Coals - Między trapem a gitarą

13.05.2019 
Coals - Między trapem a gitarą

Wydany w 2017 roku debiutancki album Tamagotchi bardzo szybko umiejscowił duet Coals wśród najciekawszych zespołów młodego pokolenia w Polsce. Kiedy niespełna dwa lata temu po raz pierwszy rozmawialiśmy z Katarzyną Kowalczyk i Łukaszem Rozmysłowskim opowiadali o tym jak zawrotnego tempa nabrały wydarzenia zaraz po ukazaniu się ich pierwszego krążka na rynku - świetne recenzje Tamagotchi, od razu potem występy na zagranicznych festiwalach czy sesja dla KEXP. Między wierszami dało się wyczytać, że to wszystko nieco ich przerasta. Teraz wrócili z nową energią oraz EP-ką Klan, tylko zaostrzającą apetyty przed drugim LP duetu.

Jadąc do was słuchałem w samochodzie Radia Kampus i pojawiła się tam informacja o koncercie gwiazd nowej fali hip hopu na którym pojawi się m.in. Schafter, Młodyskinny oraz… Coals.

Łukasz Rozmysłowski: Im więcej różnych łatek zostaje nam przypinanych tym lepiej - oznacza to, że tworzymy różnorodnie. Samemu byłoby mi ciężko wskazać dominujący w naszej muzyce gatunek. Chciałoby się powiedzieć "pop" ale przecież dzisiaj popem może być rock, elektronika a nawet istnieje coś takiego jak metalowy pop… Z tego co pamiętam, kiedyś wymyśliliśmy sobie, że najlepszym określeniem naszej muzyki będzie "cold pop". Może to oznaczać tak naprawdę wszystko i to nam odpowiada. Nie mamy zatem problemu, jeśli ktoś opisuje naszą muzykę przez pryzmat różnych stylistyk.

Zwłaszcza, że w kilku miejscach mówiliście o tym, że jest to "shy rap". Kacha, nadal jesteś zainteresowana tym kierunkiem?

Katarzyna Kowalczyk: Chciałabym pójść w tę stronę, chociaż zawsze odczuwam pewne rozdarcie pomiędzy trapem a gitarą. Ciągle uważam, że najfajniej jest to łączyć i w Coals staramy się to robić. Sama słucham sporo rapu ale po jakimś czasie zawsze przychodzi moment, kiedy staje się to męczące. Nie chciałabym też robić muzyki, którą można łatwo konkretnie określić.

ŁR: Wydaje mi się, że najbardziej lubimy takie połączenia jak na swoich płytach prezentuje Dean Blunt. Pojawia się rap, słychać gitary i wyraźny bit – to wszystko u niego jakoś świetnie do siebie pasuje.

Na końcu naszej ostatniej rozmowy w Estradzie i Studio stwierdziliście, że teraz zamierzacie skoncentrować się na rynkach zagranicznych, tymczasem na nowej EP-ce wszystkie kawałki są po polsku.

ŁR: Chcieliśmy "ukłonić się" naszym polskim fanom, którzy często podkreślają, że bardzo podoba im się kawałek Lato. Zresztą, to bardzo miłe, kiedy podczas koncertów publiczność śpiewa ten numer razem z nami. Stwierdziliśmy, że jeśli nagramy kilka nowych piosenek po polsku to takich sytuacji będzie więcej.

KK: U mnie to ma też takie podłoże, że znudziło mnie pisanie po angielsku i chciałam zadać sobie pytanie czy polski sprawdzi się w klimatach, które tworzymy. Do tego dochodzi fakt, że zaproszeni przez nas goście w całości pochodzą z Polski oraz wszystkie koncerty, które zaplanowaliśmy na to półrocze będą miały miejsce w Polsce. Wcześniej krępowałam się śpiewać po polsku, ale teraz czuję się na to gotowa. Przy pracy nad Klan EP dobrze mi się pisało i myślę, że będziemy ten kierunek kontynuować.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

ŁR: Co nie znaczy, że kawałków po angielsku już nie będzie.

KK: Na pewno się pojawią. Jednak coraz więcej muzyków udowadnia, że można działać zagranicą tworząc piosenki w swoim ojczystym języku. Są to jednak niestety przypadki, kiedy język jest bardzo melodyjny i powszechnie znany na świecie. Jak w przypadku Rosalii śpiewającej po hiszpańsku. Ostatnio usłyszałam polską wersję utworu Malamente, no i nie jest to już ten sam vibe, a utwór stracił jakąś taką głębię. Tam tekst różni się od oryginału, ale jednak zachowana jest ta sama melodia wokalu. R&B po polsku to sprawa trudna do wykonania. Sigur Rós tworzył swoje utwory w języku islandzkim i generalnie jest to bardzo fajne zjawisko.

Tak, chociaż jednocześnie bardzo trudnym do wytłumaczenia, prawda?

KK: Tak, właśnie ta obcość islandzkiego jest kusząca. I tak też myślę w kontekście naszych piosenek. Bo nie chodzi tu o to, żeby wszystko było bardzo wyraźne, tylko żeby słowa też budowały brzmienie. Może dla kogoś z zagranicy egzotyka polskiego byłaby pociągająca...

Zawsze odczuwam pewne rozdarcie pomiędzy trapem a gitarą. Ciągle uważam, że najfajniej jest to łączyć i w Coals staramy się to robić. (Katarzyna Kowalczyk)

Wy generalnie trzymacie rękę na pulsie, jeżeli chodzi o to co dzieje się na rynku. W jednym z wywiadów usłyszałem, że Łukasz założył firmę – to oznacza, że sami będziecie wydawać własne płyty?

ŁR: Szczerze mówiąc działalność najbardziej była potrzebna do sprzedaży merchu, który planowaliśmy już bardzo długo. Można powiedzieć, że EP-kę Klan też wydaliśmy przez moją firmę - sam dodawałem tagi na streamingach "Label: CoalsCo". Proces wydawania wyglądał prawie identycznie jak przy płycie Tamagotchi, z tym że wtedy nie musieliśmy szukać tłoczni i księgować fakturek.

KK: Już dawno chcieliśmy zrobić merch. Łukasz odkąd założył firmę kombinował, co mogłoby się w nim znaleźć, gdzie wyprodukować, jak to ma wyglądać Skorzystaliśmy z pomocy dziewczyny Łukasza Kasi Worek, która jest graficzką i stworzyła dla nas wiele pięknych projektów. Ostatecznie postawiliśmy na szaliki, plakaty i naklejki, ale jest tyle jeszcze projektów do wykorzystania... Myślę, że przy drugiej płycie znowu będzie jakiś merch odnoszący się do wydawnictwa. Ja tylko powiem, że mega frajdę sprawiała mi promocja szaliczków i cieszę się, że to tak popłynęło.

A to, że na tej EP-ce więcej jest procesowanych wokali to też jakaś wasza odpowiedź na bardzo powszechny trend korzystania z efektu auto-tune?

KK: Słuchamy sporo trapów, czy rzeczy z tzw. sceny "deconstructed", więc na pewno w jakiś sposób przekłada się to na nasze utwory. Na EP-ce sięgnęliśmy po auto-tune, najbardziej słychać to w kawałkach Satyna oraz Planety. Szukamy nowych możliwości a kiedy widzę jak różni wokaliści wyśmiewają używanie tego efektu to mogę tylko powiedzieć, że to słabe podejście do tematu.

ŁR: Niektórzy z założenia podchodzą do auto-tune’a bardzo negatywnie. I nawet nie zwracają uwagi na to czy ten efekt został użyty w sposób ciekawy czy nie. Jeśli już usłyszą tą charakterystyczną robotyczną barwę mówią "aha, nie umieją śpiewać". Warto zwrócić uwagę na to, że dzisiejsze procesory wokalne pozwalają na niemalże niezauważalne strojenie wokali i żywych instrumentów. Tak stało się również na naszej EP-ce. Wszystkie niedociągnięcia stroiłem ręcznie za pomocą Waves Tune LT, a charakterystyczne ubarwianie wokalu - czyli słyszalny efekt "auto-tune" - uzyskiwałem za pomocą sterowanej MIDI wtyczki Soundtoys Little AlterBoy. AlterBoya używałem już na płycie Tamagotchi w utworze Hoodie Blake. Można z nim wyczyniać niesamowite rzeczy dzięki opcji "Robot".

Takie negatywne głosy się teraz pojawiały? Bo wydaje mi się, że do tej pory dominowały raczej pozytywne opinie.

KK: Tak, mamy fajnych i oddanych słuchaczy ale z biegiem czasu pojawiło się trochę negatywnych komentarzy. EP-ka zrobiła też lekkie zamieszanie. Nie dziwię się, bo jednak są to nieco inne klimaty, ale z drugiej strony też nie tak bardzo odbiegające od płyty Tamagotchi. No ale czasami ludzie lubią moralizować i piszą, że jak mogliśmy tak się zmienić, że szkoda głosu na taką "tandetę". Myślę sobie wtedy, że to nie są nasi słuchacze i nie rozumieją naszego podejścia. Mi by nigdy nie przyszło do głowy, żeby pouczać wykonawcę którego lubię, bo wiem, że go raczej to nie obchodzi i będzie robił to, co dokładnie czuje w danym momencie. Kiedyś się przejmowałam byle czym. Teraz czuję się pewniej, więc przez większość krytyki przechodzę obojętnie, chyba że jest ona konstruktywna.

ŁR: Ostatnio pojawiło się troszkę komentarzy od zwolenników naszych "nie-trapowych" dokonań. Fajnie kiedy ktoś pisze np. "nie podoba mi sie na maxa, ale czaje i nadal kibicuje". Takie komenty są super, bo widać że niektórzy starsi kibice Coals zostają z nami i czekają na nowości. Mogę im obiecać, że na pewno będą jeszcze miłe słodkie smutne pioseneczki, jeśli nie w Coals, to sam specjalnie zrobię dla nich Sting v2 i Lato2020.

KK: Tak, takie komentarze są mega miłe. A miłe piosenki na pewno jeszcze będą.

W każdym numerze na EP-ce Klan pojawia się inny gość i to niekiedy, przynajmniej wydawałoby się z bardzo odległych muzycznie światów.

ŁR: Na samym początku całość miała nazywać się Family Frost ale przestraszyliśmy się, że mogą z tego wyniknąć jakieś kłopoty prawne. Taki pomysł pojawił się, ponieważ wszyscy zaproszeni artyści są nam w jakimś sensie bliscy a poza tym całkiem niedawno zorientowałem się, że Kubi Producent to mój kuzyn. Jak już oboje podowiadywaliśmy się, że produkujemy muzykę musieliśmy zrobić rodzinny collab. Pracowało nam się na tyle dobrze, że nagraliśmy też wspólny numer na jego album producencki. Mogę powiedzieć, że nigdy wcześniej nie było Coals w takim wydaniu, serio serio mówię.

No to jestem ciekawy tego kawałka, tym bardziej że Wy dosyć rzadko pojawiacie się na projektach innych artystów i też inaczej niż w duecie.

ŁR: Kacha już kilka razy współpracowała z innymi producentami, ja natomiast wcześniej nigdy. Musiałbym sam się o to starać a racji lenistwa ale też braku pewności siebie nie próbowałem jeszcze do nikogo startować. Nie licząc rzecz jasna Bobka Bobkowskiego z którym stworzyliśmy parę undergroundowych rapów oraz numer Rave03.

KK: Rzeczywiście bardzo rzadko popełniam tzw. "featy", bo przyznaję, że trudno mi jest robić coś poza Coals. Chyba trochę przez lenistwo ale trudno też pracuje mi się z ludźmi, których nie znam zbyt dobrze. Z drugiej strony kilka takich rzeczy też było: współpracowałam z Danielem Spaleniakiem przy jego trzech kawałkach, dograłam jedno zdanie do piosenki Taco Hemingway’a a w tym roku zdecydowałam się na zrobienie kawałka z zespołem Sarmacja, ponieważ lubię ich brzmienia i dali mi dużo wolności.

Niedawno wystartowałaś też z projektem MUKA.

KK: Tak, ten projekt powstał spontanicznie, trochę z inicjatywy mojego chłopaka, który gra jako paszka. Była to dla mnie totalna nowość, bo nasz album PAMPUCH składa się w większości z improwizowanych wokali. I wszystko jest takie "barokowe". Granie pierwszych koncertów było również nowym doświadczeniem, bo często improwizowałam i niekiedy te występy miały wręcz imprezowy charakter. Teraz planujemy trochę zmienić formułę i postawić na więcej elementów powtarzalnych. W każdym razie taki muzyczny chaos to też jakaś część mnie.

Niektórzy z założenia podchodzą do auto-tune’a bardzo negatywnie. I nawet nie zwracają uwagi na to czy ten efekt został użyty w sposób ciekawy czy nie. Jeśli już usłyszą tą charakterystyczną robotyczną barwę mówią "aha, nie umieją śpiewać". Warto zwrócić uwagę na to, że dzisiejsze procesory wokalne pozwalają na niemalże niezauważalne strojenie wokali i żywych instrumentów. (Łukasz Rozmysłowski)

Zakładam, że Klan EP to jedynie przystawka przed daniem głównym, czyli waszym drugim LP.

ŁR: Tak, pracujemy nad płytą ale to jeszcze trochę potrwa, więc narazie zdecydowaliśmy się na EP-kę. W pierwszym kawałku na końcu jest dialog w którym Dianka mówi do Kachy żeby włączyła radio i wtedy słychać fragment utworu z nowej płyty.

KK: Piosenka będzie nazywała się Pools i bardzo ją lubię. Jest to coś innego niż rzeczy, które wyszły teraz na EP-ce. Można nazwać to balladą ale nie jest przesłodzona. Chyba słuchałam wtedy dużo Michelle Gurevich. Co do klimatu reszty kawałków to jeszcze trudno coś powiedzieć. Kontynuujemy nasze dotychczasowe brzmienia, czyli łączenie dream popu z shy rapem, ale pewnie dojdą jakieś nowe elementy. Możemy zdradzić, że na płycie powinni się pojawić Danny L Harle oraz Felicita z wytwórni PC Music.

ŁR: Czujemy sporą presje, bo Tamagotchi zostało bardzo dobrze przyjęte w zasadzie przez każdy kąt branży muzycznej i chcielibyśmy oczywiście co najmniej dorównać poziomowi debiutanckiej płyty. Zauważyłem, że im krócej siedzę nad utworami tym więcej pochwał za nie dostaję, więc może nie ma się czym przejmować i wystarczy odpuścić.

A coś się zmieniło pod kątem samej pracy w porównaniu do tego jak wyglądało to przy Tamagotchi?

ŁR: Nieszczególnie. Dokupiłem kompaktową klawiaturę Nektar Impact LX25, która idealnie mieści się do walizki, więc mogę zabierać ją w dalsze trasy. Do tego doszedł cały zestaw wtyczek Waves Gold, które świetnie sprawdzają się przy miksie. Najczęściej używam wielopasmowego kompresora C4 i deesera. Od zakupu paczki Gold są to dwie obowiązkowe wtyczki na torze miksu wokali. Użytkowanie C4 jest bardzo intuicyjne z racji responsywnego wizualnie interfesju graficznego.

Śledzisz nowinki sprzętowe? Jest jakieś narzędzie, które chętnie widziałbyś w swoim studiu?

ŁR: Nie jestem jakimś "geekiem" sprzętowym, ale czasem kiedy wleci mi jakiś newsletter z interesującą nowinką, to oczywiście sprawdzam. Ze względu na koncerty ostatnio marzę o kupnie nowej gitary elektro-akustycznej. Gitara, którą posiadam aktualnie (Epiphone EJ-200 SCE), brzmi bardzo plastikowo z przetwornika, przez co szukam takiej, która z kabla będzie brzmiała naturalnie i bogato. Po przesłuchaniu wielu próbek na Thomann najbardziej zainteresowały mnie gitary Fender z serii PM, a szczególnie malutkie poręczne gitarki PM-TE. Brzmią nadzwyczaj dobrze z przetwornika - przynajmniej tak mi się wydaje po przesłuchaniu nagrań. Muszę teraz znaleźć jakąś PM-kę w mojej okolicy i dokładnie ją ograć.

Już raz odwoływałem się do naszego ostatniego spotkania i na koniec tej rozmowy zrobię to raz jeszcze, bo pamiętam że mówiliście o tym jak szybko wszystko wokół was się dzieje i że nie macie czasu tego nawet analizować, bo ciągle musicie gdzieś pędzić. Teraz chyba udało się trochę zwolnić – nabraliście dystansu do tego wszystkiego co wokół się dzieje?

KK: Tak, chyba jest tak, jak mówisz. Wiadomo, nerwówka nas często dopada, ale zdecydowanie lepiej znosimy już pewne sytuacje. W tym roku jedziemy na Open’era, gdzie pojawimy się  razem z gośćmi z EP-ki i żartuje sobie, że będzie to widowisko na miarę gali MTV EMA. Gdyby taka propozycja pojawiła się w 2016 roku to pewnie umarłabym na zawał. A teraz czerpię ogromną radość z przebywania na scenie i planowania całego koncertu.

ŁR: Ja też bardzo się zdystansowałem - chodzi mi o ten cały biznes muzyczny. W pewnym momencie faktycznie wpadliśmy w wir, tych wszystkich muzycznych wydarzeń. Ten biznesowy świat z początku, gdy jest się małym zespołem, może przytłaczać. W głowie tworzą się jakieś takie automatyczne przekonania, że młodzi muzycy mają się za wiele nie odzywać tylko być miłym i na wszystko się zgadzać. Po tym całym czasie, wielu nieprzespanych nocach podczas tras koncertowych czy niewdzięcznych showcase’ach wydaje mi się, że uodporniliśmy się na ciężką łapę biznesu. Udało nam się pozostać przy swoim i robić wszystko do końca tak jak chcemy. Mam też nadzieję, że w przyszłości uda nam się znaleźć porządną wytwórnie z którą w pełni się dogadamy.

Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó