Lordofon - Nie nazywamy siebie twórcami rapu
W 2020 roku, nakładem zasłużonej wytwórni Asfalt Records ukazał się debiutancki krążek duetu Lordofon, pt. "Koło". Z Maciejem Poredą i Michałem Jurkiem rozmawiamy o tym jak wyglądało ich wejście w branżę muzyczną, ewolucji jaką przeszli od pierwszych nagrań do oficjalnego wydawnictwa, a także studiu wybudowanym wewnątrz... stodoły.
Na przestrzeni ostatnich lat rola wytwórni na rynku muzycznym uległa znacznej zmianie, ale debiutowanie w takiej oficynie jak Asfalt Records nadal jest sporą nobilitacją. Możecie zdradzić w jaki sposób do tego doszło?
Michał Jurek: Szczerze mówiąc nie ma tutaj jakiejś niesamowitej historii. Kiedy kończyliśmy już prace nad EP-ką Plastelina doszliśmy do wniosku, że trzeba ten materiał wysłać do różnych wydawnictw. Jednym z nich był Asfalt Records, gdzie skierowaliśmy maila bezpośrednio do prowadzącego wytwórnie Marcina Grabskiego. Już po kilkunastu minutach otrzymaliśmy odpowiedź, że „zaoraliśmy”. Na początku nie do końca wiedzieliśmy jak to interpretować, ale kilka godzin później padło pytanie czy jesteśmy z Warszawy i czy możemy się spotkać.
Maciej Poreda: Po tej wiadomości nie czekaliśmy już na odpowiedzi od innych wytwórni, bo Asfalt to było miejsce w którym od początku bardzo chcieliśmy być. Tamten dzień na pewno był dla mnie takim szczytowym momentem ostatnich kilku lat. Najpierw ustaliliśmy, że bezpieczniej będzie jeśli Plastelina ukaże się w formie digitalu, ponieważ nie wiedzieliśmy jak ludzie zareagują na naszą muzykę. Kiedy okazało się, że odbiór jest bardzo dobry przyszło wydanie fizyczne.
Dodajmy, że pojawiło się ono w bardzo specyficznym momencie, bo zbiegło się w czasie z twardym lockdown’em. Paradoksalnie jednak chyba nie macie na co narzekać, prawda?
MP: Faktycznie wyszło tak, że preorder i wysyłka naszej płyty miała miejsce dokładnie w tym samym momencie w którym zamknięto wszystkie Empiki. W ten sposób stosunkowo niewiele sprzedanych przez nas egzemplarzy nagle okazało się być bardzo dużą liczbą i sprawiło, że wylądowaliśmy nawet wysoko na listach OLiS. Zabawne, że w ciągu ostatniego roku były tylko dwa miesiące, w których nastąpił nagły zwrot akcji, jeśli chodzi o sytuację pandemiczną, i akurat właśnie wtedy wydawaliśmy nasze rzeczy, bo Koło ukazało się przecież w połowie października.
Premierze albumu Koło towarzyszyła ciekawa promocja – na telebimie w centrum Warszawy pojawił się ogromny napis Lordofon i numer telefonu. Dużo osób dzwoniło?
MJ: Akcja promocyjna była pomysłem Kamila Kopetz, specjalisty od promocji z Asfalt Records. Ciężko było jednak przewidzieć jak szybko rozejdzie się wieść o tym, że stworzyliśmy infolinię Lordofonu. W pierwszych dniach telefonów było bardzo dużo. Sporo osób dzwoniło aby dowiedzieć się, o co tak naprawdę w tym chodzi. Z drugiej strony było też wiele telefonów od osób, które kojarzyły nas z EP-ki którą wydaliśmy pół roku wcześniej.
Telebim w ścisłym centrum Warszawy (fot. materiały prasowe)
Wydaje się, że w dzisiejszym hip-hopie pojawia się coraz więcej gitar, jednak Wy zaproponowaliście dość zaskakującą proporcje tych elementów. Taka rock’owa stylistyka to Wasze korzenie?
MP: Ja uczyłem się grać na gitarze od czwartej klasy podstawówki i to zawsze był mój główny instrument, więc pewnie można tak powiedzieć. Natomiast nigdy nie interesowało mnie granie solówek, albo podobne popisy. Zawsze chodziło o piosenki – najpierw grałem covery, a później tworzyłem już własne kompozycje. Z Michałem zaczęliśmy razem muzykować w okolicach 2010 roku, kiedy bardzo popularne były zespoły takie jak Arctic Monkeys, czy Franz Ferdinand. Na początku graliśmy przede wszystkim ich covery, ale stopniowo otwieraliśmy się również na inne brzmienia.
MJ: Ja z kolei będąc w drugiej klasie podstawówki trafiłem do szkoły muzycznej, gdzie uczyłem się grać na trąbce. Zrezygnowałem po pierwszej klasie drugiego stopnia, ponieważ ze względu na maturę brakowało mi czasu. Dodatkowo był to już okres pierwszych nagrań z Maćkiem. Koncentrowałem się wtedy przede wszystkim na nauce gry na perkusji.
Jak uczyłeś się tego instrumentu?
MJ: Samemu. Trochę mi to zajęło, ponieważ najpierw musiałem nauczyć się jej „słuchać”. Na początku próbowałem naśladować to co słyszałem, bo jeszcze nie znałem elementów perkusji. Im dłużej grałem tym ten słuch coraz bardziej się wyrabiał.
MP: Myślę, że nie bez znaczenia były umiejętności, które Michał wyniósł ze szkoły muzycznej. Jak po raz pierwszy usiadł do perkusji to od razu było widać, że coś kuma. Mieliśmy to szczęście, że mój ojciec jest ogromnym pasjonatem muzycznym i od lat kolekcjonuje różne sprzęty oraz instrumenty. W moim rodzinnym domu mieliśmy zawalony cały strych tymi gratami, więc kiedy postanowiliśmy pobawić się w granie piosenek to od razu mieliśmy dostęp do wielu instrumentów. Była tam gitara, bas, jakieś klawisze i właśnie perkusja.
To kiedy pojawił się u Was komputer?
MJ: To się stało podczas któregoś z wyjazdów pod Łomżę, gdzie mieliśmy do dyspozycji domek w którym odbywały się nasze próby. Dziś mamy tam pełnoprawne studio, ale wtedy traktowaliśmy to wszystko głównie jako rozrywkę i też dla zabawy zaczęliśmy tworzyć jakieś rapowe kawałki. Wówczas pojawił się Reason, który do dzisiaj jest moim ulubionym programem DAW. Zaczynałem od wersji numer 5, a teraz działamy zamiennie na 9 i 10. Przeżyłem więc naocznie tę ogromną zmianę jaką było otwarcie się tego programu na zewnętrzne wtyczki VST. To pozwoliło mi znacznie rozszerzyć mój katalog instrumentów, choć nie uważam pokładowych rozwiązań Reasona za złe. Firma Propellerhead jest jednak przede wszystkim producentem programu DAW i nigdy nie będzie tworzyć tak dobrych instrumentów wirtualnych jak marki, które zajmują się tylko tym.
Trudno było nauczyć się obsługi tego programu?
MJ: Gdybym na początku przeczytał manual, albo oglądał tutoriale na YouTube na pewno trwałoby to znacznie krócej. Jestem jednak bardzo niecierpliwy i wolę od razu usiąść do narzędzia nawet jeśli czegoś nie będę wiedział. Zresztą jestem przekonany, że do dzisiaj wykorzystuje maksymalnie 40% możliwości tego programu. Opanowałem go jednak w stopniu, który umożliwia mi skuteczną pracę nad kolejnymi produkcjami.
- Gry na perkusji nauczyłem się samemu. Trochę mi to zajęło, ponieważ najpierw musiałem nauczyć się jej „słuchać” - Michał Jurek (fot. Helena Bromboszcz)
Maciej, przeskok z pisania piosenek na pisanie tekstów rapowych był dla Ciebie trudny?
MP: Tak, było to coś czego musiałem się nauczyć, ale teraz sprawia mi to dużo przyjemności. W naszych starych muzycznych przygodach, jeszcze przed Lordofonem, nie przykładałem się za bardzo do tekstów, a tutaj musiałem się przestawić na pisanie o czymś. Stało się to właśnie wtedy jak zaczęliśmy robić nasze „rapo-podobne” numery.
Nie nazywacie ich po prostu rapem?
MP: Nie lubimy tytułować się twórcami rapu – ja na pewno nie chciałbym być nazywany raperem, Michałowi również daleko do typowego producenta hip-hopowego. Granice między gatunkami się zacierają, nie trzeba trzymać się już tych sztywnych ram i pojęć. Najważniejsze żeby tworzyć fajną i wartościową muzykę. To jest dla nas zawsze ciekawe wyzwanie, żeby sprawdzić się w różnych stylistykach. Takich rzeczy będzie moim zdaniem coraz więcej.
To w którym momencie uznaliście, że Wasze „rapo-podobne” kawałki mogą być czymś więcej niż tylko dobrą zabawą?
MP: Kiedy okazało się, że produkcje robione „dla jaj” brzmiały lepiej niż wszystko co zrobiliśmy wcześniej. Nasi znajomi reagowali na nie zupełnie inaczej i nie trzeba było nikogo zmuszać do ich słuchania – rzeczywiście się im podobały. Postanowiliśmy spróbować wziąć się za to nieco bardziej na poważnie i w efekcie zrobiliśmy EP-kę Plastelina. Całość powstawała zdalnie, tzn. każdy z nas siedział w swoim mieszkaniu i dopiero wokale oraz miksy realizowaliśmy razem w studiu w Sławcu pod Łomżą.
- Przeżyłem naocznie ogromną zmianę jaką było otwarcie się Reasona na zewnętrzne wtyczki VST. To pozwoliło mi znacznie rozszerzyć mój katalog instrumentów, choć nie uważam pokładowych rozwiązań Reasona za złe - Michał Jurek
Co to za miejsce?
MP: Tutaj musimy wrócić do mojego taty Tomasza Poredy, który jak wspominałem jest pasjonatem muzycznym i od lat prenumeruje EiS. 14 kilometrów od Łomży mój dziadek ma działkę, na której stoi stodoła. Tata stwierdził, że wybuduje w środku studio – trochę dla siebie, ale bardziej dla nas. Ja zaprojektowałem samą powierzchnię, a tata sfinansował i nadzorował roboty. Spędziłem wiele godzin szukając informacji w internecie na temat tego jak wysokie musi być studio, oraz gdzie powinna stanąć ściana oddzielająca live room od reżyserki. Każda ściana i sufit zrobiona jest z grubej, dobrej jakości płyty OSB, potem są dwie warstwy akustycznej wełny Rockwool i jeszcze raz gruba płyta OSB. Dzięki temu możemy pracować również w zimie, bo tworzy się tam „termos” – w zimę jest ciepło, a latem chłodno.
W Waszych produkcjach pojawiają się zarejestrowane tam żywe instrumenty?
MJ: Tak, żywa perkusja pojawia się w numerach Skały i Harakiri z Plasteliny. W studiu mamy realizatorkę i live do nagrań, gdzie stoi w pełni omikrofonowana perkusja. Budując studio chcieliśmy mieć możliwość zarejestrowania 4-osobowego zespołu „na setkę”. Nigdy tego nie robiliśmy, ale zależało nam na takiej opcji i dzięki konsolecie Allen & Heath Qu-32 dzisiaj ją rzeczywiście mamy.
- Budując studio chcieliśmy mieć możliwość zarejestrowania 4-osobowego zespołu - Michał Jurek (fot. archiwum zespołu)
Jakimi monitorami dysponujecie?
MJ: Pracujemy na odsłuchach Yamaha HS5MP i nie jesteśmy z nich do końca zadowoleni. Nasze produkcje brzmią na nich dobrze, ale niedawno robiliśmy odsłuch Koła na monitorach EVE Audio za 8500 zł i aż nas uszy swędziały… Wyszło sporo niedoróbek w miksie.
MP: Dlatego też to zapewne odsłuchy będą naszym kolejnym zakupem do studia.
Czego jeszcze potrzebujecie?
MJ: Myślę, że potrzebujemy komputera, który mógłby być na stałe w studiu. Póki co korzystamy z mojego komputera stacjonarnego, którego za każdym razem muszę odpinać i przewozić. Nie jest to optymalna sytuacja, bo taki transport zawsze wiąże się z ryzykiem, że coś niedobrego stanie się z nim po drodze.
MP: Przydałby się nam również jakiś dobry mikrofon, ponieważ Plastelina była nagrywana na Rode K2, którego ktoś polecił nam jako najlepszą opcje z możliwych. Niestety finalnie okazało się to bardzo dalekie od prawdy. Mam dość dziwną barwą głosu, która sprawia, że przy wyborze mikrofonu kluczowe jest aby jego krzywa odpowiadała moim potrzebom, a niekoniecznie sama jego barwa.
MJ: Dopiero przy kolejnej płycie zrozumieliśmy, że wybierając mikrofon nie powinno kierować się renomą marki, tylko przede wszystkim trzeba go dopasować do wokalu. Zanim trafiliśmy na ten właściwy wypożyczaliśmy i testowaliśmy masę mikrofonów. Podczas pracy przy Kole korzystaliśmy z ATK Thor, który nominalnie jest klasę niższym sprzętem, ale sprawdził się doskonale. Rode K2 okazał się problematyczny głównie z powodu wyłapywanych przez niego sybilantów.
Co poza mikrofonem zmieniło się przy okazji pracy nad albumem Koło?
MP: Sam początek miał miejsce w głębokim lockdown’ie, więc siedzieliśmy każdy u siebie i wymienialiśmy się plikami. Dopiero na sam koniec pracy wyjechaliśmy razem do studia. Zmiany na Kole opierały się na jakichś detalach, które jak wiadomo potrafią robić kolosalną różnicę. Staraliśmy się żeby to wszystko było bardziej profesjonalne.
MJ: Byliśmy już świadomi rzeczy o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Przy miksie Plasteliny pomagał nam Michał Mucharski, choć początkowo staraliśmy się zrobić to sami. Efekty nie były zadowalające, więc zaangażowaliśmy Michała. Przy drugiej płycie zająłem się tym sam, a całość cały czas nadzorował Maciek. Kluczową rzeczą było stworzenie jak najlepszej podstawy pod wokal, aby później odpowiednio wyeksponować głos Maćka. Tworzyliśmy jakieś wstępne wersje utworów i chodziliśmy odsłuchiwać ich w samochodzie. Chcieliśmy sprawdzić jak to brzmi w różnych warunkach, żeby upewnić się czy idziemy w dobrym kierunku.
MP: W związku z tym polecamy słuchać naszej płyty w Subaru Forester, bo tam naprawdę brzmi ona idealnie.
Wiemy z jakich instrumentów akustycznych korzystacie, ale co z VST?
MJ: Rzeczywiście na Kole jest ich sporo. Do bębnów wykorzystuje pokładowe wtyczki Reasona, natomiast jeżeli chodzi o resztę instrumentów to są to raczej zewnętrzne pluginy. W pewnym momencie miałem naprawdę dużą liczbę wtyczek, ale doszedłem do wniosku, że samo ich gromadzenie nie ma sensu. Uważam, że lepiej korzystać z mniejszej liczby narzędzi, które dobrze znamy niż otaczać się sprzętem po jaki później nie sięgamy. Wtyczką, która towarzyszy mi w zasadzie od początku jest Xfer Records Serum. Ponadto jeżeli chodzi o basy to lubię korzystać z Future Audio SubLab, oraz IK Multimedia MODO Bass. Nie zawsze mamy możliwość zarejestrowania akustycznego basu, a ten plugin potrafi go naprawdę doskonale imitować. Do tego dochodzą wtyczki z pakietu SoundToys – głównie Decapitator.
- Mój tata stwierdził, że wybuduje w środku studio – trochę dla siebie, ale bardziej dla nas. Ja zaprojektowałem samą powierzchnię, a tata sfinansował i nadzorował roboty - Maciej Poreda (fot. archiwum zespołu)
Skąd wiecie, że dany numer jest skończony?
MJ: Wydaje mi się, że wtedy kiedy nie mamy do niego większych uwag i nie nasuwają się takie oczywiste dla nas rzeczy do zmiany lub poprawy.
MP: Z drugiej strony, chyba nigdy nie mamy poczucia, że coś jest skończone w 100%. Zawsze jest miejsce na jakieś poprawki i czasami bardzo trudno powiedzieć sobie „stop”.
W tym momencie trudno rozmawiać o koncertach, bo ich zwyczajnie nie ma, ale myślicie o jakiejś formule w której moglibyście przełożyć Wasze numery na granie na żywo?
MJ: W zasadzie to gramy próby od jakiegoś czasu. Takim pierwszym pomysłem, który naturalnie wpadł nam do głowy, było to żebym grał na żywej perkusji na koncertach. W ten sposób osiągnęlibyśmy zupełnie inną ekspresje, oraz energię. Maciek wtedy by śpiewał lub rapował główną linię wokalu, oraz mógłby grać na gitarze wszystkie partie z naszego materiału. Reszta pewnie byłaby grana przez komputer. W warunkach klubowych, zapewne przesiadłbym się z perkusji na pady.
MP: Mimo wszystko, jesteśmy na razie w fazie eksperymentów. Koncerty to dla nas nowość, więc póki co testujemy różne konfiguracje i rozwiązania podczas grania na żywo. Jak ostatecznie będzie to wyglądać? Nie wiemy. Ale na pewno postaramy się, żeby było fajnie i niebanalnie.
Myślicie już o kolejnym wydawnictwie?
MJ: Z następnym materiałem planujemy wprowadzić trochę zmian do sposobu w jaki pracujemy. Myślimy o tym, żeby tym razem spróbować nagrywać wokale w profesjonalnym studiu i zobaczyć jak to wyjdzie. Podobnie z miksem. Tutaj też chcemy zlecić to zewnętrznej osobie. To wszystko pokaże nam czy powinniśmy zająć się przede wszystkim myśleniem o muzyce, czy może będziemy musieli zajmować się również realizacją materiału.
MP: Jeśli chodzi o sam materiał to na pewno będziemy starać się, żeby stworzyć coś innego, niż to co do tej pory zaoferowaliśmy naszym słuchaczom. Planujemy też narzucić sobie trochę więcej ograniczeń niż w przypadku poprzednich płyt. Ale wiadomo, że jak zwykle wszystko wyjdzie w praniu.