwór "Still D.R.E." Dr. Dre i Snoop Dogga zanucisz zawsze co przekłada się na jego popularność. Te chwytliwe melodie często są zrobione tak, że lecą od najwyższego do najniższego dźwięku albo analogicznie w drugą stronę. I to właśnie o tę prostotę chodzi. Tylko, że wcale nie tak łatwo ją znaleźć w taki sposób, żeby nie powtórzyć czegoś, co ktoś już stworzył. Bity, które stworzyłem do utworów "Szaman" Palucha, czy "Bandyty" Sobla wcale nie są jakoś bardzo skomplikowane. Natomiast jest w nich coś, co chwyta i zapada w pamięć. Staram się skupiać na takim minimalizmie, aby coś rozpierdalało w 8 taktach.
A co cenisz sobie najbardziej w produkcji muzyki?
Wolność. To, że mogę pozwolić sobie na bycie wolnym człowiekiem w świecie, który nas otacza. To jest bezcenne. To, że nie muszę wstawać rano do pracy, której nie lubię oraz to, że mogę w swoje produkcje włożyć cząstkę siebie. Każdy z nas ma jakieś problemy dnia codziennego, a ja mogę przekuć te negatywne, ale też pozytywne emocje w muzykę. To jest w tym wszystkim najlepsze, a przy okazji podoba się to ludziom i mogę z tego żyć. Największe szczęście jakie mogło mnie spotkać. Mimo wszystko wstaję rano i pracuję, ale jestem sam sobie szefem i nie mam sztywnych ram. Cenię sobie również spotkania z ludźmi. Szczerze mówiąc, to dla mnie tak naprawdę wszystko co związane z muzyką jest zajebiste. Oprócz samych spraw formalnych i biznesowych.
Mówiąc o spotkaniach to miałeś kiedyś taką sytuację, że zrobiłeś numer z kimś, z kim byś się w ogóle nie spodziewał?
Tak, kilka razy mi się zdarzyło kiedy to artysta zaprosił do utworu osobę całkowicie z innej bajki. Bardzo ucieszyłem się, że na moim podkładzie u Kękiego zaśpiewał Andrzej Grabowski. Fajny numer zrobiłem też z Dawidziorem, do którego zaproszony został Maciej Maleńczuk. Ogólnie staram się robić podkłady uniwersalne. Znaczy nawet nie, że się staram, co samo mi to wychodzi. Ja jednak poruszam się stricte w tym środowisku hip-hopowym, które jest dość hermetyczne, więc nie miałem jeszcze bardziej popowej współpracy. Od niedawna natomiast zacząłem pracować z wokalistką Inee. Stworzyliśmy razem kilka utworów na gitarowych podkładach. Ona na nich śpiewa, nie rapuje. Ostatnio jej nawet powiedziałem, że jaram się, że w końcu zrobiłem coś nie hip-hopowego.
Samo środowisko hip-hopowe Ci odpowiada?
Oczywiście, bo jestem zakochany w hip-hopie od dawna. Jeśli chodzi o bardziej osobiste aspekty to mam kilku kolegów z branży, z którymi mam bliski kontakt. Jednak nie jest tak, że często spotykamy się prywatnie. Ja wszystko osiągnąłem przez ciężką pracę, a nie przez zbijanie piątek z raperami na imprezach. Na co dzień nie otaczam się ludźmi z branży. Mam tych samych kolegów od 20 lat. Stawiam na naturalność i szczerość.
A myślałeś kiedyś nad płytą producencką? Mogłoby się to udać, gdyż współpracowałeś już z wieloma raperami.
Tak, choć na razie skupiam się bardziej na singlach i zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie ciężko jest mi to ogarnąć bo nie wiem, czy raperzy są aż tak zapracowani, czy po prostu nie chce lub nie kalkuluje im się dogrywanie do kogoś. Tworząc taki projekt musisz mieć sporo cierpliwości, ponieważ czekanie na zwrotkę może trwać nawet rok.
No tak, to już trochę inny model współpracy. Skoro jednak już mówimy o kalkulacji - a co za tym idzie o zyskach - to chciałem Cię zapytać, jak Ty postrzegasz ten rynek producentów? Są oni niedoceniani czy taka już jest ich rola, żeby być w cieniu? W którymś momencie niestety zawsze wychodzi ta niewdzięczna rola producenta.
W porównaniu do kilku lat wstecz uważam, że aktualnie wszystko się bardzo dobrze rozwija, a idzie w jeszcze lepszym kierunku. Mimo tego często spotykam się z opinią producentów, którzy narzekają na brak pieniędzy z bitów. Ja osobiście tego nie odczuwam, bo walczę o swoje i wiem jak się to mniej więcej ogarnia. Myślę, że jak na polskie warunki żyję na dobrym poziomie. Wszystko to kwestia dogadania z managerami i wytwórniami. Nie można nigdy odpuszczać tego procesu na żadnym etapie. Mam mnóstwo zarejestrowanych utworów w Zaiksie, a także pilnuję tego, aby otrzymywać tantiemy za prawa autorskie. Żyjemy w czasach, gdzie nic już nie dzieje się nielegalnie. Ludzie nie pobierają już płyt ze stron typu ulub czy chomikuj. Po prostu jak ktoś nie umie zadbać o rzeczy, które mu się należą to będzie narzekał. Ja też długi czas na tym nie zarabiałem i to mnie demotywowało. Pewnego dnia stwierdziłem, że nie może tak dłużej być i zacząłem dbać także o własny interes. Chciałem wyrobić sobie taką pozycję, żeby móc zarabiać na tym normalne pieniądze.
To chyba dość powszechny problem, że ludzie nie potrafią upomnieć się o swoje. Myślę, że wielu producentów też nie śledzi rynku, więc nie wiedzą na ile wycenić swoją pracę.
Niestety sami są sobie winni. Jeśli chcesz żeby pasja stała się twoją pracą naturalnym jest, że musisz wiedzieć jak działa branża i ją zrozumieć. Fakt jest taki, że mamy wolny rynek i każdy może decydować co za ile chce sprzedać. Ja osobiście zawsze negocjuje warunki. Staram się adekwatnie do tego podchodzić i brać pod uwagę wielkość projektu, w którym biorę udział. Trzeba to jakoś wyważyć, choć niewątpliwie potrzebna jest do tego wszystkiego cierpliwość. Ja swoje frycowe zapłaciłem i ciężką pracą udowodniłem, że nie pojawiłem się na tym rynku na chwilę. Na ten moment mam zarejestrowanych w ZAiKSie około 250 utworów, a jest jeszcze sporo tych, które wymagają rejestracji. Czasami oczywiście można się też dogadać na zasadzie barteru. To zależy tylko od tego na ile sobie ufacie i szanujecie się wzajemnie. Trzeba zachować ludzkie podejście.
A czy producenci hip-hopowi powinni być bardziej znani?
Według mnie, jeżeli komuś na tym zależy to jest znany. Weźmy takiego Kubiego Producenta czy Deemza. Są znani, bo pokazują się w mediach społecznościowych. Gdybym ja zaczął kręcić filmiki na instagramie to również byłbym bardziej znany. Wiem, że ludzie znają mnie z ksywy PSR, ale nie wyświetlam się im na każdej platformie. To jest mój wybór, bo nauczyłem się nie zostawiać rzeczy przypadkowi. Nie będę teraz zrzucał na nikogo winy, bo sam podjąłem taką decyzję. Jeżeli jednak ktoś chce być bardziej znany, a nie jest to widocznie robi coś nie tak. Dla mnie najbardziej liczy się rozpoznawalność w środowisku artystycznym.
Zdarzyły Ci się takie sytuacje, że ktoś nie podpisał Cię pod numerem? Albo takie, które potem musiałeś odkręcać?
Czasami nie podpisują mnie pod utworami na YouTube, ale przymykam na to oko, gdyż liczy się dla mnie przede wszystkim Spotify. Rynek przechodzi duże zmiany i za jakiś czas na YT sprawdzać się będzie tylko klipy. Jeżeli ktoś próbuje mnie gdzieś nie wpisać to ja nie boję się podjąć dyskusję, bo znam swoje prawa i jest to dla mnie bardzo ważna rzecz. Po prostu nie ma takiej możliwości, żeby ktoś mnie gdzieś pominął. Wielu producentów ma takie podejście, że warunki jakie zaproponuje wytwórnia są sztywne i nie do zmiany, a wcale to tak nie wygląda. Wykonujesz swoją pracę i ustalasz przy tym warunki w zależności od wielkości projektu, budżetu itd. Normalna rzecz. Jak w każdej innej branży. Jednak poza tym całym biznesem jest sam proces twórczy, kiedy w ogóle nie rozmawia się o pieniądzach. Bardzo podobają mi się współprace z nowoczesnymi, newschoolowymi raperami, z którymi nigdy nie muszę poruszać tych kwestii. Ja z nimi tylko i wyłącznie robię muzykę, a z managerami dogaduję kwestię wynagrodzenia i całej papierologii. Dzięki takiemu rozgraniczeniu nie mam z raperami nigdy żadnego kwasu, bo rozmawiamy głównie o zajawce i tworzeniu. Wydaje mi się, że wszystko zależy od tego jak sobie to poukładasz. Osobiście jestem pozytywnie nastawiony, bo uważam, że wszystko idzie do przodu. Narzekać można całe życie i nic z tego nie mieć.
A są takie rzeczy, które wykonujesz jako producent, a z których słuchacz może nie zdawać sobie sprawy?
W sumie to nie. Zdarzyło mi się czasami zrobić ghostwriterowe rzeczy, ale nie chciałem być pod tym podpisany. Stwierdziłem, że pomagam temu komuś, bo go lubię, ale nie chcę być z tym kojarzony. To taka wspólna przysługa. Ktoś daje mi zarobić, a ja pomagam mu w różnych aspektach muzycznych. Ogólnie ja też nie nagrywam raperów i nie tworzę z nimi kawałków od samego początku, aż po miks/mastering, choć sam miks nie jest mi obcy. 95% mojego kontaktu z nimi to wysyłanie sobie wiadomości pocztą elektroniczną. Robię podkład, dostaję wokale, robię aranż i odsyłam do akceptu. Potem najczęściej powtarzamy ten schemat jeśli ktoś ma jakieś uwagi. Jednak sam ten proces jest czasochłonny. Dużo bardziej, niż proces kreatywny, który najczęściej odbywa się w sposób bardzo płynny. Są też oczywiście takie drobnostki jak podpowiadanie paru słów w tekście, ale ciężko uznawać mnie tam jako autora.
Miksujesz swoje rzeczy?
Miksuje, ponieważ jeżeli chcesz, żeby Twój podkład został przez rapera zauważony to musi on brzmieć w miarę jak najlepiej. Robię to na tyle, na ile potrafię. Kiedyś nie miksowałem i potem dziwiłem się, że po mix/masteringu zrobionym przez kogoś z zewnątrz mój utwór brzmi całkowicie inaczej. Gdy jednak teraz miksuję swoje rzeczy to po masteringu słyszę jakby tylko coś zostało nałożone na sumę i całość była lekko dopieszczona. Nie ma już tej diametralnej różnicy. Jakby ktoś wcisnął tylko taki magiczny przycisk boost i nagle każdy dźwięk brzmiał nieco lepiej.
A gdy oddajesz ścieżki do masteringu to starasz się ograniczać liczbę ścieżek?
Tak. Kiedyś tego nie robiłem i wysyłałem blisko 50 ścieżek do masteru. Teraz jest ich mniej więcej 20. Trzeba jednak zauważyć, że zmieniła się koncepcja w muzyce i to minimalizm zdominował rynek. Jak kiedyś robiłem kawałek "Dobre Geesy" z Ganja Mafią to tam w każdej zwrotce się coś zmieniało. Teraz jest trochę inaczej. Jednak uważam, że z wiekiem jak dorastam jako producent to coraz bardziej cenię sobie minimalizm. Paluch w utworze "Potrzeby" nawinął wers "Życie prostsze trudne jest jak prosty banger" i ja się totalnie z tym zgadzam. To coś jak maksyma "Ciężko jest lekko żyć". Tak samo ciężko jest zrobić prosty bit, który będzie hitem. Bardzo szanuję takie bity jak np. Scotta Storcha w kawałkach "Candy Shop", "Just A Lil Bit" 50 Centa czy "Poppin' Them Thangs" G-Unit. To są takie podkłady, które pamiętasz do końca życia.
W którym momencie pojawił się u Ciebie komputer? Było to jakoś na początku?
Komputer był jako pierwszy. Zacząłem od niego, a później dochodził rozwój innych elementów muzyczny. Dopiero jakoś 3 lata temu zacząłem chodzić na lekcję gry na gitarze i dziś mogę ją fajnie wykorzystać w moich utworach. To moja żona podpowiedziała mi, żebym zaczął na nie chodzić, bo może to być jakaś wartość dodana w moich utworach oraz element dający mi nową wenę. Powiem szczerze, że nie da się zastąpić brzmienia prawdziwej gitary. Gitarowe wtyczki w Kontakcie są tak wyczyszczone, że są wręcz teoretycznie idealne. Jednak to im szkodzi i brzmią one często nienaturalnie. To właśnie ten brud z pieca dodaje duszy oraz dodatkowego klimatu podkładowi. Jestem fanem żywych instrumentów i myślę, że może niedługo zacznę sobie kolekcjonować jakieś małe afrykańskie perkusjonalia i będę je dogrywał do moich utworów. Takie rzeczy, które robię typowo od siebie dają mi dużo radości.
Potrafisz jeszcze na czymś grać?
Gram na klawiszach w stopniu podstawowym. Na tyle, żeby ułożyć ciekawą melodię na kilka akordów. Takie rzeczy robię na klawiaturze sterującej. Do prostych trapowych bitów używam natomiast zwykłej klawiatury od laptopa. Tutaj takie ograniczenie jest dobre, ponieważ nie ma potrzeby rozstawiania palców na klawiszach i grania skomplikowanych melodii.
A skąd Ci się w ogóle wzięła taka zajawa na produkowanie?
To się wzięło od tego, że miałem kiedyś z kolegą zespół i nie miał kto robić bitów. Stwierdziłem, że mogę to być ja. Mój pierwszy DAW dostałem od kuzyna na płycie i był to Fruity Loops 2. Kolejną wersję FL-a miałem już z gazet, gdzie często dodawane były wersje demonstracyjne programów. I to zabawne, ale ja oprócz wcześniej wspomnianych studiów realizatorskich nigdy nie byłem w żadnej szkole muzycznej. Jestem kompletnym samoukiem.
I nie pojawiła Ci się nigdy za dzieciaka myśl, żeby do takiej szkoły się udać?
Pojawiała się nie raz, ale warunki rodzinne na to nie pozwalały. Jak miałem 10 lat to tata zabrał mnie do MDK w Świętochłowicach bo mówiłem mu, że chciałbym grać na jakimś instrumencie. Jednak Pani, która uczyła wtedy w tej placówce powiedziała mi, że mam za twarde ręce i jest za późno, żebym mógł zajmować się muzyką. Straszne to jest, że niektóre osoby w życiu są w stanie zjebać Ci przyszłość jeszcze za dzieciaka. Mniej odporne osoby po prostu odłożą swoje marzenia na bok. Ja jednak wiem, że nie należy się poddawać i nigdy nie jest za późno, żeby coś w życiu robić. Czytałem ostatnio biografię Cristiano Ronaldo i dowiedziałem się, że jego mama chciała dokonać aborcji we wczesnych tygodniach ciąży. A teraz jest najlepszym zawodnikiem na świecie. Los jest bardzo przewrotny. Lubię ogólnie czytać biografie ludzi, którzy osiągnęli w życiu sukces. To są wzorce do naśladowania. Czytanie książek o pozytywnym myśleniu nic by mi nie dało. Wolę faktyczne przykłady osób, które coś osiągnęły. Dla mnie Cristiano Ronaldo to jest mistrz świata pracy. Nie chodzi o to kim on jest z zawodu. Podziwiam i cenię ludzi, którzy ciężką pracą coś osiągnęli. I tak samo jest z muzyką. Nie byłem w szkole muzycznej, ale nauczyłem się wszystkiego sam krok po kroku.
Ma to zapewne plusy i minusy. Sam fakt, że nie ogranicza Cię teoria muzyki, którą wpoiliby Ci w szkole.
Tak naprawdę to mogę opierać się tylko na moim zdaniu i na tym, co słyszałem. Od ludzi wiem, że muzycy, którzy przepięknie grają, są wyśmienitymi wirtuozami i potrafią wszystko zagrać, gubią się jeśli chodzi o tworzenie własnych rzeczy. Ciężko przychodzi im myślenie o swoim instrumencie w sposób kreatywny. Za dużo czasu z nim spędzili i nie wiedzą jak wyjść poza horyzonty i skomponować swój autorski utwór. Ich granie jest bardziej odtwórcze niż twórcze i potem stają się muzykami sesyjnymi. Nie umniejszając w żadnym stopniu muzykom sesyjnym, bo niektórzy grają tak po 20 lat i robią to naprawdę pięknie. Jednak to już jest kompletnie inne podejście do muzyki. Nie ma tego kreatywnego elementu, który jest jak dla mnie najpiękniejszą częścią muzyki. Warto tutaj zwrócić uwagę na zespoły rockowe. Często ich członkami są goście, którzy nie pokończyli żadnych szkół muzycznych, a wymiatają na swoich instrumentach i odnoszą sukcesy. Wydaje mi się, że w tym wszystkim liczy się najbardziej upór. Możesz grać największe koncerty w kraju nie będąc ani jednego dnia w żadnej szkole muzycznej.
Ciągnęło Cię kiedyś w stronę koncertów?
Za czasów Ganji Mafii bardzo dużo na nie jeździłem, lecz teraz już chyba po prostu z tego wyrosłem. Jeżeli chodzi o tę drugą stronę to nie widziałbym się kompletnie w roli DJ, który puszcza raperom bity. No chyba, że zacząłbym rapować to miałoby to dla mnie jakiś sens. W ogóle tak kiedyś myślałem o rapowaniu i nie chodzi mi nawet o to, że chciałbym tym coś osiągnąć, czy coś komuś powiedzieć. Widzę po prostu na polskim rynku furtkę dla swojego rapu, bo większość artystów inspiruje się muzyką amerykańską bądź brytyjską. Ja natomiast strasznie jaram się niemieckim rapem, w którym dużo jest klasycznych bitów, a muzyka bardziej naturalna i uliczna.
Przy swoich produkcjach inspirujesz się niemiecką sceną?
Tak, dużo czerpię z niemieckiej i słowiańskiej sceny. Ameryka mnie w ogóle nie kręci. Te plastikowe bity dominują ich rynek od paru, a nawet parunastu lat. Wszystko jest podobne i bardzo proste, a ja nie lubię słuchać takich rzeczy. Ostatnio natomiast po spotkaniu w studio z Oscarem, który pokazał mi kilka ciekawych postaci jak np. Jack Harlow wiem, że muszę nadrobić zaległości. W Niemczech wygląda to kompletnie inaczej. Jest duża różnorodność. Są afro trapy, drille, nowoczesny bity, klasyczne bity, raperzy, którzy rapują, ale też tacy, którzy nadużywają autotune’a, czy są agresywni. Niestety w Polsce od jakiegoś czasu ciężko doszukać się prawdziwego, ulicznego, agresywnego gangsta rapu. Dlatego od jakiegoś czasu słucham głównie sceny niemieckiej. Brytyjskiego rapu w ogóle nie słucham, bo nie lubię brytyjskiego akcentu. W Polsce jest Alberto, który próbuje przemycić trochę agresywnego, ulicznego brzmienia. Myślę, że ten nurt w Polsce się jeszcze trochę rozwinie. Mnie głównie jarają tacy ludzie jak Samra, Capital Bra, Raf Camora czy 187 Strassenbande, których w Polsce jest jak na lekarstwo.
Od zawsze słuchałeś niemieckiej sceny?
Nie. Fascynacja niemieckim brzmieniem przyszła mi dopiero później, około 2008 roku. Strasznie podobały mi się wtedy ich mocne bity, których w Polsce było bardzo mało, bo jedynie Matheo się w nich odnajdywał. Jako 6-letni dzieciak pamiętam, że w domu leciała niemiecka Viva, na której puszczali zagraniczną muzykę. Nieświadomie już wtedy miałem styczność z rapem, nie wiedząc tak naprawdę jak ten gatunek się nazywa. W wieku 9-10 lat byłem już dość kumaty i słuchałem amerykańskiego rapu naprzemiennie z polskim. Wychowałem się tak naprawdę na klasycznym rapie z lat 90. Później słuchałem już muzyki na polskojęzycznej Vivie, gdzie puszczali tam Eminema, Wu-Tang Clan ,MOP, 2Pac, The Notoriousa B.I.G. itp. Oprócz nich było też dużo polskiego rapu jak Molesta, Paktofonika, WYP3 ,WWO czy Peja. Oni byli zbuntowani i ja mega się z tym utożsamiałem. Chodziło się wtedy z łysą głową, w baggach i bluzie z kapturem. W ogóle do tej pory uważam, że płyta “All Eyez On Me” 2Paca to najlepsza płyta na świecie i nigdy już lepsza nie powstanie. To dla mnie taka Biblia hip-hopu. Jest w niej tyle funku i jakościowego brzmienia, że ona się po prostu nie starzeje. Cieszy mnie, że muzycy wracają do korzeni. Jest np. taki raper Rusina, który nawija na bitach, które czerpią garściami z west coastu.
Ogólnie młodzi starają się dużo eksperymentować.
Tak i chyba najlepszym przykładem może być tutaj Oki. Bardzo mi się on podoba jako raper, a na jego nowej płycie znalazły się 3 moje bity, które w dodatku są zrobione na brudnych bębnach. To dla mnie taki Eminem XXI wieku, który potrafi zaśpiewać na autotune’ie, ale też polecieć bardzo solidną zwrotkę. Jest takim artystą, który się nie zamyka i to mi się podoba u młodych raperów. Nie boją się eksperymentować i mają gdzieś możliwy towarzyszący temu hejt. Ja w ogóle nie rozumiem co to znaczy łatka “raper”. Ja też po jakiś czasie stwierdziłem, że przecież mogę zrobić nawet popowy numer, bo nie chce być zamykamy stricte w hip-hopie. Po 15 latach robienia bitów mogę sobie pozwolić na chwilową odskocznię. Nie można hejtować ludzi, że próbują nowych rzeczy. Jeżeli tylko ktoś się czymś jara to czemu nie. Uważam, że warto eksperymentować, bo jeśli pozwolisz się zaszufladkować nagrywając 2 takie same płyty to potem robiąc coś innego nie zostaniesz zrozumiany i tak skończysz swoją karierę. Dlatego dobrze jest iść taką drogą jak Oki czy Sobel. Wtedy masz wszystkie ścieżki otwarte, bo od zawsze robiłeś zróżnicowane rzeczy.