Panteraz - Transformacja
Recenzowanie płyty autorstwa redaktora naczelnego teoretycznie może wydawać się zadaniem równie przyjemnym, co rozbrajanie pola minowego. Szczęśliwe płyta jest zacna, więc ze spokojnym sumieniem mogę posłodzić Tomaszowi Wróblewskiemu, kryjącemu się za projektem Panteraz.
Od pierwszych taktów "Transformacji" w uszy rzucają się dwie rzeczy. Przede wszystkim doskonale przemyślane, niebanalne harmonie i sporo melodii wpadających natychmiast w ucho. Po drugie mamy do czynienia z bardzo eklektyczną muzyką i teoretycznie powinno się to wszystko rozlecieć na kawałeczki. Tymczasem "Transformacja" jest bardzo spójna, mimo że słychać tu echa inspiracji tak różnymi artystami jak Republika, Kobiety, The Specials, Radiohead czy The Beatles. Last but not least, każdy kawałek opowiada jakąś historię, czasem nawet bardzo osobistą, i to zaangażowanie jest zaraźliwe – trudno pozostać obojętnym wobec takich kawałków jak "Niepotrzebne spotkania", "Człowiek o czystych rękach" czy "Wyglądasz magicznie".
- Jestem staroświecki – harmonia zawsze jest pierwsza, powstaje na gitarze i to ona oraz linia melodyczna stanowią podstawę, od której zaczyna się cała koncepcja. Postępuję tu zgodnie z radą Grzegorza Ciechowskiego, który powiedział mi kiedyś, że siłą każdej piosenki jest napięcie między melodią a harmonią. Każdy element aranżacji musi być w ten schemat wpisany, zwiększając lub zmniejszając owo napięcie. Nie ma napięcia, to nie ma energii, a jak napięcie jest stałe, to robi się nudno – tłumaczy swoją filozofię pracy Wróblewski.
Uwagę przykuwają ciekawie upichcone partie perkusyjne. Brzmienia akustyczne często splatają się z tymi elektronicznymi, a obok naturalnie brzmiących bębnów pojawiają się też mocno przetworzone, odważne barwy, tak jak w Zmienność trwa, opartej na potężnym, lekko przesterowanym bicie. - Niemal zawsze zaczynam od jakiegoś schematu rytmicznego w Addictive Drums. Bębny nie są u mnie fetyszem, nie spędzam całych dni na dopracowaniu stopy i werbla. Kończę w momencie, kiedy czuję, że wspierają pozostałe elementy aranżacji. Za to bardzo dużo pracy wkładam w humanizację partii perkusyjnej, szczególnie jeśli chodzi o hi-hat i ride. Te elementy to podświadomie odbierana przez słuchaczy siła napędowa rytmu. Potem, już w kontekście całości, gdy wyraźnie słyszę, co trzeba akcentować, dodaję sample stopy, werbla i tomów z Heavyocity Damage – wyjaśnia twórca Panteraz.
Jednak tym co spaja płytę nie jest perkusja a wokal, który kojarzy mi się z Grzegorzem Nawrockim z Kobiet. Tu też mamy do czynienia z mocno przetworzonym, szeroko rozpostartym głosem. - Przez wiele lat funkcjonowałem jako wokalista, zatem mam pełną świadomość takich, a nie innych możliwości swojego głosu, starając się to kreatywnie wykorzystać. Współczesny wokal jest hipernaturalny, postępuję więc tak, by mój taki był. Tam, gdzie mają się pojawić harmonie wokalne, nagrywam po kilkanaście ścieżek, a potem wyrównuję je rytmicznie korzystając z funkcji stretchmarkerów w widoku spektralnym w Reaperze. Wtedy widać każdą głoskę, czego nie ma w standardowym przebiegu amplitudowym. Potem poddaję partie niezbyt głębokiemu strojeniu w ReVoice Pro. Główny głos jest na środku, a drugie i trzecie ustawiam szeroko. Następnie ich pogłosy kieruję do przeciwnych kanałów tak, by równomiernie wypełnić panoramę. Kluczowy jednak jest tor mikrofonowy. "Pięknie" brzmiące mikrofony nie zawsze się sprawdzają, bo często dają wynaturzone brzmienie po obróbce. Są doskonałe do głosów doskonałych. Przebadałem niemal wszystkie mikrofony na rynku, kupując te, które w danym momencie wydawały mi się najciekawsze. Jednak od blisko roku na statywie stoi Warm Audio WA-47Jr z pop-filtrem Groove Tubes. Przedwzmacniaczem jest interfejs UA Apollo Twin. Partie wokalu nie są przesadnie głęboko przetwarzane. Cały tor sygnałowy to iZotope Nectar 3 Elements, Kush Novatron i FabFilter Pro-Q2. Ogólna szerokość to efekt działania UAD K-Stereo i odrobiny korekcji przechyłowej Audified RZ062a w trybie Mid-Side – tłumaczy Wróblewski.
Bardzo ciekawie przedstawia się również kwesta masteringu "Transformacji". - Osobom, które potrzebują szybkiego, poprawnie brzmiącego i zgodnego z mediami strumieniowymi masteringu polecam Maximalsound.com. Korzystam z tego serwisu, podobnie jak kilku innych, na zasadzie punktu odniesienia. Mając szereg różnych wersji masteru łatwiej dojść do optymalnych efektów. Tym bardziej, że osoba produkująca muzykę nie powinna samodzielnie robić masteringu, bo to trochę tak, jak pójście z siostrą na studniówkę... Na tym albumie po raz pierwszy wykorzystałem rewelacyjną wtyczkę Newfangled Elevate. Pozwala ona m.in. na obróbkę transjentów w wybranych pasmach, a jej adaptacyjny, wielopasmowy tor nasycenia wyciśnie z dźwięku ostatnie bity. Procesor bywa niebezpieczny, pozwalając bez trudu uzyskać -5 LUFS, dlatego stoi za nim Nugen Master Check, żeby nie odjechać z głośnością. Kluczem do masteringu jest jednak aranżacja. Trzeba też pamiętać, że nasz słuch adaptuje się do szerokopasmowego, głośnego brzmienia już po kilku sekundach. Wszelkie zmiany, których dokonamy po tym czasie, będą nieobiektywne. Master trzeba zatem robić sprawnie i przy użyciu dobrze znanych narzędzi, by nie błądzić po ustawieniach. Mam kilka zestawów monitorowych, w tym PMC, Eve, Focal i Genelec, oraz różne wysokiej klasy słuchawki. Na tych systemach robię cykl odsłuchowy: 10 sekund różowego szumu, by się zresetować sonicznie, potem utwór odniesienia, zwykle Muse albo Franz Ferdinand, znów na krótko szum, i wreszcie przedmiot masteringu. Notuję spostrzeżenia, śledzę wskazania Nugen Master Check, wprowadzam poprawki i ponawiam cały cykl. W ten sposób mastering jednego utworu można zamknąć w dwie godziny – podsumowuje muzyk.