24.04.2016  | Filip Kalinowski, Piotr Lenartowicz
SOTEI fot. fot. Michał "Groh" Grośkiewicz

Z duetem SOTEI spotkaliśmy się w przededniu koncertu inaugurującego Red Bull Music Academy Weekender Warsaw 2016 w którym nasi goście zaprezentowali swoją wersje utworu zespołu Baaba. Paweł Strzelczyk, znany szerzej jako Teielte oraz Wojtek Sobura połączyli swoje siły stosunkowo niedawno dlatego pytamy w jaki sposób dzielą się obowiązkami podczas pracy w studiu oraz występując wspólnie na scenie.

Paweł, twoja debiutancka płyta była jednocześnie pierwszą w katalogu U Know Me, dużo zmieniło się od tamtego czasu?

Teielte: Mnóstwo, zauważam ogromny rozwój, chociaż nie zawsze w stronę która jest mi szczególnie bliska. Nie uważam też, że jest to zły kierunek, po prostu faktem jest, że U Know Me zaczyna wchodzić na takie nieco popowe poletko. Nie mam jednak nic przeciwko żeby pop w Polsce brzmiał tak jak robią go chłopaki. To jest nowość, bo wcześniej nie było takich prób przedarcia się do głównego nurtu, stawialiśmy raczej na niezależne rzeczy i „nowe bity”, które chyba trochę się wyczerpały. Chociaż niektóre projekty do tego wracają tak jak ostatnie płyty Gold Pandy czy Samiyama.

Wy się poznaliście w czasach jak U Know Me było jeszcze mocno nowobitowe, prawda?

Sobura: Tak, Paweł siedział z Envee’m u nas w studio, a ja zaczynałem robić płytę. Puszczałem jakieś prevki, im się to spodobało i powiedzieli, że może Groh byłby tym zainteresowany. Jakiś rok później spotkałem Groha i powiedział, że chciałby to wydać.

T: Warto dodać, że była to chyba jedyna płyta, która była tak mocno zwrócona w stronę jazzu. Może jeszcze Night Marks Electric Trio, ale reszta to raczej samplery i Ableton.

Jak się zgadaliście żeby coś razem zrobić?

T: Taką bezpośrednią przyczyną był występ przed Flying Lotusem. Wymyśliłem sobie, że skoro mam zagrać przed nim suport to chcę zrobić coś innego. Wspólnie z Wojtkiem pociągnęliśmy ten wątek.

I doszło do wspólnego produkowania numerów. Jak się dzielicie obowiązkami w studio?

S: Ostatnio zrobiliśmy dwa remiksy i akurat przy nich wyglądało to inaczej niż zwykle, bo udzieliłem się bardziej kompozycyjnie niż przy poprzednich numerach. Wcześniej były to kawałki Pawła, które ja trochę przegrzebałem, pozmieniałem aranżacyjnie żeby było czyściej i żeby wpasowały się tam żywe bębny. Późniejsze remiksy to już totalnie wspólna robota. Paweł przysyłał kilka bitów ja coś od siebie dograłem, dodałem bębny i znowu mu odesłałem. Bardziej zespołowa praca.

T: Tak, bo jeżeli chodzi o materiał na naszą płytę to rzeczywiście wyszliśmy od numerów, które zrobiłem wcześniej. Wywaliliśmy z nich bity, Wojtek je trochę przearanżował, zmiksował materiał w całości i dograł bębny.

A Ty jesteś nadal wierny Rolandowi SP-404?

T: Jeżeli chodzi o granie na żywo to tak, chociaż zaczynamy myśleć nad jakąś zmianą.

S: Myślimy nad zmianą, bo potrzebujemy sprzętu, który ma więcej wyjść. SP-404 ma niestety tylko jedno.

T: Nie jest to więc wynikiem tego, że SP-404 przestało mi pasować tylko po prostu technicznie będzie nam łatwiej.

S: Dzięki temu ja będę miał metronom, bo Paweł będzie mógł wypuszczać numer z metronomem…

T: Na razie Wojtek gra to, co słyszy.

S: Czasami są loopy w których nie ma za co się zaczepić żeby złapać tempo. Muszę słyszeć co gra Paweł.

fot. Michał "Groh" Grośkiewicz

Ty odpowiadasz za warstwę rytmiczną?

S: To wygląda w ten sposób, że Paweł naciska klawisz i puszcza sampel a ja w tym samym momencie uderzam w talerz.

T: Dlatego też w riderze mamy zapisane, że musimy mieć kontakt wzrokowy. Przez co prawie zawsze jesteśmy ustawieni przodem do siebie.

S: Zdarzały się takie sytuacje, że Paweł uderzył w pad, który akurat nie zadziałał a ja zacząłem grać.

T: Wojtek jest jednak na tyle dobrym perkusistą, że zawsze potrafi to zamaskować. Ja jestem trochę skrzywiony pod tym względem, bo zawsze jak grałem live to były to mocno pokręcone rzeczy i tak naprawdę kończyłem grać z poczuciem, że gdzieś tam się ileś razy pomyliłem. Wszyscy mówili mi jednak żebym się tym nie przejmował, bo te brzmienia są takie dziwne, że i tak nikt nie zauważył tych potknięć. Myślę, że to działa też w naszym przypadku, choć dochodzą do tego ogromne umiejętności Wojtka. Nie sądzę żeby kiedykolwiek pojawiła się sytuacja, gdzie ktoś będzie niezadowolony, że zagraliśmy nierówno.

S: Myślę, że dla niektórych ma to swój urok, bo ma to totalnie feeling grania na żywo, naprawdę widać, że gra to dwóch gości a nie laptop z maszyną.

Paweł, granie z Wojtkiem zmieniło coś w twoim podejściu?

T: Przede wszystkim zacząłem myśleć o tym, że te bity będzie robił Wojtek. Widzę, że się otwieram i zaczynam myśleć o tym, że nie mogę zrobić takiego totalnego połamańca, bo potem Wojtek będzie miał z tym problem. Wydaje mi się, że chcemy robić troszkę normalniejsze rzeczy, nie chcę wchodzić tymi połamanymi bitami w jakieś szare zakamarki, tylko chciałbym żeby ta muzyka była dla ludzi bardziej przystępna.

W klawiszu Multimonica, organach z 1952 roku, synteza polega na tym, że są dwa manuały - dolny to dmuchawa jak akordeon, na górze lampowe organy bardzo proste, pięć czy sześć przycisków i jeszcze wbudowane radio. Biały kruk. (Sobura)



Mówiłeś, że SP-404 używasz podczas grania live a z czego korzystasz przy produkcji?

T: Moją bazą cały czas jest Reason. Dogrywam do niego różne urządzenia zewnętrzne: moje ukochane OP-1 z którego nigdy nie zrezygnuje, Elektron Rhythm i klasycznego microKorga XL. Czasami zdarzy mi się od mojego kolegi, który zbiera stare dziwne klawisze, pożyczyć jakiegoś PolyVoxa albo jakiś inny rosyjski syntezator niewiadomego pochodzenia, który ma 5 klawiszy ale można na nim wykręcić kilkadziesiąt różnych brzmień. Byłem w szoku, że ten syntezator ma taki wachlarz.

S: Dzisiaj na próbie widziałem klawisz Multimonica, czyli organy z 1952 roku. Synteza polega na tym, że są dwa manuały, dolny to dmuchawa jak akordeon, na górze lampowe organy bardzo proste, pięć czy sześć przycisków i jeszcze wbudowane radio. Biały kruk.

Wracając jeszcze na sekundę do SP-404, które stało się kluczowym instrumentem dla sceny bitowej z Los Angeles i nie tylko. Dlaczego twoim zdaniem tak dużo producentów z niego korzysta?

T: Wydaje mi się, że ten sprzęt jest bardzo przejrzysty. Możesz wgrać w niego gotowe loopy i próbki ale jakiegoś super skomplikowanego numeru moim zdaniem nie da rady zrobić tak żeby grać każdy dźwięk oddzielnie. Myślę, że do bitowych rzeczy jest to najlepszy sampler, bo ma też wachlarz efektów pod palcem – nie musisz przełączać opcji tylko wciskasz guzik i masz efekt. Bitowa rytmika ma swoje tempo, a na nim bardzo łatwo przechodzić między loopami.

S: Korzystaliśmy z tego nawet kiedy mieliśmy jakieś zagwozdki w studiu – chcieliśmy zdjąć bas to wrzucaliśmy loop na kartę, ją do komputera, gdzie mamy software, który ma przyciski pod który pad co podporządkować.

T: Dodatkowym plusem SP-404 jest fakt, że jest na baterie. Wkładasz 6 paluszków i działa. Ma też wbudowany mikrofon, więc można przepuścić zewnętrzny sygnał przez efekty. To chyba dlatego wielu bitmejkerów ciągle z niego korzysta. Pierwsza wersja tego urządzenia to chyba lata 90, czyli Boss SP-303 – miał tylko 12 padów stricte z samplami ale koncepcja się rozwinęła. Ja lubię nieregularne, połamane rzeczy, nie muszę mieć wszystkiego spiętego w midi.

A czemu Reason?

T: W zasadzie od początku jest to moja baza. Był taki moment, że jeśli miałem okazję to pytałem zagranicznych producentów o to na jakim programie pracują, bo szukałem sprzymierzeńców. Okazało się, że bardzo dużo osób korzysta z Reasona, np. Hudson Mohawke wrzuca traki z Reasona do Abletona; często traktowany jest jako jeden z kroków przy produkcji, bo potem i tak wszystko ląduje w Abletonie. Ja akurat traktuje Reasona całościowo. Bardzo podoba mi się, że mogę włączyć tylny panel i kombinować z różnymi połączeniami – daje to też wrażenie fizycznej zabawy narzędziem.

S: Poza tym całkiem dobrze brzmi.

T: Mam wrażenie, że słyszę kiedy coś zrobione jest na Abletonie ale Reasona nie jest tak łatwo rozpoznać, bo jest tam tak duży wachlarz możliwości brzmieniowych, bez użycia VST oczywiście. We współczesnej muzyce, w różnych gatunkach słychać, że wszyscy używają tych samych pluginów. W Reasonie ich nie ma. Wydaje mi się, że ma tak napisane algorytmy, że ma ten analogowy charakter.

Wojtek, a tobie te rzeczy które Paweł robił wcześniej są bliskie jeżeli chodzi o podejście do rytmu?

S: No właśnie dziwnie się poczułem kiedy usłyszałem, że chciałbyś uciekać od połamanych bitów. Ja ostatnio myślałem żeby właśnie porobić jakieś porąbane rzeczy.

T: Tak powiedziałem ale pewnie gdybym włączył to, co zrobiłem ostatnio to 88 z nich na 100 byłaby mocno połamana. Kiedy robiliśmy tę płytę to jeden z bitów był naprawdę bardzo porąbany i jak wyrzuciliśmy bit i Wojtek przesłał mi swoje bębny, to było… zagrane idealnie 1 do 1 jak na komputerze.

To jest dla ciebie jakaś odskocznia od tego, co robisz grając jako perkusista w bardziej klasycznych zespołach?

S: Na pewno tak. Zawsze lubiłem całą warszawską scenę elektroniczną, to są fajne ziomki, dobrzy ludzie. Grając z Pawłem natomiast realizuje się w taki sposób, że robię coś ambitnego co sprawia mi przyjemność i będą na tej płycie kawałki, gdzie można pokazać swoje umiejętności gry na bębnach. Między innymi ten numer o którym mówił Paweł, siedziałem nad nim tydzień żeby nauczyć się to grać w ten sposób. To daje satysfakcje i poczucie, że robi się coś fajnego. Cenię sobie bycie ciągle jedną nogą w undergroundzie.

Mówisz, że siedziałeś tydzień nad numerem żeby zagrać go tak jak chcesz. Wielu bębniarzy mierzy się z fizycznymi wręcz ograniczeniami przy graniu dziwnych, połamanych rytmów. Napotykasz jeszcze na takie momenty?

S: Dopiero zacząłem napotykać na takie momenty, kiedy rozpoczęliśmy próby z Pawłem. Do tej pory nie przykładałem się do tego specjalnie, chociaż ćwiczenie gry na bębnach jest w zasadzie bardzo przyjemne. Okazuje się też, że jest zdrowe dla mózgu i dla ciała – neurobiologia bębniarzy to bardzo ciekawy temat. Perkusiści mają dużo mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania na alzheimera, gdyż wszystkie manualne czynności powodujące podzielność uwagi tworzą nowe połączenia w mózgu. Ostatnio kiedy ćwiczyłem odwróciłem zestaw, bo mam - jak pewnie każdy bębniarz - problem z kręgosłupem i odkryłem, że jest to najlepsze lekarstwo na bóle pleców. Na żadnym masażu, saunie, basenie czy akupunkturze nie czułem się tak dobrze jak po ćwiczeniu na odwróconym zestawie perkusyjnym. Do tego pracuje też głowa, przychodzę ze studia po trzech godzinach grania na odwrót i widzę inaczej kolory.

Na Weekenderze też będzie trochę na odwrót – wy będziecie grać utwór Baaby, a Baaba was.

S: Zrobiliśmy w zasadzie zupełnie nową rzecz.

T: Gdyby zliczyć całość to może z oryginału mamy 7 czy 8 sekund. Pomimo, że gramy wspólnie z Wojtkiem raczej krótko to można powiedzieć, że zrobiliśmy numer w naszym stylu.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
maj 2016
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó