Lutto Lento - Zbieg okoliczności to ważny element kompozycji

01.03.2016  | Piotr Lenartowicz
Lutto Lento - Zbieg okoliczności to ważny element kompozycji fot. Mikołaj Syguda

Z Lubomirem Grzelakiem, bo tak naprawdę nazywa się producent znany jako Lutto Lento rozmawiamy o jego stosunku do nośnika jakim jest kaseta, obrzędach, których dźwięki chciałby jeszcze zarejestrować oraz jego procesie twórczym realizowanym przy pomocy bardzo ciekawego zestawu sprzętowego.

Pamiętasz, jaka kaseta wpadła w Twoje ręce jako pierwsza?

Lutto Lento:  Księga Tajemnicza Prolog Kalibra 44. Kilka lat temu udało mi się ją znowu zdobyć na jakimś dworcu, pierwszą zgubiłem gdzieś w podróży. W dalszym ciągu jest to dla mnie bardzo ważny album i to nie tylko dlatego, że był pierwszym, który kupiłem za własne pieniądze.

Hip-hop w tamtym czasie miał na Ciebie duży wpływ?

Tak, dorastałem w tym ciekawym okresie, kiedy polska scena miała się bardzo dobrze i działo się wiele ciekawych rzeczy. Mogłem to obserwować w zasadzie na bieżąco.

Wiele albumów hip-hopowych, które dziś uchodzą za klasyczne na początku funkcjonowały głównie na kasetach, przez co dla sporej ilości osób z tym nośnikiem wiążą się pewne sentymenty. Czy formuła, w jakiej działacie w Twoim labelu Sangoplasmo jakoś się z tym wiąże?

Kiedy zaczynałem wydawać muzykę nie miałem wystarczających funduszy, żeby robić to na płycie winylowej. Kasety byłby  łatwiej dostępne, naprawdę o wszystkim decydowały praktyczne powody. Teraz wydaję muzykę na winylach, ale nie przestałem słuchać muzyki na kasetach. W niszowych labelach ten nośnik jest bez przerwy w użyciu. Nikt nigdy nie mówił o wycofaniu tego nośnika z obiegu…

Sądzisz, że kaseta osiągnie taki sam status jak winyl?

Nie sądzę, aby ten „boom”, o którym mówimy, przebił się na tyle, żeby w Empikach powstały półki z kasetami. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że moda, o której mówi się nawet w mediach głównego nurtu, przeminie, a małe wydawnictwa będą spokojnie funkcjonowały.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

(fot. Mikołaj Syguda)

W kontekście kaset często pojawia się pytanie o to, czy ich nabywcy faktycznie słuchają, co zostało tam nagrane, czy są to jedynie pewnego rodzaju gadżety.

Tak, dużo ludzi kupowało kasety z Sangoplasmo tylko po to, żeby postawić je na półce. Wydaje mi się, że dzisiaj jest trochę inaczej, więcej osób zaopatrzyło się już w magnetofony. Większości jednak nadal najwygodniej jest słuchać muzyki z komputera, a kupowanie kaset staje się bardziej formą wsparcia artysty czy labelu.

Są jednak wydawnictwa, które w jakiś dziwny sposób korespondują z nośnikiem i gdyby zostały wydane w innej formie byłyby o coś uboższe.

Oczywiście. Teraz w DUNNO Recordings, czyli wytwórni, którą założyłem z Filipem Lechem, wydaliśmy płytę Wojtka Bąkowskiego, która musiała wyjść na CD – nie wyobrażam sobie słuchać tego na jakimkolwiek innym nośniku. Chociaż osobiście nie przepadam za CD. Dla niektórych materiałów nośnik  sam się narzuca, jest czymś immanentnym i wpisanym w muzykę.

Takim materiałem na pewno jest jedno z Twoich pierwszych wydawnictw „Duch Gór”.

Kiedy prowadziłem Sangoplasmo, bo aktualnie zawiesiłem tę działalność, starałem się, żeby wydawane tam materiały pasowały do nośnika. Taśmy sprawdzają się jako niskonakładowe medium do wydawania „demówek” albo rzeczy, których nie traktuje jako pełnoprawne EP-ki czy albumy. „Duch Gór” to w dużej części nagrania terenowe, jest to jakiś rodzaj słuchowiska. Połączenie nagrań terenowych z bardzo subtelnymi klawiszami, albo organami, stwarza zupełnie niesamowitą atmosferę, szczególnie, jeśli są to dziwne nagrania. Ten konkretny obrzęd zarejestrowałem we wsi w Beskidzie Wyspowym.

Masz listę takich obrzędów, które chciałbyś jeszcze utrwalić?

Od zawsze interesowałem się antropologią i etnologią. W Europie jest olbrzymia ilość ciekawych zjawisk tego typu. Kilka dni temu w Szwajcarii miał miejsce obrzęd podobny do tego z Beskidów i jest on dźwiękowo niesamowity, ponieważ wiele osób przebiera się w stroje składające się z różnego rodzaju przedmiotów – dużej ilości dzwonów i innych metalowych obiektów. Na pewno chciałbym jeszcze kiedyś ponagrywać takie sytuacje. W górach czy lasach mamy do czynienia z naturalną architekturą akustyczną, która sprawia, że wiele zjawisk brzmi inaczej, niesamowicie. W dalszym ciągu czuję, że można je nagrać i zapisać lepiej niż jest to zrobione. Są oczywiście zdjęcia, ale krajobraz dźwiękowy tych miejsc nadal jest niesamowicie fascynujący.

W „Duchu Gór”, ale też w późniejszych wydawnictwach, np. „Partition”, łączysz nagrania terenowe z dźwiękami generowanymi przez syntezatory i automaty perkusyjne. W jaki sposób przebiega ten proces?

Nie mam jednej techniki pracy, ale w dużej mierze traktuję muzykę jako bazowanie na samplach. W tym - samplach moich własnych nagrań. Czyli spędzam jakiś czas z syntezatorem, a później wybieram momenty, które najbardziej mi odpowiadają. Aktualnie najczęściej używam do tego Yamahy DX7, Korga DS-8, Yamahy SY55 i jeszcze Junosta-21. Do tego dochodzi śmieszny, przez wielu niedoceniany,  Microsampler Korga. Bardzo lubię, kiedy w nagraniach ogromną rolę odgrywa przypadek, kiedy nie wszystko jest zaplanowane, a pozornie nic nie znaczący zbieg okoliczności w końcowej fazie produkcji okazuje się jednym z najistotniejszych elementów kompozycji. Właśnie dlatego lubię na przykład pracę na loopach taśmowych – właściwie nie da się wyciąć fragmentu w dokładnie taki sposób, jak się to planowało.

Lubisz być zaskakiwany.

Tak, nigdy nie fascynowałem się na przykład syntezą dźwięku i syntezatorami. Od muzyki najbardziej dopracowanej wolę nagrania, które powstały na szybko albo przypadkiem. Z syntezatorów również wolę  korzystać w taki nieoczywisty sposób.

W połączeniu z innymi narzędziami składa się to na imponujący i właśnie taki nieoczywisty zestaw sprzętowy.

Nigdy nie starałem się kupować tych wszystkich legendarnych syntezatorów i automatów perkusyjnych. Testuję i szukam sprzętów niedocenianych i zapomnianych, które można kupić za stosunkowo nieduże pieniądze. Takimi automatami perkusyjnymi, na których pracuję są m.in. bardzo prymitywny Korg Super Drums DDM-110 oraz polski APS Rhythm Composer PR6020, czyli nieudana próba sklonowania TR-606. Do tego dochodzi Boss DR660, Yamaha RY20, ZOOM MRT-3 oraz ALESIS HR-16. Do grania na żywo często używam SP-404, który jest nieduży i dzięki temu bardzo poręczny.

Korzystasz również ze szpulowego magnetofonu?

Tak, czasami używam Revoxa do nagrywania oraz cięcia loopów, chociaż nadal wolę cięcie i loopowanie kaset niż dużych taśm. Szpulowy magnetofon jest profesjonalnym sprzętem, nad którym łatwiej zapanować, a granica błędu nieco się przesuwa. Jest bardziej praktyczny a przez to dla mnie mniej ciekawy.

Nigdy nie fascynowałem się syntezą dźwięku i syntezatorami. Od muzyki dopracowanej wolę nagrania, które powstały na szybko albo przypadkiem. Z syntezatorów również wolę  korzystać w taki nieoczywisty sposób

Metody, które wykorzystujesz, przywodzą na myśl Studio Eksperymentalne Polskiego Radia.

Przez pewien okres bardzo interesowałem się tym, co robił Eugeniusz Rudnik i chociażby Bogusław Schaeffer. Wiele z tych nagrań jest dla mnie bardzo ważnych, choćby Symfonia elektroniczna, która jest praktycznie niedostępna, ale mam jej kopię na 10 calowym winylu. To jedno z moich ulubionych nagrań, które jest także wyjątkowo przydatne do grania didżejskiego. Wiele starszych eksperymentalnych nagrań świetnie miksuje się z prostym rytmem techno albo house'u.  Doskonale uzupełnia i wypełnia całą strukturę  utworu.

Jakiś czas temu widziałem program prowadzony przez Małgorzatę Halber, gdzie prezentowałeś bardzo oryginalną płytę…

Tak pamiętam, to była płyta z efektami dźwiękowymi. Cały czas kupuję winyle z różnego rodzaju efektami – dźwiękami zwierząt, odgłosami pociągów i tak dalej. Kiedyś można było je wykorzystywać w radiu lub kinie, więc ukazywało się ich sporo. Dziś w Internecie są banki sampli, do których każdy ma dostęp.

Jakie miejsce w całym Twoim procesie twórczym odgrywa komputer?

W Abletonie pracuję na samplach, chyba nie używam go w ten sposób jak większość osób – nie tworzę tam rytmów, nie działam na zasadach sekwensera. Używam go raczej do układania puzzli, które nagrałem wcześniej. Nie korzystam także z wtyczek VST, posługuję się zewnętrznym kompresorem i equalizerem. Jeżeli chodzi o efekty, to Boss swego czasu starał się stworzyć linię mikro racków, czyli o połowę mniejszych efektów i właśnie w ten sposób powstał mój ulubiony: RPS10 Pitchshifter/Delay. Mogę śmiało polecić też reverb z tej serii, który jest dość dziwaczny i niekoniecznie nadaje się do regularnych, klasycznych zastosowań.
„Regularny” (w rozumieniu przewidywalności) to zapewne nie byłby pierwszy przymiotnik, którym opisalibyśmy Twoją twórczość.

(fot. Mikołaj Syguda)

Tym bardziej, że od płyty „Whips” wyraźnie zacząłeś poruszać się w nieco bardziej klubowej stylistyce.

Nie do końca czuję, żebym robił muzykę klubową, taneczną. Aktualnie kończę album, który powinien wyjść jeszcze w tym roku, a na którym nie ma w ogóle tanecznych i bardziej rytmicznych elementów – będzie to czysto eksperymentalny materiał. Naturalną koleją rzeczy było dla mnie eksperymentowanie z rytmem. Również dlatego, że często występuję jako DJ, zacząłem nagrywać bardziej rytmiczną muzykę (często używając tych samych technik, co w przypadku moich mniej klubowych nagrań).

To, co wydaje się interesujące w Twoich nagraniach, to wyciąganie różnych elementów, które wywołują ciekawe skojarzenia, jak np. gwizdki, użyte w jednej w tytułowej kompozycji „Whips”. Mam dziwne przeczucie, że nie każdy producent odważyłby się na ich użycie.

Faktycznie, teraz gwizdki są raczej zapomniane w muzyce klubowej, a sądzę, że niesłusznie, właściwie jest to jeden z moich ulubionych dźwięków. To, o czym mówisz, wynika z dużej mierze z tego, że nigdy nie zamykałem się na żadną muzykę. Zawsze staram się szukać czegoś nowego w muzyce, a później – świadomie lub nie – inspiruję się wszystkim tym, czego słucham. Nigdy nie próbowałem robić muzyki klubowej według sztampowych szablonów, co często wynikało z lenistwa: zamiast więcej poczytać wolałem eksperymentować. Istnieje ogromna ilość nudnej i miałkiej muzyki tanecznej, która tworzona jest właśnie według tych utartych schematów i powtarzalnych brzmień.

Takim kolejnym elementem, którego użyłeś, a który wywołuje różne skojarzenia jest sampel z wokalem Enya, pojawiający się w utworze „Sirena” z kasety „UNLUCKY”.

To w dużej mierze wynika akurat z tego, że bardzo często pracuję na kasetach z kolekcji mojej mamy, gdzie znajdują się różne nagrania. Jest nauczycielką angielskiego, mam więc także bardzo dużo kaset z podręcznikami i z różnego rodzaju słuchowiskami służącymi do nauki języka. Te kasety  są związane z konkretną epoką. Mogą wywoływać nostalgię i inne emocje. Jednakże staram się nie odwoływać tylko do takich uczuć a iść w bardziej abstrakcyjny ton. Natomiast, kiedy uczucia  uruchamiają się w słuchaczu mimowolnie to jest to bardzo ciekawe.

Takie emocje towarzyszą Ci pewnie, kiedy znajdujesz na jakiejś kasecie czyjeś prywatne nagrania. Jak powszechnie wiadomo, masa ludzi korzystała z wbudowanych w odtwarzacze mikrofonów i nagrywała swego rodzaju pamiętniki.

Nadal znajduję takie taśmy. Cały czas odnajduję także na nich niesamowite rzeczy spowodowane na przykład złego rodzaju nagrywaniem kolejnych warstw na taśmę – przebijają się czasem materiały, które były tam nagrane pierwotnie. Pamiętam, że kiedyś, podczas rejestrowania pojedynczych dźwięków perkusyjnych na bardzo starej taśmie okazało się, że pomiędzy nimi przeskakiwały co jakiś czas nagrane tam wcześniej dźwięki. Po prostu głowica nie do końca wyczyściła poprzednią zawartość.

Mówiłeś przed chwilą, że wracasz do tej bardziej abstrakcyjnej formuły – znudziłeś się już klubowymi rytmami?

Muzyka jest tak naprawdę wszystkim, czym się zajmuję – komponuję do teatru, niedawno wróciłem z Łodzi, gdzie pracowałem nad muzyką do filmu. Od czasu do czasu robię też muzykę do reklam. Uważam, że nic nie działa tak dobrze i odświeżająco na pracę nad projektem, jak praca nad innym i poruszanie się pomiędzy różnymi stylistykami. Oprócz albumu, o którym mówiłem wcześniej, dodatkowo pracuję nad kilkoma wydawnictwami raczej klubowymi. Zaczynam pracę nad muzyką do spektaklu Krzyżacy Michała Kotańskiego i z tego, co na tę chwilę czuję, ten soundtrack będzie oscylował gdzieś między dark ambientowymi i black metalowymi pasażami a muzyką gabber.

To, co mówisz potwierdza tezę, że niezależna muzyka elektroniczna, w tym też w zasadzie cały katalog Sangoplasmo, zarówno wizualnie jak i muzycznie idzie w mroczną stronę…

Nie czuję, żeby moja muzyka była jakoś specjalnie mroczna. Lubię natomiast, kiedy muzyka jednemu odbiorcy wydaje się być mroczna, innemu straszliwie wesoła. To jest chyba jeden z najbardziej upragnionych przeze mnie efektów  muzyki.

(fot. Mikołaj Syguda)

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
marzec 2016
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó