SZAMZ - Tak naprawdę to sprzęt jest sprawą drugorzędną
Wydany pośmiertnie album Pop Smoke’a Shoot For The Stars Aim For The Moon był jednym z najważniejszych ubiegłorocznych wydawnictw nie tylko na hip-hopowym rynku. Jak się okazuje, ten głośny krążek miał swój polski akcent – na jego rozszerzonej wersji znalazł się utwór Showin Off Pt.2, który wyprodukował SZAMZ. Pochodzący z Łodzi beatmaker opowiedział nam o kulisach współpracy z amerykańskimi raperami oraz konsekwentnym budowaniu swojej pozycji na scenie.
Dosłownie dzień przed naszym spotkaniem pojawiła się informacja, że z więzienia wyszedł Bobby Shmurda, a z tego co wiem bardzo czekałeś na ten moment. Na ile pogłoski o szansach na Wasz wspólny numer są prawdziwe?
SZAMZ: Póki co to temat ze sfery marzeń, bo choć cały czas mam taki plan, to teraz będzie naprawdę ciężko się do niego dostać. Od lat buduję sobie kontakty w USA i podtrzymuję, że na pewno coś z nim zrobię, ale aktualnie stał się totalną gwiazdą, więc daję sobie na to jeszcze trochę czasu. Zresztą ostatnio zacząłem więcej działać w Polsce i siłą rzeczy zaniedbałem mniejsze, zagraniczne placementy (wyprodukowane utwory na czyjejś płycie – przyp. red.), a z doświadczenia wiem, że to właśnie one mogą prowadzić do większych rzeczy i zamierzam do tego wrócić. Z jednej strony czasami żal wysyłać bity mniej znanym artystom, ale w dłuższej perspektywie zdawało to egzamin. Znajomości są w tym świecie bardzo ważne i to niekoniecznie oznacza, że trzeba od razu znać Jaya-Z. Czasem wystarczy mieć dobry kontakt z jego ziomkami, a ciekawe możliwości same się pojawią.
To jak wielu „podań ręki” brakuje do Bobby’ego?
Jestem już bardzo blisko, bo na moich bitach nawijali już prawie wszyscy raperzy mieszkający na jego ulicy. Fivio Foreign, Fetty Luciano i wielu innych – oni wszyscy są z 9-tej ulicy na Brooklynie. Niedawno Fivio znowu pisał z pytaniem o paczki bitów, bo jego kolega szykuje się do wypuszczenia materiału. W Polsce współpracuję już z naszymi lokalnymi gwiazdami jak Pezet, Malik Montana czy Pro8l3m i bardzo chciałbym, żeby podobnie było z raperami z USA, choć nie jest to proste. Trochę brakuje mi też sukcesu, jakiegoś numeru z „dużym” graczem, który popchnąłby to co robię dalej.
Przypomnijmy, że na Twoim bicie pojawił się Pop Smoke.
No tak, ale to było już jakiś czas temu. Nie mogę się tym ciągle szczycić, bo nie chcę być gwiazdą jednego numeru. Mam sporo niepuszczonych kawałków z Fivio i prawdopodobnie wkrótce zaczną się ukazywać. Zresztą to właśnie dzięki temu, że wcześniej wysyłałem mu moje bity, ten numer z Pop Smoke doszedł do skutku. Po prostu weszli razem do studia, słuchali kolejnych produkcji i zastanawiali się pod którą z nich nawinąć. Najbardziej zajarali się moim podkładem. Niestety całe okoliczności pojawienia się mojego bitu na płycie Pop Smoke’a sprawiły, że pozostał mi nieco słodko-gorzki posmak. Bit do numeru Showing Off wyprodukowałem w całości samodzielnie, ale finalnie w creditsach pojawia się informacja, że współprodukowałem go z AXL’em. Sytuacja wyglądała w ten sposób, że wysłałem ścieżki tego numeru do wytwórni, a oni go tam po prostu „wpakowali” i ostatecznie ma 15% udziału w tym kawałku. Jestem z tego powodu zły, bo AXL stara się sprawiać wrażenie jakby ten bit był głównie jego dziełem. Mój voice tag został przyciszony i zmieniono jeszcze kilka elementów, ale niewiele mogę z tym zrobić.
To są pewnie sytuacje, których nie sposób przeskoczyć będąc po drugiej stronie Oceanu. Próbujesz się jakoś przed tym zabezpieczać?
Mam managera, który załatwia za mnie całą „papierkową” robotę, ale rzeczywiście fakt, że na co dzień przebywam w Polsce nie ułatwia walki o moje prawa. Poza tym niekiedy trudno jest podchodzić do tych spraw na chłodno, bo podobne szanse nie pojawiają się codziennie i trzeba bardzo szybko reagować. Teraz po czasie wiem, że w tym „biznesie” nie można jednak kierować się jedynie emocjami. Początkowo nie zależało mi na pieniądzach, a tylko na tym, by na moich bitach pojawiały się kolejne numery. Myślę, że to dzięki takiemu podejściu dziś mogę zarabiać na mojej pasji, choć nie jest to droga usłana różami.
Producenci niechętnie rozmawiają o pieniądzach, jakie funkcjonują w branży i być może przez ten brak transparentności ciągle pojawiają się takie sytuacje.
Przez lata w tym temacie wiele się zmieniło i myślę, że dzisiaj płacenie producentowi za pracę jest całkowicie naturalne. Ja raczej nie żądam dużych sum pieniędzy od mniejszych artystów, ponieważ w takiej sytuacji zależy mi przede wszystkim na utrzymywaniu się w biznesie. Oczywiście stawki dla większych artystów rosną proporcjonalnie do ich popularności – artysta mainstreamowy płaci z reguły 10 razy więcej niż ten funkcjonujący w „podziemiu”. Wówczas za produkcję płaci wytwórnia, a raper nie musi wyciągać z kieszeni własnych pieniędzy. Nigdy wcześniej nie mówiłem, ile konkretnie zarabia się na mainstreamowych produkcjach w USA, ale teraz mogę zdradzić, że w moim przypadku ceny zaczynały się od 5.000 dolarów plus tantiemy.
Pewnie nawet nie przypuszczałeś, że na Twoich produkcjach będą rapowali MC z Nowego Jorku.
Na samym początku w ogóle nie myślałem o produkcji, a przede wszystkim chciałem zostać raperem. Moim pierwszym mikrofonem był MXL 770 i wszystkie wokale rejestrowałem w programie Cool Edit Pro. Pracowałem w ten sposób bardzo długo – to kwestia przyzwyczajenia i wygody. Jestem nieco opieszały w sprawach sprzętowych, a pierwsze kawałki nagrywałem bez odsłuchu w słuchawkach. Długo nie brałem się za produkcję, gdyż rapowanie wydawało mi się po prostu przyjemniejsze. Poza tym, jeśli rapujesz to łatwiej o jakiś odbiór u ludzi tego co tworzysz. Z bitami jest tak, że przez bardzo długi czas nikt nie słucha twoich produkcji, tylko siedzisz w pokoju i coś tam sobie dłubiesz. Każdy artysta potrzebuje jakiegoś feedbacku i pewnie dlatego początkowo głównie rymowałem.
Twoje eksperymenty i duża ilość auto-tune’a nie wszystkim przypadły do gustu.
Boże, ile miałem o to awantur! Auto-Tune pojawił się już w drugim numerze, jaki wrzuciłem na mój pierwszy kanał YouTube, czyli Gimb Rap Attack. W USA wszyscy wtedy tak rapowali. U nas ekipa Alcomindz wypuściła kilka numerów z tym efektem i ja też chciałem to robić. Większość numerów, których słuchałem była na auto-tune, więc w ogóle nie zastanawiałem się nad jego używaniem i po prostu zacząłem się nim bawić. Zawsze słuchałem nieco innej muzyki niż większość, więc to co robiłem, na początku mało komu się podobało. Ja też nawijam trochę inaczej i zawsze lubiłem wersy „rzucane” niby od niechcenia, jak np. Kosi z JWP, który sepleni. W USA słyszałem to milion razy, bo przecież ODB, czy wielu innych raperów sepleniło, miało inne wady wymowy, lub po prostu nawijało w stanie nietrzeźwym i to nie było nic nadzwyczajnego. W Polsce przez moment był taki nacisk na dykcję, żeby każdy był narratorem i nawijał jakby czytał książkę. To był chyba 2012 rok i właśnie wtedy przestawałem słuchać polskiego rapu, bo był strasznie kwadratowy. Zupełnie nie brzmiał jak muzyka młodych ludzi z ulicy.
Rzeczywiście miałeś dużo nieprzyjemności z powodu swojej muzyki?
Tych awantur było mnóstwo i czasami nawet dochodziło do rękoczynów. Kiedyś w Łodzi wszyscy chcieli robić truskul, czy funk w stylu O.S.T.R-ego. To było fajne, ale szybko się z tego wyłamałem. Dalej przychodziłem na bitwy freestyle’owe, choć wiele osób nie chciało mnie tam widzieć. Zawsze byłem najmłodszy i pyskaty, do tego lubiłem się kłócić, więc nie unikałem takich sytuacji. Tak chyba po prostu jest, że ludzie mają pretensje, jeśli ktoś robi coś inaczej. Z dzisiejszej perspektywy to wszystko było bardzo dziwne, ale finalnie to oni mają przerąbane, bo dawno ich wszystkich wyprzedziłem.
W którym momencie sam zacząłeś robić bity?
Wydaje mi się, że ja od samego początku miałem na kompie Fruity Loopsa i coś tam próbowałem działać, ale nie przykładałem się do tego. Pierwszym moim bitem, który gdzieś się przebił był ten z numeru Abu Dhabi z 2014 roku. W tamtych czasach rap nie robił takich wyświetleń na YouTube jak dzisiaj, ale i tak udało się uzbierać ich niemało – na ten moment na dwóch opublikowanych filmach liczba odtworzeń przekroczyła dwa i pół miliona. Kiedyś wsiadałem do tramwaju, żeby odwieźć brata na trening, i do kogoś zadzwonił telefon. Jako dzwonek ustawiony był ten właśnie kawałek. Zrobiło to na mnie spore wrażenie. Później przez długi czas raczej nie robiłem kolejnych podkładów, koncentrując się na rapowaniu. Miałem szczęście, bo otaczali mnie świetni producenci i w zasadzie każdy z nich robił później złote i platynowe płyty. Nie mówię, że stało się to dzięki mnie, ale jako producent wiem jak ważne jest, aby mieć dla kogo robić bity. Takim przykładem na pewno jest Kubi – producent, z którym zrobiłem projekt Park Jurajski zanim skumał się z Bedoesem. Z kolei mój pierwszy mixtape z Szopenem produkował Worek, który aktualnie jest multi-platynowym producentem na skalę Europy. Na jego bitach nawijają raperzy z Francji i Niemiec. Zawsze miałem umiejętność patrzenia na robienie numerów od strony producenckiej. Moi znajomi raperzy rzadko zwracali uwagę na poszczególne elementy numerów, natomiast ja zawsze miałem różne pomysły i nakierowywałem beatmakerów na to czego potrzebowałem.
W pewnym momencie zaczęło pojawiać się dużo Twoich produkcji. W jaki sposób tak dobrze opanowałeś FL Studio?
Uważam, że bycie zupełnym samoukiem w produkcji muzyki jest nierealne. Najpierw trzeba posiąść wiedzę, a dopiero później rozwijać praktyczne umiejętności. Ja w pewnym momencie zacząłem oglądać mnóstwo różnych tutoriali, choć uważam, że ciągle robię tego za mało. To jest zwykła nauka, jak w każdej innej dziedzinie, ale zdaję sobie sprawę, że większość osób najchętniej pominęłaby ten etap. Z takiego tutorialu zawsze coś wyciągniemy – niedawno słuchałem jak 808mafia przekonywał, że perkusja powinna być maksymalnie głośno i nie wiem czy się z tym w 100% zgadzam, ale warto słuchać osób mających większe doświadczenie, żeby konfrontować to z własnymi pomysłami. Dobrze jest też mieć wokół siebie grono zaufanych producentów. Przez długi czas wysyłałem moje rzeczy Swizzy’emu, którego bardzo długo uważałem za wyznacznik poziomu, jaki sam chcę osiągnąć. Jemu zawdzięczam też mój pierwszy zagraniczny placement, bo to on miał kontakt z AXL’em. Dzięki temu powstał kawałek Fivio Foreign x Jaydee Gimme That, który wyprodukowaliśmy razem ze Swizzy’m i AXL’em.
Korzystasz z sampli?
Nawet jeśli, to i tak zawsze staram się dogrywać do nich melodie. Szczerze mówiąc, granie jest dla mnie łatwiejsze niż samplowanie, a poza tym sample w mainstreamie mogą być źródłem problemów. Mam klawiaturę Akai MPK Mini MK3, ale nigdy nie gram od razu całej melodii. Z reguły zagram sobie parę klawiszy, aby wyczuć tonację, a w głównej mierze pracuję na klawiaturze komputerowej. Rzecz jasna zdarzało mi się zagrać dłuższe przebiegi, ale mam zdecydowanie większą kontrolę, kiedy układam to samemu. Do tworzenia melodii ciągle używam reFX Nexusa, Omnisphere, Purity czy Electrax, ale niebawem zamierzam zainwestować w NI Kontakt. W ostatnim czasie dostaję sporo melodii przygotowanych przez innych. Moim faworytem w tym względzie jest Wxrrior, który ma 16 lat i takie umiejętności, że strach pomyśleć, gdzie będzie za jakiś czas.
Mówiłeś, że gdy zaczynałeś rapować to nie miałeś nawet odsłuchów. A teraz?
Potem też nie było dużo lepiej, bo mój pierwszy placement zrobiłem na totalnie rozlatujących się głośnikach, z czego jeden był dziurawy... Inna sprawa, że ludzie mają niekiedy profesjonalne studyjne monitory, ale nie potrafią ich odpowiednio ustawić, więc lepiej byłoby, gdyby robili muzykę na słuchawkach. Aktualnie mam monitory Yamaha HS5 interfejs Avid Mbox, oraz słuchawki ATH-M20x. Taki zestaw mi wystarczy, bo zawsze wychodziłem z założenia, że tak naprawdę sprzęt jest sprawą drugorzędną. Jeżeli dobrze poznasz narzędzia, którymi dysponujesz to ich jakość przestaje być aż tak istotna. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby pamiętać swoje brzmienia. Widziałem nawet filmik, gdzie Southside tworzy całą produkcje w ogóle jej nie słuchając. To wręcz karykaturalna sytuacja, ale coś pokazuje. Niedawno ściągnąłem FL Studio Mobile i okazuje się, że na telefonie można zrobić normalny bit. Swizzy, kiedy mu o tym powiedziałem, zrobił to samo i ta inwestycja zwróciła mu się szybko – pierwszy zrobiony bit sprzedał od razu, i to za całkiem dobre pieniądze.
„Taki zestaw mi wystarczy, bo zawsze wychodziłem z założenia, że tak naprawdę sprzęt jest sprawą drugorzędną”
Sam zajmujesz się miksem?
Tak, chyba że produkcja trafia na jakąś „większą” płytę lub ktoś kupuje same ścieżki. Producent powinien samemu ogarniać te tematy, przynajmniej na tyle, żeby dało się do tego bitu nawijać. W tej chwili konkurencja na rynku jest zbyt duża, aby tworzyć niepełne produkty.
Jesteś jednym z pierwszych producentów, którzy robili w Polsce drill. Co jest w tej stylistyce najważniejsze i jak się za to zabrać?
Jeśli ktoś chce, podobnie jak ja, robić drill, to polecam zaopatrywanie się w paczki z perkusją. Większość osób pewnie to kuma, ale jeśli ktoś ma wątpliwości to trzeba to po prostu robić. Parafrazując klasyka – używanie pętli rąk nie brudzi, bo jest tożsame z korzystaniem z sampli. Loopy przecież też można ciąć i edytować, a poza tym ważne dla mnie jest, żeby nie używać tych najbardziej oczywistych i popularnych. Należy cały czas kombinować, wtedy jest szansa na wypracowanie autorskich rozwiązań. Często są to proste rzeczy – dla mnie charakterystyczne jest robienie kick rolla. Nie słyszałem tego w innych drillowych bitach, a brzmi to naprawdę fajnie. Zawsze też, gdy układam kick, staram się go dać możliwie jak najciszej, żeby nie „łupał” przez cały czas. Bardziej koncentruję się na najlepszych momentach, w których ma uderzyć. Szczególnie, że stopa w moich bitach jest naprawdę głośna.
Od czego zaczynasz tworzenie nowego bitu?
Od melodii. Gdy mam melodię, to wtedy pojawia się snare, ale nie ten zwykły clap, tylko charakterystyczny drillowy counter snare. Dopiero później wjeżdża kick i kolejny werbel. Z reguły projekty zamykam w 20 ścieżkach, bo oprócz podstawy dochodzą do tego wszelkie smaczki jak „voxy” czy „perci”. Ludzie dają czasem drillowe slide’y w basie i myślą, że jeden patern basu wystarczy. Trzeba zrobić przynajmniej dwa lub trzy, ponieważ jeden zapętlony brzmi strasznie mechanicznie. Robiąc bit bardzo często do niego tańczę, bo ważne jest dla mnie, aby złapać klimat. Raczej nie siedzę zbyt długo nad jednym projektem, gdyż nigdy nie wychodzi z tego nic dobrego. Jeśli czuję, że produkcja trwa za długo, wysyłam projekt komuś innemu, żeby coś pokombinował. Ewentualnie, po jakimś czasie, sam wrócę do projektu z zupełnie „świeżą głową”.
Kiedyś nie było tylu kooperacji pomiędzy beatmakerami, albo po prostu nie mówiło się o tym tak otwarcie.
Internet sprawił, że jest to dużo łatwiejsze. Nie każdy lubi kończyć swój bit, niektórzy nie potrafią robić perkusji, a umieją kreować świetne melodie i tak dalej. Kiedyś, żeby połączyć te umiejętności trzeba było siedzieć razem w studiu. Dzisiaj można nie wychodzić ze swojej sypialni i zrobić z kimś wspólny bit. Chyba większość producentów lubi spotykać się z innymi ludźmi w studiu, ale żeby to zrobić trzeba pojechać do innego miasta, wydać trochę pieniędzy i zainwestować w to czas. Moim zdaniem muzykę fajniej robi się z innymi ludźmi, ponieważ wtedy pojawia się inna energia. Jeżeli współpracujesz z ludźmi, których zdanie jest dla ciebie ważne, to na pewno powstaną lepsze bity. Nie jesteś wówczas swoim jedynym krytykiem.